Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Żołnierze ustawili się w szeroki okrąg na środku pomieszczenia. Wewnątrz stała już Kamila, bez broni, i patrzyła na poważne wyrazy twarzy wojaków. Karłowaty generał usiadł na konsolecie komputera i z pewnej wysokości obserwował nadchodzący spektakl. Kamila czekała cierpliwie na swoją przeciwniczkę.
Nagle żołnierze na wprost niej przerwali szereg i wpuścili jej konkurentkę.
To była druga Kamila Staszewska.
Niemal identyczna, ten sam chód, oczy, usta, włosy. Miała na sobie perfekcyjną kopię kombinezonu najemniczki. Istniała jednak jedna podstawowa różnica, wyraźnie podkreślona przez kostium.
Tamta Kamila była o jakieś kilkanaście kilo grubsza.
Tłuściutka, puciata twarz. Nadmiar ciałka na boczkach i wielki tyłek. No, piersi też miała okazalsze, co akurat liczyło się pewnie in plus.
Jej przeciwniczka spojrzała na Kamilę z płomienną zawiścią w oczach.
– Cześć. Klon? – spytał oryginał.
Tłusta wersja Kamili pokręciła głową i odezwała się jej własnym głosem:
– Alternatywna wersja, jakby nie patrzeć. Urodziłam się tu i jestem prawdziwą Kamilą Staszewską. Nawet mieszkam w tym samym mieszkaniu. I byłam sekretarką.
– Robi się ciekawie. Ale widzę, że powinnam ci przysłać Kompendium Wiedzy o Dietetyce na Święta. Kiedy ty się zdążyłaś tak spaść, na Boga?
– Odkąd pracuję dla Wojska, dostaje słodycze bez kartek. Co mam się hamować?
Kamila-oryginał pokręciła głową z obrzydzeniem. Tym większym, że w głębi duszy wiedziała, że gdyby się nie kontrolowała, jej własne łakomstwo tak właśnie by się skończyło.
– Ale nie tylko dlatego z nimi pracujesz?
– Nie – Kamila-tłuścioszek uśmiechnęła się bardzo nieprzyjemnie. – Chcę cię zabić, z całego serca i ze wszystkich sił!
– A co ja ci zrobiłam?
– Nie wiedziałam wcześniej, że są inne światy. Inne wymiary. Ale już wiem i ta wiedza wywołuje we mnie poczucie rażącej niesprawiedliwości. Czemu ty żyjesz sobie spokojnie i opływasz w zachodnie luksusy, a ja od dziecka wcinam chleb z serem i dżemem, muszę po byle co stać w kolejkach do Peweksu i słuchać latami nieustającego pieprzenia Gierka o dobrobycie naszego kraju? Teraz moja kolej na wspaniałości i ty musisz odejść!
– To nie jest tak fajne, jak ci się wydaje… Poza tym, czy nie powinniśmy tego rozwiązać inaczej? Jesteśmy, jakby nie patrzeć, tą samą osobą.
– W życiu. Nienawidzę konkurencji.
Momentalnie rzuciły się na siebie. Wymieniły kilka kopniaków i ciosów piąstkami. Odskoczyły po chwili i zaczęły obchodzić się ostrożnie, szukając okazji do ataku.
– Niezła jesteś – komplementowała tłustą. – Ale nie pokonasz mnie. Wyglądasz jak twoja… moja… nasza matka, spaślaku! Brakuje ci tylko wąsów, moja droga.
– Mylisz się – odpowiedziała i natychmiast rzuciła się na Kamilę właściwą. Złapała ją w swoje potężne ramiona i ścisnęła mocno. Próbowała się wyrwać, ale uścisk był iście niedźwiedzi. Naraz Kamila-tłuścioszek cisnęła swoją przeciwniczką wprost w tłumek uważnie obserwujących żołnierzy. Ta zderzyła się z nimi, boleśnie dla obu stron.
– Ha! – wrzasnęła uradowana gruba.
Tłum dopingował przez chwilę okrzykami: „Kamila, Kamila!". Zanim zorientował się, że owo skandowanie równie dobrze może pomóc tej niewłaściwej.
Sekretarka podniosła się z podłogi, odepchnęła żołnierzy i ruszyła na swoją alternatywną wersję. Dobiegła do niej i kopnęła z półobrotu. Tamta odskoczyła, ale nawet nie poczuła dobrze ciosu. Jej pięści spadły na przeciwniczkę. Kamila-oryginał unikała, broniła się i kontrowała, ale nie mogła dać rady odpornej napastniczce. Nawet tłuczenie pięściami w jej brzuch, w oszałamiającym tempie, nic nie dawało. Odskoczyły od siebie i uważnie miarkowały swoje ruchy. Kamila zaryzykowała. Postanowiła wykorzystać najstarszą sztuczkę świata.
– Spójrz! – wskazała na prawo. – Tort lukrowany z podwójną bitą śmietaną!
Kamila-tłuścioszek odwróciła głowę, na ułamek sekundy.
To wystarczyło. Kamila-oryginał podskoczyła i wykonała prosty manewr, popularny w każdej niemal sztuce walki. W Polsce określa się go tak: „pociągnąć komuś z dyńki".
Po takim fachowym uderzeniu, nos grubaski zaczął krwawić, a ona sama postanowiła grzecznie zemdleć. Z prawdopodobnym wstrząsem mózgu. Kamila-oryginał zachwiała się lekko po swoim manewrze, ale ustała na nogach. Trochę bolało ją czoło.
Westchnienie zawodu przetoczyło się falą po sali. Potem zapadła cisza.
Towarzysz generał zastygł, z miną podobną do takiej, jaką się robi, gdy znajdzie się czyjś włos we własnej zupie. Mieszanina zaskoczenia, obrzydzenia i oburzenia. Szybko się jednak otrząsnął i postanowił oczywiście nie dotrzymać umowy.
– Na co czekacie, bałwany wy jedne! – wrzasnął do żołnierzy. – STRZELAĆ!!!
Zanim jednak oszołomieni wojacy zdążyli wykonać rozkaz, Kamila odpięła od pasa dwie niegroźne, złote spineczki i rzuciła je w tłum.
Bomby wybuchły, oślepiając wszystkich.
Po chwili żołnierze znaleźli się w pętli czasowej. Mężczyźni zebrani wokół Kamili zaczęli bez przerwy unosić karabiny do góry, by oddać strzał, którego jednak oddać już nie mogli. Ta spokojnie odebrała swoją broń i odwróciła się ku komputerom.
Towarzysz generał uniknął temporalnej fali uderzeniowej, w ostatniej chwili ukrywając się za komputerem wielkości sporej szafy. Nie widząc żadnej drogi ucieczki, postanowił walczyć do końca i zachować honor. Wyskoczył z miotaczem wyciągniętym przed siebie.
– Nie podchodź! Będę strzelał!
Zaczęła podchodzić.
– Mam najlepsze wyniki na strzelnicy w jednostce! – wrzasnął.
Podniosła czterolufową, groźnie wyglądającą broń. Nie wytrzymał i strzelił. Nie spudłował, ale Kamila odchyliła się tylko lekko na lewo i kula przemknęła tuż obok jej ucha. Uśmiechnęła się szeroko.
Generał zaczął się cały trząść.
– Odejdź! – wrzasnął. Cała godność żołnierza uciekła, gdzie pieprz rośnie. – Strzelę znowu! – doinformował, gdy była już tylko parę kroków przed nim.
Kamila postanowiła zaryzykować ponownie.
– Zobacz – pokazała palcem gdzieś za generała. – Breżniew na unicyklu!
Odwrócił się, a Kamila szybko podbiegła i walnęła go mocno ciężkim blasterem w tył głowy. Osunął się natychmiast na ziemię, niemal zgniatając jej stopy.
Drugi raz w ciągu jednego dnia, pomyślała. Komuna to jednak robi z ludzi ciemnotę.
Pokręciła pokrętłem i blaster zmienił się momentalnie w wyrzutnię. Wystrzeliła jedną rakietę w ścianę tuż nad drzwiami wejściowymi. Eksplozja oderwała kawałek, skutecznie blokując wejście ewentualnej odsieczy. Zadowolona, zmniejszyła broń z powrotem do wyjściowego rozmiaru, zawiesiła przy pasie. Wyciągnęła z kolei wyrzutnik pułapek.
Po chwili Kamila-2 i Towarzysz generał znaleźli się we wnętrzu małych kulek.
Pora na fazę drugą, pomyślała. Podbiegła do komputerów i zaczęła przyglądać się systemowi komunikacyjnemu. Mieli liche anteny, ale na jej potrzeby powinny być wystarczające. Wyjęła mały sześcianik. Był to bardzo wydajny mechanizm nadawczy, który wymusiła od przerażonego ślimola na Marsie.
Miała nadzieje, że mała rewolucja zakończy sprawę.
O godzinie dwudziestej trzeciej, tuż po powtórce „Czterech Pancernych i Psa", wszystkie telewizory w kraju wyłączyły się nagle. I małe odbiorniki prywatnych mieszkaniach, i toporne pudła w sklepach z elektroniką, a nawet ogromne LCD marki Rubin, dostępne w sklepach za żółtymi firankami.
Chwile potem, wszystkie, nawet te odłączone od prądu, włączyły się jednocześnie.
Wszyscy prości robotnicy, wszyscy zastraszeni inteligenci, wszyscy skorumpowani partyjniacy, wpatrywali się moment później w ekrany, oniemiali.
Telewizory wyświetlały ciąg obrazów, które według Kamili najlepiej odzwierciedlały pożądany przekaz: „weźcie dupy w troki i obalcie wreszcie komunę".
Strajki Solidarności. Lech Wałęsa przemawia jako prezydent. Ostatnie obrady PZPR, te z samorozwiązaniem. Widok wieżowców w centrum Warszawy, tak różnych od wielkiej płyty. Centra handlowe pełne wszystkiego, co komukolwiek się zamarzy. Zachodnie auta na każdym parkingu. Referendum akcesyjne do UE. Plakat z Dodą-Elektrodą, ozdobiony odręcznym napisem: „Polki będą tak wyglądać, jeśli obalicie realny socjalizm".
Oczywiście, Kamila pominęła parę drobiazgów, na przykład nieustający cyrk na Wiejskiej. Ale, co tu dużo mówić, mixtape zaserwowany przez nią dawał mocno do myślenia.
Urządzenie skończyło nadawać. Po chwili zastanowienia, ustawiła je na ciągłe powtarzanie. Niech obejrzą jeszcze parę razy.
Miała nadzieję, że to wystarczy, by leniwi Polacy z tego wszechświata ruszyli się do roboty.
– Czas się zwijać – stwierdziła na głos. Zaczęła szukać tego, co było w tej chwili najpotrzebniejsze. Mechanizmu samozniszczenia. Wypatrywała na konsoletach dużego, czerwonego przycisku. Nie widziała go. Cholera, przecież każda baza szalonego, złego generała musi mieć taki! To żelazna zasada multiświata.
Znalazła. Tuż obok kubka niedopitej kawy zbożowej, piękny, duży, czerwoniutki jak jej szminka guziczek. Wdusiła go od razu.
Zawył alarm, tym razem inny, tak rozpaczliwy. Odezwał się mechaniczny głos:
– Natychmiastowa ewakuacja! Natychmiastowa ewakuacja! Autodestrukcja kompleksu za dwie minuty czterdzieści dwie sekundy! Proszę udać się do wyjść przeciwpożarowych! Nie tratować! To nie są ćwiczenia, powtarzam…
Uśmiechnęła się figlarnie. Sprawa załatwiona.
Zebrała sprzęt do swojej składanej walizki. Po chwili namysłu, wzięła także kulkę z alternatywną Kamilą w środku. Gdy poczuła, że czas już nagli, wyjęła komórkę i wybrała numer koordynatora.
– Co jest, moja ulubiona najemniczko?
– Awaryjna teleportacja międzywymiarowa raz, pronto!
– Wyczerpałaś już limit miesięczny, dziecino.
– Huk mnie to obchodzi – wrzasnęła.
– Okej. Już.
Kamila zniknęła natychmiast w sztucznie stworzonym na kilka sekund węźle międzyświatowym. W tym samym momencie, pętla czasu puściła żołnierzy. Biedacy usłyszeli alarmujący głos i zaczęli w panice próbować usunąć gruz z przejścia.
Po minucie, eksplozja wymazała mrocznie miejsce w Borach Tucholskich z mapy Polski.
Sobota, koło południa, Warszawa, mieszkanie naszej bohaterki.
Kamila wróciła do domu grubo po północy. Od razu zdjęła kombinezon, spakowała graty elegancko do walizki i wrzuciła ją do swojej skrzynki na listy. Potem otworzyła lodówkę i wyrzuciła wszystkie słodycze, które znalazła. Przyrzekła sobie w duchu, że już nigdy nie tknie czekolady. Położyła się szybko do łóżka. Usnęła od razu, nie kąpiąc się nawet, w drodze wyjątku. Obudziła się po jedenastej. Wzięła zimny prysznic, ubrała się wygodnie i zasiadła na kanapie z kubkiem ciepłej kawy.
Nieźle jej to wyszło. Miała cały weekend dla siebie.
Postanowiła zadbać trochę o wygląd, dla czystej przyjemności własnej. Pomalowała paznokcie u stóp, a gdy wyschły, spojrzała krytycznie na swoje nogi. Przyniosła z łazienki golarkę elektryczną i ręcznik, z zamiarem pozbycia się drobnych włosków.
Gdy jednak włączyła urządzenie, nie usłyszała znajomego buczenia, ale głos koordynatora:
– Tu Fox Mulder. Zastałem moją Scully? Porwali mnie kosmici i trzeba mi wyciągnąć sondę… jak najprzyjemniej się da – powiedział i rozrechotał się.
– O, co tak późno? – spytała golarkę.
– Wczoraj zwinąłem się z pracy minutę po akcji, w końcu godzina była nieludzka.
– Zadowolony?
– Mniej więcej, ale problem z pewnością mamy z głowy. Martwi mnie tylko to, że wywołałaś prawdopodobnie transformację ustrojową. Nasze ingerencje nie powinny mieć tak daleko idących skutków, równowaga i takie tam bla bla bla…
– Nie ma komuny, nikt na mnie nie dybie. To prosta odpowiedź. Poza tym, nikt nie powinien niszczyć moich ciuchów, jeśli boi się daleko idących konsekwencji. Chcieli to mają.
– Niby tak, w dodatku to twoi w sumie rodacy i wyświadczyłaś im przysługę…
– Nie byłabym tak pewna.
– Czemu?
– Teraz czeka ich lustracja. To dopiero będzie się działo…
Golarka milczała przez chwilę.
– Słuchaj, mam pytanie – podjął inny temat koordynator. – Co się stało z pułapką, w której zamknęłaś drugą Kamilę?
– Widzisz, chyba wypadła mi z kieszeni, jak leciałam przez węzeł.
– Co?
– To, co słyszysz.
– Zgubiłaś ją w międzywymiarowej zawiesinie? Teraz już nikt jej nie znajdzie!
– A jak myślisz, inteligencie, o co mi chodziło?
– Czemu? – spytał zbyt poważnie.
– Zapamiętaj: kobiety nie lubią konkurencji. Wolę być wyjątkowa.
– A Filip Filipczyński?
– Został w bazie. Jak miał szczęście, kulka przetrwała wybuch.
– Nie wydostanie się i nie zacznie znowu cię prześladować?
– Wiesz, że oni są jeszcze w technologicznej epoce kamienia łupanego. Zanim zdołają otworzyć pułapkę, minie z pewnością sporo, naprawdę sporo czasu…
Sto dwa lata później, Centrum Badań Instytutu Pamięci Narodowej, alternatywna Ziemia.
Profesor Lipiński pokazał pracownikowi, żeby ten przekręcił wajchę. Młody naukowiec natychmiast wykonał ciche polecenie i maszyna zaczęła buczeć.
To ten dzień, pomyślał Lipiński. Dziś dowiemy się, co zawiera tajemnicza kulka, znaleziona w ruinach bazy rakietowej w Borach Tucholskich, a potem kurząca się latami w archiwach IPNu. A on dostanie za to parę nagród, tego był pewny.
Z kulki wydobył się snop światła. Po chwili, zaczęła w nim migać… ludzka sylwetka.
Aczkolwiek dość niepozorna.
– Staszewska! – krzyknął więzień pułapki, gdy tylko się zmaterializował. Po czym rozejrzał się i spytał już ciszej: – Gdzie ja jestem, do ciężkiej cholery?
– W Instytucie Pamięci Narodowej – odpowiedział Lipiński przez interkom.
– Prowadźcie mnie do Ministra Obrony Narodowej! Nie, do samego Towarzysza Edwarda! – zaczął się znów drzeć. – Sabotaż! Zdrada! Atakują nas!
Naukowcy spojrzeli po sobie. Szok podekompresyjny, stwierdzili szeptem.
Towarzysz generał spróbował poruszyć ręką. Coś było nie tak, ale nie był się jeszcze w stanie zorientować co.
– Co mi zrobiliście? – spytał więc.
Lipinśki ocenił wzrokiem stan wydobytego z kuli.
– Panie…
– Towarzyszu generale!!! – ryknął sfrustrowany.
– Towarzyszu generale… – poprawił się profesor. – Nasza technologia jest jeszcze we wczesnej fazie rozwoju. Wygląda na to, że materializacja po tylu latach nie poszła do końca pomyślnie. Proszę się nie obawiać, pomożemy Panu.
– Ale co mi jest? – był już nieźle przerażony
– Wygląda na to, że ma Pan ręce tył na przód. To znaczy, aktualnie z ramion kierują się w stronę podstawy kręgosłupa, a nie brzucha.
Towarzysz generał zamarł, cały czerwony i roztrzęsiony. A potem zwyczajnie się rozpłakał.
Kamila przeleniuchowała błogo cały weekend. Wyszła na zakupy, na posiadówkę ze znajomymi, była też w kinie. Zwyczajne dwa dni wolnego, bez kosmitów, wrót międzywymiarowych i ciągłego latania w tę i nazad. Potrzebowała czegoś takiego i była całkowicie zadowolona z obrotu spraw.
Dlatego w niedziele wieczorem położyła się wcześnie do łóżka, zlikwidować doszczętnie ostatnie skutki braku spokojnego snu
Spała smacznie i długo. Nawet ciut za długo, bo wstała dopiero podczas trzeciego dzwonienia budzika. Zerwała się z łóżka, szybko nakarmiła kota i umyła się. Wybrała ciuszki w tempie ekspresowy, uprasowała białą bluzkę i spódnicę, a potem wystrzeliła z domu jak kamień z procy. Miała jeszcze szansę zdążyć na pasujący jej czerwoniak.
Niestety, w bocznej uliczce będącej skrótem na przystanek, napotkała na bardzo nieprzyjemną niespodziankę. Z gatunku tych szczególnie irytujących.
Drogę zastąpiło jej pięciu łowców w pełnych zbrojach i w hełmach, identycznych jak ten, którego upokorzyła w noc z czwartku na piątek. Ostrza na nadgarstkach połyskiwały groźnie w świetle porannego słońca.
Westchnęła. Dlaczego akurat teraz, spytała samą siebie w myślach.
Najwyższy łowca wyszedł przed szereg, stanął bardzo blisko Kamili. Spod hełmu zaczęły dobiegać kliknięcia i stuknięcia, które zaraz przetłumaczył translator obcego.
– Kamila Staszewska? – padło pytanie.
– Tja, to zdecydowanie ja, chłopaki. Słuchajcie, wiem, że pewnie chcecie się zemścić za naruszenie męskości waszego pobratymca, ale czy możemy się umówić kiedy indziej na sparing. Nigdy nie spóźniam się do pracy i nie chcę tego zmieniać.
– Zemścić? – zaskoczyła łowcę, a on zaskoczył ją. – Wręcz przeciwnie.
– Jak to?
– Chciałem tylko Panią spytać, czy nie byłaby Pani chętna podjąć się przygotowania małego kursu samoobrony dla moich młodszych rekrutów? Po Pani spotkaniu z Pavulioonem Rada Łowiecka jednomyślnie zdecydowała, że takie szkolenie mogłoby się jednak przydać…
Kamila uśmiechnęła się szeroko do kosmity. Szczerze i wesoło.