Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Poniższe opowiadanie jest kontynuacją tekstu "Gnoriusz dobija targu".
Przypadki magicznika Aktusa. Wyrok
– Wprowadzić oskarżonego! – władczym tonem oznajmił trybun Bertusz.
Strażnicy przy wejściu skwapliwie dokądś pognali, po chwili wracając z odzianym w purpurę jegomościem. Na sali zawrzało. Ściśnięty pod ścianą tłumek gapiów jął wykrzykiwać kwieciste obelgi, zaś kilku stojących obok magiczników spoglądało na nieszczęśnika z surowymi minami. Nawet ława przysięgłych wyglądała na zniesmaczoną.
Magicznik Aktus stanął na środku sali i powiódł dookoła wzrokiem kogoś, komu bycie w centrum uwagi sprawia niejaką przyjemność. Strażnicy wskazali mu miejsce przed lożą trybuna, po czym cofnęłi się o kilka kroków, trzymając w pogotowiu halabardy.
– Aktus Perforus Puklam, magicznik Trzeciej Kategorii – rzekł Bertusz tubalnym głosem. Na sali rozpraw zapadła cisza tak kompletna, że aż wszyscy usłyszeli jak któremuś z gapiów zaburczało w brzuchu. – Oskarżony o stosowanie nielegalnych praktyk handlowych, czyli użycie uroków magicznych podczas negocjacji, które to czynności obłożone są karą na mocy paragrafu czterdzieści, ustęp piętnaście, prawa prefektury Tinmar.
Aktus ziewnął, niedbale zasłaniając ręką usta.
– Jak widać oskarżony nie tylko nie jest zainteresowany przestrzeganiem prawa, ale nawet okazywaniem szacunku instytucjom – zauważył trybun.
– Z całym szacunkiem – chrząknął Aktus – wyrwano mnie z łóżka o świcie. Ci dwaj uprzejmi panowie – machnął przez ramię w kierunku strażników – nie byli łaskawi nawet poczęstować mnie poranną kawą.
– Jeśli ma pan ochotę na kawę, może pan o nią poprosić w ostatnim życzeniu.
– To wyrok juz zapadł? Myślałem, że ława musi się naradzić.
– Bezczelny! – krzyknął ktoś z tłumu.
– Na hak z nim! – dorzucił inny. – Albo chociaż do pudła!
Bertusz uspokoił ich gestem.
– Z przykrością stwierdzam, że oskarżony ma rację. Zarządzam kwadrans przerwy, po której usłyszymy wyrok.
Skinął na członków ławy. Ci wstali i posłusznie, jeden po drugim opuścili salę. Poza nimi nikt nie ruszył się z miejsca.
Aktus wykorzystał chwilę oddechu na przemyślenie swego położenia. Sytuacja była niewesoła. To fakt, magicznik zdrowo nabroił, ale nie miał najmniejszego zamiaru okazywać skruchy. Gorzej, że ta banda patałachów naprawdę była gotowa powiesić go lub wtrącić do lochu. Zaprawdę, nie byłby to najmilszy sposób na spędzenie popołudnia.
Oskarżony zerknął kątem oka na pobliską grupę magiczników. Był gotów założyć się o własną brodę, że dranie mają w pogotowiu kilka tuzinów zaklęć, na wypadek, gdyby postanowił stąd zwiewać. Stawanie do pojedynku nie wchodziło więc w grę. Aktus znał kilka czarów, których użycia tamci nie mogliby zawczasu wykryć, lecz większość z nich była jedynie pirotechnicznymi sztuczkami, które na niewiele mogły się zdać w prawdziwej walce na uroki, na dodatek z przeważającym przeciwnikiem. Pozostałe dotyczyły zaś gotowania
i pielęgnacji ogrodu.
Poza jednym.
Przysięgli wolnym krokiem wparadowali z powrotem do pomieszczenia. Wszyscy zajęli krzesła, poza przewodniczącym, który zwrócił się do trybuna.
– Wasza Sprawiedliwość, werdykt gotowy.
– Ogłoście go zatem.
Aktus najciszej jak umiał zaczął recytować treść zaklęcia. Nie miał innego wyjścia. Ledwie poruszał ustami, przy odrobinie szczęścia pozostali mogli tego nie zauważyć.
Tymczasem przewodniczący ławy oznajmił donośnym, pełnym patosu głosem:
– Niniejszym uznajemy Aktusa Perforusa Puklama winnym zarzucanego mu przestępstwa i skazujemy na sto batów i czterdzieści miesięcy ciemnicy.
Na sali zawrzało. Rozradowany tłum jął wiwatować. Niektórzy wielbiciele publicznego porządku rzucali się sąsiadom na szyję. W stronę Aktusa pofrunął czyjś ubłocony but. Na szczęście chybił celu.
Skazaniec nie zwrócił nań uwagi. Właśnie kończył deklamować zaklęcie.
– Do pudła! – wrzasnął jeden z widzów, przez nikogo już nie uciszany.
– Właśnie, do pudła z nim! – przyłączyli się inni. I już po chwili połowa sali sądowej skandowała donośnie:
– Do pud-ła! Do pud-ła!
Wtem wszystko dookoła rozbłysło. Podłoga zadrżała, a z sufitu posypały się fragmenty zaprawy. Gwar ucichł zaś jak ucięty nożem.
Aktus rozejrzał się dookoła z zadowoleniem. Czar nazywał się Zwierciadło Słów i magicznik okrutnie był rad, że nie zapomniał go od czasów Akademii.
Salę sądową wypełniały skrzynie. Były ich dziesiątki, dużych i małych, rozklekotanych i wzmocnionych stalowymi okuciami. Prawdziwa wystawa pudeł.
– Bywajcie – mruknął skazaniec, ruszając w stronę wyjścia. – Przyślę wam paru tragarzy.
Zacznę może od tego, że wcześniejszej części nie czytałem, ale nadrobię:D
Od razu widać, że Aktus to bohater wychodzący z każdej opresji obronną ręką... Bardzo przypomina mi Reinmara z Trylogii Husyckiej...czy to zarzut? Raczej nie... Tylko przestroga... Bo niby wszystko fajnie ale tak jakby to wszystko już było... sam nie wiem... może przesadzam...
Osobiście tekst mi się podobał. Napisany z odpowiednią dozą humoru:D
Błędów szukałem dopiero po przeczytaniu tekstu a to dobrze o opowiadaniu świadczy...
- "Na sali rozpraw zapadła cisza tak kompletna, że aż wszyscy usłyszeli jak któremuś z gapiów zaburczało w brzuchu." - zbędne.
- "Aktus znał kilka czarów, których użycia tamci nie mogliby zawczasu wykryć, lecz większość z nich była jedynie pirotechnicznymi sztuczkami, które na niewiele mogły się zdać w prawdziwej walce na uroki, na dodatek z przeważającym przeciwnikiem."- Może z przeciwnikiem który miał przewagę? lub dysponującym przewagą?
Mam nadzieję, że jakoś pomogłem:D
pozdrawiam
a jakby tak zjeść wszystko i wszystkich?
Fajnie, że tekst Ci się podobał. Dziękuję za komentarz i uwagi.