"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Zbierzchowski intrygujący, ale miałem podickowskie deja vu.
Uznanski: interesujące opowiadanie (z opowiadaniem w środku), ciekawa relacja ojciec -corka i ciut łopatologicznie wyłożony finał A z otwartym finałem B.
Czyta się dobrze. Będę czytał powoli, bo to ostatni e-book, chlip chlip.
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
--> Nazgul Witam w klubie ;-)
--> Fisz Heh, cóż dodać…
Dobra, doczytałem.
To tak:
W prozie polskiej najbardziej podeszło mi opowiadanie Adama Podlewskiego, “Człowiek zza wielkiej rzeki”. Proste? Proste, zbudowane na kontraście zatopionych w swoich zwyczajach, niczym komar w bursztynie, nadamurskich dzikusach rodem z odległej przeszłości a nowoczesnym, zatopionym w sieci światem. To, co mi się spodobało, to nakreślony, niezbyt sympatyczny – jak się zastanowić – świat techniczny, gdzie bodźce i wrażenia są walutą, technologia służy ich zaspokajaniu, a resztki znanego świata są bezwględnie eksploatowane li tylko dla tego celu. Brrr, niepokojąco prawdopodobne, patrząc na dzisiejsze hity internetów.
Zagramaniczniacy bardziej mi w tym FWS przypadli do gustu.
Kosmatka i Poole to tak naprawdę obyczajówka z fantastyką na obrzeżach tekstu i mocnym przypomnieniem, że my, ludzie, wciąż jesteśmy zwierzakami – ot, takimi jak te nieszczęsne okazy w zoo. Czyta się świetnie, intrygujący koncept krwawej osy będącej ślepym, ale i sprawiedliwym narzędziem mamci Natury.
“Dzieci Dagona” Czajkowskiego (angielskie transkrypcje mnie wkurzają) ogrywa znany motyw w jednej scenie w postapokaliptycznym świecie. Spojrzenie z zewnątrz na ludzi, nieco szersze na ewolucję – wszystko to składa się na mało optymistyczny komentarz do bieżącego stanu naszej cywilizacji. Wciągnęło.
“Dziewiąte uwiedzenie”” już mię z głowy wyparowało.
Za to Aliochin i “Obrona konieczna” to mój faworyt. Aż dziw, że nie-Amerykanin tak świetnie rozgrywa westernową konwencję w sci-fi. Kocham westerny, wychowałem sie na nich i opowiadanie, oparte na tajemnicy protagonisty, przeszłości, która go ściga na krańcach wszechświata w spokojnej ulicówce o swojskiej nazwie Ostatnia Mila i nieubłaganie nadciągającej strzelaninie w samo południe… MNIAM!
Obcy. Obcy są ciekawie wymyśleni, nadają ostry sznycik science. I galeria barwnych mieszkańców miasteczka, palce lizać.
No i twardziele, którzy niewiele mówią, ale i tak się rozumieją. Ech, piętnasta dziesięć do Yumy czy insze Rio Bravo w odległej galaktyce… Przeczytałem z ogromną przyjemnością. RedProzZagr-owi serdecznie za to opowiadanie dziękuję ;-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)