Ogłaszam: Jeśli szukacie mocnej, twardej fantastyki: to jest to.
Jeśli szukacie po prostu dobrej fantastyki: to jest to.
Jeśli szukacie po prostu dobrej książki: to jest to.
Jeśli chcielibyście rozpocząć przygodę z fantastyką: to jest to.
A teraz ponarzekam. Zaczynam: Nie lubię czytać niedokończonych serii. Wolę zaopatrzyć się we wszystkie części naraz. Nie znoszę czekać na rozwinięcie losów bohaterów, z którymi zdążyłem się zżyć. Ale nie mogłem oprzeć się serii „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” Wegnera. Wszędzie spotykałem się z pochlebnymi opiniami na jej temat, a znajomi pytali ciągle, co sądzę o tym porządnym kawałku polskiej fantastyki. Więc, wiedząc, że seria nie jest jeszcze skończona, wypożyczyłem jednak pierwszy tom. A potem kupiłem go, gdyż są książki, które po prostu trzeba mieć na półce. W międzyczasie dostałem drugą część i zamówiłem kolejną. A później zacząłem przeszukiwanie Internetu w poszukiwaniu jakże cennej dla mnie informacji: kiedy dostanę więcej? Jeśli wierzyć zapowiedzi ze strony wydawcy, odpowiedź brzmi: już niedługo. Być może w kwietniu tego roku. Jak to się mówi: „Jaram się jak tęcza w Warszawie”. Naprawdę.
Dobrze. Po kolei.
Pierwszy tom: „Północ – Południe”. Zaczynamy na północy, gdzie granic Imperium broni formacja nazywana Górską Strażą. Poznajemy jeden z oddziałów: złożoną ze strażników naprędce zebranych z innych jednostek Szóstą Kompanię z jej młodym, charyzmatycznym przywódcą (rudym, co też jest nie bez znaczenia). W tej części jest męsko i brutalnie. Idą w ruch topory, świszczą zwalniane cięciwy kusz. Do tego czary, obce rasy i twardzi ludzie z północnego pogranicza.
Później przenosimy się na południe. Tam spotykamy zasłaniającego twarz wojownika, który ochrania rodzinę jednego z bogatych kupców Imperium. Niezwykle biegłego we władaniu bronią Issara, którego przeszłość i tradycje własnego ludu postawią w sytuacji bez wyjścia. Tu jest bardziej egzotycznie, ale równie mocno. Pojedynki toczone w szalonym tempie i dużo o przeszłości świata stworzonego przez autora.
Drugi tom: na początek wschodnia granica Imperium Meekhanu i ludzie żyjący w cieniu ciągłego zagrożenia ze strony koczowniczych Se-Kohlandczyków. Były generał imperialnej armii dowodzi w tych stronach swoim czaardanem, którego członkinią jest obdarzona niezwykłym darem Kaileen. Dziewczyna to czystej krwi meekhanka wychowana przez rodzinę Verdanno; właśnie z jej perspektywy poznajemy wydarzenia tej części. W ruch pójdą strzały posyłane z końskiego grzbietu, a my poczujemy się, jakbyśmy pędzili przez pogranicze razem z czaardanem.
Na koniec zachód i leżące poza granicami Imperium wybrzeże z jego największym miastem, Ponka-lee. W mieście funkcjonuje doskonale zorganizowany półświatek, a my będziemy śledzić losy jego członka. Młodego złodzieja, znajdującego się pod opieką jednego z głównych bossów podziemnego świata. Tutaj sztylety będą błyskać w ciemnych zaułkach, a my dodatkowo poznamy przeszłość najważniejszego boga tej części stworzonego przez Roberta Wegnera świata.
W tomie trzecim ponownie przenosimy się na wschód. Będziemy świadkami spotkania Górskiej Straży i części wspomnianego wcześniej czaardanu. Ale na pierwszy plan wysunie się przygotowanie do pewnej wyprawy (oraz wojny). I chociaż bardzo zżyłem się z głównymi bohaterami pierwszego i drugiego tomu, stwierdzam, że ich odstawienie na drugi plan wyszło bardzo dobrze.
A jeszcze lepiej udał się przeskok z opowiadań do płynnego tekstu. Bo pierwsze dwie części to właśnie opowiadania. Łączą je bohaterowie, historie dzieją się chronologicznie, ale można je traktować jako odrębne całości. A najlepsze są te, w których akcja toczy się na dwóch płaszczyznach. W trzeciej części autor także prowadzi akcję na kilku poziomach. Pokazuje losy jednych, później innych bohaterów, przeplatając je ze sobą i co ciekawe, nie zachowując równowagi między wątkami. Tak jakby doszedł do słusznego skądinąd wniosku, że jednym historiom trzeba więcej uwagi, aby rozkwitły, podczas gdy inne wystarczy dosłownie musnąć, aby zapadły czytelnikowi w pamięć.
Ale wróćmy jeszcze do opowiadań. Wegner zaczyna tak mocno, że obawiałem się, czy nie za wysoko postawił sobie poprzeczkę. Jego historie są wciągające aż do bólu (oczu). Stawia na mocne akcenty. Mocne postaci, wątki, zakończenia, przesłanie. Cała seria jest mocna i bezpardonowa. Świat nie został upiększony, a zachowania ludzkie czasem sprawiają, że nóż sam się otwiera w kieszeni (tak, jestem ze Świętokrzyskiego).
Właściwie mam poważny problem. A właściwie dwa. Po pierwsze, trudno mi znaleźć cokolwiek na niekorzyść powieści Wegnera. Trafił on tak doskonale w mój gust, że jestem wręcz w szoku. Zaczarował mnie pierwszym tomem, a czar ten nie przestał działać aż do ostatniej strony trzeciego. Może więc ponarzekam, że dalsze części nie są tak dobre jak ta z Górską Strażą? Ale na niekorzyść tego zarzutu działa prosty fakt, iż jest nieprawdziwy. Pozostałe wątki nie są gorsze, ten po prostu najbardziej trafił w mój gust. Wszystko jest tak samo solidnie napisane, świat konsekwentnie budowany w każdej z części, szczegóły dopracowane, a emocje nie opadają w żadnym momencie.
No dobrze, znalazłem: Bogowie i ich wspomnienia, inne światy, historia i ogólnie daleka przeszłość. Zagmatwana, może nawet do przesady. Nie wiem, czy to nie pójdzie za daleko, stając się całkowicie nie do ogarnięcia.
I dochodzę do drugiego problemu: jeśli tak się stanie, będę rozdarty. Poczuję się zawiedziony, że wszystko poszło nie w tym kierunku, jaki sobie wymarzyłem, że porzuciliśmy ludzi z krwi i kości na rzecz większych potęg. Ale jednocześnie mam pewność, iż będę zachwycony lekturą kolejnej części. Ponieważ Robert Wegner po prostu potrafi pisać.
Szukam dalej minusów. Niektórzy mogą znaleźć takie: zbyt krwawo (dla mnie nie), miejscami zbyt patetycznie (dla mnie nie), nierówno (już wyjaśniałem: nie), yyy… No dobrze, starałem się, ale wystarczy.
Te powieści są rewelacyjne i kropka. Ich świat może się równać z najlepszymi stworzonymi w polskiej i światowej fantastyce. Za bohaterami stoimy murem duszą i ciałem. Autor starannie omija centrum Imperium, trzymając się tytułowego pogranicza, są to więc nie ludzie wielcy i potężni, kształtujący politykę świata, ale mniejsi, zwyczajni, mierzący się z trudnościami, jakie na nich spadają, obdarzeni silną wolą, naginającą brutalny świat do ich potrzeb.
I do tego dokładność. Hordy koczowników, pustynni wojownicy, portowi złodzieje. Barbarzyńcy, hrabiowie, kapłani, magowie, żołnierze. Wszystko doskonale przemyślane i opisane. Czytając mamy nieodparte wrażenie, że tak właśnie powinno to wyglądać. Tak powinien zachowywać się zabójca z południa; takie zwyczaje powinni mieć koczownicy; takie powinno być życie w szemranych dzielnicach miasta. Wszystko jest na swoim miejscu. Takie odnosimy wrażenie.
Jeszcze jedno. Zdarza Wam się wracać do fragmentów książek czy filmów, czy piosenek? Nie całych utworów, ale właśnie fragmentów, kawałków, które chce się czytać, oglądać, słuchać wciąż i wciąż, które pobudzają Was i nakręcają? No więc jest szansa, że tak będzie z książkami Roberta Wegnera. Dla mnie jest. Niektóre fragmenty znam już niemalże na pamięć. Głównie te związane z Górską Strażą, ale cóż poradzę… Po prostu autor trafił dokładnie w mój gust…
Gdybym oceniał jedynie część „Północ”, zabrakłoby mi skali. A tak sprawa jest prosta:
10/10
„W zasadzie taki jest sens każdej stypy, nieprawdaż? Zbudować pomost między śmiercią kogoś bliskiego a resztą naszych dni, oswoić nieodwracalne, a potem o tym zapomnieć”[2].
---
[1] Robert M. Wegner, „Niebo ze stali. Opowieści z meekhańskiego pogranicza”, wyd. Powergraph, 2013, s. 487
[2] Robert M. Wegner, „Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Wschód – Zachód”, wyd. Powergraph, 2010, s. 444.
Zachwyciłeś się ;-) Ale dobra recenzja.
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Dziękuje. Mam nadzieję, ze kogoś przekonam do sięgnięcia po te książki. Dawno nie miałem takiego poczucia “misji”. Żeby jak najwięcej ludzi to kupiło, żeby autorowi się powodziło, żeby pisał, pisał i pisał...
Jakoś tak mam po przeczytaniu tych trzech książek.
„Teraz biją w dzwony, ale już niedługo…już niedługo…nie będą bić w dzwony. Nieszczególny aforyzm, ale można nad nim popracować.”
Już to pisałem pod książką – w księgarni przeczytałem jedno opowiadanie i od razu zdecydowałem się kupić wszystkie trzy tomy. Nie dlatego, że powala innowacyjnością, stylem, oryginalnością... Nie.
To jest po prostu dobre, przygodowo-militarne fantasy, rzecz, którą chciałbym rozegrać jako ambitną przygodę fabularną lub która rozrywa mnie wieczorem, przed snem. Zrobiona świetnie, zajmująco.
Podobnie jak ty, życzę Wegnerowi samych sukcesów, w tym finansowych – bo kolejnego tomu brakuje mi jak cholera... ;-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Kolejny tom miał wyjść we wrześniu 2014. Potem mówiono zdaje się styczeń 2015. A teraz to już chyba nic nie mówią. :(
Tak naprawdę obiecywali ją już na pierwszy kwartał 2014. Za to (za http://www.powergraph.pl/):
“Jak już informowaliśmy: na tegorocznym Pyrkonie prapremierę będzie miał IV tom cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” Roberta M. Wegnera. W księgarniach Pamięć wszystkich słów dostępna będzie od 6 maja. Książkę przedpremierowo, poza Pyrkonem, będzie można kupić również w sklepie Powergraphu.”
A, no widzisz. Zapamiętałam ten wrzesień, bo się cieszyłam, że na wakacje będę miała fajną lekturę. Czyli już niemal roczne opóźnienie.