Hantley Hummin szedł i zdawało się, że dokądkolwiek zmierza, zawsze idzie pod prąd. Na tle tłumu wyróżniał się wyprostowaną sylwetką oraz jakąś zagadkową determinacją w ruchach. Mijani przez niego przechodnie byli inni. Oczy mieli zapadnięte od ciągłego znoszenia stresu, niczym dwa krzywe przecinki na podłużnych, końskich twarzach, podbródki drobne i cofnięte, ściągnięte w permanentnym grymasie niezdecydowania oraz nieforemne usta koloru jagód. Na ogół unikali kontaktu wzrokowego. Słychać było ich głosiki – cienkie, chrapliwe i rozedrgane, które często wzbijały się w kłopotliwy falset. Każdy sprawiał wrażenie, jakby mówił do siebie.
Hummin usłyszał łagodny terkot urządzenia schowanego w lewej małżowinie usznej. Wyćwiczonym ruchem szyi odebrał połączenie.
– SienSan?
– Panie HantHummin, mamy problem – w słuchawce odezwał się głęboki, naznaczony niewytłumaczalną nutką lekceważenia, kobiecy głos.
– O co chodzi?
– Mamy podejrzenia zbiorowego mindnappingu. Pański Pierwszy Podążający mówi, że czegoś takiego nie widzieliśmy od lat.
– Porywają umysły? O jakich liczbach mówimy?
– Setki.
Hummin podniósł brwi.
– W jaki sposób?
– Pański Pierwszy Podążający mówi, że jakimś cudem zamontowali piracki nadajnik na naszej Wieży.
Mężczyzna przyspieszył kroku.
– Idę.
Zerwał połączenie wykonując przedziwny ruch szyją, jakby złapał go skurcz. Zerknął w górę, by zlokalizować strzelisty kształt swojego miejsca pracy. Metalowa konstrukcja odznaczała się wyraziście na niebie powleczonym szarą warstwą smogu i pyłu. Górowała nad miastem, niczym sęp nad stygnącą padliną. Przypominała trochę wieżę Eiffla. Na najwyższych jej segmentach rozmieszczono, niczym kolonie pasożytnicze, nadajniki, pod wpływem których znajdowali się prawie wszyscy mieszkańcy miasta.
Wieża miała za zadanie łagodzić agresywne zachowania. Nadajniki emitowały sygnał do małych czipów, umieszczonych w płacie czołowym mózgu każdego obywatela miasta. Jeśli człowiek znajdował się w stresogennej sytuacji, czip, potocznie zwany „trenerem”, wysyłał krótkie impulsy elektromagnetyczne, powodujące szybszy przepływ krwi oraz lepszą przemianę glukozy w płatach czołowych. „Trener” docierał też do układu limbicznego, bezpośrednio blokując neurony odpowiedzialne za reakcje agresywne. W ten sposób hamowano impulsy z niższych obszarów mózgu, w których drzemały instynkty powszechnie uznawane za zwierzęce. Tak oto osiągnięto imponująco niskie statystyki przestępczości w całym mieście.
Wieża pełniła także inną funkcję. Realizowała najskuteczniejszą formę terapii, jaką obecnie znano: zapomnienie.
„Powierz swoje sekrety firmie Sigma and Ruski, a pozostaną tylko twoje” – zaatakował Hummina animowany, pstrokaty napis błyskający ze szklanej ściany mijanego gmachu. Mężczyzna wyszczerzyłby zęby, gdyby Wieża na to pozwoliła. Zmrużył tylko oczy w dezaprobacie, po czym sięgnął odruchowo za klapę płóciennej marynarki, by wymacać zwyczajne, papierowe i całkowicie nielegalne zdjęcie. Chciałby przestać wspominać osobę, którą przedstawiało, ale był nazbyt zirytowany faktem, że postanowiła się ona poddać zabiegowi częściowej amnezji. Z pełnym rozmysłem zapomniała o nim, a on czuł się w obowiązku pamiętać za nich dwoje.
Hummin zmienił gwałtownie kurs i zszedł po dyskretnych, gumolitowych stopniach do publicznej toalety. Sikali tam na siedząco bezwłosi mężczyźni o jagodowych ustach, sadzając w pośpiechu pupy na sterylnych deskach klozetowych. Hummin wiedział, jak okazać niezgodę wobec systemu, który współprojektował i nad którym sprawował pieczę. Zbliżył się do sedesu, wyprostował dumnie i zaczął oddawał mocz ze wzrokiem utkwionym w ścianie, bez większej dbałości o to, czy kropelki uryny obryzgają ścianki ceramicznej muszli. Po opróżnieniu pęcherza wkroczył dziarsko na trotuar. Niczym człowiek dręczony natręctwem, pomacał raz jeszcze przednią kieszonkę marynarki, żeby upewnić się, że zaszeleści tam papierowe zdjęcie.
*
Podnóże Wieży wyglądało jak wielka, biała, łatwa do połknięcia pastylka. Oto lek na uspokojenie dla całego miasta, pomyślał gorzko Hantley. Wszedł energicznie do środka, zmuszając rozsuwane drzwi do szybkiej reakcji.
W recepcji, gładkiej jak lodowy nawis i okrutnie rażącej bielą, tkwiła kształtna kobieta o wielkich, ciemnych, półprzymkniętych oczach. Uraczyła przełożonego spojrzeniem, po czym wróciła do studiowania swoich wydłużanych paznokci.
– Dobijał się ktoś do mnie? – rzucił krótko Hantley, zmierzając zdecydowanym krokiem w stronę gabinetu.
– Nie, ale będzie – odparła lekko.
– Ktoś ważny?
– Sam pan oceni.
Hummin zatrzymał się, wrócił nieśpiesznie w stronę kontuaru, rozparł się obiema rękami na blacie i spojrzał z góry na podwładną.
– SienSan, muszę wiedzieć, czy jest ważniejszy niż setka porwanych umysłów – powiedział wolno.
Kobieta znieruchomiała na chwilę. Podniosła wzrok na Hummina i równie wolno powtórzyła:
– Panie HantHummin, sam pan oceni.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Hummin zacisnął kąciki ust, po czym ruszył energicznie w stronę gabinetu.
– Sprowadź tu mojego Pierwszego Podążającego – rzucił na odchodne i zniknął za kolejnymi rozsuwanymi drzwiami.
Sienna San popatrzyła raz jeszcze na dłonie. Drzwi zasunęły się z cichym sykiem.
– Już jest sprowadzony – powiedziała cicho.
Hantley wszedł do gabinetu. Wyjął z kieszonki papierowe zdjęcie. Przedstawiało łysą kobietę. Miała wysokie czoło, sympatyczny uśmiech i regularne rysy twarzy. W jej wyzywająco intensywnym spojrzeniu tkwiła ukryta jakaś szczególna zaduma, jakby była żołnierzem i filozofem jednocześnie. HalFink, czyli Halla Fink. Na wspomnienie tego imienia Hummin skrzywił się, jakby odczuł fizyczny ból. Była jedną z najlepiej wytrenowanych wojowniczek w tym nowoczesnym mieście, w którym nikt nie nosił broni. Halla używała fizycznej siły wobec tych, których nie dosięgły radiowo-magnetyczne fale Wieży albo wobec tych, których dosięgły błędy programistów. Była wyłączona z programu antyagresji po to, by go bronić. Nie miało to jednak wielkiego znaczenia dla Hummina. Halla wybrała upowszechnioną obecnie amnezję częściową, a połączenia neuronowe, które niegdyś magazynowały jej wspomnienia o Humminie, pracowały teraz dla wielkich korporacji. Halla Fink świadomie zapomniała, że była jego żoną.
Nieoczekiwanie wielki ekran zajmujący połowę ściany rozbłysnął organicznym światłem. Hummin schował w pośpiechu zdjęcie.
– Łączę – usłyszał flegmatyczny głos recepcjonistki.
Przez ułamek sekundy na monitorze mignęło smagłe oblicze Sienny San. W następnej chwili pojawiła się twarz młodego, przesadnie uśmiechniętego mężczyzny o małych, czarnych, przenikliwych oczach. Przypominał niepokojąco jakieś zwierzę, ptaka lub mysz.
– Dzień dobry, dzwonię z dość nietypową ofertą – powiedział pewnym siebie tonem.
– Z ofertą? – wypalił pełen zaskoczenia Hummin, jakby miał wypluć coś niesmacznego.
– Tak, z ofertą. Piastuje pan odpowiedzialne stanowisko i jest pan zajętym człowiekiem, więc będę się streszczać. Może pan trochę odciążyć mózg, zostawiając cząstkę prywatnych wspomnień na naszych nośnikach danych. Pełna ochrona, kopie bezpieczeństwa co godzinę. Zwolnione neurony mogą pracować dla innych korporacji i zarabiać dla pana. Co pan na to?
Hummin nie mógł uwierzyć. SienSan dopuściła do niego zwykłego, ulicznego oferenta. Po to tam tkwiła, żeby nie musiał się użerać z takimi pyskatymi dandysami.
– Nie, dziękuję. Jeśli będę chciał, zgłoszę się do jakiejś znanej firmy, na przykład „Sigma and Ruski”.
– Skąd pan wie, że zrobią to dobrze?
– Jest duża i nie było dotychczas wycieku danych.
– Ale będzie. Badania wykazują, że takie obiekty są najbardziej narażone na ataki crackerów. Są najczęstszymi celami złodziei tożsamości.
– Jeśli tak patrzeć na sprawę, to najlepiej trzymać zapiski na papierze.
– Papier jest nielegalny – powiedział sprzedawca z miną laboranta, który właśnie zatrzaskuje kolejną zapadkę labiryntu, ograniczając szczurowi chaotyczny bieg.
– Nie znam państwa, jak mogę powierzyć wam wszystkie moje harmonogramy, plany budżetowe i skryte myśli? – Zirytowany Hummin potrząsnął głową. – Proszę wybaczyć, mam tu kryzys i obecnie nie znajdę czasu na rozpatrzenie…
– Proszę nam zaufać. Znamy się na tym. Jesteśmy młodą, prężnie rozwijającą się firmą, która stosuje najnowocześniejsze techniki zabezpieczeń, zostawiając takie ociężałe kolosy jak „Sigma and Ruski” w tyle. Prognozy fachowców głoszą, że w przyszłym roku zacznie się masowa kradzież profili osobowości z kont założonych w tych firmach. No więc? – zapytał, wskazując szczurowi jedyną możliwą drogę wyjścia z plątaniny korytarzy.
– Nic o was nie wiem. Poza tym, rozumie pan, mam tu poważną sprawę do rozwiązania. Jeśli moglibyśmy przełożyć…
– Proszę wejść na naszą stronę internetową. Tam znajdują się wszystkie informacje, które przekonają pana do powierzenia nam swoich planów i wspomnień. Kiedy mogę się skontaktować w celu ponowienia oferty i nawiązania współpracy?
– Proszę nie dzwonić, nie znajdę czasu, żeby zapoznać się z waszą ofertą. A teraz proszę wybaczyć…
Marketer uśmiechnął się znowu szeroko, jakby od początku wiedział, że rozmowa potoczy się w ten sposób. Coś Humminowi nie spodobało się w tym uśmiechu.
– Proszę nie zmuszać nas do przeprowadzenia małej prezentacji – odparł.
Na chwilę zapadła głucha cisza.
– Zmuszać? Do prezentacji…. czego? – zaczął niepewnie Hummin.
– Do prezentacji opłakanego stanu zabezpieczeń pańskiego mózgu.
– Pan mi grozi?
– To nie groźba, to prezentacja. Dbamy o najwyższe dobro swoich klientów.
– Rozłączam się.
– Nie.
– Co "nie"?
– Nie rozłączy się pan.
– Co to ma znaczyć? Mogę w każdej chwili przerwać przekaz, a pan zniknie z monitora.
– Tak się panu tylko wydaje. Mógłby pan to zrobić, ale nie zrobił pan tego jeszcze z jakichś przyczyn. Nie zastanawia pana dlaczego?
– Dlaczego co?
– Dlaczego nie umie pan zmusić siebie, by przerwać tę rozmowę, chociaż bardzo pan tego chce?
– To jakiś absurd.
– Tak, to absurd. A dokładnie sprzeczność, której nie potrafi wyjaśnić pański umysł. Chce pan skończyć rozmowę, ale nie robi pan tego i pański umysł goni w piętkę, żeby wyjaśnić sobie, że panuje nad sytuacją, chociaż stracił pan kontrolę nad sobą dobrą minutę temu.
– Straciłem kontrolę przez rozmowę z panem, jest pan niezwykle irytującym człowiekiem – powiedział Hummin zdziwiony, że Wieża pozwoliła mu na tak odważną kwestię.
– Tak? Więc proszę zrobić doświadczenie. Proszę zmusić się do zakończenia naszej rozmowy. Podpowiem, że wystarczy dotknąć ikony w kształcie złamanej słuchawki na pańskim pulpicie.
– Zmusić się… do czego?
– Widzi pan? Nie jest pan w stanie tego zrobić. Przekonuje pan sam siebie, że chce pan przerwać połączenie, ale tak naprawdę nie potrafi pan tego zrobić.
– Kończę rozmowę.
Nastąpiła chwila ciężkiej ciszy.
– Skończył pan już? – zapytał sprzedawca.
Hummin jęknął, jakby jego umysł dotarł do końca bardzo długiej spirali, gdzie czekała na niego jakaś nieokiełznana hipersprzeczność. Serce waliło niczym młotem, na czoło wystąpił pot. Objawom tym towarzyszył ból, którego nie umiał zlokalizować w żadnym konkretnym miejscu ciała.
– Ostrożnie, żebyś go nie wykończył – odezwał się jakiś nowy, przytłumiony głos zza kadru.
– Spokojnie, panuję nad sytuacją – powiedział człowiek o czarnych, przenikliwych oczach.
Hummin w końcu wyrzucił z siebie jakieś symboliczne tchnienie, jakby został powalony na łopatki w pojedynku zapaśniczym.
– Już? – zapytał oferent. – Przekonał się pan?
Hummin wykonał jedyny gest, na który było go stać – pokiwał bezgłośnie głową. Wyglądał na człowieka bardzo sfatygowanego, jakby został poddany fizycznym torturom.
– Zadzwonię jutro, żeby dokończyć transakcję. Czy mogę zadzwonić jutro, proszę pana? – zapytał sardonicznie oferent.
– Tak – powiedział słabym głosem Hummin. – Jutro.
*
– Ostrożnie, żebyś go nie wykończył – odezwał się Bremmin Ba. Był trzydziestoparoletnim mężczyzną o atletycznej budowie. Stał jeszcze chwilę, przyglądając się rozmowie. Wyszedł w jej trakcie, jakby nieciekawy finału.
Przeszedł przez podwójne rozsuwane drzwi i znalazł się w sali bankietowej, która mieściła około czterdziestu osób. Nie było tu żadnych stolików, tylko dookolny gzymsik na kieliszki i przekąski. Podłoga i strop pulsowały rytmicznie różnymi barwami, natomiast ściany były wytapetowane mikroskopijnymi, elektroluminescencyjnymi pikselami pochodzenia organicznego. Na całej ich długości wyświetlano ciało mężczyzny w zbliżeniach. Na ekranach to prężył się wielki muskuł, to nagle przenikał się z owłosioną łydką. Obraz łydki zachodził powoli bielą i zastępował go pośladek, a potem wielkie, niebieskie oko. Były to oko, łydka, biceps i pośladek gospodarza przyjęcia – Bremmina Ba. Zapętlony klip filmowy przedstawiał szczegóły jego anatomii od najlepszej strony. Taką formułę dyktowały najnowsze trendy urządzania ekskluzywnych przyjęć: musiał dać się poznać gościom z bardzo bliska. Stał więc i obserwował przybyłych, jakby wypasał owce na hali, a oni obserwowali film na temat jego ciała, jakby stanowiło eksponat muzealny.
Gospodarz przecisnął się koło grupki ludzi toczących swobodną rozmowę, po czym podszedł do łysej kobiety o wielkich oczach. Spojrzała na niego pytająco.
– Witaj wojowniku, jeden z niewielu, którzy pozostali – Bremmin zawiesił teatralnie głos w nadziei, że usłyszy odzew. Nie doczekał się, więc podjął na nowo tonem towarzyskiej pogawędki:
– Bronisz nas przed agresją innych tam, gdzie Wieża nie sięga. A że sięga już prawie wszędzie, masz coraz mniej pracy. Halla Fink na bezrobotnym. Wiesz, zanim cię poznałem, uważałem cię za Hala Fink.
– Jak widzisz, nie jestem Halem Fink. Jestem Hallą Fink – odparła kobieta, śledząc wzrokiem ruchome obrazy.
– W dzisiejszych czasach, znając skrótowe nazwisko, nie sposób poznać, czy osoba, z którą ma się do czynienia, ma akurat dwie przyjemne oczom krągłości pod szyją. „HalFink”, to znaczy półgłówek. Celowo się maskujesz?
– Kobieta nie może w dzisiejszych czasach ujawniać płci poprzez samo podanie imienia i nazwiska. Sprawiedliwe zasady nowoczesnego równouprawnienia wymagają, aby identyfikacja tożsamości stawiała pod znakiem zapytania płeć każdej istoty ludzkiej. O to chodzi, żeby ani pracodawca, ani wyborca nie domyślili się na kogo stawiają. Nie powinno to mieć znaczenia. Ale ty zwracasz uwagę na moje cycki i mój mózg. Czy nie zamykasz sobie tym samym drogi współpracy ze mną?
Gospodarz się zawahał. Postanowił zamaskować niezdecydowanie uśmiechem. Rozejrzał się po sali, po chwili podjął:
– Cycki i mózg, dobre sobie. W twoim przypadku jedno i drugie budzi podziw.
– BremminBa, mam wrażenie, że mylisz podziw z pożądaniem. – Halla znowu zaszczyciła rozmówcę przelotnym spojrzeniem.
– Nie obraź się, ale w tej akurat kategorii twój mózg jest daleko przed cyckami.
– To mnie nie obraża. Myślę jednak, że w tej kwestii jesteś tylko widzem.
– Jak to „widzem”?
– Mój mózg podpowiada mi, że jedno i drugie są poza twoim zasięgiem.
– Kobieta po trzech amnezjach nie powinna być tego taka pewna. Kiedyś trzeba byłoby powiedzieć "po trzech rozwodach", nieprawdaż?
– Różnica tkwi w tym, że świadoma amnezja to też forma rozwodu, tyle że samej ze sobą. Rozwodzę się z tymi neuronami w mojej głowie, które sprawiają mi przykrość. Dawniej byłoby to niemożliwe. Kogóż to dzisiaj czcimy za ten cud niepamięci?
– Jerry’ego Lettvina. W latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku jako nieznany neurolog zasugerował, że każdej poznanej osobie lub idei przypisane są pojedyncze neurony odpowiedzialne za ich rozpoznanie. Został wyśmiany przez środowiska naukowe. Zarzucano mu zbytnie uproszczenie tego cudownego instrumentu, jakim jest ludzki mózg. Czterdzieści lat później, dzięki rozwojowi technik neuroobrazowania odkryto, że miał rację. Dziś wiemy, że jeśli nie pozwolisz tym pojedynczym neuronom na aktywność związaną z zapamiętaną przez mózg osobą w momencie jej rozpoznania, powstrzymasz proces odpalenia milionów innych, związanych ze wspomnieniami na jej temat. Wszystkie skojarzenia zostaną zatrzymane. Ten mechanizm wykorzystuje umieszczony w płacie czołowym mózgu „trener”, który odbiera sygnał z naszej szacownej Wieży. Leczy traumy i przykre doświadczenia blokując pojedynczy niemal neuron, który jest kluczowy, by wszystkie demony przeszłości zostały za kurtyną podświadomości. Czyż nie tak wygląda cały ten owiany nabożną czcią proces? Ale twój „trener”, Hallo, nie blokuje zachowań agresywnych, nie mogłabyś być Strażniczką, gdyby tak było. Utrzymuje jednak w mocy twoje wolicjonalne amnezje.
– Dziękuję za lekcję historii.
– Proszę, proszę…
Halla milczała, rozmowę podjął znowu Bremmin:
– Więc kogo porzuciłaś, Hallo Fink?
– Nie wiem. W tym szkopuł. I cała zabawa.
– Może wciąż porzucasz tę samą osobę, tyle że o tym nie wiesz?
– To całkiem możliwe.
– Jaki więc jest sens tej bezsensownej gonitwy? Obracasz się w kółko i powracasz do tego samego smrodu?
– Niektórzy tak mają. Inaczej nie potrafią.
– To twój przepis na szczęście?
– To mój nałóg, jest silniejszy ode mnie.
– Mnie też byś zapomniała, gdybyś mogła?
– Przeszło mi to przez myśl.
– To zwiększa prawdopodobieństwo, że jestem w gronie twoich byłych mężów, czyż nie?
– Czy gdybyś znowu chciał mnie poderwać, a byłbyś moim byłym, mówiłbyś mi o tym? – Kobieta wzięła z przyściennego gzymsu kieliszek z granatowym płynem. Zaczęła wykonywać nim koliste ruchy, utkwiwszy wzrok w skupiskach zaproszonych na przyjęcie ludzi, jakby była zaniepokojona, że grupują się oni w ten, a nie inny sposób.
– A skąd wiesz, że chcę cię poderwać?
– Bo cycki i mózg to jedyne, co jesteś zdolny dostrzec w kobiecie, a oba te moje organy podobają ci się.
– Jeden mózg i dwa cycki to już trzy organy. Może chcę czegoś więcej.
– Czego może chcieć ktoś, komu mózg dynda między nogami?
– Hallo, kobieta o twojej inteligencji powinna była się już dawno domyślić.
Halla Fink przestała mieszać granatowy płyn. Spojrzała wymownie na Bremmina.
– Chcesz, bym coś dla ciebie zrobiła – oznajmiła.
– Wszystko co się dzieje, dzieje się dla mnie. Chcę, byś coś zrobiła.
– A masz jakieś wyższe cele?
– Niż cycki i mózg? Hmm… w zasadzie to nie. Ale czy gdybyś nie była gotowa zrobić czegoś dla mnie, pytałabyś o to?
– A czy gdybyś wiedział, że czegoś na pewno nie zrobię, oferowałbyś mi to?
– Nie.
– Więc oferuj.
– To nie będzie oferta.
Na chwilę zapanowało nieprzeniknione milczenie.
– Nie? Więc co to będzie?
– Polecenie.
– Uważaj. – Halla zmrużyła oczy.
– Uważałbym, gdybym wiedział, że możesz tego polecenia nie wykonać.
– Świetnie. Więc co zaraz zrobię?
– Zostaniesz moją żoną.
– Znowu?
– Skąd wiesz, że znowu?
– Nie wiedziałam, ale przed chwilą mi to powiedziałeś.
– Mogłem się przejęzyczyć.
– Ale się nie przejęzyczyłeś. Jesteś moim byłym mężem. Czy jesteś też porywaczem umysłów?
– Nie umysłów, tylko umysłów zacnych, takich jak twój.
– Wybornie. Więc jak to zrobisz? Wbijesz mi na siłę w płat czołowy swojego „trenera”? A może wyciągniesz z rękawa strzykawkę z jakimś specyfikiem i będziesz chciał sprawdzić, czy legendy o moim refleksie są przesadzone? I chcesz to wszystko zrobić przy znamienitych gościach, na oczach tłumu?
– Ten tłum nie jest tym, czym ci się wydaje, że jest.
Halla, z kieliszkiem w dłoni, rozejrzała się raz jeszcze po zgromadzonych w pomieszczeniu ludziach. Zamrugała niespokojnie oczami, jakby docierała do niej jakaś uformowana w mrokach podświadomości myśl.
– To hologramy?
– Nie bądź staroświecka.
– To więźniowie.
– Wspominałem już, że podziwiam twój umysł?
Rozpięte na ścianach ekrany nieoczekiwanie zgasły. Po chwili rozbłysły na nowo. Przedstawiały teraz jej twarz – Halli Fink, bezradnie rozglądającej się po sali bankietowej.
– Co to? – zapytała, a w ślad za nią poruszyły się usta wszystkich jej bezgłośnych projekcji. Rozmowy umilkły. Goście gapili się jak zahipnotyzowani.
– To ty – odrzekł spokojnie Bremmin.
Wszyscy stali nieruchomo przez chwilę, a potem, jak na dany znak, odwrócili się z upiorną precyzją w stronę kobiety. Patrzyli przeraźliwie, wzrokiem pozbawionym empatii. Patrzyli jak na nieczłowieka.
Halla odstawiła niepokojąco powolnym ruchem kieliszek z granatowym płynem na przyścienną półkę. Nie spuszczając wzroku z otumanionego tłumu, jakby miała do czynienia z bombą zegarową, zapytała:
– Więc chcesz, żebym walczyła?
Bremmin uśmiechnął się drwiąco.
– Lubię kobiety, przy których nie muszę strzępić języka. Byłaś szkolona w tylu sztukach walki, w ilu rodzajach znoszenia stresu są szkoleni wszyscy ci biedacy, którzy poddani zostali dyktatowi Wieży. Powalczysz więc dla mnie o Wieżę i pogłówkujesz, jak wraz ze mną przejąć nad nią kontrolę. Obezwładnisz ochronę, a ja zamontuję tam resztę swoich nadajników. Nadajniki te posłużą mi do tego, żeby mieć do dyspozycji więcej tłumów takich, jak ten. Jedyny nadajnik, który udało mi się tam umieścić, to dopiero próbka moich możliwości… wiesz, taka gra wstępna…
– A więc chcesz, żebym walczyła… – machinalnie powtórzyła Halla, jakby przygotowywała się do wejścia w jakiś trans. Wykonała krok w tył, a następnie jeszcze pół. Będąc w lekkim wykroku wzniosła powoli ręce, jak gimnastyczka szykująca się do trudnej ewolucji. Bremmin odsunął się. Wyciągnął spod płóciennej koszuli fiolkę z umieszczonym wewnątrz miniaturowym, metalowym przedmiotem, przypominającym wyglądem robaka.
– Jeśli nie chcesz po dobroci, to tak, zgadłaś, mam swoją wersję „trenera”. Oni cię obezwładnią, a ja ci go wszyję. Twój mózg będzie szczęśliwy, kiedy w dzień będziesz służyła mi jako wojowniczka, a w nocy jako żona. Ja nacisnę guzik, a ty odczujesz chęć zrobienia komuś krzywdy albo zupełną bezradność wobec mojej woli. Czy zastanowiłaś się dobrze, amnestyczko?
– Czasem lepiej się nie zastanawiać – powiedziała cicho i ochryple, jakby do siebie.
*
Hummin, licząc kroki, odmierzył przestrzeń i stanął prawie naprzeciw SienSan, flegmatycznej recepcjonistki. Sygnał z umieszczonych na Wieży nadajników, który blokował przejawy agresji, nie we wszystkich miejscach był równie silny. Gdzieniegdzie znajdowały się ślepe plamy, do których dochodził osłabiony lub nie było go prawie wcale. Jakby w myśl zasady „pod latarnią najciemniej”, u podnóża Wieży było ich najwięcej. Hummin wiedział, gdzie stanąć. Zacisnął pięści, aż mu knykcie zbielały. Zaczął spokojnie, ale w trakcie wypowiedzi jego głos zmienił się w obelżywy krzyk:
– SienSan, jestem głęboko zawiedziony. Ta twoja bezgraniczna niekompetencja doprowadzi nas kiedyś na skraj przepaści!
SienSan stężała. Mrugnęła lekko powiekami, nie była w stanie zrobić niczego więcej. Spuściła szybko wzrok, jakby na wyświetlaczu jej biurka znalazł się nagle jakiś ważny dokument. Pulpit był jednak czysty. Kobieta wróciła do nawykowego lustrowania dłoni.
– Być może nie jestem tu dlatego, że jestem kompetentna – powiedziała powoli. – Być może jestem tu dlatego, że jestem ładna.
„Ależ sprytna jest ta baba” – myślał Hummin – „wie jak podnieść ciśnienie człowiekowi, omijając zabezpieczenia Wieży”. Ale teraz, stojąc w miejscu, gdzie sygnał Wieży był osłabiony, to Hummin był górą, to on miał monopol na agresywne zachowania.
– Prawda, jesteś ładna – powiedział z szyderczym grymasem na ustach, jakby kwestia ta stanowiła ostateczną zniewagę. Odwrócił się na pięcie i odszedł do sali narad.
SienSan nerwowo zamrugała powiekami, nie odrywając wzroku od swoich dłoni.
*
Pierwszy Podążający był stanowiskiem wymagającym szybkiego kojarzenia faktów oraz sporych pokładów empatii. Jako najbliższy współpracownik, podwładny, a jednocześnie powiernik i doradca weryfikował poczynania osoby piastującej urząd obarczony dużą odpowiedzialnością. Podążał za zwierzchnikiem w procesach myślowych, pomagając znaleźć nieoczywiste konsekwencje jego decyzji. Właśnie zastanawiał się, dlaczego system ochrony Wieży już trzeci tydzień z rzędu raportował, że około czterysta pięćdziesiąt burz słonecznych zakłóciło jego pracę. Jednak rozegrana w recepcji scena przerwała jego analizę. Stanął w rozkroku, założył ręce na piersi i zaczął intensywnie wpatrywać się w prostokąt drzwi. Był bardzo niskim człowiekiem o nieregularnych brwiach oraz wielkich oczach, które otaczała siatka zmarszczek zatroskania.
Drzwi rozsunęły się, a do pomieszczenia weszła pospiesznie postać. Zwolniła ruchy, jakby fizycznie zmagała się ze spojrzeniem Pierwszego Podążającego.
– Nie powinna mnie łączyć ze zwykłymi sprzedawcami – burknął Hummin.
Jego podwładny pozwolił wybrzmieć tym słowom, po czym oznajmił:
– Być może, w kontekście ostatnich wydarzeń należałoby przyjąć, że nie zrobiła tego z własnej woli.
– Mindnapperzy chwilowo obezwładnili jej szare komórki, żeby mogła połączyć mnie ze zwykłym sprzedawcą? – prychnął Hummin. Zastygł jednak w zadumie, jakby zmagał się z czymś w myślach.
– Coś się przed chwilą wydarzyło? – zapytał Podążający. – Wyglądasz na wyczerpanego. I… zawstydzonego.
Hummin zawahał się, ale nie odpowiedział.
– Zachowujesz się jak ofiara przemocy seksualnej – ciągnął Pierwszy.
– Tak, to było trochę jak gwałt – podjął z wolna Hummin. – Tyle że na moim umyśle. Zwykły, upierdliwy sprzedawca, namolny, obwoźny oferent narzucił mi swoją wolę. Nie miałem pojęcia jak… nie umiałem zakończyć rozmowy, rozumiesz? Nie umiałem dotknąć ikony kończącej połączenie.
– Czego chciał?
– Mnie. Żebym udostępnił mu swoje wspomnienia.
– Jak zwykły sprzedawca mógłby ci narzucić swoją wolę w rozmowie prowadzonej w Sieci?
– Nie wiem. Jeśli jakimś cudem umieścili na Wieży piracki nadajnik, to mogą wysyłać z niego sygnał. Sygnał z Wieży trafia do „trenera” – tego małego upierdliwego czipu umieszczonego w łepetynie każdego człowieka w mieście. „Trener” potrafi obniżyć do pewnego poziomu manifestację agresji u człowieka poprzez emisję impulsów elektromagnetycznych do mózgu. Myślę, że to właśnie zrobili mindnapperzy, ci sami, którzy porwali już setkę umysłów. Użyli pirackiego nadajnika, żeby mnie ograbić nie tylko z agresji, ale i z wszelkiej asertywności. Najgorsze jest to, że jutro uzyskają moją zgodę. Nie będę w stanie odmówić i sprzedam swoje wspomnienia.
– Jeśli podzielisz się z nimi wspomnieniami, myślami i planami, będziesz dla nich bardzo przewidywalny w swoich poczynaniach. Nie będziesz mógł podjąć decyzji, która ich zaskoczy.
– Dlaczego zwlekają? Dlaczego poprzestali na aroganckiej demonstracji siły? – zapytał Hummin.
– Może chcą być pewni, że gdy trzeba będzie, złamią cię i teraz czekają na odpowiedni moment?
– Moment? Gromadzą siły i planują zmasowany atak? Na co? Na nas? Na Wieżę? Ale nawet jeśli tak, to co mogę zrobić? Muszę przecież bywać w Sieci, nie uniknę z nimi kontaktu.
Hummin przerwał na chwilę.
– Trzeba zlokalizować ten ich piracki nadajnik – powiedział w końcu.
– I pozbyć się go – dodał Podążający.
Hummin zasępił się. Z bezruchu wyrwała go mrugająca kontrolka, wkomponowana w pulpit sterowniczy na stole. Sygnalizowała oczekujące połączenie.
– Słucham, SienSan?
Ekran nie rozbłysnął wizją urokliwej asystentki. Pozostał czarny. Z głośników wydobył się bardziej ochrypły niż zwykle głos.
– Panie HantHummin, mamy poważny wybuch agresji w Starej Dzielnicy. Około czterdziestu ludzi chce wyrządzić krzywdę jednej kobiecie.
– Jak to? – zapytał Hummin. – Wszyscy naraz?
*
Halla Fink wystartowała niczym sprinter, chociaż drogę do wyjścia zastępował jej mur ludzkich sylwetek. Wszyscy sprawiali wrażenie, jakby ta łysa kobieta wyrządziła im wielką krzywdę. Byli pełni desperackiej wściekłości. Ich postawy sugerowały, że pragną zadusić ją gołymi rękami albo rozorać paznokciami.
Halla wykorzystała rozbieg do wybicia się. Wykonała półobrót w powietrzu, niczym skoczek wzwyż. Wzbiła się wysoko i przeszybowała nad poprzeczką rozcapierzonych palców. Lądowanie zakończyła pełnym gracji przewrotem w tył, po czym zastygła na chwilę w przysiadzie ze wzrokiem wbitym w podłogę, jakby czekała na noty niewidzialnych jurorów. Goście przyjęcia rzucili się w jej stronę bez większej finezji. Zachowywali się jak dzikie psy, które w gorzkim ataku wściekłości nie koordynowały swoich poczynań względem innych członków sfory. Halla Fink odparła ofensywę najbliższego osobnika. Wydawało się, że kobieta nie porusza się płynnie, tylko skokowo. Z pozycji przykucniętej nagle przemieściła się w stronę puszystego mężczyzny, który chciał ją przygnieść ciężarem swojego ciała. Wyprowadziła atak łokciem, a głowa napastnika odskoczyła niczym piłeczka pingpongowa, zmieniając gwałtownie kierunek ruchu. Następnie Strażniczka weszła w piruet, który oko ludzkie mogło zarejestrować jedynie jako niewyraźną smugę, po czym wymierzyła kopniak precyzyjnie w nos zbliżającej się kobiety. Tamta momentalnie zakryła dłońmi twarz i padła na kolana, jakby w geście pokuty. Ruchy Halli Fink były trudne do uchwycenia. Dwaj nadchodzący mężczyźni wywinęli fikołka pod wpływem subtelnych dźwigni wykorzystujących bezwład ich napierających ciał. Od drzwi dzieliła ją już tylko czwórka agresorów, którzy bez poczucia strachu parli na nią, jakby mieli za nic życie swoje oraz celu, który obrali. Strażniczka zbliżyła się do nich pełnym gracji dwutaktem, po czym skoczyła w kierunku ściany. Odbiła się stopą o wąski gzymsik, strącając przy tym kieliszek z granatowym płynem, po czym przeszybowała nad głowami bezmyślnych napastników. Prawie schwytana za nogawkę spodni, ponownie zakończyła powietrzną ewolucję miękkim przewrotem, tym razem w przód. Przekoziołkowała przez próg sali balowej. Wstała, wyprostowała się i niczym automat, który dokładnie wie, jakim zasobem czasu dysponuje na wykonanie przydzielonego mu zadania, wyjęła uprzywilejowaną kartę Strażnika i zablokowała nią drzwi. Zza mlecznego, półprzeźroczystego, hartowanego szkła można było dostrzec cienie dobijających się postaci. Nagle, jak na dany znak, odgłosy ucichły. Sylwetki za szkłem znieruchomiały, a potem, zdezorientowane, oddaliły się w głąb pomieszczenia.
*
– Jak mogli tego dokonać? – zapytał Hummin.
– Zastanówmy się… – zadumał się Pierwszy. – Dysponują możliwością wzbudzania agresji albo osłabiania jej. Gdyby pobudzić do skrajnej agresji umysły czterdziestu ludzi znajdujących się w jednym pomieszczeniu, pozabijaliby się nawzajem, nieprawdaż?
– Tak – odrzekł Hummin. – Ale oprócz agresji mamy jeszcze jeden mechanizm do sterowania ludzkim zachowaniem: amnezję. To tak jakbyśmy programowali człowieka za pomocą dwóch suwaków: pierwszy to agresja, drugi to amnezja. Możemy podnieść agresję do poziomu wściekłego psa lub obniżyć go do absolutnego braku przejawów asertywności. Z amnezją sprawa jest bardziej skomplikowana. Możemy z łatwością zlokalizować w ludzkim mózgu każdy neuron przypisany do zapamiętanej osoby. Neuron spełniający taką funkcję jest bardzo specyficzny i znajduje się w hipokampie. Nie wiemy, który neuron przypisany jest której osobie, dopóki nie jest on wzbudzony. Kontrolowaną amnezję można więc przeprowadzić pokazując zdjęcie danej osoby. Wtedy reszta neuronów tego typu milczy jak grób. „Trener” lokalizuje wzbudzony neuron i usypia go impulsem elektromagnetycznym o określonej częstotliwości, blokując pamięć o danej osobie i wszystkie wspomnienia z nią związane.
– Mówisz o neuronie Jennifer Aniston – podjął Pierwszy. – Grała w takim serialu „Przyjaciele”. Oglądałeś?
– Żartujesz? Jeden odcinek trwa prawie pół godziny. Kto ma cierpliwość oglądać tak długie filmy?
– W dawniejszych czasach filmy trwały po dwie, a czasem i trzy godziny…
– Tak, współczuję naszym dziadkom. A teraz do rzeczy. Piracki nadajnik może wydać z Wieży rozkaz, by dokonać amnezji… no właśnie. Amnezji kogo?
– Kogo? – zapytał jak echo Pierwszy.
– Wszystkich.
– Wszystkich?
– Tak. – Hummin nieświadomie złożył dłonie w piramidkę, jakby był ekspertem występującym w programie publicystycznym. – Można sprawić, by zapomniano każdą istotę ludzką, oprócz celu. Osoba, bądź osoby, będące w mocy pirackiego nadajnika mogą zostać zaprogramowane tak, by „trener”, ten mały sadysta w płacie czołowym mózgu, zablokował na jakiś czas wszystkie zapamiętane w życiu osoby, nawet te, które ma się obok siebie, a pamiętał tylko tę jedyną, którą ma się okaleczyć. Mamy wtedy umysł, który posiada bardzo wysoki poziom agresji i zna jedyną osobę, na której może ją wyładować.
Neurony, które odpowiadają za zapamiętywanie osób w ludzkim mózgu, mają bardzo specyficzną strukturę. W epoce „Przyjaciół” i innych pochłaniających czas rozrywek nie znano jeszcze specyfiki budowy tych neuronów. Badacze ludzkiego mózgu cieszyli się, że mogą obserwować aktywizujący się neuron Jennifer Aniston, niczym mrugającą diodkę na układzie scalonym. Wtedy było to śmieszne i nie służyło niczemu. Dziś znamy wzorzec tej pojedynczej szarej komórki. Istnieje więc możliwość, by zaprogramować „trenera” w ten sposób, by wysłał szereg impulsów elektromagnetycznych blokujących wszystkie te specyficzne neurony w ludzkim mózgu, oprócz jednego. W ten sposób ludzie na chwilę zapominają o wszystkich innych osobach, które poznali podczas swojego życia, oprócz wskazanego celu.
– Musieliby w jednym czasie pokazać wszystkim wizerunek osoby, przeciwko której ma być skierowana agresja – dopowiedział Pierwszy.
– To nie takie trudne. – Hummin dotknął pulpitu, a na ekranie ukazała się twarz recepcjonistki. – SienSan? Czy wiemy, gdzie dokładnie wybuchła ta fala agresji?
– Panie HantHummin, wiemy.
– Możemy tam posłać Strażnika?
– Panie HantHummin, przemoc jest właśnie skierowana na jednego z naszych Strażników.
– Co takiego?
– Właśnie poradził sobie z czterdziestką, ale obawiam się, że z następną sześćdziesiątką sobie nie poradzi. Panie Hummin… musi pan wiedzieć, że to posiadłość BremminaBa.
Hummin zmarszczył brwi.
– To nie musi być ona… To, że BremminBa jest jej byłym mężem nie oznacza, że chce ją akurat pojmać – powiedział jego podwładny.
– Oznacza. I to jest ona – Hummin wygasił ekran powolnym ruchem dłoni. Nastała chwila ciszy.
– Nigdy mi nie mówiłeś… co się stało między tobą a Hallą?
Hummin westchnął, jakby zobaczył przed sobą wielostronicową książkę.
– Myślisz, że za naszym rozstaniem kryje się jakaś nadzwyczajna historia. Ale nie kryje się. Pokłóciliśmy się zwyczajnie, jak ludzie. Mówiliśmy sobie przykre rzeczy, a ponieważ kochaliśmy się, mieliśmy zdolność, by ranić siebie jak nikt inny. Byłem wtedy poza programem antyagresji, skoro ona, jako Strażniczka, jest poza systemem, no i oto mamy opłakane tego skutki. Nie umiałbym dziś podejść do niej i rozpocząć wszystkiego od nowa. Nie potrafiłbym z nią nawet normalnie porozmawiać. Emocje są zbyt dotkliwe.
– Mówisz, jakbyś nadal chciał być częścią jej życia.
– Żeby być nadal częścią jej życia… – Hantley spojrzał nostalgicznie w dal. – Musiałbym… dokonać wpisu w jej niepamiętniku – zakończył poetycko.
Pierwszy uniósł brew, ale nic nie powiedział. Ponownie zapadła cisza. Z zadumy wyrwało ich pulsujące światło znajomej kontrolki.
– SienSan? Co znowu?
– Panie HantHummin, właśnie zlokalizowałam piracki nadajnik. Jest w trzysta sześćdziesiątym siódmym segmencie Wieży, licząc od góry – zabrzmiał monotonny głos recepcjonistki.
– Co takiego?! – Hummin niemal podskoczył. – Jak tego dokonałaś?
– Zaczęłam monitorować każdy nadajnik po kolei. Nie umieścili tam żadnego swojego pirackiego, przejęli jeden z naszych. Wystarczy więc odciąć zasilanie od segmentu trzysta sześćdziesiąt…
– Ale… jakim cudem? Przecież wiedzielibyśmy o tym, że któryś z nadajników nie zachowuje się tak, jak go zaprogramowaliśmy.
– Wiedzielibyśmy, gdybyśmy nie ignorowali raportów o burzach słonecznych. BremminBa wydał chyba fortunę na crackerów, ale sztuczka jest tania. Włamali się do nadajnika, który jest jednym z najstarszych modeli na Wieży, a jego nieprawidłowe działanie było zwalane na wzmożoną aktywność burz słonecznych. Niech pan sobie wyobrazi, panie Hummin, że nasz system zaraportował ich około czterysta pięćdziesiąt w zeszłym tygodniu…
Hummin wyłączył bezceremonialnie interkom.
– Czterysta pięćdziesiąt burz słonecznych? Dlaczego nic o tym nie wiedziałem? Cały dział kontroli jakości widział te anomalie i nikt nie był w stanie ich wytłumaczyć? Pewnie obawiali się, że jeśli przekażą mi tę informację, nie znając przyczyn takiego stanu rzeczy, zostaną posądzeni o niekompetencję. Czy jestem aż tak wymagający? Taki ostry?
Pierwszy zasępił się.
– SienSan na to wpadła – ciągnął dalej Hummin. – Zwykła recepcjonistka. Kto by pomyślał? Zuch dziewczyna.
Pierwszy podniósł głowę, po czym cicho rzekł:
– To jej to powiedz.
*
Sześćdziesiąt par rąk nie dosięgło celu. Halla była otoczona wianuszkiem zdezorientowanych ludzi, którzy zastanawiali się, dlaczego mają zaciśnięte pięści. Odwróciła się w stronę wejścia do sali bankietowej. Odblokowała je. Przemierzyła pomieszczenie, w którym jedni goście pomagali innym wstać z podłogi, zastanawiając się przy okazji nad zagadkowymi obrażeniami ich ciał. Na końcu pokoju stał Bremmin. Spostrzegłszy ją, wyciągnął ręce w nieokreślonym geście niemocy, jakby odganiał demona. Halla zbliżyła się do niego w pełnym gracji dwutakcie, przygotowując się do wymierzenia ciosu.
*
Hummin wziął do ręki wysłużone zdjęcie. Popatrzył w rozumne i pełne życia oczy byłej żony. Stężał, jakby zmagał się z jakąś niemożliwością. Jego podbródek zadrżał, a z wewnątrz dobył się szloch człowieka, który bierze rozbieg, by wykonać samobójczy skok.
*
Na ścianach pomieszczenia wyświetlano fragmenty młodego, smukłego, kobiecego ciała w dużym powiększeniu. Niektórzy goście stali z kieliszkami w dłoniach i podziwiali. Przeważnie jednak rozmawiali ze sobą, nie poświęcając wiele uwagi przewijającym się obrazom. Czasem można było zgadnąć, że widzi się kawałek uda, część brzucha, szyję, czoło lub łydkę. Żadnych bardziej intymnych fragmentów ponad zgięcie w kolanie czy pępek. Wszystko w łagodnym ruchu, kolejne sceny przenikały jedna przez drugą, zaklęte w jakimś pseudolosowym algorytmie.
Hantley Hummin stał w bezruchu, oczarowany. Patrzył intensywnie w przeciwległy kąt sali. Był bliski otwarcia ust, ale tego nie zrobił. Potarł nos.
– Kto to jest? – przemówił w końcu.
Towarzyszący mu Pierwszy Podążający uniósł i opuścił gęste, nieregularne brwi. Spojrzał na łysą, kobiecą postać o promiennym uśmiechu.
– Halla Fink – odparł.
– Znasz ją?
Niski człowiek odchrząknął, chociaż nie czuł suchości w gardle.
– Nie osobiście. A ty?
– Czy pytałbym, gdybym ją znał? – zniecierpliwił się Hantley. – Chcę ją poznać. Co robi?
– Jest Strażniczką. Osobiście ujęła BremminaBa, który w zeszłym miesiącu przejął jeden z naszych nadajników na Wieży.
– Fascynujące – powiedział wolno Hummin, jakby sycił się słowem, które właśnie wypowiada.
– Oddała różnym korporacjom już niemal trzydzieści procent swojej tkanki mózgowej. Wygląda na to, że ma jej spore zapasy.
– Jakiś… – Hummin wydał przeciągły dźwięk "mmm", jakby szukał odpowiedniego słowa. – …mąż?
– Obecnie nie.
– A w przeszłości?
Pierwszy podrapał się po karku. Spojrzał smutno w górę, szukając wzroku przełożonego. Nie znalazł.
– Miała kilku.
– Kilku?
– Jest po trzech amnezjach.
– Chcę ją poznać – mruknął Hummin nieświadomy, że wypowiada to zdanie już drugi raz.
Zapadła chwila milczenia, podczas której obydwaj ważyli słowa.
– Myślę, że nigdy nic nie stało na przeszkodzie, byście się poznali – przeciął ciszę Pierwszy.
– Chcę ją poznać – powiedział po raz trzeci Hummin, zupełnie jakby składał przysięgę.
Spotkali się w połowie sali. Patrzyli na siebie wzrokiem, jakby znaleźli to, czego od dawna szukali. Patrzyli jak na swoją własność.
– Oglądać taką kobietę to prawdziwy przywilej.
– Wszyscy go mają – odpowiedziała Halla, oszczędnym gestem wskazując ściany. Nie spuszczała wzroku z rozmówcy.
– Nie o iluzję bliskości chodzi. Chodzi o interakcję.
Halla zaśmiała się. Szczerze.
– Jak ci się więc podoba interakcja ze mną?
– Nie miałbym nic przeciwko… – Hummin zająknął się. – …żeby jeszcze trochę potrwała.
Halla uśmiechnęła się zalotnie. Poruszyła kieliszkiem w nieokreślonym kierunku, jakby szukała odpowiedniej kwestii. Odrzekła w końcu:
– Niech więc trwa.