Chodzi mi po głowie pomysł na uniwersum. Chętnie się dowiem, co myślicie. :>
Chodzi mi po głowie pomysł na uniwersum. Chętnie się dowiem, co myślicie. :>
Wracając z zakupów, Sobral zadbał, aby zgubić wszelkie ogony. Wyszedł z Zaświatów i ciągle był nieco skołowany od nieprzestających dudnić w uszach basów. Nie od razu poczuł na sobie te wszystkie lepkie spojrzenia, z których część, prawdziwe utrapienie, wlokła się ciasnymi uliczkami za celem jak smród za obywatelami niskiego Londynu. Skręcił na targ, lecz paradoksalnie niczego nie kupił. Szwendając się pomiędzy rozłożonymi dosłownie wszędzie paskudnej jakości wszczepami – nazywanymi tak chyba wyłącznie z absurdalnej poprawności, efektu polityki elit współczesnego świata – uważał, aby niczego przypadkiem nie trącić, nie nadepnąć, by nie wzbudzać zainteresowania ponad niezbędne minimum. Przystanął przy grupce zmodowanych – przez myśl nie przeszłoby mu nawet nazywanie ich ludźmi – którzy podziwiali wygibasy taniej kurwy. Nałożyła na swe sflaczałe ciało mnóstwo filtrów, więc komu mrugał w płacie potylicznym mod tekstur czasu rzeczywistego, modelu choćby totalnie przedpotopowego, ten łatwo dawał się uwieść wdziękom prosto z katalogu. I cóż, że dupa owej cizi już od dawna śmierdziała grobowcem? Nikomu to nie przeszkadzało, bo i na to też był pewnie jakiś mod. Sobral nie miał jednak żadnego z nich. Na mechanicznym ramieniu wystukał kilka fikcyjnych komend, udając, że przelewa kredyty zapracowanej artystce, a gdy upewnił się, że kwiat klienteli Zaświatów dał sobie spokój, udał się do swojego mieszkania. Udał się w dół.
Wślizgnął się do środka po cichu, lecz bardziej z przyzwyczajenia niż z konieczności. W pomieszczeniu stanowiącym przedpokój, kuchnię i łazienkę zarazem, zgarnął z kredensu puste puszki, butelki, papiery, tak że część z nich wylądowała na podłodze. Na wygospodarowany fragment blatu od niechcenia rzucił przezroczysty woreczek z szarym proszkiem, bezpiecznie jak dotąd schowany w kieszeni kurtki. Następnie Sobral zdemontował budzącą w nim najgłębszą odrazę atrapę polimerowo-metalowego ramienia i cisnął ją w kąt. Gdy rozprostowywał ścierpnięte i zesztywniałe od żelastwa palce, drugą ręką odwijał z twarzy i głowy wielką chustę, która robiła za prowizoryczny filtr przesyconego smogiem powietrza. Taki patent nie zatrzymywał nawet połowy zanieczyszczeń, dlatego większość dziczy z dolnych pięter Londynu całą swą egzystencję przeznaczała na gromadzenie funduszy. Te z kolei pozwalały zamontować mod blokujący dostęp pyłów i innych substancji do dróg oddechowych. Egzystencja wydłużała się nikle. Sobral jednak się tym nie przejmował. W końcu już niebawem takie błahostki jak zdrowie ponownie przestaną zaprzątać mu głowę.
Gęste powietrze niewydolnej wentylacji kąsało gardło, krtań i oskrzela. Sobral opadł na krzesło obok kredensu, cicho się krztusząc, strącając przy tym kilka kolejnych fantów na podłogę. Oddychał ciężko, leżał na blacie i wolną ręką przegrzebywał pierwszą z brzegu szufladę. Odnalazł inhalator, wstrząsnął nim niechlujnie, byle szybciej, a potem zaaplikował sobie dawkę leku. Oparł się o ścianę i oddychał głęboko, coraz wolniej, coraz spokojniej. Chusta zsunęła się na podłogę, odsłaniając równo przycięte, białe niczym mleko włosy, kontrastujące swą szlachetną barwą z brudem mieszkania i z brudem codzienności.
– Czyżbyś wreszcie umierał, Sobral? – odezwał się głos z sąsiedniego – i jedynego w mieszkaniu – pokoju. Potem nastąpiła seria płytkich sapnięć. – Najwyższy czas, byś w końcu zrobił światu jakąś przysługę.
Sobral z odrazą, podbarwioną nutą gniewu, spojrzał w kierunku pokoju. Choć z tej perspektywy nie widział twarzy Pearsona, był pewien obecności tryumfalnego uśmieszku na jego tłustych policzkach.
Grubas miał jednak rację. Stare ciało coraz gorzej znosiło trudy życia w tym przeklętym świecie, a miało przecież posłużyć jeszcze przez jakiś czas. Sobral otworzył powieszoną nad kredensem szafkę, wyciągnął z niej koszyczek pełen rurek, miarek i igieł, by bez przesadnej delikatności posłać go na blat tuż obok woreczka. Potem stanął w progu pokoju, mierząc spojrzeniem, w swoim mniemaniu, wydmuszkę ludzkiej istoty, której i tak mimo wszystko bliżej było do człowieka niż temu motłochowi gromadzącemu się w Zaświatach czy na targu. Bowiem eufemizmem byłoby nazwać Pearsona po prostu grubym. Przypominał kulę tłuszczu z wystającymi kończynami i głową; dosłownie wylewał się z łóżka.
Sobral musiał się natrudzić, aby odnaleźć spaślaka. Przepowiednia sprzed lat wyraźnie wskazywała Londyn jako miejsce docelowe, ale tutaj właściwie kończyły się konkrety. Należało szukać osoby, która szczęśliwym splotem wypadków pięła się w społecznej hierarchii. I po latach cierpliwego przeczesywania rejestrów, Pearson w końcu się pokazał. Urodził się w slumsie w niskim Londynie. Nie był to co prawda poziom metra, ale i tak słońce tam nie dochodziło. Lata mijały, a jeszcze wtedy nie tak grubemu młodzikowi wiodło się coraz lepiej. Zawsze zjawiał się tam, gdzie bywał ktoś wpływowy. Odrobina retoryki i uroku osobistego załatwiała resztę. Pearson zadowolił się ciepłą posadką w korporacji software’owej w średnim Londynie. Kupił mieszkanie z pokojem, do którego latem na godzinę dziennie przebijało się słońce. Zachłysnął się bogatszym stylem życia i roztył ponad wszelki rozsądek. Ale nie pchał się wyżej, bo jego zdolność, choć interesująca, mogła go zdradzić i zgubić, gdyby okazał się zbyt pazerny.
– Siódma generacja protez cybernetycznych budzi w nas olbrzymie nadzieje – przemawiał młody, przystojny szatyn z przestarzałego w dobie holoekranów monitora LED. Spojrzał wprost w kamerę. – Zachęcamy wszystkich posiadaczy protez na poziomach trzecim i niższych do brania udziału w standaryzowanych badaniach randomizowanych. Rząd Federacji Europejskiej całkowicie je finansuje. – Łysa Mulatka, najpewniej prowadząca program, pokiwała ze zrozumieniem. To do niej skierowano kolejne słowa. – Najlepiej oczywiście byłoby wykorzystać osoby nietknięte żadnymi protezami, aby uniknąć interakcji, ale nie czarujmy się, że tacy ludzie nadal istnieją w szanujących się warstwach społeczeństwa. Jesteśmy zdeterminowani, ale nie aż tak, żeby grzebać w ziemi. Zwróciliśmy się jednak z propozycją współpracy do Unii Afrykańskiej, gdyż jak wszyscy wiemy…
Sobral wyłączył odbiornik.
– Wystarczy na dziś tego dobrego słowa – rzekł.
Pearson sapnął i fuknął, zdenerwowany równie co bezradny. Źle znosił izolację w mieszkaniu. Uspokoił się względnie dopiero, gdy jego oprawca zamontował na ścianie monitor z dostępem do televidów. Grubas odbierał dane, ale nie mógł ich wysyłać. Siwy zadbał, aby mieszkanie znajdowało się na tyle głęboko, by wszelki sygnał wi-fi zdążył się zgubić wśród betonowych labiryntów; dodatkowo profilaktycznie go blokował. Tym samym televidy stały się ostatnim oknem na świat zdesperowanego Pearsona.
– Siódma generacja. Słyszałeś, Sobral? Murzyni nam pomogą. Ich zacofanie nas uratuje. Dzięki wszczepom siódmej generacji każdego będzie stać na protezowanie. Kwestia czasu aż część z nich stanie się obowiązkowa. Wtedy potwory takie jak ty przestaną być bezkarne! Dłużej się nie ukryjesz!
Grubas wykrzyczał, co miał do powiedzenia, a potem zaczął walczyć o każdy wdech, jakby właśnie ukończył maraton.
– Mam dla ciebie gwiezdny pył, Pearson – rzekł Sobral, po czym odwrócił się i dodał przez ramię – dziś spróbujemy też z heroiną. To póki co mój najlepszy pomysł na rozwiązanie ci języka.
Wrócił do kuchenki, żeby przygotować roztwór.
– Nie! Nic ci nie powiem! Nie chcę! Nie chcę oglądać tych ludzi!
Po znalezieniu Pearsona pozostała kwestia nakłonienia go do współpracy. Niecodzienne gabaryty z pewnością stanowiły wyzwanie. Na szczęście Sobral, żyjąc w slumsach niczym szczur, cierpliwie kolekcjonował kredyty. Spokojnie wystarczyło mu na wynajęcie w darknecie dwójki oprychów. Wszystko organizował burdel w średnim Londynie. Bogata oferta zawierała uprowadzenie wybranej osoby za cenę adekwatną do rozpoznawalności i statusu celu, aby spełnić z nią w tradycyjny sposób, z pominięciem VR, swe najskrytsze seksualne fantazje. Za nie tak drobną opłatą, burdel dorzucał stymulanty, halucynogeny, środki nasenne… Sobral przekornie upierał się na sprowadzenie Pearsona do siedziby burdelu, co oczywiście nie doszło do skutku przez wzgląd na jego tuszę. Wówczas, wynegocjowując jeszcze od niechcenia rabat za niedogodności, Sobral zgodził się na przewiezienie ofiary do swojego mieszkania. Potem wystarczyło pozbyć się mechanicznego ramienia naszpikowanego tanimi wszczepami dla nowobogackich – niestety nie obeszło się bez amputacji na poziomie stawu ramiennego. Sobral wyłupił też swojemu gościowi oko, gdyż generator VR posiadał własny modem z dostępem do sieci, a nie było czasu ani warunków, by testować jego moc i zasięg.
Sobral z koszyczkiem pełnym sprzętu podszedł do Pearsona, na co ten aż pisnął. Dopiero teraz zauważył, że spaślak jest cały spocony, choć nie miał na sobie niczego poza bielizną, a w podziemiach Londynu zawsze panował przyjemny chłód. Ignorując ten fakt, Sobral sięgnął po wielki, skórzany pas, mający robić za stazę na olbrzymim, galaretowatym ramieniu i wtedy odkrył szarobure plamy na łokciu delikwenta, z których sączyła się cuchnąca breja.
– Zaczynasz gnić, Pearson…
– Tak. Wkrótce umrę… i ta męka wreszcie się skończy!
– To ja zadecyduję, kiedy to się stanie. Będę potrzebować konkretniejszego sprzętu…
Mężczyzna ponownie wyszedł, zabrał koszyczek, zaczął przetrząsać szafki w sąsiednim pomieszczeniu.
– Jesteś głupcem albo szaleńcem, Sobral! Ci wszyscy ludzie, których szukasz… Tak nie można! Nasza cywilizacja nie po to przez lata walczyła by wypracować obecny pokój, byś próbował wszystko zniszczyć! Rzeź nie może się powtórzyć. Pozwól tym ludziom wymrzeć. Pozwól nam wymrzeć…
Sobral pojawił się w drzwiach z innym koszyczkiem. Starał się pozostać opanowanym, ale nie przychodziło mu to łatwo.
– Rzeź była anomalią – wycedził. – Nikt te prawie dwa wieki temu nie mógł mieć na nią wpływu. Ludzkość nie mogła jej wtedy zapobiec, przez błędy z przeszłości. Bardzo odległej przeszłości. Przez anomalię nasz gatunek odwrócił się od spuścizny tego świata. Rozdeptał pąki tak nieśmiało kiełkujące po całych wiekach marazmu…
– O czym ty mówisz?
Sobral aż oparł się o futrynę, targany emocjami.
– …a potem zwrócił się ku technologii. Zaczął zakuwać w metal. To nie jest nasze dziedzictwo. To droga prosto do kolejnej Rzezi, tyle że innego autorstwa.
– Mylisz się. To ewolucja. Naturalny proces. Silniejsi wypierają słabszych. Gardzisz wszczepami i elektroniką, więc pewnie musisz być podobny do mnie. Nie wiem jaka jest twoja umiejętność, ale jakakolwiek by ona nie była, faktów nie zmienisz. To my staliśmy się słabszymi.
Zapadła cisza, brzęczał jedynie wentylator. Sobral błądził gdzieś wzrokiem i myślami, a dopiero po chwili spojrzał na swego rozmówcę. Parsknął.
– Pokój, o którym mówisz, doprowadził podobnych nam do skraju wymarcia. To też rzeź, choć dużo mniej spektakularna. Ale masz rację. Ewolucja działa. Mimo że kolejne rządy skutecznie urządzają na nas polowania, ostały się szczury, zdolne ukrywać tożsamość przed władzą swymi pasywnymi zdolnościami. Szczury takie jak ty, Pearson. Urodziłeś się tylko po to, bym mógł cię wykorzystać. Oto twój „pokój”…
– Ale ci, których każesz mi szukać, są potężni. Zbyt potężni…
– Oni są na drugim biegunie tego, co oszczędziła twoja najdroższa ewolucja. Przeżyli ci, którzy potrafili się schować i ci, którzy nie dali się wyzabijać. Zostali wyłuskani z populacji przeciętnych przez naturę. Wystarczy ich teraz tylko odszukać i wskazać kierunek zmian. To przyspieszy rozwój naszego gatunku, wprowadzi nas na zupełnie nowy poziom!
– Ale po to stworzono zasady, by unieszkodliwiać takich ludzi! Bo doprowadzą do kolejnej Rzezi…
– Plujesz sloganami, które są sprzeczne z naszymi wartościami! Mają na celu tylko kiełznać nas i tłamsić. Już ci mówiłem, Pearson. To nie my mordowaliśmy. Rzeź to efekt anomalii, która nie była ludzkim dziełem.
– A ich nazwiesz ludźmi? Tak wielka siła mąci w głowie, kusi… Tacy jak ja są nieszkodliwi. Przecież tylko lokalizuję osoby… Ale oni?…
– Cofnij się do korzeni tego świata. Każda religia antyku dowodzi istnienia podobnych nam. Tego jednego faktu nie udało się wykreślić z historii przed wiekami. Kłamstwo i jego skutek, klątwa, wynik dramatycznego sojuszu po wojnie naszych przodków, wymazały na zbyt długo naszą obecność na świecie. Tak nie może dłużej być. Ja… przywracam naturalną kolej rzeczy. Potrzeba było czasu, by z pąków te sto siedemdziesiąt lat temu rozwinęły się piękne kwiaty. Rzeź zabrała nam okazję. Ja tylko stwarzam kolejną.
– Doprowadzisz do końca świata… – Pearsonowi aż załamał się głos. – Tym razem ludzkość ma się czym bronić.
– Ludzkość? Ludzkość zepchnięto na margines. Spójrz tylko, gdzie musimy się kryć. Te mechaniczne kukły są już tylko żałosnym wspomnieniem o naszym gatunku. A twój umysł przeżarła ich plugawa propaganda.
Opodal łóżka Pearsona stało urządzenie dość starej daty, dekady temu używane do poganiania bydła, gdy dla pozyskania białka hodowano jeszcze zwierzęta. Sobral wymierzył jedną z wyższych dawek prądu w sadło grubasa, a ten aż się zatrząsnął i zafalował. Potem nałożył, jedna na drugą, dwie pary rękawiczek i całkiem zgrabnie jak na swój wiek, wskoczył na baniasty brzuch, by wolną ręką szukać mostka i obojczyków pomiędzy fałdami.
– Ten twój zgniły łokieć to niepotrzebna komplikacja. – Wymacał to, czego szukał. – Założę ci wkłucie centralne, pył trafi od razu do serca.
Nagle Sobral przesunął dłoń wyżej, chwytając za nalaną szyję.
– A może podam ci to przez tętnicę w szyi? Narkotyk popłynie wprost do mózgu, a ty w końcu wydusisz z siebie koordynaty? Przecież i tak obaj liczymy się z twoją śmiercią, czyż nie?
– Idź… do diabła… – wycharczał obezwładniony Pearson. Sobral uśmiechnął się nikle, lecz bardzo paskudnie.
– Z niejednym się już spotkałem. Spokojnie, pozwolę ci się z nimi poznać już niebawem.
Siwy sięgnął z koszyczka strzykawkę i błyskawicznie dźgnął szyję grubasa. Pearson tytanicznym wysiłkiem wierzgnął tuż przed ukłuciem, by Sobral nie trafił tam, gdzie celował.
– Pudło – jęknął. Czuł ciepło rozchodzącej się nieprawidłowo po tkankach, a nie po naczyniach trucizny. – Możesz mnie teraz już tylko dobić.
– Głupcze. – Igła powoli wynurzyła się z ciała. – To tylko znieczulenie żebyś nie wierzgał, gdy będę się wkłuwać.
Schodząc na podłogę, Sobral uważał, żeby przypadkiem nie dotknąć ohydnego cielska. Następnie rozłożył dookoła grubasa mapy wszystkich kontynentów, a także co większych metropolii i aglomeracji. Na koniec zajrzał raz jeszcze na moment do kuchni, wracając z drewnianą szkatułką w rękach. Na jej widok Pearson jedynie stęknął:
– Nie…
Strzykawka napełniła się roztworem. Sobral nie bawił się tym razem w odkażanie skóry. Starannie wycelował i zaaplikował dawkę. Pearson tylko odprowadził jego poczynania struchlałym wzrokiem. Po chwili grubasem wstrząsnęły konwulsje, dygotał jak przy ataku febry, toczył ślinę z ust. Walczył.
We wnętrzu szkatułki znajdowała się złożona na czworo, kartka starego papieru. Sobral nawet jej nie rozkładał, tylko od razu odłożył na bok. Przepowiednia nie była mu teraz potrzebna, liczyło się to, co było pod spodem. Dziesięć sygnetów zdobionych kamieniami koloru żywej krwi. Mężczyzna stanął naprzeciw łóżka, ukazując zatopionemu w narkotycznym szale Pearsonowi zawartość skrzyneczki.
– Oto twoje powiązanie z celami. Relikwia dawno zapomnianych bogów. Każda z nich musi znaleźć nowego pana. Pokaż mi, gdzie oni są!
Lecz nagle spaślak zastygł. Głowa opadła mu na pierś, a tłuszcz trząsł się jeszcze przez moment, ale wkrótce i on zamarł.
– Och, nie zmuszaj mnie do zgłębiania twej obrzydliwej jaźni. – Pierwsze, co przyszło Sobralowi do głowy, to że przesadził z dawką, dlatego zaczął zdejmować rękawiczkę, by wziąć sprawy w swoje ręce.
Ale oto Pearson przytknął swą jedyną dłoń do ust i nadgryzł dwa palce. Krew wymieszała się ze śliną, skapując po brodzie. Tymczasem Sobral znowu się zakrztusił, ale nie miał najmniejszego zamiaru udawać się po inhalator. Bo wreszcie się chyba udało…
– Ten, który jest władcą ostatniej dziewiczej dżungli. – Grubas dwoma palcami uderzył w okolicę afrykańskiej rzeki Kongo. – A wkrótce także i całego świata. Wraz ze swoją nietykalną kochanką.
Sobral opanował kaszel, lecz nie mógł powstrzymać uśmiechu.
– Ten, który skinieniem może obrócić miasto w ruinę. – Bangkok, Tajlandia. – Ten, o skórze twardszej niż diament. – Palec na Manaus w Imperium Amerykańskim. – Ta, która jest nieuchwytna. – Paryż, Federacja.
Dłoń powędrowała na północ Starego Kontynentu. Dwa palce uderzyły w Sztokholm w skandynawskiej prowincji.
– Ten, który okiełznał wszelką materię. A z nim ten, o oczach bardziej koszmarnych niż śmierć.
Drżąca ręka odnalazła mapę metropolii Nowy Jork.
– Ten, który wie więcej, niż można sobie tylko wyśnić.
Przeskok na azjatyckie cesarstwa. Palec wylądował na Kioto.
– I ten, który jeszcze nie nadszedł…
Krwawy ślad przesuwał się za zesztywniałym palcem w stronę Azji kontynentalnej. Czy to kwestia tego, że Pearson zlokalizował kogoś, kto, jak twierdził, jeszcze nie istniał?
– Udało się – szepnął Sobral, zbierając zakrwawione mapy. – Odnalazłem was wszystkich.
Cała reszta instrukcji znajdowała się w przepowiedni. Koordynaty były ostatnim brakującym ogniwem. Po tych wszystkich latach zaklęte słowa zaczęły wreszcie stawać się rzeczywistością.
I wtem, gdy Sobral niemal zapomniał już o pogrążonym w katatonii Pearsonie, któremu lada moment planował wielkodusznie skrócić męki za dobrze wykonane zadanie, grubas niespodziewanie odezwał się raz jeszcze:
– A najgorszy z nich wszystkich jest on. – Popatrzył po ścianach tępym, rozbieganym wzrokiem. – Horda demonów w jednym ciele.
Naraz narkotyki straciły całą swoją moc. Pearson znów był całkowicie trzeźwy i nieludzko przestraszony. Chwycił się ręką za głowę.
– On mnie zobaczył. Wie, że się zbliżasz.
– Cóż to ma znaczyć? – Sobral nie krył szoku. – Przepowiednia wyraźnie mówi o dziesięciu bogach, liczba sygnetów tylko to potwierdza. Zatem kto z tych, których wymieniłeś, jest mi zbędny?
Odpowiedziała cisza.
– Kto?!
– Każde z nich ma potencjał by wyrżnąć w pień ludzką rasę. On powiedział, że w przyszłości nie ma miejsca na duchy przeszłości. Słyszysz, Sobral? On cię zabije.
Mężczyzna z rozbawieniem pokręcił głową i wyciągnął ze szkatułki jeden z pierścieni. Demonstracyjnie, delektując się chwilą, założył go sobie na prawy kciuk.
– Niech będzie – rzekł, otwierając szufladę pod monitorem LED. – Sam ocenię, które z nich zasługuje na udział w dziele przepowiedzianym przed wiekami, a kto jest tylko cieniem potęgi, której poszukuję. Jam jest najpotężniejszy z panów. Niech ten sygnet stanie się symbolem idei, której hołduję.
W ręku siwego zalśnił pistolet. Lufa wycelowała w głowę wykończonego Pearsona.
– I co teraz zrobisz? Z tymi wszystkimi współrzędnymi?
Oblicze oprawcy nie skalało się żadną emocją.
– Na dobry początek może… schwytam nieuchwytną. Żegnaj, Pearson.
Sobral nacisnął spust. Zabrał mapy oraz szkatułkę, a ponieważ stał się nowym człowiekiem, już nigdy nie wrócił do nory w niskim Londynie.
Hmmm. Trochę za mało dowiedziałam się o tym świecie, żebym mogła się o nim wypowiadać. Rozpoznałam głównie te elementy, które… no, już znałam – darknet, wielopoziomowe miasto tym biedniejsze, im niżej się schodzi, jakieś cyborgizowanie…
Tym bardziej, że niektóre zdania na początku są zbyt pogmatwane, żebym potrafiła z kontekstu wywnioskować, o czym piszesz.
Sama opowieść wydaje mi się niedomknięta. Być może przez to, że za mało skumałam. Ot, jeden facet chemią wymusił z drugiego zeznania na temat… No właśnie. Superantybohaterów? Superbohaterów? Demonów? Tolkienowskich właścicieli biżuterii?
Jeśli to tylko kawałek świata, to może zbyt wiele elementów zatrzymałeś przy orderach, żeby zainteresować?
W kółko Sobral i Sobral. Czy Twój bohater ma coś oprócz imienia – zawód, płeć, rasę?
Sobral otworzył powieszoną nad kredensem szafkę,
Zawsze myślałam, że kredens to taki konkretny mebel, składający się między innymi z umieszczonych wysoko szafek.
I po latach cierpliwego przeczesywania rejestrów, Pearson w końcu się pokazał.
Tak to zabrzmiało, jakby Pearson przeczesywał.
Babska logika rządzi!
Skoro po głowie chodzi Ci uniwersum, domyślam się, że to, co zaprezentowałeś stanowi jego część. Pokazałeś nader dziwny świat, a to co w nim zobaczyłam przyprawiło mnie o dreszcz, może nie zgrozy, ale miłe to na pewno nie było i, niestety, nie mogę powiedzieć, że spodobało mi się to, co przeczytałam.
…nie przestawał czuć się nieco skołowanym… – …nie przestawał czuć się nieco skołowany…
…a gdy upewnił się, że kwiat klienteli Zaświatów dał sobie spokój, udał się do swojego mieszkania. Udał się w dół. – Czy to celowe powtórzenia?
Te z kolei pozwalały zamontować modu blokujący dostęp pyłów i innych substancji do dróg oddechowych. – Czy to ostateczna postać zdania?
Łysa mulatka, najpewniej prowadząca program… – Łysa Mulatka, najpewniej prowadząca program…
Zaczął okuwać w metal. – Co to znaczy?
…wskoczył na baniaty brzuch… – …wskoczył na baniasty brzuch…
– Ten twój zgnity łokieć… – – Ten twój zgniły łokieć…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Odczuwam, że uniwersum to jakaś wariacja superbohaterów/magii z cyberpunkiem. Ale mam podobne odczucia jak Finkla – za mało widziałem, by to ocenić. Rzeź może być wszystkim, od wojny nuklearnej do magicznego kataklizmu. Przepowiednia rodem z serialu Heroes albo Shadowruna. Coś o cyborgizowaniu ludzkości, ale tego pełno w cyberpunku. Generalnie przydałoby się więcej szczegółów. Najlepiej czegoś bardzo charakterystycznego, co od razu pozwoli skojarzyć dany element z Twoim światem.
Bohater obojętny dla mnie – bardzo zdeterminowany, ale właściwie nic o nim nie wiem. “Sorbal to, Sorbal tamto”. Kim jest, co robi? Nie wiem. A przydałyby się dodatkowe szczegóły, bym z niecierpliwością czekał na dalsze jego losy.
Czytało mi się gładko, bez jakiś zbędnych komplikacji.
Podsumowując: na razie nie wybija się to uniwersum jakoś szczególnie. Ale sądzę, że pokazanie większej ilości szczegółów może wzmóc moje zainteresowanie ;) Sam tekst okej, ale bez fajerwerków.
Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?
Dzięki za komentarze. :)
Świat w dużym uogólnieniu ma zderzać technologię z magią. Chociaż możecie mieć rację, że wyszło za mało wyraziście, za mało charakterystycznie. Cieszę się natomiast, że udało mi się wywołać u Reg dreszcz, jakiejkolwiek etiologii by on nie był. :D
Natomiast nad komentarzem Finkli znalazłem przycisk “obserwuj”, kliknąłem go i… nic się nie stało. Cóż to za cuda? :D
Edytka: Poprawki naniesione.
Przycisk “obserwuj” miał działać w ten sposób, że nawet nieskomentowany tekst dostawałby żółte gwiazdki przy nowych komciach. Ale Brajt jakoś nigdy tego nie skończył. Za to pojawiły się dowcipy na ten temat. Mój ulubiony to ten, że kliknięcie obserwuja powoduje wysłanie do Brajta maila o treści zbliżonej do “kiedy wreszcie to zrobisz?”. No, bardziej wulgarnie to było sformułowane. ;-)
Ale możesz filtrować opowiadania – “obserwowane” to będą te, które skomentowałeś.
Babska logika rządzi!
MrBrightside, zacznę negatywną krytyką – warsztat nieciekawy. Czytałem inne Twoje opka, które były dużo lepsze pod tym względem, więc wiem, że potrafisz.
W sprawie świata… hmm… to niewiele go pokazałeś. Na pierwszy rzut oka są w nim klasyczne dla cyberpunku gadżety i społeczeństwo, co jak z pewnością się domyślasz nie zaskakuje. Powoli w trakcie lektury pojawia się jakiś tajemniczy element, którego też nie zdradzasz, ale wydaje się być zaciągnięty z pola fantasy. I tu jest ogromne ryzyko dla takiej koncepcji hybrydy, bo cyberpunk jest osadzony na fundamencie prawdopodobieństwa – jak całe SF. Czytelnicy lubiący CB mogą mocno kręcić nosem na wprowadzenie elementu bajeczki fantasy, chyba że jest jakoś mocno ugruntowana w tym świecie. Takiego czegoś w tym świecie nie zauważyłem. Teraz elementy fantasy wchodzą tu jak deus ex machina – czyli zaświaty trochę od czapy. Dlatego warto pomyśleć nad uzasadnieniem występowania elementu fantasy, tak żeby był odebrany jak rasowe SF-CB.
Bohater… Nie lubię go. I to może być okej, jeśli jest zamierzone z jakiegoś powodu, ale jeśli mam śledzić jego losy, to nie może mnie cały czas denerwować. Tu mamy jakiegoś psychola, który z obrzydzeniem patrzy na kurwę, grubasa, znęca się i zabija. W społeczeństwie tak trudnym jak CB każdy orze jak może – nawet kurwa, a grubasek może być po prostu chory na otyłość. Nie wiem więc, czy chciałeś pokazać psychola, czy też nie wyszło z pokazaniem bohatera.
Pojawił się bardzo ciekawy element, jak dla mnie, w opowiadaniu. To może być subiektywna sprawa, ale chodzi o mapę, zaznaczenie krwią i to, że sprawa obejmuje całą planetę. Lubię takie motywy, bo po prostu to jest założenie z rozmachem, być może obiecujące przygody w podróży w świecie CB – uważam, że ten element warto rozwijać. Spodobały mi się w tym świecie “gadżety retro” choć to znowu subiektywna sprawa – sam ostatnio takie zamieściłem w opku i będę zamieszczał w przyszłych, jeśli coś napiszę.
Się rozpisałem…
Ciao!
Ciao, Blackburn! :D
Z tym warsztatem to mnie zaskoczyłeś, bo ten tekst pisało mi się najbardziej lekko ze wszystkich, które tu w sumie wstawiłem. Niemniej, odnotuję to.
Nie ukrywam, że to opowiadanie jest trochę taką impresją na gorąco i błądzeniem w poszukiwaniu złotego środka. Tym bardziej dziękuję wam wszystkim za opinię o tym co zagrało, a co należy przebudować, może nawet wywalić. Bohater miał być psychotyczny, rozczarowany światem, w którym żyje. Mam pomysł na bardziej konkretne uzasadnienie takiego stanu rzeczy, ale chciałem, żeby ta historia była krótka, żeby uwypuklić końcówkę na którą zwróciłeś uwagę i cieszę się, że to wyszło.
Pozdrawiam!
Co do warsztatu to chodzi mi raczej o konstrukcje zdań i możliwe, że to znowu jest moje widzimisię, więc weź na to korektę. Na pierwszy rzut oka ten Sobral i Sobral… często wiadomo o kogo chodzi, a mimo to znowu Sobral. Warto to przerobić – Finkla już o tym pisała.
Przykłady/widzimisię warsztatowe, z czym nie trzeba się zgadzać. ;)
Wyszedł z Zaświatów i nie przestawał czuć się nieco skołowany od nieprzestających dudnić w uszach basów. Z tego powodu nie od razu poczuł – nie no, super, ze tłumaczysz mi, czytelnikowi, że z tego powodu. Warto jakoś to zgrabniej ująć.
Nikomu to nie przeszkadzało, bo i na to też był pewnie jakiś mod. – czy bohater nie wie, że są na to mody? Po co wrzucać takie niepewności, że pewnie… jakiś…
Na wygospodarowany fragment blatu od niechcenia rzucił przezroczysty woreczek z szarym proszkiem, bezpiecznie jak dotąd schowany w kieszeni kurtki. – jak dotąd? Ej, czyli to oznacza, że już nie jest bezpiecznie schowany? Na mój gust, lepiej pominąć “jak dotąd” – to znaczy przerobić zdanie.
Jest jeszcze trochę takich “niepewnosci” i “wybijaczy z rytmu”. Wydaje mi się, że w konstrukcji zdań można trochę ciąć z korzyścią lepszego odbioru tekstu.
No, tak sądziłem, że to bardziej impresja na świat, ale jako samodzielne opko, to zachowanie bohatera jest nieuzasadnione. :)
Mnie jeszcze gdzieś zgrzytnęło “modu”, ale widzę, że to już poprawione po korekcie Reg.
Babska logika rządzi!
W kwestii świata trudno mi się wypowiedzieć, bo choć w cyberpunkowopodobnych klimatach w ogóle orientuję się słabo, to mimo to odnalazłam tutaj elementy, które z takimi światami już kojarzę – czyli tak jak rzekli mądrzejsi przede mną, niewiele tu zaskakuje. Podobnie jak Blackburnowi bardzo przypadła mi do gustu ta mapa, a także to, w jaki sposób grubas opisywał poszukiwane osoby. Mówiąc absolutnie szczerze, ten fragment rozbudził moją ciekawość i chętnie poznałabym dalszy ciąg opowieści.
Bohater rzeczywiście nie wzbudza sympatii, a jego motywacja jest mocno niejasna. Generalnie trudno mi było się połapać w historii świata, która kryje się za fabułą. Ale wierzę, że to wynika z tego, że zasadniczo ten tekst chyba nie ma być jeszcze samodzielnym tworem, prawda?
Kwestie techniczne:
Wyszedł z Zaświatów i nie przestawał czuć się nieco skołowany od nieprzestających dudnić w uszach basów. Z tego powodu nie od razu poczuł na sobie te wszystkie lepkie spojrzenia
Niedobry początek ;P
W końcu już niebawem takie błahostki jak zdrowie ponownie przestaną zawracać mu głowę.
Według mnie lepiej pasowałby zwrot zaprzątać głowę.
Pokój, o którym mówisz, doprowadził podobnych nas do skraju wymarcia
Podobnych nam
Przeżyli ci, którzy potrafili się schować i ci, którzy nie dali się wyzabijać.
Niee, chyba nie ma takiego słowa? Wybić?
Tak jak Finkli rzucił m się w oczy nadmiar Sobrala, a także generalnie określenia podmiotu. Według mnie miejscami można spokojnie zrezygnować i z imienia i po porostu zozstawić podmiot domyślny bo i tak wiadomo, kto nim jest, nie zmienia się po drodze. O, na przykład tu:
Sobral otworzył powieszoną nad kredensem szafkę, wyciągnął z niej koszyczek pełen rurek, miarek i igieł, by bez przesadnej delikatności posłać go na blat tuż obok woreczka. Siwowłosy potem stanął w progu pokoju, mierząc spojrzeniem, w swoim mniemaniu, wydmuszkę ludzkiej istoty,
Albo tu:
Sobral opadł na krzesło obok kredensu, cicho się krztusząc, strącając przy tym kilka kolejnych fantów na podłogę. Oddychał ciężko, leżał na blacie i wolną ręką przegrzebywał pierwszą z brzegu szufladę. Odnalazł inhalator, wstrząsnął nim niechlujnie, byle szybciej, a potem zaaplikował sobie dawkę leku. Sobral oparł się o ścianę i oddychał głęboko, coraz wolniej, coraz spokojniej.
Podobnie jak Blackburnowi bardzo przypadła mi do gustu ta mapa, a także to, w jaki sposób grubas opisywał poszukiwane osoby. Mówiąc absolutnie szczerze, ten fragment rozbudził moją ciekawość i chętnie poznałabym dalszy ciąg opowieści.
O taki efekt mi głównie chodziło! Niemniej mam świadomość, że najpewniej ciągle brakuje mi umiejętności by wyciąć kawałek większego świata i uczynić z niego samodzielne opowiadanie. Cóż, trzeba pracować dalej.
ten tekst chyba nie ma być jeszcze samodzielnym tworem, prawda?
Najprawdziwsza prawda.
Dzięki za uwagi, Werweno. Aż mnie dziwi, że to natężenie Sobrali wcześniej mi umknęło. Postaram się coś z nimi zrobić. Z upiększaczami przeszkadzającymi Blackburnowi też. :)
Mnie się całkiem spodobało. Chociaż potem mój zapał nieco ostygł, bo liczyłam, że historia pójdzie bardziej w kierunku tych Zaświatów. Że pokażesz więcej świata, puścisz wodze fantazji, a tu jedyne, co puściłeś, i to w, to czytelnika do ponurego mieszkania :(
Ale to nie tak, że ja się o tę ponurość czepiam :D Ona by pasowała do tego świata. Ale nie z tymi bohaterami. Nawet nie wiem czy mogę tutaj użyć tego słowa. Oni są antybohaterscy na każdej płaszczyźnie. Budzą odrazę, chociaż mogę zrozumieć, że to miał być celowy zabieg, swoim wyglądem i charakterem. A wracając do tej ponurości świata, kiedy już jestem w takim ponurym świecie, to lubię być z nim u boku bohatera, którego mogę zrozumieć, jakoś mu współczuć. Generalnie, żeby on wywoływał u mnie jakiekolwiek emocje. Jakiekolwiek oprócz odrazy, bo od niej to już wolę obojętność. I tak nie polubiłam Pearsona, ale z nim to pół biedy, bo sprawia wrażenie, że jest tam celowo na chwilkę nienawiści dla każdego. Natomiast Sobral to ten, który zapowiada się na bohatera przyszłych opowieści, a irytacja to nie jest najlepszy motor emocjonalny opowiadań. Chyba, że czekamy na Wielki Kres Irytującego… a lipiec już za pasem :P
Dobra, bo na razie samo narzekanie, a przecież mówiłam, że mi się całkiem podobało. W sumie to przez ten nieśmiało zarysowany świat i tę końcówkę, o której już, zdaje się, parę osób wspominało. Z tymi pierścieniami to można by głęboko wypłynąć, bo na płyciznach to z nimi wielce niebezpiecznie :P
Dzięki, lenah. Cenne słowa o tych bohaterach. Odnotowane. ;)
Dodam jeszcze tylko, że taki buc jak Sobral to się co najwyżej na antybohatera nadaje i najpewniej nim będzie. :D Teraz widzę, że wypadł trochę dość konkretnie płasko. Cóż, oślepił mnie twórczy szał!
Bardzo ciekawy świat, choć dla mnie za dużo było infodumpa w dialogu. W tym chyba jestem jedyny :) Nie potrzebuję od razu poznawać genezy, jak i dlaczego wszystko się stało. To świat ma mnie do siebie przekonać i przekonał, a to najważniejsze. Naprawdę ciekawe pomysły i ciężko się do czegoś przyczepić, a często znajduję w postapo błędy logiczne. Wizja grubasa obrazowa i oryginalna, to na duży plus. Niestety spory minus za głównego bohatera. Zbyt sarkastyczny i obcesowy, do tego wszystko negujący. Gdybym miał czytać z nim powieść czy nawet kilka opowiadań, to niestety porzuciłbym, główny bohater musi wzbudzać moje zainteresowanie i akceptację.
Całościowo universum jak najbardziej na tak, głównego bohatera uśmiercić i dać nowego :) Albo porządnie zmienić.
Ślicznie dziękuję za tak pozytywny komentarz, Darconie! Nie ukrywam, że ten tekst traktuję jako rozeznanie na niepewnym gruncie i Twoja opinia bardzo mi się przyda. Główny bohater miał wyjść taki, jaki wyszedł, gdyż to w sumie antybohater. :p Co prawda ten tekst był za krótki, aby budować Sobralowi jakąś nie wiadomo jaką historię i osobowość, na co inne chciałem położyć nacisk, ale z wszystkich komentarzy płynie jasny sygnał, aby nie przesadzać w kreowaniu buców. :D
Zaskoczyłeś mnie natomiast tymi infodumpami, bo szczerze, starałem się przemycać informacje w rozsądnych ilościach, a ostatecznie miałem wrażenie, że przemyciłem niezbyt wiele.
Pozdrawiam!
Rzeczywiście infodump to może złe słowo, ale dialog zszedł z akcji kosztem informacji.
– Cofnij się do korzeni tego świata. Każda religia antyku dowodzi istnienia podobnych nam. Tego jednego faktu nie udało się wykreślić z historii przed wiekami. Kłamstwo i jego skutek, klątwa, wynik dramatycznego sojuszu po wojnie naszych przodków, wymazały na zbyt długo naszą obecność na świecie. Tak nie może dłużej być. Ja… przywracam naturalną kolej rzeczy. Potrzeba było czasu, by z pąków te sto siedemdziesiąt lat temu rozwinęły się piękne kwiaty. Rzeź zabrała nam okazję. Ja tylko stwarzam kolejną.
Jeśli świat mi się podoba, w wiele rzeczy wtedy nie wnikam i nie potrzebuję takie wiedzy jak wyżej (w opowiadaniu). Ale to drobiazgi, tutaj świat się najbardziej liczy i jest z nim dobrze.
Jakoś mi umknęło to opowiadanie, ale na szczęście zajrzałam do wątku bibliotecznego, gdzie ktoś postarał się o klika dla tekstu.
A mnie Twój świat wciągnął. Na pewno jak na tak krótkie opowiadanie zbyt dużo szczegółów, ale uważam, że pomysł jest niezły i wart rozwinięcia. Zostaw więc ten tekst w spokoju, a rozwiń to, co Ci chodzi po głowie. Jak dla mnie główny bohater mógłby zostać – w tej chwili budzi odrazę, ale przecież nie musi być do końca zły. Może jest bezkompromisowy w dążeniu do celu i to może budzić kontrowersje, ale z drugiej strony przecież nie wiemy, do czego zmierza.
Więc odseparuj się od tego opowiadania i zacznij jeszcze raz od początku z myślą, że tworzysz powieść. To da Ci możliwość przekazywania informacji na dwustu stronach, wtedy nie będziesz zmuszony do infodumpfu.
A ja chętnie poczytam! Jeśli zaczniesz skrobać tę powieść, możesz na mnie liczyć jako na betę. Poproszę o tekst w ilości jednego rozdziału co dwa tygodnie
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
Bardzo dziękuję za komentarz.
Powieść… Cóż, to na pewno temat gdzieś na przyszłość, ale czy na mniej, czy bardziej odległą – to się dopiero okaże. Nie chcę się za nią brać, dopóki nie poczuję się pewnie ze swoim piórem, a poczuję się tak, gdy moje teksty zaczną osiągać coś więcej niż bibliotekę na forum. Zwyczajnie nie chcę marnować pomysłów na przeciętne historie, które zalegną na dnie szuflady. :)
A o becie będę pamiętać!
To powiedz mi jeszcze, czy rozsyłasz gdzieś swoje opowiadania, żeby te Twoje teksty miały szansę coś osiągać?
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
Żeby je bez wstydu rozsyłać, powinny osiągnąć co najmniej poziom piórkowy. Dlatego pracuję nad tym. :D
Wiesz, ocena portalowa może znacznie się różnić od oceny zewnętrznej. Powinieneś spróbować.
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
Kusisz mnie bardzo… Mam jednak ciągle pomysły na parę opowiadań, a czasu niestety mniej niż bym chciał. Forum traktuję jako pole do eksperymentu z różnymi pomysłami i stylami, co pozwala mi wyczuć moje mocne strony. Więc to też nie do końca tak, że ocena portalowa nic nie znaczy – bo to też jakaś próba. Żeby pisać powieść i rozsyłać opowiadania, muszę zwyczajnie nabyć nieco śmiałości. :)
Przełączam się na priv.
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
Cóż mam podobne zdanie co Mister, jak będą piórka, można coś tam myśleć więcej. Klientela jest tutaj dosyć wymagająca, jak ją się zadowoli, z resztą nie powinno być trudniej.
I tak i nie. Wymagająca klientela nie zagląda wszędzie. Ci, którzy zaglądają (choć równie wymagający ;) – dyżurni i forumowi weterani, że tak to ujmę, są raczej dość wąską grupą, a ich gust wcale nie musi być i nie jest uniwersalny. Jeżeli opowiadanie im się nie spodoba, to łatwo może zniknąć w tłumie.
Mało skromnie podam za przykład swoje opowiadanie “W stronę słońca”, które uważam za jedno z lepszych, jakie napisałem. Jednak po premierze przepadło, bez choćby punktu do biblioteki. Nie zraziłem się, przyjąłem to na klatę, lecz parę miesięcy później przypomniałem o tym tekście w wątku z przypominajkami i nagle cud się stał, wszyscy klikali, szturm na bibliotekę.
Podobnie “Plaga” Nightera6. Naz wyłowiła ten tekst z gąszczu innych w sumie rzutem na taśmę, a będąc w loży, tylko jej głos nominował to opowiadanie do piórka. Piórko później się pojawiło – i to srebrne! – a na Plagę nikt wcześniej nie zwrócił uwagi pod kątem nominacji, nawet dyżurni. Gdyby Naz nie była w loży, jej głos byłby za słaby by nominować tekst i przepadłby on.
Zmierzam do konkluzji, że forum to cenne narzędzie do zbierania opinii, lecz nie idealne. Piórko jest jakimś tam wyznacznikiem jakości, ale jego brak nic nie znaczy; nie powinien odbierać motywacji i wiary we własne umiejętności. ;)
Reg zagląda wszędzie i wszystko widzi. :-)
Wiesz, głosowanie Loży to sprawa zero-jedynkowa. A ja czasami jestem na “chyba tak”. ;-)
Ale prawie każdy może nominować tekst w odpowiednim wątku.
Babska logika rządzi!
Masz dużo racji, na pewno dobre są tutaj konkursy, przyciągają czytających i wtedy łatwiej jest o szerszą opinię. Powiem tak w tajemnicy, że trafią się tutaj teksty, które ktoś gdzieś, kiedyś publikował i były w Silimarisie i w Creatio, ale jakoś przeważająca większość tyłka mi nie urwała. Sporo tekstów z biblioteki NF uważam za naprawdę dobre i to mi służy jako poglądowy wyznacznik.
I to jest super, że każdy może nominować. Mówię jednak o tym, co dzieje się wcześniej – nie czarujmy się, że chętniej są odwiedzane teksty z klikami, że już o tych z biblioteki nie wspomnę. Czasami po prostu brakuje tego pierwszego ogniwa, które zwróciłoby uwagę – bo dajmy na to nie trafił w Twój gust, ani mój, a tylko my przeczytaliśmy. Ostatnio pojawiła się jednak opcja nominowania do biblioteki przez użytkowników i to też jest super. Po prostu nie każdy zdaje sobie z tego sprawę, rotacja użytkowników ma miejsce, nie każdy też śledzi życie forum, a wpada tylko coś poczytać. Nie dążę do niczego konkretnego ponad to, że system choć ma rysy, jest raczej sprawny, a piórko choć cenne, to nie jest najcenniejsze.
Amen.
Tak, kliki zachęcają. Tak, często sprawa rozbija się o gust pierwszych kilku czytelników. Jasna sprawa.
Dlatego zachęcam do klikania (nawet szantażem – jeśli tylko o tym pamiętam, to nie klikam piórkowiczom, którzy nie korzystają ze swoich bibliotekarskich mocy. A niech sobie przypomną, jak trudno uciułać pięć okejek, jeśli nic do tego nie zachęca).
Zachęcam też do czytania. Każda potwora znajdzie swego amatora. Tylko trzeba poszukać. Nawet miłośnicy tekstów o kupach się znajdą. Niechże każdy przeczyta i skomentuje setkę tekstów – dowie się, kto pisze w jego guście.
I dlatego często o tym przypominam w miejscach niezupełnie do tego stworzonych. :-)
Babska logika rządzi!
Finkla, a ty w ogóle sypiasz? :) Coś mi się wydaje, że nie ;)
A dla kogo ten wywiad? Trzymamy się wersji, że jestem androidem czy udajemy człowieka? ;-)
Babska logika rządzi!
Zbieram dane, kiedyś jeszcze napiszę opko o szanownych uczestnikach tegoż forum, Fiszko ;)
Fisz to ktoś całkiem inny. Zbieraj, zbieraj. Od czasu do czasu Beryl ogłasza konkurs fantaści.pl. Tam również możesz szukać informacji. ;-)
Babska logika rządzi!
Faktycznie, dla mnie bomba :) Będę czekał. Z moją znajomością ludzkiej natury, sarkazmem i miłością bliźniego, pudło mam jak w banku :) 2015 sobie poczytam.
O co chodzi z tymi fantastami.pl? Wpisałem w wyszukiwarkę, ale
Jeśli ilość otrzymanych wyników jest zbyt duża, spróbuj sprecyzować hasło, które wyszukujesz.
:D
Edytka: znalazłem. Trafnie założyłem, że Finkla wzięła udział. ;)
W pierwszej edycji nie wzięłam, bo dopiero zaczynałam tu bywać i jeszcze nie znałam ludzi. :-)
Babska logika rządzi!
Spodobało mi się, ale nie mogę z czystym sumieniem kliknąć, bo historia wydaje się zbyt otwarta, ma konstrukcję komiksowego odcinka, jeśli wiesz co mam na myśli. Napisane wciągająco, choć jak na mój gust za długie akapity. Świat bardzo interesujacy, ale ja nie obyty z podobnymi motywami. Ogólnie intrygująca próba, ale nie samodzielne opowiadanie. Proszę o więcej. I polecam rozsyłać teksty.
https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/
Na komiksowość jako pierwszy zwracasz uwagę, chociaż masz rację, to raczej scenka, niż nie wiadomo jakie opowiadanie.
Jak będzie więcej to pognębię. I porozsyłam. ;)
Dzięki za komentarz.
Tak sobie pomyślałem, że zajrzę a konto jutrzejszego spotkania.
Właściwie mogę się podpisać pod powyższymi komentarzami. Jako samodzielna całość nie trzyma się to konstrukcyjnie kupy. Tekst siada w środkowej części, w tym filozoficznym (i biorąc pod uwagę okoliczności nienaturalnie przegadanym) dialogu, wyjaśniającym historię i funkcjonowanie świata. Zamiast tego fragmentu chętnie widziałbym mocniejsze wyjaśnienie, kim jest Pearson i jak Sobral go wyłowił (poświęcasz temu pojedyncze zdania i łatwo je przeoczyć).
Co do stylu, też wydaje mi się mniej płynny niż w innych, ostatnich Twoich tekstach. Myślę, że jest to pewnej mierze kwestia przyjętej konwencji. Długie zdania, z wtrąceniami, sprawdzają się w formule kostiumowej stylizacji, czy niespiesznej impresji, ale jakoś nie pasują do stechnicyzowanego świata tego opowiadania. Ważne jest to zwłaszcza, przy wprowadzeniu do opowieści. Osobiście pociąłbym i uprościł zdania z pierwszych, “miejskich” akapitów, później gdy atmosfera staje się bardziej kameralna, a czytelnik jest rozgrzany, mogą być już dłuższe.
Ale, to co jest słabością tego tekstu, może być siłą większej opowieści. Światotworzenie można wtedy rozbić na setki stron, niewzbudzający sympatii bohater może się okazać drugoplanowym antybohaterem, a rozpisana na 10 rozdziałów mapa wciągnie czytelnika i poprowadzi go przez długą fabułę.
Czy jesteś gotowy na książkę? Nie wiem, bo sam się nie czuję na siłach. Ale opowiadania do pism już warto słać, choćby po to, żeby poznać opinie innych osób.
EDIT: Zapomniałem dodać, że mocno mi się kojarzy z “Siedem” ;)
Ach, Coboldzie. Jeśli zajrzałeś wiedziony takimi powódkami, to myślę, że mogłeś trafić dużo fortunniej tu czy ówdzie. ;) Niemniej dzięki za opinię, bo masz dużo racji. Na powieść absolutnie nie czuję się gotowy, dlatego skupiam się na krótkich formach, a powyższy tekst to raczej taka impresja powstała pod wpływem chwili.
Siedem nie widziałem, a ktoś już chyba o tym filmie wspominał. Muszę nadrobić…
Ciekawe to jest. Przede wszystkim fajny świat – połączenie magii i technologii, podziemny Londyn, ciemno, brudno i bez perspektyw. Żałuję tylko, że gdzieś w połowie o nim zapomniałeś na rzecz przeciągającego się dialogu :(. Mogłoby się więcej zadziać tutaj, zdecydowanie.
Nie jest to twój życiowy tekst, JasnaStrono, wygląda raczej jak fragment większej całości, ale nie jest też tragicznie :). Uniwersum ma duży potencjał, na co najmniej 40k znaków. Rada bym była, jakbyś wrócił do pomysłu, chętnie bym coś więcej poczytała w tym klimacie :D.
A nominuję cię do biblioteki, co tam. Jest to dobrze napisane, i jak pisałam wcześniej, ma potencjał, więc dlaczego by nie?
Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne