1. Nadejście chudych miesięcy
Wołodia, przywódca „Obłasti Użasa”, krążył po gabinecie jak wietrzący juchę tygrys po klatce. Haakon nie odrywał oczu od tatuażu rozmówcy – najlepszego indykatora samopoczucia szefa. W tej chwili dziara miała kolor krwi i kształt kałasznikowa. Powędrowała od okularów w dół i rozpierała się na prostokątnej szczęce. Drugi w hierarchii dyskretnie przesunął się w stronę drzwi. Pewne rzeczy są straszne nawet dla gangsterów.
– Ile? – warknął Wołodia.
– Czternaście procent. Z hakiem. – Zastępca nieświadomie potarł protezą dwudniowy zarost. – A gdyby puścić jakąś nową plotkę?
– Już to, bliadź, zrobiłem. W zeszłym tygodniu. Że malinowy jogurt dla dzieci zawiera jakieś rakotwórcze diermo.
– I mimo to wpływy spadają? Co jest? Ludzkość wymiera, szefie? – Za plecami Wołodię nazywano Gruchotem, ale nikt nie pozwalał sobie na takie wyskoki w bezpośredniej rozmowie. A już na pewno nie Haakon.
– Ktoś, albo Suka, albo Gówniarz, olał ubiegłoroczne postanowienia i wjebałsja się na nasze terytorium.
– Prędzej Suka – zasugerował zastępca. – Ona potrafi zrobić coś durnego z nudów. Gówniarz by nie podskoczył, zna konsekwencje.
– Jego ludzie mogą prowadzić jakieś wewnętrzne rozgrywki, nawet w tajemnicy przed bossem…
Tatuaż przyblakł i powędrował na czoło. Bezpośrednie niebezpieczeństwo minęło, jednak Haakon nie chciałby znaleźć się w skórze kretyna, który zadarł z „Obłastią Użasa”.
***
Komórka Haakona rozjazgotała się, akurat kiedy kombinował, skąd wytrzasnąć dowody przeciwko dowcipnej koleżance. Oraz które instrumenty z bogatego arsenału sprawiłyby jej najwięcej bólu. O Suce mowa, a Suka tu.
– Co wy mi odpitalacie, straszydełka słodkie? – odezwała się, zanim wiceszef „Obłasti” zdążył rzucić „Halo”.
– Świetnie się składa, że dzwonisz, Sekai…
– No, chyba nie oczekiwałeś, że pozwolę wam przejąć moje wpływy i jeszcze zamerdam ogonkiem!
– Ale…
– Przelewacie mi wszystko, co zachachmęciliście, dokładacie jeszcze pół tego tytułem strat moralnych i zastraszania moich ulubionych ludzików.
– Ale co…
– Milcz! – Sekai po raz kolejny nie dała Haakonowi szansy. – Jeszcze nie skończyłam! Macie czas do końca tygodnia. I wyjątkowo nie żar…
– Zamknij się wreszcie! To przecież ty złamałaś postanowienia i przejęłaś część naszych wpływów!
– Posłuchaj mnie uważnie, bo nie będę dwa razy powtarzać, ty przerośnięta przynęto na szprotki z haczykami w gratisie. Od robienia głupich kawałów to w naszym uroczym towarzystwie jestem ja.
– Mówię poważnie, Sekai. A Wołodia jest jeszcze poważniejszy. Śmiertelnie poważny, rzekłbym. W porównaniu z poprzednim miesiącem nasz strumyczek many skurczył się o czternaście i dwie dziesiąte procenta.
– Pierdzielisz… Mój o osiemnaście.
– Uuuu, współczuję.
– Nie wmówisz mi, że to Gówniarz. – Nawet dziwne bulgoty i szmery w telefonie nie mogły zagłuszyć niedowierzania w głosie Suki.
– Wątpię. Jest za cienki w uszach, żeby przyatakować ciebie lub nas. Musiałby całkiem ześwirować, żeby rzucić się na obu pozostałych triumwirów. A to ja jestem od świrowania w naszej bandzie.
– Toteż właśnie.
– Chyba powinniśmy znowu się spotkać.
– Stary wariat Haakon… Ale chyba masz rację. Tam, gdzie ostatnio?