Kilka popyrtanych przecinków, paskudny infodump w scenie u Doradcy Pracownika i jeszcze paskudniejsze: “najnowszy nabytek sechł aktualnie w łazience” – niby wiem, że to jest poprawny zwrot, ale odrzuca mnie jak Demetriusz Helenę. (Co, na bogów chaosu, jest złego w zwykłym “schnął”, że ludzie mają potrzebę tak je udziwniać?) Ale poza tym – nic wiele za bardzo, do czego można by się przyczepić.
Generalnie machnąłeś fajnym tekstem, który czytało mi się dobrze, przyjemnie i z zainteresowaniem. Ale czy z czymśkolwiek więcej? Nie, raczej nie. Pierwsza, czy może raczej druga scena, z tymi gówniakami w klubie, była chyba najfajniejsza. Z jednej strony chciałoby się, żeby Heniek porozbijał gnojkom łby; wyszedłby taki totalny badass, może i sztampowy, ale za to mający świetne skille w ciągnięciu fabuły. Z drugiej strony i tak wyszedł Ci kawał sukinsyna, a przy tym cała scena wybrzmiała oryginalnie i po prostu ładnie. Szkoda, że później niemal w całości przerzuciłeś akcenty w opowiadaniu na inne jego elementy.
Zdecydowanie wolałbym opowieść o Heńku Kutasiarzu, niż o Heńku Świrze, ale to głównie dlatego, że ten pierwszy miał szansę wybronić się tam, gdzie ten drugi poległ z kretesem. Otóż, generalnie, zupełnie nie przekonuje mnie historia Heńka, Staśka i implantu. Heniek nie sprawiał wrażenia totalnego idioty, a właśnie takiego byś go potrzebował, by cały ten spisek, szyty już nawet nie tyle grubymi nićmi, co po prostu liną jutową, mógł się utrzymać przez tyle lat. Szczególnie, że sygnały, iż coś jest nie tak, dochodziły zewsząd, a i sam Heniek podejrzewał korporację o śmierć swojego synka. Poza tym nie chce mi się wierzyć, że skoro takie chipy są wszczepiane każdemu kontrolerowi, i to od X lat, to nikt się nie pokapował, że wszyscy oni są w jakiś sposób spaprani. Wybacz, ale nie wierzę, że nigdy nie spotkało się dwóch takich kanarów i nie odbyła się rozmowa w stylu:
– Joł, co tam?
– W sumie, to do dupy: okazało się, że mam guza mózgu…
– Ty, patrz, ja też miałem, ale nasza corpo go wycięła i wszczepiła mi taki zajebisty implant.
– Poważnie? Mi zaproponowali dokładnie to samo. Dziwne, nie?
– No, jak się tak nad tym zastanowić…
Sorry, ale nie wierzę, że corpo zdołała zrobić tak banalny przekręt na tak wielką skalę i nikt się nie zorientował przez tyle czasu.
Kolejna kwestia, która mocno mi się nie zgadza, to Stasiek. Jeśli dobrze zrozumiałem, gość był czymś na kształt bota wgranego kanarowi do mózgu, by go motywować i, nomen omen, kontrolować, tak? Jeśli mam rację, to jego zachowanie w klubie szachowym, jest bardzo, ale to bardzo błędne. Jako program o ustalonych parametrach w żadnym wypadku nie powinien zachowywać się tak ludzko, a tym bardziej przyznawać się do całego wielkiego spisku i, zasadniczo, współudziału w morderstwie. Raczej powinien włączyć mu się jakiś system zaprzeczania, tłumaczenia na nowo i tak dalej. A jeśli Stasiek był w rzeczywistości Jackiem, który był, dajmy na to, prawdziwym człowiekiem docierającym do Henia w nieprawdziwym świecie, to… No cóż, podobne zachowanie z jego strony, jako dalece nieprofesjonalne, też nie powinno mieć miejsca.
Nie rozumiem też, tak ogólnie, co posiadanie dziecka przeszkadza komu w byciu dobrym kontrolerem? Ja to widzę w proporcjach raczej odwrotnych: mam rodzinę na utrzymaniu, to staram się bardziej, by szybciej awansować i więcej zarobić, a przez to móc zapewnić najbliższym dostatnią, spokojną i godną przyszłość. Pchanie faceta ku paranoi, depresji i zniechęceniu do życia jest raczej słabym sposobem pracowniczej motywacji. I nawet uzależnienie od roboty, jako środka na uśmierzenie bólów w dupie wszelakich, jest raczej mało przekonujące. Znacznie łatwiej bowiem – czego Heniek zasadniczo jest niezgorszym przykładem – wpaść w inne uzależnienia, które mogą skutkować efektami wręcz przeciwnymi do zamierzonych, jak zresztą było widać na załączonym obrazku: Heniek zaczął mieć problemy z alkoholem i – w rezultacie – z wykonywaniem roboty, i zamiast wspinać się na wyżyny swoich możliwości, zaczął się staczać, przez co niemal stracił przydatność dla korporacji i omal nie poleciał.
Ergo, mamy tu mocno przekombinowany i zupełnie nieefektywny, a przy tym najprawdopodobniej nielegalny (stworzyłeś dystopię, ale chyba nie aż taką, by robienie ludzi w ten sposób w ciula było dopuszczalne – w każdym razie, skoro okłamują pracowników i wszczepiają im czipy pod naprawdę gównianą przykrywką, to chyba muszą mieć powody, by się z tym czaić) więc i bardzo ryzykowny (lawina pozwów, sądy, odszkodowania w grubych milionach, niesława, et cetera) system, na którego utrzymanie (zwłaszcza w tajemnicy ;) idzie pewnie setkrotnie więcej środków niż kosztowałoby korporację wdrożenie zwyczajnego systemu premii dla kontrolerów za efektywność (już zresztą z powodzeniem stosowaną w wielu miejscach).
Co więcej, cały ten system i utrzymywanie kanarów zupełnie nie ma sensu. Pomijam tutaj już zupełnie, jak dla mnie, bezzasadną przemoc kontrolerów i wymierzane przez nich kary, które raczej odstręczałyby klientów w ogóle, niż mobilizowały ich do zakupu biletów, ale w świecie, gdzie ludzie są już zaczipowani i swoje bilety mają pod skórą, o wiele bardziej opłacałoby się korporacji zorganizować wszystko na zasadzie hołubionej przez busiarzy: wsiadasz → płacisz → jedziesz. Przy zaczipowanych ludziskach byłoby to banalne do wyegzekwowania. Zasada dokładnie ta sama, co przy kontroli, tyle że przytykałoby się palec jeszcze przed wejściem do cośtammobilu. Czytnik zbliżeniowo pobiera opłatę za bilet i tyle, następny proszę. A przy wysiadaniu przytykasz palec jeszcze raz i od razu wiadomo, ile ci naliczyć – ot uproszczenie i tak już prostego i na swój sposób genialnego systemu stosowanego, na przykład, w Holandii (ale niech mnie diabli, szatani i czorci rogami w zadek bodą, jeśli kiedykolwiek dam sobie wszczepić pod skórę jakieś takie gówno).
Ogólnie rzecz ujmując ja tu widzę “Pamięć Absolutną” zorganizowaną w świecie, który sam w sobie za grosz nie ma sensu. A to z kolei przekłada się na prosty fakt, że opisana historia też, przynajmniej dla mnie, tego sensu nie ma.
Finał w sumie również… ambiwalentny. Z jednej strony ładny morał, z drugiej – ot, ćpuński banał.
Niemniej, Heniek, choć faktycznie nie przejdzie do legendy, wciąż pozostaje kawałkiem solidnie napisanego, przyjemnego w odbiorze tekstu. A to zawsze cieszy.
Peace!
"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/