Niewiasta ta cierpiała i jeszcze cierpi.
Lica ma wesołe, lecz serce złamane;
szaty jej lśnią, ale jęk dobywa się z piersi.
M. G. Lewis Mnich
Twoje ciało gładkie i lśniące – krople morskiej wody spływały po nim wąskimi strumyczkami, podkreślając łagodne zakrzywienia. Włosy o barwie miedzi miałaś upięte wysoko – odsłaniały smukły kark. Oczy zakryłaś okularami przeciwsłonecznymi, ale ja i tak doskonale wiedziałem, że za ciemnymi szkłami czai się błękit. Od morza, co jakiś czas, powiewał delikatny wiatr, a twoja skóra reagowała na niego niczym na pieszczotę kochanka. Z każdym muśnięciem przechodził cię przyjemny dreszcz.
To wtedy, na tej zatłoczonej, egzotycznej plaży – może w Hiszpanii, może w Portugalii, a może nawet w Meksyku, któż by to teraz pamiętał – poznałem właśnie ciebie. Młodą i piękną, a takie lubię najbardziej, i poczułem, jakbym dopiero co się stał. Jakbym zaistniał tylko dla ciebie i tylko za twoją sprawą. Nie, z pewnością nie byłaś pierwsza, ale natychmiast zapomniałem o swoich poprzednich fascynacjach. To, co było wcześniej, już się nie liczyło. Byłaś tylko ty.
Nie miałaś jeszcze wtedy pojęcia, że jestem tak blisko. Że obserwuję cię z uwagą. Zachowywałaś się swobodnie, pełna radości.
Towarzyszyły ci dwie hałaśliwe przyjaciółki. Jedna o włosach jasnych jak wypalone słońcem nadmorskie trawy. Co kilkanaście minut nakładała na siebie krem z filtrem, pozostawiający na bladej skórze białe smugi, których z każdym smarowaniem przybywało, tak że dziewczyna wyglądała w końcu jak bałwan ze śniegu. Druga przeciwnie, skórę miała czarną niczym heban. Otulał ją płaszcz ciemnych, kręconych włosów spływających niemal do pasa.
Żadna z nich mnie nie zainteresowała. Tylko ty.
Musiałaś być moja.
– Nie wierzę, że to ostatni dzień – powiedziałaś ni z tego ni z owego do swoich koleżanek.
Skurczyłem się w sobie. Ostatni? Jak to ostatni? Dlaczego zjawiłem się dopiero teraz? Dlaczego tak późno? Bałem się, że mi się wymkniesz. Chciałem wyć.
– Wrócimy w przyszłym roku – odpowiedziała brunetka.
Gdybym miał serce, pewnie podskoczyłoby z radości.
– Na mnie nie liczcie, tu jest za gorąco – dorzuciła blondynka.
I dobrze, zaśmiałem się w duchu. Nic tu po tobie, dziewczyno.
Zostałem z wami do samego wieczora. Kąpałyście się w oceanie, potem leżałyście na ręcznikach, póki lejący się z nieba żar nie osuszył was dokładnie; a później znów rzucałyście się w fale. Z rozrzewnieniem patrzyłem na pojawiające się na twoim kształtnym nosku piegi, podniecałem się na widok zaróżowionej od słońca skóry.
Czy myślałaś wtedy o mnie? Czy marzyłaś o kimś takim jak ja?
Moja, moja, moja! – krzyczałem w myślach i drżałem na myśl o czekających mnie z tobą rozkoszach.
A kiedy wyjeżdżałaś nazajutrz, czułem że cząstka mnie opuszcza to miejsce wraz z tobą.
***
Wróciłaś następnego roku, wciąż jeszcze młoda i świeża. Blondynki już z tobą nie było, ale ponownie towarzyszyła ci ciemnowłosa. Pierwsze dni twoich wakacji okazały się cudowne, takie beztroskie. Znów obserwowałem w ukryciu, jak zmysłowo upinasz swoje piękne, rude włosy i odsłaniasz kształtną szyję. Jak pławisz się w słońcu. Upajanie się tobą dodawało mi sił. Czułem, że nieuchronnie zbliża się moment, gdy będę musiał zacząć działać.
Wszystko zepsuło tych dwóch z Sosnowca!
Któregoś dnia, późnym popołudniem pojawili się na plaży z dmuchanym krokodylem i przenośną lodówką wypełnioną piwami w puszkach. Rozłożyli swoje ręczniki tuż obok waszych, zaczęli zagadywać. Nie mogłem tego zdzierżyć. Trzęsło mną ze złości – szczególnie, gdy pozwoliłaś jednemu z nich posmarować sobie plecy balsamem. Pamiętam jego imię. Krzysiek. Miałem ochotę się z nim policzyć, dopaść go jak najszybciej i wykończyć… Ale nie mogłem się rozpraszać, nie mogłem cię zostawić ani na chwilę. Musiałem być przy tobie, teraz już nie wolno mi było ryzykować, że cię utracę. Nie wiem, jak to możliwe, ale pragnąłem cię nawet bardziej niż rok temu.
– A może wyskoczycie z nami wieczorem do klubu? – zaproponował któryś z nich.
Zabłysnęły ci wtedy oczy. Zauważyłem to, chociaż wciąż je kryłaś za ciemnymi szybkami.
Twoja koleżanka zachichotała tylko kretyńsko. A ty… ty zmysłowo oblizałaś wargi i odpowiedziałaś głosem pełnym słodyczy:
– Bardzo chętnie.
***
Nie powróciłaś na plażę ani nazajutrz, ani dnia kolejnego. Nie miałaś na to sił, odsypiałaś szalone noce – tego się spodziewałem. Ale i tak postanowiłem przy tobie wytrwać. Dyskretnie ci towarzyszyłem wszędzie, gdzie tylko poszłaś.
Kiedy śledziłem cię włóczącą się po barach i klubach, wlewającą w siebie drinki z fikuśnie przyozdobionych pucharków albo szoty w neonowych kolorach, rozsadzał mnie gniew. Kiedy pozwalałaś Krzyśkowi dotykać się i obejmować, patrzyłem na to z ukrycia, na pozór obojętnie, ale coś we mnie pękało. Marzyłem, byś go rzuciła, by było tak jak wcześniej – ty i ja nad brzegiem morza, w pełnym słońcu.
Pewnego razu, zamiast wrócić do hotelu nad ranem, ty i twój chłopak poszliście na plażę. Było jeszcze zupełnie ciemno i pusto. Położyłaś się na piasku, a Krzysiek tuż przy tobie. Zaczęłaś mu rozpinać koszulę, całować jego szyję. On zatopił śmierdzące papierosowym dymem palce w twoich cudnych, rudych włosach. Nienawidziłem was wtedy obojga. Nagle popchnęłaś go lekko, tak że musiał położyć się na wznak, i wskoczyłaś na niego. Jednym ruchem zrzuciłaś przez głowę sukienkę. Kształt twoich piersi zarysował się ostrym, czarnym cieniem na tle zaczynającego pomarańczowieć nieba. Najpierw ruszałaś się powoli, z namaszczeniem celebrując każdy ruch. A potem szybciej i szybciej, aż do spełnienia was obojga. W końcu zsunęłaś się z niego, oparłaś głowę o jego ramię i zasnęliście oboje.
Bolało.
Obserwowałem was dobrą chwilę, nim wreszcie pojąłem, że nie powinienem czuć się zazdrosny. Krzysiek był nikim. Dał ci tylko odrobinę przyjemności, zabawiłaś się, to wszystko. Czyż ta cudowna istota, którą byłaś – nie, wciąż jesteś – nie zasługiwała na odrobinę szczęścia? On ci ją dał. Teraz już wiem, że się wówczas myliłem, ale chłodna retoryka nieco osłabiła mój ból. Choć jeszcze nie ulżyło mi zupełnie…
Tymczasem spałaś głęboko. Spokojny, równy oddech unosił ci piersi, by chwilę później wymykać się spomiędzy pełnych warg. Wyszedłem z ukrycia. Zbliżyłem się do twej twarzy. Dostrzegłem na niej łuszczącą się gdzieniegdzie skórę, a potem niewielki pieprzyk tuż przy lewym uchu – rozczulił mnie ten widok. Byłaś taka bezbronna. Mógłbym już wtedy z tobą zacząć, bez względu na Krzysztofa. Mógłbym cię posiąść. Całą. Zrobić ci te wszystkie cudowne rzeczy, na myśl o których zalewa mnie gorąca fala rozkoszy… Och, gdybyś wówczas wiedziała, co ci szykuję, płakałabyś i błagała o litość, może nawet porzygałabyś się za strachu. Ale nic by ci to nie pomogło, moja kochana, o nie.
Bo było już za późno.
Nie słuchałaś przestróg, nie uważałaś, nie spostrzegłaś, że na ciebie czyham. A przecież wszyscy wiedzą o Czarnym Panu. Na pewno opowiadali ci o mnie mamusia i tatuś, i pani w szkole. O tym, że przychodzę w słońcu, w radości, w beztrosce. Podstępnie pojawiam się w czyimś życiu, czasem nawet trwam przy tym kimś przez lata, ale nikt mnie nie dostrzega. Moja obecność wydaje się naturalna, jakbym zawsze był. A potem atakuję wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewają.
Nie mówili ci tego, moja piękna?
Ależ tak! Ostrzegali cię, ale myślałaś, że legenda o Czarnym Panu to tylko takie gadanie. „Może jest w tych opowieściach trochę prawdy” – twierdziłaś – „ale takie historie przytrafiają się innym”.
Mój ty głuptasku.
Milczysz. Twoje wargi obkurczone i suche. Twoje powieki zaciśnięte.
No już, kochanie, nie bój się. Nic gorszego ci się nie przytrafi. A ja do końca będę przy tobie. Do samego końca.
***
Kiedy wróciłaś do Londynu, podążyłem za tobą i towarzyszyłem ci teraz w każdej chwili, w dzień i w nocy, kiedy jechałaś metrem do college'u, kiedy wpadałaś w odwiedziny do rodziców, kiedy szukałaś swojej pierwszej pracy na pełen etat. Wciąż byłem przy tobie. Wytrwały…
– Dlaczego ja? – szepczesz, przerywając mój wywód. Krople potu błyszczą na twym czole niczym najpiękniejsze perły.
Bo nie byłaś ostrożna, nie uważałaś.
– Wiem. Ale przecież nikt nie uważa…
Nie bałaś się mnie.
– Niewielu się boi. Ale czemu wybrałeś właśnie mnie?
Nie wiem, sam tego nie rozumiem. Coś w tobie, w samej twojej esencji, sprawia, że ja nie mogę odpuścić tobie, a ty nie możesz oprzeć się mnie. Taka się już urodziłaś… A może to przeznaczenie? Nie pomyślałaś o tym? Zetknęło nas z sobą coś znacznie większego i ważniejszego niż my sami. A może to tylko głupi przypadek? Jak myślisz?
Odwracasz głowę i milczysz, ale po twoich zapadniętych policzkach zaczynają spływać łzy.
Och, dziękuję ci, kochanie – wiesz, jak uwielbiam ten gorzki smak.
***
Objawiłem ci się dużo, dużo później. Miałaś już pierwsze zmarszczki pod oczami i wokół ust, takie, które tworzą się od częstego uśmiechu. Była wczesna jesień, a ja zdecydowałem, że ulokuję się w tym słodkim pieprzyku tuż przy uchu. Znacznie się wtedy rozrósł i zaczął swędzieć, pamiętasz? A potem łuszczyć się, a nawet krwawić.
Starałem się być subtelny. Niezbyt dokuczliwy na początku, tylko odrobinę niepokojący. Gdyby nie twój mąż, gdyby nie ten zakochany bez pamięci Krzysztof, który dwa lata wcześniej jakimś cudem odnalazł cię w Londynie, chyba nawet nie poszłabyś do lekarza.
– Doktorze – powiedziałaś naiwnie – a może to jakaś zmiana hormonalna? Jestem w trzecim miesiącu…
Mój Boże, wciąż nie dopuszczałaś do siebie myśli, że to ja, twój Czarny Pan.
– Nie sądzę, ale proszę się nie martwić na zapas. – Usłyszałaś lakoniczną odpowiedź i tego dnia nie dowiedziałaś się niczego więcej.
Dopiero kiedy znamię już wycięto, a do lekarzy wróciły wyniki testów, wytłumaczono ci, kim jestem, i że twoja ciąża mogła mi nieco dopomóc.
Może jednak nie powinienem nienawidzić Krzysztofa? Gdyby nie zrobił ci dziecka, nie nabrałbym tak szybko sił i nie zdołał się przenieść w twoje płuca, kości i mózg. Zamiast tygodni zajęłoby mi to miesiące czy może nawet lata.
Zaciskasz pięści, kiedy tak się śmieję.
No już, nie złość się, przecież wiesz, że to wszystko z miłości. Kocham cię, moja piękna. Twoją twarz wykrzywioną bólem, twoje oczy czerwone od łez, twoje ciało rozpalone gorączką…
– Nie płaczę z bólu – mówisz ledwo słyszalnie.
Co?
– Nie płaczę, dlatego że wszystko mnie boli – powtarzasz.
Więc dlaczego? Boisz się śmierci? Nie, nie, kochanie, nie wolno ci. Bo stracę dla ciebie szacunek.
Gładzisz swój wypukły brzuch. Kręcisz wymownie głową.
Więc o co chodzi?
Nie odpowiadasz. Zasypiasz umęczona. I ja milknę. Rozmyślam teraz o tej małej istocie zamieszkującej w twoim wnętrzu. Jakie to dziwne – musimy dzielić się tobą, ale ją kochasz, a mnie nienawidzisz. Moim rozważaniom towarzyszy stukanie deszczu za oknem, szum wiatru targającego gałęziami drzew. Gdzieś z daleka dobiegają dźwięki samochodowych silników.
Nagle otwierają się drzwi. Blask szpitalnych jarzeniówek wlewa się do środka i razi cię w oczy. Pojękujesz. Krzysiek pochyla się nad tobą z troską i całuje cię w czoło, a ja pozwalam mu na to, bo wiem, że wkrótce i tak cała będziesz moja.
Jestem taki miłosierny, musisz to docenić.
***
Znów pozostaliśmy sami. Kładę się na tobie cieniem, jak cudownie. Już wkrótce dokona się nasze pełne zespolenie. Cała będziesz mną, a ja tobą. I przyjdzie ta największa rozkosz. Śmierć.
– Nie – odpowiadasz bezgłośnie. Nie masz dziś sił mówić, ale ja słyszę twe myśli.
Nie? Jak to, nie? Nie chcesz mi się oddać dobrowolnie? Trochę na to za późno, trzeba było nie odmawiać leczenia!
– Żadna chemia czy naświetlanie nie dałyby ci rady – stwierdzasz.
To prawda. Ale inni chwytają się nawet najmniejszej szansy, a ty nie. Myślałem, że to dlatego, że jesteś wyjątkowa. Że czujesz między nami tę niezwykłą więź. Myliłem się?
– Czuję tę więź, mój Czarny Panie.
Na twoje słowa zalewa mnie fala przyjemnego ciepła. Uwielbiam cię, moja słodka.
– Ale leczenia nie odmówiłam z twojego powodu – kontynuujesz. – Bałam się, że jej to zaszkodzi. – Twoje palce lekko muskają brzuch.
Milczę. Myślę, że powinienem czuć się zawiedziony, ale tak nie jest. Co ty ze mną robisz, dziewczyno? Chyba całkiem straciłem dla ciebie głowę.
– Pozwól mi przeżyć kolejną dobę – prosisz stanowczo.
Dlaczego?
– Jutro ją ze mnie wyjmą. Moja córeczka jest już dostatecznie duża. Chciałabym ją chociaż raz zobaczyć i przytulić.
Mogę się na to zgodzić, właściwie jest mi to nawet na rękę. Odwleczona przyjemność będzie bardziej intensywna, czyż nie?
Nagle spinasz się cała, ale nie w ataku bólu, lecz ze strachu. Twoje serce wali jak oszalałe, krew niemal rozsadza ci tętnice. Bo masz jeszcze jedną prośbę, znacznie ważniejszą. I tak bardzo się boisz, że ci odmówię.
– I obiecaj, że zostawisz ją w spokoju.
Uśmiecham się łagodnie. Gdybym mógł, pogłaskałbym cię teraz po policzku. Moja śliczna ukochana. Przecież wiesz, że tylko o ciebie mi chodzi. Nic nie zrobię twojej córeczce, nawet gdybym chciał. Nie odziedziczyła tego po tobie. Nie ma w niej niczego, co ciągnęłoby mnie w jej stronę; a nawet jeśli, ona sama bez trudu mogłaby mi się oprzeć, bo jest odporna na mój czar. Więc nie bój się, kochanie – twoje dziecko będzie bezpieczne.
A teraz śpij i śnij o mnie. Już wkrótce wielka chwila. Musisz być na nią gotowa. Zamknij oczy, a ja opowiem ci, co cię czeka.
Nazajutrz urodzi się twoja córka. Choć tego niezmiernie żałuję, nie będzie podobna do ciebie, najsłodsza, lecz do twego męża. Twoje dziecko okaże się zaskakująco silne i zdrowe, niepotrzebny mu będzie inkubator. Poprosisz, żeby was wypisano, bo będziesz pragnęła spędzić ostatnie chwile w znajomym miejscu, wśród osób, które są ci najbliższe.
Krzysztof odbierze was ze szpitala i zawiezie tam, gdzie tak szczęśliwie dorastałaś, do twego rodzinnego domu na wsi. Twoja matka uściska cię, a potem weźmie dziewczynkę na ręce i natychmiast przeleje na nią całą swą miłość. Twój ojciec przyklei do twarzy łagodny uśmiech, bezskutecznie usiłując ukryć pod nim prawdziwe uczucia – rozterkę oraz gniew.
Krzysztof odprowadzi cię do twojej dawnej sypialni, gdzie będzie już czekało pościelone łóżko. Usiądziesz na nim, odsapniesz nieco, a potem wyślesz męża do marketu, żeby kupił więcej mleka dla niemowląt i pieluchy, bo może nie wystarczyć. Wtedy do sypialni zajrzy matka, żeby pożyczyć ci strój do spania. Będziesz spodziewać się rozciągniętego T-shirta i flanelowych spodni, ale zamiast tego dostaniesz od niej nocną koszulę, starą, ale zupełnie niezniszczoną, ponieważ noszono ją tylko raz – w noc poślubną. Będzie jasnokremowa i lekka jak mgła o poranku.
Kiedy ją włożysz, twoja skóra wyda się jeszcze bledsza, a włosy jeszcze czerwieńsze.
W twoim pokoju nie będzie nocnej lampki, a światło z sufitu wyda ci się za ostre. Matka wyciągnie ze składziku poobklejany woskiem, trójramienny świecznik, który kupiłyście wieki temu na garażowej wyprzedaży, zatknie w nim świece i zapali je. Płomienie zakołyszą się w przeciągu. Zabłysną w szklanych oczach starych, porcelanowych lalek ustawionych na półce.
Wtedy twoja córka zapłacze tak ostro i przenikliwie, jak potrafią tylko głodne noworodki. Jej babcia poderwie się na równe nogi i wybiegnie z pokoju.
Wtedy zostaniemy sami. Tylko ty i ja. Płomienie świec i falujące firanki. Za oknem huragan i burza. We mnie huragan i burza.
Wyciągnę ku tobie swoje zimne, długie palce. Wbiję ci w skórę zakrzywione pazury w najbardziej z wyrafinowanych pieszczot.
Zamkniesz swoje piękne, lazurowe oczy, rozchylisz spierzchnięte usta. A ja złożę na nich pocałunek – dokładnie w tym momencie, kiedy będziesz wydawać ostatnie tchnienie.
I właśnie wtedy będziesz dla mnie najpiękniejsza.
Cóż… Nie zachwyciło mnie, ale czytało się przyjemnie. Choć tożsamość Pana można odgadnąć w połowie opowiadania, to jednak pozostaje ono całkiem… Ładne? ;)
Bardzo ładne. Jadące ostro na uczuciach – może aż za bardzo? Nie wiem, czy córeczka była tu niezbędna, bo ładnie wybrzmiałoby to opko także wtedy, gdyby skupić się tylko na Czarnym Panu i bohaterce. Także nazwanie “bohatera” Czarnym Panem też brzmi jakoś tak… niewyrafinowanie, zbyt prosto. Aha, i “retoryka” niespecjalnie pasuje do kontekstu wypowiedzi.
Z uwag:
– jeśli dziewczyny kąpały się w oceanie, to mogła to być Hiszpania, mógł Meksyk, ale nie mogła – Grecja ;);
– “spostrzegłaś, że się na ciebie czaję” – kolokwializm (a przynajmniej tak brzmi), rozbijający spójną narrację, może “poluję” albo “czyham”?;
– literówka “zapadnięty policzkach” – zapadniętych.
Czyta się :). Bardzo przyjemnie się czyta. I zgodzę się jeszcze w jednym – ci z Sosnowca potrafią wszystko spieprzyć :D.
Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.
Staruchu, wprowadziłam sugerowane poprawki. Dziękuję. Pozostawiłam “retorykę” – mnie akurat podoba się to słowo w tym kontekście. Córeczka była niezbędna, ponieważ bezlitosna Naz wprowadziła dolny limit znaków ;) Co do ksywki narratora, zgodzę się, że mogłam zagrać subtelniej.
Suzari, szkoda, że nie zachwyciło, ale chyba już się pogodziłam z myślą, że rzadko udaje mi się taka sztuka. Co nie zagrało? Zrobiłam jakiś błąd irytujący? Czy bardziej ogólnie: styl, tematyka, gatunek?
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
Ja po prostu lubię trochę inne historie, trochę inny styl. Nie znaczy to, że było złe. Może następne mnie porwie ;)
O, a ja akurat czytałam parę dni temu artykuł o chemii w czasie ciąży, właśnie że jest możliwa i wiele kobiet nie decyduje się na nią, bo nawet nie wie, że ma taką możliwość.
Liniowa, niezbyt zaskakująca historia – wszystko szło jak po sznurku aż do spodziewanego zakończenia.
Za to napisane jest prześlicznie i zdecydowanie warte biblioteki. Szalenie mi się podoba, jak bawisz się słowami, fleur :)
www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/
Suzari i tego się trzymajmy :)
Kam też o tym czytałam, robiąc research. Nie stosuje się natomiast radiologii. Dziękuję za punkt :)
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
Możliwy spojler!!!
Pięknie napisany tekst, zmysłowo, erotycznie, choć nie ma tam "scen". Sporo emocjonalnego patosu, ale to nie zarzut, bo po pierwsze lubię taki styl, a po drugie trzeba mieć talent, żeby pisać w taki sposób i nie przegiąć.
To, że historia prosta i już w połowie wiemy, kim jest Czarny Pan, to też nie wada. Tak miało być i doskonale to rozumiem.
Dlatego właściwie nie mam do czego się przyczepić. Fakt, nie jest to rzecz, która rzuca na kolana i redefiniuje fantastykę, ale… Co z tego? Czytałem z przyjemnością i to się liczy.
P.S.
Sam zepsułem sobie klimat, bo natychmiast zacząłem sobie wyobrażać teksty, w których rolę narratorów pełnią inne schorzenia. Na przykład marskość wątroby. Albo grzybica stóp ;-)
Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!
Thargone nie napiszę nic mądrego w odpowiedzi na Twój komentarz, bo właśnie tarzam się ze śmiechu :D
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
Czytałam dziś po południu, teraz czas na komentarz. ;)
Zacznę od tego, że kiedy przeczytałam, że to romans uznałam, iż moja opinia może niewiele wnosić, bo nie przepadam za tym gatunkiem, a jeśli historia okazuje się przesłodzona, miewam problemy z dotrwaniem do końca.
Tymczasem Twoje opowiadanie bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Jego jedynym minusem wydaje mi się przewidywalność, jednak zrekompensował mi to narrator. Właśnie, narracja. Opowiadanie jest świetnie napisane, a historia toczy się w niewymuszony, naturalny sposób.
Jak na stosunkowo krótki tekst, udało Ci się przemycić całe mnóstwo emocji i sprawić, by czytelnik dowiedział się o bohaterach naprawdę sporo.
Zgłaszam do biblioteki. :)
„Człowiek, który potrafi druzgotać iluzje jest zarazem bestią i powodzią. Iluzje są tym dla duszy, czym atmosfera dla planety." - V. Woolf
Dziękuję Rossa. Szczególnie cieszy mnie, że zwróciłaś uwagę na narrację, bo właśnie na tym polu chciałam sobie przy okazji tego tekstu poeksperymentować :)
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
Bardzo ciekawy pomysł. Personifikacja choroby wyszła oryginalnie, narracja zmysłowa, ale gdy zorientowałem się, kim jest Czarny Pan, to ona zmysłowość nabrała nowego znaczenia.
Sama fabuła nie jest może jakoś specjalnie ujmująca, ale właśnie do granie na uczuciach i ciekawy pomysł czynią ten koncert fajerwerków wartym klika.
Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?
NoWhereMan, cieszę się, że się podobało. Dzięki :)
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
Bardzo ładnie napisane opowiadanie, dużo tu emocji i namiętności, dotykasz słowami i wkradasz się aż do serca :) Mimo braku szaleństwa w akcji bardzo mi się podobało i przeczytałam Twój tekst z przyjemnością. Dodatkowy plus za pomysł i jak to zauważyła Rossa świetną narrację.
Idę zagłosować na bibliotekę i powodzenia w konkursie :)
Proponuję wejść na forum onkologiczne Dum SpiroSpero,w dział Czerniak i nowotwory skóry, przeczytać prawdziwe historie choroby od prawdziwych chorych i umierających, a potem głęboko się zadumać nad sobą i dziełem. Oraz motywacją.
Katia, dziękuję. Rybaku, nie rozumiem, sugerujesz, że coś nie tak z moją motywacją?
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
Sugeruję dkładnie to, co napisałem.Poczytanie forum o czerniaku.
No cóż,Rybaku wydaje mi się, że nie zrozumiałeś przesłania mojego tekstu. W każdym razie dziękuję za komentarz.
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
Smarujcie się faktorm 50? ;)
Na początku myślałem, że to będzie jakiś sztampowy paranormal romance, na szczęście okazało się inaczej. Twist z tożsamością legendy bardzo mi się spodobał. Gorzej, że opowiadanie trochę się dłużyło i dało się wyczuć rozdmuchanie historii do dolnego limitu. ;) Na kliczek zasługuje.
„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota
Szyszkowy, trochę waty faktycznie musiałam wepchnąć, ale niech obroni mnie stylizacja na powieść gotycką – to dopiero przegadane cegły były ;) Dzięki za opinię i punkt.
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
Przeczytałam opowiadanie. Kwalifikuje się do konkursu.
Uwagi:
Czy marzyłaś, o kimś takim jak ja?
Moja, moja, moja! – krzyczałem w myślach ← Moja, moja, moja! – krzyczałem w myślach
Bo stracę dla ciebie szacunek(+.)
Opinia o fabule po zakończeniu konkursu.
Życzę powodzenia :)
"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia
Udany i intrygujący tekst. Przyjemnie się czyta, ciężko mu cokolwiek wytknąć.
“To, co było wcześniej, już się nie liczyło. Byłaś tylko ty.” – w tym momencie mi tylko trochę zapachniało jakąś balladą pop rockową, jednak od razu schodzisz z romantycznego tonu, więc gratuluję wyczucia i balansu. I warsztatu rzecz jasna!
A ty z tej próżni czemu drwisz, kiedy ta próżnia nie drwi z ciebie?
Panhybryda dziękuję za miły komentarz.
Naz, już poprawiam, dzięki
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
Jak na romans, to nawet nieźle. ;-)
Fajny pomysł na kochanka. Oryginalny. I dobrze wykorzystałaś narrację. To mi się najbardziej spodobało. A do tego jeszcze bohater-wieszcz.
Stylizacja na słodkie pitu-pitu już mniej, ale ja jestem Finkla.
Bohaterowie zarysowani raczej oszczędnie. Tyle tylko, że ona ponętna bez umiaru.
Legendy to ja tu za bardzo nie widzę – choroba całkiem prawdziwa.
Warsztat w porządku, nic mi się w oczy nie rzuciło.
Babska logika rządzi!
Przejmujące, może wzburzyć kogoś kto miał do czynienia z rakiem (personifikacja nieźle przedstawiona, ale dosyć drażliwy temat). Z drugiej strony nie ukrywajmy, nie ma tematów tabu. Jak dla mnie pomysł, wykonanie całkiem fajne ;) Biblioteka zasłużona ;)
Ale faktycznie, grzybica, albo marskość wątroby to jest temat ;)))
Rzecz raczej paskudna i choć opowiedziana w sposób nieco monotonny – irytowały mnie ciągłe wyznania Czarnego Pana – okazała się napisana w sposób na tyle dobry, że doczytałam z zadowoleniem, choć nie bez przykrości z powodu stanowiącego istotę tej historii.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Enderek, dzięki za pozytywny komentarz :)
Regulatorzy, dziękuję za opinię. Zgadzam się, że narrator nieco się powtarzał.
Finkla, spodziewałam się, że oberwie mi się od Ciebie za niskie stężenie legendy :) Fajnie, że doceniłaś narrację.
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
Ładne.
Przynoszę radość :)
Anet dziękuję :)
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
Po zapowiedzi “romans gotycki” spodziewałem się zupełnie czegoś innego, ale mimo początkowego rozczarowania, wciągnąłem się w historię i doczytałem do końca z zainteresowaniem.
Być może opowieść nie rzuciła mnie na kolana, ale koncepcja była ciekawa.
Łukasz, dziękuję za opinię. A mogę wiedzieć, czego się spodziewałeś w kontekście gatunku, który zdeklarowałam?
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
Świetnie się czytało z powodu pięknego stylu, ale niestety, tematyka dla mnie jest na nie. Po prostu nie odpowiada mi takie personifikowanie choroby.
I gdzie temat konkursu? ;)
Deirdriu, dziękuję za opinię. Organizatorka konkursu uznała, że legendy jest wystarczająco dużo, by tekst kwalifikował się do konkursu. Fajnie, że język się podobał. Co do kwestii personifikacji czuję, że muszę tu coś sprostować. Narrator nie jest romantycznym ukochanym, lecz czyhającym na niewinną ofiarę zboczeńcem. Od wieków w kulturze stosuje się personifikację różnych negatywnych zjawisk, z najpopularniejszą chyba Śmiercią na czele. Personifikujemy swoje lęki, nie widzę w tym nic niestosownego.
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
Mam do czynienia z niewieloma osobami chorymi na nowotwory, ale się zdarza i widzę perspektywę tych osób, które znam. I to tylko o to chodzi. Pewnie nie wyraziłam się jasno, bo akurat przyznam, miałam trudność ze sformułowaniem myśli, a nie chciałam też wylewać za dużo. Bo nie ukrywam, że też nie przepadam za taką “jazdą na emocjach”, jaką nam zaserwowałaś w tekście – wątek ciążowy zwłaszcza.
Oczywiście, Twój narrator jest zboczeńcem, dało się to wyczuć bardzo szybko w tekście, co też osobiście uznaję za siłę. Jednak coś mi nie gra. Może dlatego, że staram się na tyle wczuć w tekst i zacząć go analizować z kilku perspektyw – jak czuję się czytając wątek, a co by czuł ktoś inny, emocjonalnie związany z tematyką, etc. Tak już mam podczas czytania :)
Rzeczywistość nie rozpieszcza, kobiety w ciąży chorują. Dlaczego teksty literackie cenzurować pod tym względem? Coś mi tu nie pasuje, nie podoba mi się idea nieporuszania pewnych tematów dlatego, że są trudne czy bolesne. A może chodzi o to, że trudnych tematów nie można ubierać w metafory? Czy osobom chorym na raka nie zdarza się nazywać go draniem/wrogiem?
Edyta: Wpis trochę skróciłam, bo stwierdziłam, że jednak osobiste doświadczenia autora mają się nijak do tekstu.
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
Fleur, od razu nasunęło mi się Zamczysko w Otranto i nie spodziewałem się współczesności. Natomiast przyznaję z zadowoleniem, że oddałaś klimat gotycyzmu.
Rozumiem. W odległych planach mam napisanie romansu grozy z prawdziwego zdarzenia, takiego z tłem historycznym i o odpowiedniej objętości :)
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
Fleur, żadnej cenzury! Absolutnie się z tym z Tobą zgadzam. Jakoś akurat ten tekst mi nie podpasował, ale jechać po bandzie trzeba – zresztą, tego typu historie nie muszą do każdego trafić. Wzbudzenie poruszenia, zgody lub nie zgody na dany tekst, to też działa na Twój plus. Nie chciałabym, żebyś myślała, iż tutaj chcę jakoś upierać się na cenzurę trudnych tematów – jestem od tego bardzo, bardzo daleka.
A ja cieszę się, że mogłyśmy taką dyskusję odbyć :)
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
Romans gotycki… Zmyłka się udała!
Zupełnie nie mój klimat. Nie przepadam za “walcami emocjonalnymi”, bo sam nie umiem takich pisać. :P
W początkowej fazie tekst sprawiał wrażenie typowego “paranormal romance”. Zastanawiałem się, co tym razem? Wilkołak, wampir? Może jakiś demon? Myliłem się i chwała Ci za to.
Przeczytałem zaciekawiony, świetnie napisane. Może i miejscami zaświtał patos (ten Czarny Pan, wybacz, ale co do tego ma Lord Voldemort? <suchar!>), ale ogólny wydźwięk bardzo mi się podobał. Proza życia uchwycona z innej strony. Dobry tekst.
Pozdro!
/ᐠ。ꞈ。ᐟ\
Zalth, super, że się podobało. Ale patos to zgodnie z konwencją gotyckich romansów, inaczej się nie dało :D
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
Ładnie napisane, bardzo emocjonalne opowiadanie. Kiedy przeczytałam: Czarny Pan, zaczęłam się zastanawiać, czy to przypadkiem nie fanfik ze świata HP, ale później dowiedziałam się, że ta paskuda atakuje w słońcu i w tym momencie wszystko stało się jasne. Dalej fabuła była przewidywalna i końcówka nie zaskoczyła. Nawet gdyby bohaterka przeżyła, to też nie byłoby zaskoczenia.
Podsumowując – prosta historia, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Podobało mi się. :)
"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol
Aqq, cieszę się, że tak odebrałaś mój tekst. To miała być prosta historia, bez twistów, które mogłyby umniejszyć jej emocjonalny wydźwięk.
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
No więc bardzo długo nie wiedziałam, jak napisać komentarz. I już myślałam, że to kwestia pokoleniowa, bo zgadzam się w 100% z rybakiem (ja bym poleciła lekturę blogów, gdzie główną metaforą jest walka, a nie erotyzm), ale zobaczyłam, że jednak nie (AQQ).
A moje odczucie jest takie, że to nie jest żadne łamanie tabu ani pisanie o bolesnych tematach, bo kobiety w ciąży chorują. Tym, co mnie dramatycznie razi w tym opowiadaniu jest właśnie pochwalona przez kogoś zmysłowość i erotyzm. Z całym szacunkiem, ale rak, w tym czerniak, nie jest romantyczny. Nie jest zmysłowy i nie jest erotyczny. Nie jest tematem na “gotycki romans”. Ostatnią chorobą, która miała cień takiego statusu, była epidemia AIDS, już ćwierć wieku temu, głównie dlatego, że wtedy, kiedy umierał Freddie Mercury, kiedy dopiero zaczynało się mówić o chorobie, była ona postrzegana jako choroba celebrytów, ludzi z niestereotypowym stylem życia, a także wiążąca się z owocem zakazanym. Wcześniej takimi chorobami były oczywiście gruźlica w XIX wieku (ale suchotnicy ponoć mają zwiększone libido i to mogło być jednym z powodów, drugim zapewne to, że w epoce, kiedy blada cera i poetyczność były w modzie, w naturalny sposób suchotnik był na swój sposób atrakcyjny; ale po prawdzie mam podejrzenie, że spora część tej legendy gruźlicy to właśnie – legenda, tworzona z perspektywy, zwłaszcza przedwcześnie zmarłych geniuszy, a nie od łóżek chorych) oraz syfilis w belle epoque i jeszcze dwudziestoleciu (syfilis ponoć z kolei na pewnym swoim etapie daje kopa twórczego, co opisał w “Doktorze Faustusie” Tomasz Mann). Teraz jednak nie romantyzujemy, nie erotyzujemy śmiertelnych chorób i pisanie o nich w konwencji romansu gotyckiego ze zmysłowym alegorycznym bohaterem w roli głównej jest dla mnie po prostu niesmaczne, łamie decorum, a nie tabu milczenia.
Dla jasności: nie miałabym nic przeciwko, zwłaszcza że stylistycznie i konstrukcyjnie opowiadanie jest ok (poza tymi kawałkami, gdzie brzmi jak sen copyrightera śniony nieprzytomnie)*, gdyby narratorem był jakiś po prostu Thanatos, uosobienie śmierci, a nie konkretnej choroby. Nie przeszkadza mi – ba, nawet mi się podoba – fabuła musicalu “Elizabeth”, gdzie Sisi jest zakochana w Śmierci i szuka w jej ramionach spełnienia, zwłaszcza że biografia cesarzowej daje sporo pretekstów do takiej interpretacji.
Pomijam już fakt, że przez “romans” rozumiem jednak jakieś obustronne zaangażowanie i fascynację, choćby i gotycką, niebezpieczną i “morbid”, choćby i prowadzącą do śmierci i nieszczęść, ale nie stalking i gwałt – a w moim odczuciu to właśnie bohater robi bohaterce…
* Żeby mieć jakieś porównanie, przeczytałam “Wyprawę polarną” i potwierdziła ona moje zdanie o tym, że autorka pisać umie. Tu po prostu nie potrafię zaakceptować tematu, a raczej sposobu jego ujęcia.
http://altronapoleone.home.blog
Jak przeczytałaś, to skomentuj. Autorce na pewno będzie miło. :-)
Babska logika rządzi!
Jutro, bo muszę sobie jeszcze szczegóły tam dooglądać, a już środek nocy się powoli robi ;)
http://altronapoleone.home.blog
Ciekawe, że romantyczne postrzeganie Śmierci jest akceptowalne, a śmiertelnej choroby już nie. Nie rozumiem tego, ale nie pozostaje mi nic innego jak przyjąć zarzut na klatę. Abstrahując już od zarzutów w kwestiach moralnych czy dobrego smaku, wyjaśnię tylko, że romans grozy, czy romans gotycki to inna nazwa powieści gotyckiej i nie należy interpretować tego jako romansu współczesnego. Dziękuję za komentarz Drakaina.
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
To prawda, że tożsamość narratora można poznać w połowie opowiadania, ale mnie to całkiem satysfakcjonuje (i chyba połowa opowiadania to był moment, w którym sama stwierdziłaś, że można tę tożsamość odkryć). A satysfakcjonuje mnie, bo już przewracałam oczami na myśl o jakimś Neptunie czy innym Posejdonie, a tu – niespodzianka! Podobałoby mi się chyba jeszcze bardziej, gdyby nie córeczka – jakoś dodała tekstowi niepotrzebnej ckliwości i tego typu emocjonalności, za którą nie przepadam. Taką emocjonalność – łopatę.
Jednak co tam – i tak mi się podobało. :)
Dziękuję za opinię, Ocha. To dobrze w takim razie, że narrator dziecku odpuścił, bo kiedy zaczynałam wątek ciąży, to jeszcze to nie było dla mnie oczywiste :)
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
Przyjemne opko, gładko się czytało, mimo że nie przepadam za wątkami miłosnymi. Tylko tożsamość bohatera jest łatwa do odgadnięcia.
Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!
Dzięki za opinię, Soku :)
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
Język narratora mnie wciągnął i przeczytałem do końca. Jedyne do czego mógłbym się przyczepić, to “Czarny Pan”, który kompletnie zaburzył – w moim odczuciu – poetykę tekstu i ten w zasadzie świeży koncert zdań. Opowieść jest liryczna i w tym tkwi jej moc, “Czarnego Pana” na własny użytek zmieniłem podczas lektury w “Czarne Słońce”.
“Jestem Czarny Słońcem Twoje Życia” albo “Jestem Cieniem Twojego życia, mój zimny oddech spoczywa na Twoim karku, pieści pieprzyk tuż za uchem.”
Wybacz mi te poezyje, tekst mnie wprowadził w taki nastrój ; D
Pozdrawiam,
Marlow
Dzięki Marlow :) Wiesz, ten Czarny Pan, to miał być tak jak Biała Dama, ale nie jesteś pierwszą osobą z podobnym zarzutem. Tak że przyznaję, mogłam się tu bardziej wykazać. Również pozdrawiam.
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
Coś mi zgrzyta w tym opowiadaniu i nie potrafię go zaakceptować. Dziwne, bo zdarzyło mi się już bronić na forum tekstu o spersonifikowanym nowotworze. Być może to kwestia nastroju chwili, a być może subtelności w samym opowiadaniu, które przy takim pomyśle potrafią zupełnie zmienić odbiór. Niby wszystko na miejscu – splecenie Erosa i Tanatosa, zaborcza miłość, ciekawa z medycznego punktu widzenia analogia ciąży i nowotworu, ale są szczegóły, które psują odbiór. Nie leży mi imię bohatera (faktycznie harrypotterowe), niektóre elementy jego narracji łamiące klimat grozy i chorej fascynacji (chłopaki z Sosnowca, tatuś i mamusia ostrzegający przed słońcem), nie mogę się też oprzeć wrażeniu (choć jestem pewien, że to niecelowe) takiej prozdrowotnej pogadanki (a tamta dziewczyna używała kremu i nic się jej nie stało). Powtarzam – to szczegóły, ale psują smak całości. Nie twierdzę, że potrafiłbym to napisać lepiej, ale dlatego też bym się nie odważył. Bo jest wreszcie pytanie: po co? Jestem daleki od stwierdzenia, że o chorobie wolno pisać tylko chorym, ale sens takich opowieści zawsze kryje się w pokazaniu własnej refleksji, oryginalnej optyki, emocji. Ja po prostu pod dekoracją romansu nie znalazłem w tym opowiadaniu nic dla mnie nowego a prawdziwego. Ale mnie trudno zaskoczyć, od kilkunastu lat codziennie rozmawiam z pacjentami z chorobą nowotworową. Dlatego wierzę w Twoje dobre intencje, szanuję zdanie wszystkich wcześniej komentujących i jako uczciwy czytelnik dorzucam jedynie swój osobisty komentarz.
P.S. Podobała mi się ta scena z nocną koszulą.
Dziękuję, Coboldzie, za tak rozbudowaną opinię. Ja z kolei pamiętam opowiadanie o chorym na nowotwór w tonie prześmiewczym, które skomentowałam pozytywnie, choć zaznaczyłam, że osoby osobiście powiązane z tematem mogą takim tonem poczuć się urażone. Cóż, widocznie słomkę w swoim oku trudno dostrzec.
Trochę obawiam się, że gdybym porzuciła te drobiazgi, które wymieniłeś, z mojej historii niewiele by pozostało.
A teraz najważniejsza Twoja wątpliwość: po co. To już chyba wynika z podejścia do pisania. Wygląda na to, że jestem z tych, co piszą dla siebie. Przy tym opowiadaniu rozprawiam się ze swoimi osobistymi demonami, jak często zresztą, i wygląda na to, że to nie jest dla mnie dobra droga. Szkoda, że wyszło dydaktycznie – to postrzegam jako swoją największą porażkę przy okazji tego tekstu.
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
Z tą dydaktyką to nie jest jakiś gruby zarzut. Po prostu w tle sceny z “trójkolorowymi” dziewczynami pobrzmiewa mi: “sama sobie winna, sama sobie winna”. A rak nigdy nie jest karą proporcjonalną do winy. To są cholerne subtelności, ale pisanie o takich rzeczach to wędrówka po polu minowym.
Zgadza się, to ryzyko. Ale jak nie spróbujesz, to się nie nauczysz. Zresztą, próbowałam złagodzić to wrażenie, tam, gdzie narrator tłumaczy, dlaczego akurat wybrał ją. Ale to już widać, za późno.
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
Ta dydaktyka powstała, jako produkt uboczny owego “Czarnego Pana” – gdyby to było “Czarne Słońce” i mamusia przestrzegałaby przed takim zabobonnym “Czarnym Słońcem”, zniknęłaby ta dosłowność. Tak mi się wydaje.
Marlow, do Czarnego Słońca to z kolei ja się nie mogę przyzwyczaić :)
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
Podpisuję się pod komentarzem drakainy. Dla mnie dosyć obrzydliwe. A jeżeli opowiadanie napisane zostało w celach dydaktycznych, to myślę, że pseudoromans okazał się formą niezbyt trafioną.
Dziękuję za Twoją opinię, Marcinie Robercie. Opowiadanie nie zostało napisane w celach dydaktycznych. Żałuję też, że wywołało obrzydzenie. Być może przy kolejnych próbach uda mi się tego uniknąć.
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
Mnie się podobało. Narracja prowadzona przez Czarnego Pana jest pełna emocji i wyraża je naprawdę dobrze. Nie jestem pewien, czy można nazwać go legendą, ale wiem, o co Ci chodziło. Prostą, smutną historię jakimi wypełnione jest życie, opisałeś w nieszablonowy, oryginalny sposób.
Może nie jest to jedno z najlepszych opowiadań nadesłanych na konkurs, ale na pewno jest bardzo dobre i odczuwam czytelniczą satysfakcję. Nic wielkiego ani wybitnego, ale dobrze, że zostało napisane.
Pozdrawiam!
https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/
Dziękuję, Pietrku. Jest mi bardzo miło, że doceniłeś mój zamysł.
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
Oj pokusiłbym się, za Marlowem, o inne imię, bardziej pasowało by do trafnego tytułu opka.
Może nie wydarzyło się tu nic spektakularnego, w sensie fantastyki takiej, jaką się czytuje najczęściej na portalu i nie tylko, ale to co się wydarzyło, jak zaistniało, jest jednak adekwatne do tematu, który przedstawiłaś.
A że ja akurat lubię takie próby czesania głębszych sfer życia i emocji, to zdecydowanie jestem zadowolony z lektury, zwłaszcza że przepięknie jest ta historia napisana.
Podobało mi się zawarte w emocjach narratora przedstawienie życia poprzez młodość, piękno (sugestywnie) powab, erotykę – samo sedno, energia i ruch, wrzenie charakterystyczne dla tej młodości, w cieniu stale obecnej śmierci, stałej groźby unicestwienia życia. Fajny kontrast, podkręcony zresztą przez nadchodzące nowe życie.
Dzięki za lekturę, Fleur, powodzenia w konkursie!
Pozdrawiam!
Majkubar, jak tylko poznałam temat konkursu, to moim pierwszym skojarzeniem było postapo, potem heroic fantasy, potem postmodernistyczna próba przekształcenia znanych legend – ale za każdym razem myślałam, że ktoś inny też na to wpadnie. Chciałam ugryźć temat od innej gatunkowo strony. Pewnie dlatego ten rodzaj fantastyki, który zaproponowałam, odbiega od reszty; co właściwie mnie cieszy.
Cieszy mnie również sposób, w jaki odebrałeś to opowiadanie. Dziękuję za komentarz.
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
Piękne, Fleur. Po prostu piękne. Subtelne, oryginalne, emocjonalne.
Powinnam być trochę zła, bo zabrałaś mi pomysł na śmierć w roli głównej, ale po prawdzie bardzo się cieszę, że to zrobiłaś, ponieważ opowiadanie jest wspaniałe. Od połowy już odkryłam twój myk, ale domyślam się, że oto chodziło ;)
Wiem, że preferowałabyś dłuższy komentarz, ale sama jesteś sobie winna. Porwałaś mnie i jeszcze nie oddałaś z powrotem. Gratuluję.
Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!
Dziękuję, Lana, aż wzleciałam pod sufit po Twoich pochwałach :) A co do komentarzy, to ja sama zazwyczaj piszę jeszcze krótsze ;)
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
O ile bardzo podoba mi się koncept – personifikacja choroby, bardzo intymna narracja, jeszcze drugoosobowa co rzadkie i trudne, to tam było o jedno dziecko za dużo.
Co boli mnie tym bardziej, że z mocnej historii, która mi się podobała, zrobił się nagle mydlany melodramat, który mi się nie podobał.
;(
I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/
No tak, ten zarzut z dzieckiem się powtarza, i może rzeczywiście lepiej dla opowiadania byłoby, gdyby wątku dziecka nie było. Jednak wprowadzenie tegoż pozwoliło mi uzasadnić przyspieszenie rozwoju choroby, uzasadnić z poziomu bohaterki odmowę leczenia (ale bez wnikania, czy była to decyzja słuszna czy nie) oraz rozważyć kwestie poświęcenia. I fakt, lubię grać na emocjach, co być może faktycznie wiąże się z moim kiepskim, mydlanym gustem, którego się absolutnie nie wypieram – zaczęłam nawet kiedyś pisać jakiś romanso-obyczaj, ale przerwałam, bo okropnie mnie samą znudził; jednak mocno podejrzewam, że tylko do tego się nadaję ;)
Dziękuję za wizytę i komentarz. Cieszę się, że znalazłaś w opowiadaniu kilka zalet.
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
Tekst o tyle ciekawy, że mocny mimo subtelnego, nieco erotycznego nastroju. Personifikacja choroby zdziwiła mnie, ale w sumie nie raziła. Umiejętnie zastawiasz pułapkę na czytelnika (chyba nie tylko ja spodziewałam się romansidła) i stosujesz ciekawą, drugoosobową narrację. To wszystko na plus.
Przeczytałam komentarze i zastanawiam się nad problemem dziecka. Z jednej strony rozumiem Twoje argumenty i jestem skłonna przyznać, że to rozwiązuje wiele problemów w tekście, wzmacnia przekaz, przykuwa uwagę. Z drugiej – czułam, że gra się tu na moich uczuciach i to w dość bezceremonialny sposób ;) W moim odczuciu było to nieco zbyt melodramatyczne. Możliwe, że problem tkwi w narracji – z jednej strony to jeden z najmocniejszych punktów tekstu, z drugiej – ograniczyła Cię w końcówce. Czarny Pan wypowiada się bardzo emocjonalnie i dlatego w końcówce wyszło zbyt łzawo.
The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)
Wracam po głosowaniu.
Dałem wyróżnienie, bo bardzo mnie zaskoczyłaś wykorzystaniem powieści gotyckiej :).
Dziękuję Mirabell za tę rozbudowaną opinię. Dziękuję Łukasz, bardzo mi miło.
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
To opowiadanie bardzo mi się nie podobało, a to dlatego, że było dość wymowne i trafiające do czytelnika, i zwyczajnie poczułam się brudna i niemal chora, a już na pewno zagrożona ;) Dlatego uznaję je za po części udany eksperyment, dowód kreatywności i odwagi. Miewam też cykliczną słabość do narracji drugoosobowej, chociaż (a może właśnie dlatego) mocno <ryje banię>.
A jednak odniosłam wrażenie, że to wszystko jest nazbyt powierzchowne, że intymność jest tylko pożądana przez ciebie, ale nieosiągnięta. Wrażenie zbrukania długo ze mną nie pozostało i wiązało się raczej ze skojarzeniami osobistych doświadczeń. Kontrasty wysublimowania i prostoty mi się nie zazębiły. Chciałabym uwierzyć w tę relację, chciałabym zobaczyć prawdziwą personifikację nowotworu, która u ciebie przy końcu się melodramatycznie, nieco rozczarowująco rozpływa. Mamy świat przedstawiony bohaterki, ale imo w ogóle nie ma świata nowotworu. Jest też nierówno pod względem ciężaru emocji, wraz z lekturą szala przesuwa się nieubłaganie od lekkości do wielkiego bagażu.
W ogóle mnie nie zabolało, że rak jest w romantycznej relacji, raczej chciałabym ją znacznie bardziej rozbudowaną, a jego zarysowanego w mnóstwie personifikujących szczegółów, tak żebym mogła się z nim jako bohaterem zaprzyjaźnić, a może nawet chcieć mu się oddać (tylko iluzorycznie of course). Czyli chciałabym widzieć ten motyw śmielej wykorzystany, z dwoma różnymi światami przedstawionymi (lub tylko ze światem raka, bo świat poświęcającej się kobiety w ciąży to grunt wyeksploatowany okrutnie). Ponadto w ogóle nie zauważyłam wykorzystania motywu autoagresji (bo taką chorobą jest rak), bohaterka i On sprawiali wrażenie zupełnie odrębnych.
Niezły, odważny tekst, ale jeszcze za mało odważny jak na jego możliwości.
"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia
Długo się zastanawiałam, czy to napisać. Ale napiszę. Rok po konkursie “Jestem legendą” byłam po operacji onkologicznej i w trakcie chemioterapii (nadal jestem). Nie czerniak. Ale to obojętne. Mogę powiedzieć jedno: w tej chorobie nie ma nic z romantyzmu, nic z fascynacji. Nie ma nawet chorej, toksycznej relacji z podtekstem fascynacji. Owszem, może być zaciekła walka z wrogiem – ba, tak być powinno. Ale poza tym jest ból, pot i łzy. I tyle. Z obecnym doświadczeniem to opowiadanie jest dla mnie jeszcze bardziej fałszywe i niezamierzenie chyba okrutne – w bardzo niedobry sposób – niż było rok temu. Może dałoby się napisać opowiadanie z punktu widzenia potwora, pasożyta – ale musiałby być autentycznym, pozbawionym erotycznego charakteru potworem. Bo tym jest rak.
Oczywiście zachwyt “Wyprawą polarną…” pozostaje niezmienny :) Jeśli kiedykolwiek będę robiła portalową antologię dziewiętnastowieczną, na pewno zgłoszę się po ten tekst.
http://altronapoleone.home.blog
Naz – umknął mi Twój komentarz sprzed miesięcy, pewnie trochę za późno, ale szczerze dziękuję
Drakaino, Twój punkt widzenia, jako osoby bezpośrednio walczącej z problemem, jest dla mnie bardzo ważny. Patrzę na siebie wstecz i przypominam sobie swoją motywację i czuję, że może powinnam się nią podzielić, ale nie mogę się przemóc. W każdym razie wyciągam dla siebie wniosek, że powinnam pracować nad swoją wrażliwością, empatią. Może to uchroni mnie przed wywoływaniem kontrowersji, tam, gdzie ich nie planuję, a potencjalnych czytelników przed słabą literaturą.
Cieszy mnie, że opowiadanie nie zraziło Cię do reszty mojej twórczości i że pamiętasz o “Wyprawie…”
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)