Zapraszam?
Zapraszam?
Donka wracała z centrum po skończeniu zajęć w szkole językowej. Autobus miejski przyjechał o czasie, brak korków na ulicach uznawała za główną zaletę pracy wieczorem. Z trudem myślała, plątały się jej języki i nie była zadowolona z lekcji, które poprowadziła. Siadła, oparła głowę o szybę; nie miała siły omijać tłustych śladów pozostawionych przez innych, równie zmęczonych pasażerów. Wyczerpana i śpiąca, kątem oka patrzyła na swoje odbicie. Jej odbicie kątem oka patrzyło na nią. Chciała przetrzeć oczy, ale przypomniała sobie o makijażu.
Ostatnio nie spała zbyt dobrze. Miotała się między snem a jawą; coś zawsze się jej śniło, ale budziła się co chwilę, jakby ciało nie pozwalało jej doczekać do końca snu. Mimo tego, uparcie powracał po zamknięciu oczu, w nadziei, że tym razem się przyjmie, zakiełkuje i zostanie dośniony do końca.
Czasem miała wrażenie, że ktoś ją woła.
Pójdę do lekarza po jakieś proszki, zdecydowała. Jej głowa odbijała się od szyby w rytmie drgań silnika. Może to wiadomość zaszyfrowana morsem? Długie i krótkie przerwy między stuknięciami. Kto ją nadawał? Donka. Kto ją odbierał? Donka. Zaczęła osuwać się w sen, ale poślizgnęła się na jednym ze stopni i kiedy szukała oparcia dla stopy, uświadomiła sobie, że kopie podłogę autobusu. Rozejrzała się, zażenowana. Kobieta siedząca naprzeciwko patrzyła na nią z sympatią i zrozumieniem, choć równie dobrze mogła z sympatią patrzeć na torebkę, czekając, aż Donka zaśnie, by zabrać jej portfel i komórkę. Rzeczywistość rozgałęziała się, w jednej skradziono torebkę, w drugiej nie. Co by było, gdyby?
Wysiadła na swoim przystanku, ziewając szeroko. Kolejna niespełniona przyszłość odjechała w niebyt – ta, w której przegapiła przystanek. Co straciła? Śmierć w wypadku, wygrany los w totolotka, nic? Jeszcze tylko chwila i pójdzie spać, tak, wreszcie, bo już dłużej tak nie może, ledwo stoi na nogach. Myśli ślizgały się jak po lodowisku, rozbiegały na wszystkie strony, tak jakby pochodziły z różnych światów, a tędy tylko przechodziły.
W windzie jej odbicie szeptało: Czy nie jesteś ciekawa? Czy nie chciałabyś wiedzieć?
Donka sennie kiwała głową, gotowa zgodzić się na wszystko. W tej chwili interesowało ją tylko łóżko.
Noc upłynęła tak jak poprzednie – wierciła się w płytkim śnie, co chwilę się budziła, jakby musiała zaczerpnąć oddechu w rzeczywistym świecie. Śniła o sobie, o przeszłych wydarzeniach, kiedy mogła zrobić coś inaczej. Skręciła w prawo, pobiegła za psem na drogę, zjadła tego dziwnego grzyba. Rankiem głowa jej pękała od nadmiaru możliwości, bo nie dośniła zakończeń.
Poddała się i wyplątała ze skopanej pościeli, jeszcze zanim zadzwonił budzik. Czasem lepiej się pogodzić z losem. W kuchni zrobiła kawę, czarną i mocną, w kubku, czarnym i ciężkim. Kupiła go, bo można pisać po nim kredą. Znudziło ją to już drugiego dnia, zresztą i tak zapodziała gdzieś kredę, ale wczoraj, po powrocie musiała odnaleźć i kredę w mieszkaniu, i zapał w sobie, bo na kubku drukowanymi literami napisano: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Nie mogła sobie tego przypomnieć. Zaczynała lunatykować w trakcie tych krótkich drzemek? Kreda znowu gdzieś zniknęła, zapał też. Jeden za wszystkich, wszystko jedno.
W łazience patrzyła na swoje podkrążone oczy. Idź spać, wydawało się mówić odbicie. Odpocznij trochę. Przypomniała sobie legendę – jeżeli wypowie czyjeś imię pięć razy, patrząc przy tym w lustro, to ten ktoś się pojawi za jej plecami. Kto to był? Honeyman, podsunął cichy głos. Chyba nie. Treacleman, zaszeptał inny. Też słodkie, ale to nie to, odpowiedziała, najwyraźniej sobie, bo w lustrze nie widziała nikogo innego. Czasem zastanawiała się, skąd przychodziły niektóre myśli, zaskoczona ich absurdalnością lub okrucieństwem, ale te ciche szepty na pewno nie były jej. Brzmiały, jakby ktoś je podsunął, jakby sufler pomylił wersje scenariusza i teraz gorączkowo szukał tej właściwej. Candyman! – wykrzyknęło coś głośno i radośnie, pewne swojego miejsca i Donka przyznała sobie rację. Obce głosy rozeszły się jak kręgi po wodzie i po chwili zniknęły bez śladu, nie pozostawiając nawet wrażenia, że o czymś zapomniała.
Tylko w windzie lustro cichutko zaszmerało o legionie, o legendzie, gdzie wszyscy za jednego.
W autobusie do centrum naprzeciwko niej usiadł rudy mężczyzna; ruda broda, wielka jak łopata, zardzewiała łopata poszukiwacza skarbów; ruda jak kociak, który mieszkał u sąsiadów, pręgowany, wielki i leniwy, sąsiedzi nazywali go Odie i bardzo ich to bawiło.
– Przepraszam? – ktoś powiedział i Donka, nagle wyrwana z zamyślenia, nie wiedziała, czy to ona mówiła, czy to do niej mówili, czy to ktoś inny mówił go kogoś innego. Zamarła w oczekiwaniu na jakąś wskazówkę.
– Przepraszam – powtórzył brodacz – Czy myśmy się już nie spotkali?
Większa część Donki czuła zażenowanie, ale jakiś jej kawałek gorliwie przytaknął. Czy ten sam, który wspominał o rudym… Co to było? O czymś przed chwilą myślała, ale uciekło. Brodacz patrzył na nią z uwagą, zmarszczył lekko brwi. Odchrząknął.
– Chyba jednak nie. Przepraszam – jakby do siebie dodał – tu jeszcze nie.
Donka uniosła brew. Mężczyzna uśmiechnął się serdecznie.
– Nie miałabyś ochoty przejść się na kawę? – zapytał. Uśmiech mu się skrzywił, – Może to przeznaczenie?
– Jeżeli to przeznaczenie, to spotkamy się raz jeszcze, i wtedy możemy iść na kawę – odpowiedziała chłodno Donka. Ku jej zdumieniu, oczy brodacza zalśniły, jakby rzuciła mu wyzwanie. W pewien sposób, rzuciła, ale… Odwróciła wzrok, wyjrzała przez okno. Coś było z tym rzucaniem. Ona rzuciła? On rzucił? Kości rzucili? Meblościanki? Z okna mijanego budynku wychylała się starsza pani starszy pan, z grubym psem z chudym kotem. Potrząsnęła głową. Tam od zawsze mieszkała staruszka. Skąd by się wzięły inne wspomnienia? Zerkała na mężczyznę, który obserwował ją z zadowolonym uśmiechem. Nawet się z tym specjalnie nie krył. Myślała o nim, zanim coś jej przerwało, ale tamte myśli rozwiały się jak dym, nie pozostał po nich żaden ślad. Co jej przerwało? Czuła, że zaczyna się czerwienić. Brodacz wstał, nachylił się do niej i szepnął:
– Do zobaczenia.
Jakaś część Donki zatrzęsła się, ale uczucie znikło, zanim zdążyła je rozpoznać. Mężczyzna wysiadł; jej przystanek był następny na trasie.
Kobieta skierowała się w stronę kamienicy, w której mieściła się jej szkoła językowa. Przechodząc patrzyła, jak odbija się w wystawach sklepowych, jakoś wyraźniej w tych z łóżkami, pościelami, piżamami. Na razie senność została odparta: odstąpiła od szturmu, ale nie od oblężenia, a Donka czuła, że jej zapasy się kończą, i wkrótce będzie musiała zacząć zjadać swoje trupy. Tylko jakie trupy miała w sobie? Mięsa nie jadła od lat, zawsze, roku, dwóch miesięcy, wszystkie komórki, wszystkie atomy dawno wymieniły się na nowe. Może coś przyszło z gleby, może marchewki wyrastały nie tylko na chemii, a także na wiejskiej szkapie, na powstańcu, na spalonej wiosce, może z ich atomami przypałętały się cząstki ich duszy, może jej nagła sympatia dla bakłażanów, dla kefiru, była powidokiem po innej duszy.
Donka zatrzymała się na środku chodnika, głaz w rzece, o który rozbija się nurt. Ludzie ją omijali, sarkając z cicha na niespodziewaną przeszkodę. Ktoś ją popchnął i przesunęła się na skraj chodnika, jednak pod sklepową witryną czuła się tak samo nie na miejscu, manekin, który w śmiałej akcji promocyjnej wystawiono na zewnątrz. Odsłonięta. Nie na miejscu. Powidoki. Gdzieś zatrąbił klakson i myśli znowu zniknęły, zdmuchnięte rzeczywistością.
Czemu tak stała? Donka ponownie się włączyła w strumień przechodniów. Była przecież w drodze do pracy. Uczyła w szkole językowej. Angielskiego. Nie, francuskiego. Hiszpańskiego? Może wszystkich trzech. Uczyła, to na pewno, ale ta świadomość przynosiła niewielką ulgę.
W bramie, do której weszła, do której zawsze wchodziła, nie wisiała tabliczka z nazwą jej szkoły. Zaskoczona Donka wróciła na ulicę, brama wyglądała jak zawsze; tylko firmy nie było. Rozejrzała się dookoła: może ktoś nie zdążył zmienić scenografii i teraz potrzebuje chwili jej nieuwagi, by podmienić te tabliczki, powiesić dobre, może to ukryta kamera, może to kamera ochrony, teraz kompiluje się nagrania z kamer przemysłowych, szczyty głupoty stają się wyżynami kreatywności, pamięta, jak oglądała–
Wstrząsnęła głową, chcąc przywołać się do porządku. Skąd ta gonitwa myśli? Zwykle w drodze do pracy układała co najwyżej listę zakupów, a teraz miała wrażenie, że jej mózg wrze, sublimuje, że zatrzymał się w punkcie potrójnym, osiągnął trzy stany skupienia naraz, wspomnienia i myśli splątane w jakiś koszmarny węzeł, z którego musi wyplątać siebie.
Ach. Donka rozejrzała się, zawstydzona. Stała po złej stronie ulicy. Jakoś nigdy wcześniej nie zauważyła, że te kamienice są do siebie bliźniaczo podobne.
W bramie też nie mogła się odnaleźć, wchodziła na złe schody, usiłowała otworzyć złe drzwi, dopiero w mieszkaniu zajętym przez szkołę zrozumiała na czym polega problem: wszystko widziała w lustrzanym odbiciu. Wszystko pamiętała w lustrzanym odbiciu? Języki też – to Anglików, Francuzów i Hiszpanów uczyła polskiego. W lustrze przez jedno straszne spojrzenie widziała siebie nieodwróconą, jakby patrzyła na kogoś obcego, jakby widziała swoje zdjęcie, ale mrugniecie powiek starło złudzenie i przestrzeń wróciła do normy. Zaprzyjaźniona lektorka hiszpańskiego, Maria, jak zawsze pełna rozpalonego słońca, na zawsze zatrzymanego w ciepłym tonie skóry, czarnych oczach i włosach, podała jej kawę, czarną, gorącą i słodką.
Donka nie była pewna czy pija słodką kawę, ale nie wiedziała, czy myliła się Maria, czy ona.
– Wszystko dobrze? – zapytała, hiszpański akcent w jej głosie był prawie niesłyszalny.
Donka pokiwała głową. Pokręciła. Zatoczyła kółko. Wzruszyła ramionami. Maria uśmiechnęła się delikatnie.
– Pójdziemy potem na obiad, co? – zaproponowała.
– Jasne. Chyba. – Donka na wszelki wypadek poprosiła sekretarkę o wydrukowanie jej grafiku, bo ktoś ją o to poprosił. Nie skłamała: ktoś ją prosił, tylko nie mogła sobie przypomnieć, kto.
Z grafiku wynikało, że dzisiejsze popołudnie ma wolne. Nie czuła się co do tego do końca przekonana, ale plan nie pozostawiał miejsca na wątpliwości.
Po zajęciach czekała chwilę na Marię, rozmawiając ze swoim angielskim podopiecznym. Kiedy Hiszpanka wyszła z swojej salki, chłopak się pożegnał.
– Czeszcz Donkei! – wyszczerzył zęby i zniknął.
Donka westchnęła ciężko. Czasami podejrzewała, że akurat to zniekształcenie nie jest przypadkowe. Jakby na potwierdzenie jej obaw, Maria poklepała ją po ramieniu ze współczuciem.
– Idziemy?
Donka ziewnęła w odpowiedzi. Senność powoli skradała się z powrotem.
– Kawa – jęknęła Donka – byle mocna. Tylko nie każ mi wybierać miejsca, ja mam teraz problemy z decyzjami.
Maria zaprowadziła ją do pobliskiego bistro. Była tu wcześniej. Chyba była, nie miała pewności. Wszystkie bistra są do siebie podobne. Od nazw: Dwie Morele, Trzy Gruszki; Szarlotka i Szalotka, Dymi a Dymka. I nawet meble wszędzie podobne. Stoły i krzesła. Szklanki. Noże i widelce… Donka poczuła, że znowu odpływa w myślotok, porwana przez falę myśli, ale Maria uszczypnęła ją w rękę, przywracając do rzeczywistości. Zamówiły, zjadły. Donka bała się poobiedniej senności, ale ta na szczęście nie nadeszła. Może nie mogła znaleźć tej konkretnej Donki w tłumie? W jakim tłumie? – poprawiła się natychmiast, rozglądając po prawie pustym lokalu. Zamówiły kawę. Kiedy kelnerka przyniosła im filiżanki, Donka zaczęła zastanawiać się, czy słodzić czy nie. Zanim podjęła decyzję, Maria odchrząknęła.
– Donia, czy na pewno wszystko jest dobrze? – zapytała. Była trochę zdenerwowana.
– Ostatnio nie sypiam zbyt dobrze, to wszystko – odpowiedziała z uśmiechem, który miał uspokoić Marię. Nie uspokoił.
– Wszystko? – powtórzyła. – Nic innego, dziwnego się nie dzieje? Jakbyś… nie czuła się sobą?
Donka spojrzała na nią, skonsternowana.
– Bo wiesz, nam, w Navarra, opowiada się legendę. O tym, że Pan Bóg albo jakaś inna siła wyższa – dodała pośpiesznie Maria widząc skrzywienie Donki – pożałował człowieka, że żyje tylko jeden raz. Dlatego, dusza rodzi się raz, ale nie w jednym ciele, tylko w ich nieskończonej ilości, tak, żeby człowiek mógł podjąć każdą decyzję, jaką tylko zapragnie. I potem, kiedy człowiek umiera, te wszystkie życia, przeżyte na wszystkie sposoby splatają się w jednej duszy. Jak lina, która jest spleciona z pojedynczych nitek, by była mocniejsza.
Maria napiła się kawy. Donka postanowiła nie słodzić swojej. Upiła łyk.
– Brzmi jak zgrabna teoria alternatywnych rzeczywistości. Czyli nieskończenie wiele mnie ma lepiej, a drugie nieskończenie ma gorzej? Nie wiem, czy to jest pocieszające.
Maria wzruszyła ramionami.
– Ja tam to lubię. Nawet jeżeli czegoś nie zrobię, to i tak w końcu się dowiem, co by było gdyby. Największe szczęście, największe cierpienie, wszystkiego się w końcu dowiem.
– Mówisz, jakbyś naprawdę w to wierzyła – uśmiechnęła się Donka, ale Maria nie odwzajemniła uśmiechu.
– Jest jeszcze druga część – dodała z wahaniem w głosie. – O tym, że granice między duszami są cienkie. Jak sen. Trochę umowne. I jeżeli mam przeżyć wszystko, to przeżyję też takie życie jak to moje, teraz, tylko będę w nim piła kawę zamiast herbaty, tak?
Donka pokiwała głową: jak wszystko to wszystko. Jeden za wszystkich… wszyscy za jednego… Wydawało jej się, że zbladła jak ściana, tak się przynajmniej czuła, ale Maria kontynuowała, nie zważając na jej domniemaną bladość.
– I może być tak, że jakieś dusze, żyjące obok siebie zamienią się miejscami. Myślę, że mi się tak stało. Miałam pieprzyk pod okiem. Myślę, że miałam pieprzyk pod okiem. – Donka zerknęła na policzek Marii. Pieprzyka, którego miało nie być, rzeczywiście nie było. – Kiedyś chyba miałam, ale teraz go nie ma. To nie jest duża rzecz, ale czasami budzę się w środku nocy i biegnę do łazienki sprawdzić, czy jest. – Zachichotała nerwowo. – Nigdy nie ma. Ale odkąd zniknął, zaczęłam zauważać innych, takich jak ja. Trochę nie na miejscu. Trochę przesuniętych. Trochę zatłoczonych w sobie. – Zmarszczyła brwi. – Dobrze to powiedziałam?
– Chyba. I teraz myślisz, że ja też tak przeskoczyłam?
– Nie wiem. Może. Wyglądasz ostatnio jakbyś – Maria przez chwilę szukała porównania – gubiła pianę.
– Gubiła pianę… – Donka pomyślała o dzisiejszym poranku, jak wspomnienia i myśli się spiętrzały, spieniały i znikały, jak ostatnio czuła się nieswojo. Może to jednak coś więcej niż tylko niewyspanie?
W milczeniu dopiły kawę, choć Donka nie czuła jej smaku, wypartego przez wątpliwość: powinna posłodzić czy nie? W końcu wykrztusiła z siebie:
– Dzięki, że mi o tym powiedziałaś, ale, no nie wiem… – urwała. Nie była nawet pewna czego nie wie. Maria pokiwała głową.
– Prześpij się z tym. Pomyśl na spokojnie. Czasem lepiej się pogodzić.
Donka czuła się jak wadliwa sieć neuronowa, w której nie przypisano wagi progom poszczególnych etapów podejmowania decyzji. Dotknęła dłonią czoła. Pozostało chłodne, choć jej neurony nieustanie strzelały, puszczały całe serie z cekaemu, elkaemu, ukaemu.
Wracała zatłoczonym autobusem, trzymana w pionie bardziej przez ścisk niż przez swoje mięśnie. Czy na pewno jej? Wzdrygnęła się. Zaczęła przyglądać się współpasażerom, ale nie miała pewności, czy naprawdę widzi dookoła nich dziwne aury, czy po prostu przysypia.
Kiedy wysiadła na swoim przystanku uświadomiła sobie, że nie widziała więcej rudego brodacza. Sennie uśmiechnęła się do myśli, że w jakieś rzeczywistości dała się zaprosić na kawę. Lustro w windzie szeptało o miękkim materacu. W mieszkaniu jednak coś obudziło jej czujność.
Donka nie wiedziała co – jakaś zmiana w powietrzu? Strzęp zapachu kogoś obcego? Może coś leżało odrobinę przesunięte? Nie mogła pozbyć się wrażenia, że ktoś tu był wcześniej. Ktoś inny niż ona… którąkolwiek oną by nie była. Przeszukała całe mieszkanie, sprawdziła wszystkie szafy, jednak nie wyglądało na to, żeby cokolwiek zginęło. Była tu całkiem sama.
W trakcie poszukiwań trafiła na proszki nasenne. Dziwne, pomyślała. Kiedy je kupiła? Zupełnie nie mogła sobie tego przypomnieć. Rozpuściła je w wodzie i wypiła. Proszki smakowały gorzko, ale to niewygórowana cena za przespanie całej nocy. Przebrała się w piżamę, wtuliła twarz w poduszkę. Zamknęła oczy.
Oczekiwany sen nie nadszedł łagodną, kojącą falą. Przypominał raczej sztorm na pełnym morzu – sen i jawa przelewały się ponad jej głową, rozpaczliwie walczyła o oddech, co chwilę zbliżała się do przebudzenia, ale proszki ją otumaniły i tkwiła na granicy między światami, jak ryba podskakująca w kałuży. Kiedy śniła widziała wielokrotność siebie. Pieniła się. Lepiła od potu. Działanie proszków słabło powoli.
Poranek przywitała z wdzięcznością. Była obolała, niewyspana, zaschło jej w ustach. Wzięła długi prysznic, chłodniejszy niżby chciała, ale musiała się jakoś rozbudzić. Z przerażeniem odkryła, że nie ma kawy. Ani mielonej, ani ziarnistej, ani arabiki, ani robusty, po czarnej, zielonej, czerwonej, białej herbacie nie zostały żadne zasuszone torebki, czarna godzina, na którą miała schowanego energetyka, też musiała już dawno nadejść. Kiedy to wszystko wypiła? Nie miała nawet cukru, nawet miodu, by sobie wody osłodzić. Jednak nie słodziła kawy, pomyślała i zrobiło jej się trochę lżej. Najwyższy czas na zakupy. Ziewnęła szeroko, zamykając za sobą drzwi. Na wszelki wypadek, dwa razy sprawdziła wszystkie zamki.
W windzie już ktoś był. Mężczyzna, którego nigdy wcześniej nie widziała w tej okolicy. Ciągle na nią zerkał. Donka poczuła się nieswojo. Kiedyś, w podobnej sytuacji… Czuła jego rosnące zainteresowanie. To nie jest dobry znak. Kiedy winda zatrzymała się na parterze, wyciągnął rękę, by ją chwycić. Kobieta wyskoczyła z windy i pobiegła przed siebie, serce miała w gardle, choć nie wiedziała dlaczego. Mężczyzna ruszył za nią. Osiedle było opustoszałe, jak nigdy zawsze o tej porze. Wszystkie siły włożyła w bieg, ale to nie wystarczyło. Słyszała, że mężczyzna jest coraz bliżej. Nagle do ich kroków dołączyły nowe, z tyłu rozległ się łoskot, obejrzała się: mężczyzna leżał na ziemi, jęcząc i trzymając się za głowę, w jej stronę szedł szybkim krokiem rudy brodacz. Nie! Chwycił ją za rękę i pociągnął między bloki. Po chwili znaleźli się przed małą kawiarenką.
– Drugi raz. Może jednak przeznaczenie? – Uśmiechnął się. – Jestem Piotr.
– Aldona. Donka – coś w niej kazało jej wyszarpnąć dłoń z uścisku. Zgięła się w pół, jakby złapała ją kolka. O czym przed chwilą myślała? Wszystko zakryła piana. Wyprostowała się, wskazała drzwi. Piotr skinął głową, zasmucony, i weszli do środka.
– To chyba zaszczyt – zaczął, patrząc na nią z uwagą, kiedy już usiedli – spotkać się z legendą.
– Z jaką legendą? – Zapytała, zaskoczona.
– Och. – Piotr zmarszczył brwi, pewnie skrzywił usta, trudno powiedzieć, broda zasłaniała. – Jeszcze nie. Też dobrze.
Do ich stolika podeszła kelnerka, uśmiechając się miło: – Co dla państwa?
Piotr zamówił dwie kawy, jedną czarną, druga białą. Dziewczyna spojrzała na Donkę.
– Czarna kawa. I – zerknęła na wystawione ciasta – kawałek sernika.
Po chwili usłyszeli szum ekspresu. Siedli w kącie tak, by nie było ich widać z dworu.
– Dlaczego dwie kawy? – zapytała Donka.
– Bo nigdy nie mogę się zdecydować. Całe lata piłem tylko jedną, potem miałem wypadek i od tego czasu wolę wypić dwie, niż cierpieć niedopicie. Trudno wybierać kiedy obydwie rzeczy są dokładnie tak samo ważne i nie ma… alternatywy – zaakcentował ostatnie słowo. – Dziękuję.
Kelnerka postawiła przed nimi trzy filiżanki i talerzyk z sernikiem. Wyglądał pysznie tak jak ten fenomenalny… muffin, mazurek, torcik schwarzwaldzki, murzynek, kremówka, ekler. Przymknęła oczy. Piana, pomyślała. Beza. Chodziło jej o bezę.
– Na pewno słyszałaś o alternatywnych rzeczywistościach. – Donka słyszała. – I o duszach? – Dopiero co.
– Zastanawiałaś się kiedyś, jak ma się jedno do drugiego?
Donka się nie zastanawiała, nie zdążyła, noc z proszkami nie sprzyjała myśleniu, więc tylko powtórzyła legendę, opowiedzianą przez Marię. O cienkich ścianach snu. O jej własnych problemach z przespaniem nocy. I o strzępkach wspomnień, które znikały, pozostawiając tylko niejasne wrażenie, że o czymś myślała. Piotr upił kawy z jednej, z drugiej filiżanki. Pokiwał głową.
– No tak. – Zawahał się. – No prawie. Całość się rozgałęziła, tak, ale nie tylko wymiana jest możliwa. Co, jeżeli przemieszczając się pomiędzy ścieżkami, nie wymieniasz się, ale łączysz się w jedno, podwójne? Dwa zestawy wspomnień, dwie wersje zdarzeń? Podwojona zawartość duszy w ciele. Tamten facet, który cię gonił, był taki. Dwojak. Może trojak? Trzy warianty, połączone przed czasem, to rzadkość, ale są też tacy, co nasłuchali się opowieści, legend – uśmiechnął się krzywo – o wyższych wielokrotnościach. I też by tak chcieli, być jak ty.
– Ja? – zapytała skonsternowana Donka. – Ale co?
– Ach, tu nic. To jest z drugiej strony snu. Tam masz setki wariantów splecionych w jeden. I teraz ta wielokrotność chce ciebie, ale jest zbyt duża by mogła przejść podczas krótkiego, płytkiego snu. Stąd te znikające strzępki wspomnień. Ciało buntuje się przeciwko zaduszeniu.
Donka poczuła, że kręci się jej w głowie. Wstała, przeprosiła i zapytała kelnerkę o toaletę. Opryskała twarz zimną wodą. To, co Piotr teraz mówił, dobrze opisywało doświadczenia jej ostatnich nocy. Maria mówiła o splatającej się linie. Podduszone ciało. Wróciła do stolika, siadła na krześle. Piotr wyglądał, jakby w ogóle się nie poruszył, tylko patrzył na nią smutno. Spróbowała się uśmiechnąć.
– Co jak powiem, że się znaliśmy? – Zapytał nagle. – Byliśmy – zawiesił na chwilę głos – przyjaciółmi. Uczyłaś francuskiego, też miałaś kubek, po którym pisało się kredą, która ciągle się gdzieś gubiła. Już raz widziałem, jak toniesz. Nie chcę tego oglądać ponownie.
Donka upiła łyk kawy, skrzywiła się.
– Coś nie tak? – zapytał strapiony.
– Zimna i jakaś gorzka się zrobiła. Jeżeli – wsypała łyżeczkę cukru, zawahała się, dosypała drugą – łączę się wcześniej niż powinnam, to czy nie tracę różnych przyszłości?
– No tak, tak myślę. Im wcześniej się łączą, tym mniej różnych wariantów życia. Niektóre decyzje nigdy nie zostaną podjęte. Ale to nie jest najgorsze. Gdzie się kończy twoja granica? – Dopił białą kawę. – Czy gdybyś miała inną orientację, poglądy polityczne, ulubioną muzykę, książki, kraj zamieszkania, to wciąż byłabyś ty? Zawsze będą warianty graniczne, które pozwolą na przeniknięcie do innej duszy. Potem będzie już reakcja łańcuchowa i powstanie wielka wspólnota, jeden umysł.
Donka milczała. Senność powracała. W końcu cicho powiedziała:
– Nie wiem, czy tak chcę. Czy mogę coś zrobić, by mnie nie utopiło?
– Czuwać. Dopóki nie śpisz, dopóki nie stracisz przytomności, nic ci nie grozi. – Donka pokiwała głową. – Mikrodrzemki wydają się bezpieczne. Interferencje są wtedy tylko tymczasowe.
– Sen polifazowy! – wykrzyknęła Donka. – Pół godziny co cztery – dodała już ciszej, choć wciąż podekscytowana swoim pomysłem. – Da Vinci tak spał, podobno. Myślisz, że i on?
–Może. Jest to jakieś rozwiązanie. Zyskamy na czasie.
Donka dopiła kawę. Ciastko znikło, z żalem stwierdziła, że nawet nie zauważyła kiedy.
Wyszli na zewnątrz. Świeże powietrze trochę rozbudziło Donkę. Miała niejasne przeczucie, że pamięta Piotra, ale równie dobrze mogła sobie tylko wyobrażać, że go pamięta. Piana? Mężczyzna rozglądał się, jakby zaraz miał zaatakować ich jakiś dwojak czy inny trojak.
– Skąd to wszystko wiesz? – zapytała.
– Legendy – wzruszył ramionami. – No i potrafimy się rozpoznawać. – Maria wspominała to samo, pomyślała Donka. Powinna ich skonfrontować. Piotr mówił dalej. – Czasami się rozmawia, bo tylko inni rozumieją, jak to jest, kiedy jest się sobą w nierównych częściach.
– Powiedz – poprosiła Donka – jaka byłam… wcześniej. I później. Po tym, jak…
– Jedyna w swoim rodzaju. A potem to cię oblazło i niby było tak samo, ale jednak inaczej. I ciągle to się rwie do przodu. – Donka spojrzała na niego trochę urażona tonem, w jakim mówił o tym jej zwielokrotnieniu. W końcu to przecież, i to nawet wielokrotnie, ona. Przez chwilę Piotr patrzył na nią, przez nią, za nią, i zaczęła trochę się bać intensywności tego spojrzenia. Zatrzymał się, zacisnął pięści. To wyrywanie się do przodu było najgorsze. Gdyby mogli usiąść razem i poważnie porozmawiać, wtedy na pewno zdołałby ją przekonać…
– Donka, jedna bardzo ważna sprawa. Ta wielokrotność utrzymuje twoje ciało, w rzeczywistości obok, w śpiączce. Jeżeli uda mu się przeskoczyć tutaj, to tamto ciało umrze. Ale. Przejście działa w dwie strony. Możecie się wymienić. Schowaj się w myśl o szpitalnym łóżku, trzymaj się go mocno, a będziesz bezpieczna. Przyjdę po ciebie, więc czekaj na mnie cierpliwie. Musimy to zatrzymać. – Donka skinęła głową. Piotr nagle brzmiał dużo poważniej niż wcześniej. Zaczynała morzyć ją senność.
Odprowadził ją pod drzwi jej mieszkania. Kto prowadził? On czy ona? Nie była pewna.
Potem poprosił o szklankę wody. Wpuściła go, bo przecież wody nie wypada odmówić. Piotr wiedział gdzie jest kuchnia, gdzie są szklanki. Znalazł kawałek kredy schowanej na okapie. Donka poczuła się nieswojo.
Zalała ją fala senności. Chciała coś powiedzieć, nastawić budzik, ale na jawie trzepotała się niezdarnie, jak ryba wyjęta z wody i w końcu nie zdołała utrzymać powiek. Opadły ciężko. Piotr chyba ją złapał, kiedy wpadła w sen.
Wreszcie śniła do końca (nie walczyła już o utrzymanie głowy na powierzchni). Zdarzenia przepływały nad nią, ona skryta na dnie (trzymała się szczebli szpitalnego łóżka jak kępy wodorostów). Jako mała dziewczynka niezadowolona z prezentu, przeszła we śnie do innego łóżeczka (teraz też musiała przejść w szpitalny chłód, gdzieś muszą być dźwięki, ciche pikania) gdzie była taka sama, tylko teraz była bardziej. Trochę starsza, z ciekawości przeskoczyła do świata, gdzie ma ciotkę (ona nie ma, ma tylko ten zapach środków odkażających w powietrzu) potem poszła dalej i głębiej. Ciekawa, co innego dla niej przygotowano, co by było, gdyby (obudziła się teraz). Bierze wszystko, to dobre i złe, pozostawia za sobą puste skorupy (naczynie, do którego może się przelać). Nie chce, nie może czekać. Chce kosztować życia w jego pełni, już teraz, znać wszystko, w każdym aspekcie i wariancie (ściany białe, seledynowe, okropny kolor nazywany szpitalną zielenią). Potem nie może się już zatrzymać, ciała zużywają się coraz szybciej, jakby prowadziły wszystkie symulacje naraz, osobno (jedno łóżko, zasłony w kolorze jasnego orzecha) dla każdego wariantu, a i ludzie uwięzieni w przestrzeni zero-jedynkowych decyzji (tak i nie), nie widzą jak wszystko się splata w jedno. Dla nich przeszłość (łóżko w szpitalu, musi to przeczekać) jest jedna, przyszłość to wiele możliwości (igły, kroplówka); dla niej jest jedna przyszłość, wiele przeszłości (kołdra, koc, kołdra, koc), Nie mogą istnieć w tym samym świecie. Gdyby tylko ona, oni, byli wreszcie pełni!
Lawina przetoczyła się po niej, wgniotła ją w cienki materac szpitalnego łózka. Coś piszczało. Harmider? Duszny zapach szpitala? Donka chciała poderwać się gwałtownie, ale ledwo zdołała podnieść głowę nad poduszkę. Była sama. Była sama w swojej głowie, bo w pokoju krzątała się przejęta pielęgniarka, wkrótce przyjdzie lekarz, szczebiotała.
Donka odmówiła przyjęcia leków usypiających i poprosiła o swój telefon. Inny model smartfona niż ten, do którego przywykła, jednak zainstalowała taką samą apkę budzika. Ustawiła alarm za cztery godziny, potem za pół, za cztery, za pół, czuwanie, sen, czuwanie. Piotr obiecał, że ją stąd wyciągnie. Jak długo spała? Teraz miała przed sobą cztery godziny czuwania. Przeglądała zdjęcia i wiadomości w telefonie. Nie różniły się wiele od tych, które sama robiła. Może tylko Maria miała pieprzyk pod okiem. Choćby chciała czuć się obco w tym ciele, to nie potrafiła, i to chyba było najstraszniejsze.
Aldona zbudziła się w swoim nowym-starym łóżku. Zaczęła się przeciągać – w nowym-starym ciele zawsze musiała się umościć, choć niezmiernie rzadko sprawiało jej niespodziankę protezą lub chorobą i w tym ciele też nie trafiła na nic niespodziewanego. Niespodziewane czekało poza nim: miała skrępowane nadgarstki. Napad? Zabawa? Poszukała w sobie odpowiedzi, ale jej nie znalazła.
Otworzyła oczy. Na krześle koło łóżka siedział rudy mężczyzna. Patrzył na nią płonącymi oczami. Aldona znowu zajrzała w siebie: nie musiała szukać głęboko, rudy mężczyzna pojawił się dwie jej wersje wcześniej.
– Ta Donka – powiedział z tryumfem w głosie – nie ma jej tu. Prawda?
Aldona milczała.
– Nie ma – powtórzył z satysfakcją. – Skoczyła w tył, minęłyście się. Nie sądziłem, że jej się uda. Pięknie! – zaśmiał się cicho. Aldona poczuła jak jej część, maleńka, ale wciąż wyraźna w swojej nowości, kurczy się, jakby czekała na cios. Mężczyzna kontynuował: – Jak mam cię nazywać? Donka nie. Dona? Aldona? Aldonka? Zresztą, nieważne. Nie możesz pójść dalej, jeżeli nie masz Donki. Której, przy odrobinie szczęścia, nigdy nie dostaniesz.
Aldona nie przewidziała takiego rozwoju sytuacji. Dwie wersje temu z rozbawieniem odkryła, że ten wariant ma swojego stalkera. Jedynak się bał, ale jedynaki wszystkiego się boją. Teraz mogła tylko być pod wrażeniem jego uporu. Obsesji. Przyczaił się, wyprzedził ją i ubiegł. To była nowa, kłopotliwa sytuacja.
– Oddaj mi moją Alę! – mężczyzna nagle wrzasnął. Cząstka Aldony skurczyła się jeszcze bardziej. Może jednak powinna zacząć się bać?
Po pierwsze – wydaje mi się przegadane. Mnóstwo szczegółów, uczuć, ważkich rozmów. Gubiłem się czasem. Za to bardzo podobał mi się pomysł z duszą i światami równoległymi, choć trochę stłumiony został “nadwykonaniem” – Dwojacy, Trojacy, Szóstacy… Także ten “romans” mi tu specjalnie nie pasował. Ale napisane nad wyraz sprawnie, mimo tej trochę nadmiernej (moim zdaniem) gadatliwości. Aha, czy Dominika z początku opka to inna wersja Donki i Aldony?
Garść uwag:
– “ale w czas przypomniała sobie o makijażu” – nie podoba mi się to wyrażenie, “w samą porę” – lepsze;
– “snem a jawią” – literówka “jawą”;
– “Nie, Francuskiego” – skoro to język, to z małej;
– “Po za tym” – błąd: “poza tym”;
– “wkrótce przyjdzie lekarza” – literówka “lekarz”;
– “jednak miała zainstalowała” – powtórzenie.
Ogólnie – nad wyraz ciekawy pomysł, który trochę rozmył się w wykonaniu.
Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.
Spodobał mi się pomysł na nieświadome podróżowanie po alternatywnych światach. Ale mogłabyś, IMO, więcej o nim opowiedzieć. Na przykład, nie zrozumiałam, skąd się brali dwojacy i inni. W końcu Donka nie istniała w dwóch ani wielu egzemplarzach. Dlaczego odbicie lustrzane? Jeśli rozgałęzienia światów powstają w wyniku różnych decyzji, to nie widzę uzasadnienia dla zamieniania stron ulicy. Podejrzewam, że w głowie miałaś więcej, niż pokazałaś czytelnikom.
Męczył mnie strumień świadomości bohaterki. Myśli o milionie rzeczy, żadna ciekawa, rzadko która istotna. Niewygodnie się z tego wyłuskiwało fabułę i cechy bohaterów.
Legenda jest obecna o tyle, że bohaterka jest legendarna w swoim świecie. Jakieś niezbędne minimum spełnione, jednak fajnie byłoby mieć więcej.
Tytuł jakoś słabo łączy się z treścią. Dlaczego osioł i skała?
Wykonanie takie sobie. Literówki, kulejąca interpunkcja, czasem podmiot ucieknie albo zaimek odsyła nie do tego rzeczownika…
Babska logika rządzi!
Początkowo czytałam z pewnym zaciekawieniem, ale dość szybko zaczęłam się gubić, a im uważniej usiłowałam śledzić wydarzenia, tym mniej udawało mi się pojąć z rozmów bohaterów.
No cóż, przykro mi, ale chyba nie zrozumiałam opowiadania.
W kuchni zrobiła kawy, czarnej i mocnej, do kubka, czarnego i ciężkiego. –> W kuchni zrobiła kawę, czarną i mocną, w kubku czarnym i ciężkim.
…taką brodą to i zabić można, nikt nie uwierzy– –> Co tu robi półpauza? Czy nie powinien być wielokropek?
…może powinna wrócić do domu– –> Jak wyżej.
Tylko nie każ mi wybierać miejsca, jestem teraz niedecyzyjna. –> Raczej: …jestem teraz niezdecydowana.
…pewnie skrzywił usta, ciężko powiedzieć, broda zasłaniała. –> …pewnie skrzywił usta, trudno powiedzieć, broda zasłaniała.
Donka zatrzymała się w miejscu.: – Przepraszam, ale to się kupy nie trzyma. –> Masło maślane. Czy można zatrzymać się inaczej, nie w miejscu?
Po kropce nie stawiamy dwukropka. Winno być:
Donka zatrzymała się/ przystanęła.
– Przepraszam, ale to się kupy nie trzyma.
…miała zainstalowała taką samą appkę budzika. –> Literówka.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Ok, dzięki za uwagi.
Widzę, że będę to musiała przeredagować, rozrzedzić i powyjaśniać.
"Romans" musi zostać – obsesja to w końcu główna motywacja Piotra.
Dominika była też niespodzianką dla mnie, nie wiem skąd się wzięła, poprawione.
Osioł bo Donka-donkey, bo osiołkowi w żłoby dano, bo zbyt ufna, pokornie realizuje plan Piotra. Skała bo Piotr jest nieruszony przez lawinę, bo tłumaczenie imienia.
I z kwestii techniczno-zwyczajowych – do przeredagowania usunąć opowiadanie i wrzucić je potem na nowo, zapisać je jako kopię roboczą i potem podmienić na nową wersję, czy wszystko jedno?
Czy wielokropek to nie jest takie bardziej zamyślone zaniechanie wypowiedzi, natomiast półpauza jest takim nagłym urwaniem myśli?
I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/
Aha. O donkey nawet mi się pomyślało, ale na Petra-skałę nie wpadłam. OK, to jest jakieś uzasadnienie, chociaż nie rzuca się w oczy.
IMO, najlepiej zostawić opowiadanie, a w wolnych chwilach je edytować. Te co prostsze zmiany to jest moment, a może w międzyczasie nowi czytelnicy zajrzą i coś dorzucą. Ewentualnie możesz wspomnieć w przedmowie, że zamierzasz zmieniać, jeżeli planujesz naprawdę poważną przebudowę.
O ile mi wiadomo, w polskim niedokończona wypowiedź kończy się wielokropkiem, bez względu na przyczyny. To w angielskim się rozróżnia w zapisie, czy ktoś się wciął, czy mówca sam zrezygnował.
Babska logika rządzi!
Będzie poważna zmiana, bo dojdzie nowa postać, przez co pozmieniają się wszystkie dialogi no i sama akcja, siłą rzeczy, też się zmieni.
I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/
No to może napisz w przedmowie, żeby w miarę możliwości wstrzymać się z czytaniem.
Babska logika rządzi!
Być może warto na jakiś czas wycofać opowiadanie do kopii roboczej?
No, nie wiem, jak zniknie z widoku, to wielu ludzi może potem w starociach nie znaleźć. A tak przynajmniej zakolejkować mogą.
Babska logika rządzi!
A opko nie wyskoczy na górę po ponownym dodaniu?
Edit: W sumie to bez sensu, można by wtedy podbijać opowiadanie w nieskończoność :)
Nie. Po wycofaniu do roboczych i ponownej publikacji tekst pojawia się z pierwotną datą. No właśnie, nikt nie chce czytać w kółko poprawionych wariantów tego samego tekstu.
Babska logika rządzi!
Czy ja naiwnie zakładałam, że te opowiadania będą przedewszystkim czytane w maju? Ze względu na możliwość edycji i długie okienko publikacji?Bo jak potem "potem nie znajdą w starociach" to ja już mam pokonkursowane, bo i tak – przepadło?
I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/
A diabli wiedzą, takiego konkursu jeszcze nie było.
Na ogół część ludzi czyta na bieżąco, niektórzy Dyżurni wyrabiają normę tuż przed terminem. Teraz należy chyba spodziewać się trzeciej fali czytelników i komentarzy – już po zamknięciu konkursu.
Babska logika rządzi!
Po zamknięciu terminu zapewne dużo osób pochyli się nad wszystkimi opowiadaniami, przeczyta i skomentuje. Bo jak tu głosować, jeśli się nie zna wszystkich propozycji?
Teoretycznie tak. Ale jeśli tych opowiadań jest setka (a sądzę, że wpadnie więcej), to już trudno czytać wszystkie. Miejsca w pierwszej pięćdziesiątce chronologicznej mogą dawać przewagę. No, ale to tylko gdybanie. Nie wiemy, ile tekstów będzie i jakie wymogi czytelnicze Naz zaproponuje dla jurorów.
Babska logika rządzi!
Jako piątkowy dyżurny zostawiam komentarz obserwacyjny :)
Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?
Wybranietz, ciekaw jestem ostatecznej wersji i będę czekał żeby tu jeszcze raz zajrzeć ;) Przyznam że i aktualna wersja może zainteresować chociaż coś mogło umknąć w rozmazanych obrazach. Co wcale nie jest wadą. Nadaje głębi. Wydaje mi się że każdy tak ma, że chciałby wrócić do pewnych wspomnień, zrobić coś inaczej, skoczyć na głęboką wodę, powstrzymać pewne słowa… A możliwość zobaczenia jak to by się potoczyło w innej rzeczywistości? Przeżyć wszystko. Szacun za pomysła ;)))
A z oceną się wstrzymam aż uznasz że dopieściłaś ;)
Jakby ktoś, coś: to już się popoprawiało a skoro i tak już tu wisi, to nie ma co przestawiać zaimków w nieskończoność ;)
I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/
Donka wracała z centrum po skończeniu
swoichzajęć w szkole językowej.
Dla mnie jest oczywiste, że nie skończyła cudzych zajęć, tyko swoje. I zaraz się powtarzają zajęcia.
A tutaj mamy bardzo dużo snu, spania, śnienia:
Ostatnio nie spała zbyt dobrze. Miotała się między snem a jawą; coś zawsze się jej śniło, ale budziła się co chwilę, jakby ciało nie pozwalało jej doprowadzić snu do końca. Donka była już tym zmęczona, każdej nocy śniła początki, nie mogła jednak od tego uciec. Sen uparcie powracał po każdym zamknięciu oczu, w nadziei, że tym razem się przyjmie, zakiełkuje i zostanie dośniony do końca.
Ponieważ to sam początek, odpuszczam czytanie uważne, bo mnie wytrąca z rytmu, ale na razie wygląda na problem z powtórzeniami i to, co nazywam memłaniem jednej rzeczy w kółko (rozwlekłość).
Ale jeszcze to:
Kolejna, niespełniona przyszłość, odjechała w niebyt – ta w której przegapiła przystanek.
Wyrzuciłabym te przecinki (w niebyt odjechała przyszłość – to nie jest wtrącenie), a dostawiłabym przed w której.
Strżep zapachu kogoś obcego?
Lubię światy równoległe, więc sam pomysł mi się spodobał. Czuję się lekko rozczarowana, bo tak naprawdę niewiele się dowiedziałam o tych innych rzeczywistościach. Opowiadanie skupiło się na tym, jak bardzo bohaterka jest zmęczona i przeplatają jej się różne myśli. Tak naprawdę dość szybko można się zorientować, o co chodzi i powtarzanie tego kolejny raz zaczyna nużyć. Ale koncepcja fajna :)
Przynoszę radość :)
Nie wiem, czy dobrze zrozumiałam: przeplatających się myśli z innych rzeczywistości jest za dużo, ale jednocześnie jest o tych rzeczywistościach powiedziane za mało?
I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/
Przeplatających się myśli i ogólnie podkreślania zmęczenia – dla mnie tak. Zrozumiałam to na początku i przez to dalszy ciąg jest (dla mnie) tylko powtarzaniem tych samych informacji. To sprawia, ze całość wydaje mi się przegadana. Jestem raczej konkretną osobą, więc skondensowałabym to wszystko.
Problem w tym, że tak naprawdę niewiele więcej tu się dzieje. Jeśli dobrze rozumiem, rzeczywistości różnią się między sobą drobiazgami. Tutaj nie ma więc za bardzo czego opisywać.
Ktoś wyżej użył słowa rozmyte i ono mi tu pasuje.
Podoba mi się pomysł.
Nie wiem, może zabrakło mi emocji, dzięki którym mogłabym wczuć się w sytuację bohaterki?
Przynoszę radość :)
Nie wiem, jaką wersję przeczytałam, ale skoro kliknęłam Bibliotekę i kwalifikuję do konkursu, jest przynajmniej w miarę dobrze ;)
Parę uwag technicznych:
Sprawdź tekst pod kątem czasownika być, bo zwłaszcza na początku byłoza jest poważna.
niespełniona przyszłość,odjechała w niebyt ← zamiast przecinka spacja, bo zjadło, a przecinek zbędny
Candyman! – wykrzyknęło coś głośno ← taki zapis tam poproszę ;)
sąsiedzi nazywali go Odie i bardzo ich to bawiło; ← kropka na końcu, nie średnik
był ten sam(+,) który wspominał o rudym
– Nie miałabyś ochoty przejść się na kawę? – zapytał. Uśmiech mu się skrzywił(+.) – mMoże to przeznaczenie?
Brodacz wstał, nachylił się do niej i szepnął: – Do zobaczenia. – ← wypowiedź od nowej linijki i bez półpauzy po “do zobaczenia”. Następne zdanie również od nowej linijki
Donka wróciła na ulicę(+,) brama wyglądała jak zawsze
Dwie morele, Ttrzy gruszki; Sszarlotka i szalotka, Ddymi dymka.
W jakim tłumie?, – poprawiła się natychmiast.
że Pan Bóg, albo jakaś inna siła wyższa
by była mocniejsza. – Maria napiła się kawy. Donka postanowiła nie słodzić swojej. Upiła łyk. ← po wypowiedzi kolejne zdania od nowej linijki.
W końcu wykrztusiła z siebie: – Dzięki, że mi o tym powiedziałaś, ale, no nie wiem… ← wypowiedź od nowej linijki
Kiedyś już była w podobnej sytuacji. ← skoro kursywa, to jest myśl, a więc: Kiedyś już byłam…
Może jednak przeznaczenie? – uUśmiechnął się i podał jej rękę(+.) – jJestem Piotr.
– Och(+.) – Piotr zmarszczył brwi
Spojrzała na Donkę(+.) – Dla pani?
Donka nachyliła się w jego stronę: – Jaki wypadek? ← wypowiedź od nowej linijki
o alternatywnych rzeczywistościach(+.) – Donka słyszała.
albo brudziła wszystko dookoła(+,) albo rozmiękała od wilgoci.
– Sen polifazowy! – wykrzyknęła Donka(+.) – pPół godziny co cztery
Opinia o fabule po zakończeniu konkursu.
Życzę powodzenia :)
"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia
Najpierw dwie niezręczności, które zauważyłem.
Większa część Donki była zażenowana, ale (…)jakiś jej kawałek (…) Jakaś część Donki zatrzęsła się, ale uczucie znikło, zanim zdążyła je rozpoznać.
Czy Donkę da się podzielić i różne jej części potrafią inaczej reagować na bieżącą sytuację?
Uśmiech mu się skrzywił – może to przeznaczenie?
To także nie brzmi najlepiej. Uśmiech nie jest rzeczą, czy osobą.
Przykro mi, ale doczytałem do miejsca, kiedy Donka prosi o grafik. Mocno przegadany początek. Do tego miejsca Donka zadaje kilkadziesiąt pytań. Komu? Mnie? Ja nie umiem na nie odpowiedzieć, więc każde kolejne tylko bardziej mnie irytuje. Gdyby te pytania jeszcze przelatały się z konkretną fabułą, ale dokładasz dodatkowo masę wątpliwości, do wszystkiego naokoło, które Donka ma. Zmęczyłem się i nie chciałem już poznać, czy dziewczyna je rozwieje.
Może następnym razem, pozdrawiam.
Przeczytałem drugi raz. Jest bardziej uporządkowanie niż poprzednio, ale nadal – sporo przegadane. Od połowy zaczęło mnie to nużyć, a pod koniec już skanowanowałem tekst. Jest tu pomysł, ale tonie w zbyt wielu słowach, odczuciach i opisach. Gdyby oskubać opowiadanie z nadmiaru słów, byłoby pewnie bardziej strawne.
Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?
Najlepsze w tym opowiadaniu jest to, że po przeczytaniu czuję się jak bohaterka. Coś mi świta, a coś umyka i choć opowiadanie wciągnęło na tyle, by czytać x komorki po imprezie i jeszczr komentować, to wiem, że czegoś nie zrozumiałam i coś ucieka na granicy percepcji. Wszyscy za 1 kojarzy mi się mocno z muszkieterami, ale Andaluzja? Candyman? No nic, idę spać, może mi się połączy logocznie :)
techniczne uwagi Naz się dziś będą wprowadzały.
Dracon:
Czy Donkę da się podzielić i różne jej części potrafią inaczej reagować na bieżącą sytuację?
Tak jakby tak. Tak jakby o to głównie chodzi.
A pytania Donka zadaje sobie.
---
Spróbuję tekst jeszcze poskubać, ale ten nadmiar słów jest mi potrzebny do pokazania mnogości tych rzeczywistości i zagubienia bohaterki: nagle nie jest sama w swojej głowie, ma myślotoki, nad którymi nie panuje i nie wie co się dzieje, do tego jest fizycznie zmęczona, co nie ułatwia myślenia.
Fakt faktem: bardziej mnie wciągnęła sama koncepcja niż akcja.
I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/
Nie no, Darconie, czepiasz się z tymi częściami. To chyba dość często spotykany zwrot. Kojarzy mi się z Chmielewską. Człowiek czasami się waha, nie wie, co ma zrobić. Lepiej ująć to częściami niż “jestem za, a nawet przeciw”.
Babska logika rządzi!
Ale tu całkiem dosłownie – przeciekają do niej kawałki jej osobowości/wspomnień z alternatywnych rzeczywistości… i przez to się gubi, myśli dwie rzeczy na raz.
I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/
OK, taka interpretacja też może być.
Babska logika rządzi!
Mieszane uczucia. Świetny pomysł z tymi duszami (to jest naprawdę andaluzyjska legenda?), ale fabuła trochę toporna. Zdecydowanie podobają mi się te introspekcyjne jazdy Aldony*, kiedy nie wie, jakiego języka uczy, kiedy świat się jej miesza itd., ogólnie: to budowanie rozbicia duszy, zanim dowiemy się, o co chodzi. Natomiast uważam, że dowiadujemy się tego za szybko – potem napięcie znika, bo domyślamy się, co się dzieje. Zmieniłabym tu proporcje: przed rozmową z Marią i po. I wyrzuciłabym trochę infodumpu – najfajniejszy jest tu nastrój tego rozsypywania się osobowości, a tłumaczenia medyczne go rozbijają.
Nawiasem mówiąc, pisałabym imię Hiszpanki z akcentem nad i, dla zachowania klimatu, ale w tym edytorze nie ma liter niepolskich, więc sama nie mogłam użyć takiej ortografii ;)
*Z dziką radością używałabym pełnego imienia, Donka wydaje mi się sztuczna wszędzie poza dialogami, ale to już drobiazgowa idiosynkrazja.
http://altronapoleone.home.blog
Finklo, za spotykany zwrot można uznać myślącą głowę, ale większa część ciała to coś więcej niż głowa. Jak więc ramię, plecy lub brzuch mogą czuć się zażenowane? Częściowo można się nie zgodzić, ale wtedy ta “częściowość” nie tyczy się osoby i jej (fizycznego) podziału, a opinii.
Przyjmij, że mowa o częściach głowy. ;-)
Poważnie, to po prostu oznaka rozdarcia (wewnętrznego, a nie końmi).
Babska logika rządzi!
Nie, legenda jest śląska, i to o bardzo ograniczonym zasięgu ;)
Donka jest w dużej mierze po to, żeby potem Aldona w wielokrotności mocniej zabrzmiała.
Będę skubać, to trochę z infodumpu poleci, ale i tak się cieszę, że coś się podobało.
Dracon, tu nie chodzi o podział fizyczny.
I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/
Nie, Finklo, większa część Donki może być w jamie, a mniejsza część z jej wystawać, ale nawet to źle brzmi. Idąc jednak proponowanym tokiem rozumowania, możesz uznać, że moja cała część się z Tobą nie zgadza. :)
Autorze, ale brzmi jak podział fizyczny.
To czemu w tekście nie jest śląska? Żeby opowiadała to cudzoziemka? Jak dla mnie to zgrzyt w świecie, chyba że byłaby sugestia, że w alternatywnych światach ta legenda należy do różnych nacji. Zresztą byłam o krok od guglania tej legendy, ale z lenistwa postanowiłam zapytać tutaj, ale gdybym jako czytelnik wydanej powieści/opowiadania odkryła taką podmianę, to bym była zła na autora, bynajmniej nie z pobudek patriotycznych, po prostu nie widziałabym sensu i celu takiego zabiegu.
http://altronapoleone.home.blog
śląska, w sensie wymyślona przeze mnie na śląsku mieszkającą ;)
wybacz, że ferment sieję.
I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/
Ach, no to trzeba było od razu, że to autorska koncepcja :) Bo jest świetna. Nadal mam w związku z tym wątpliwość co do tej andaluzyjskości, aczkolwiek rozumiem, że w takim przypadku (autorskości pomysłu) można ją umiejscowić dowolnie. Sugerowałabym jednak właśnie andaluzyjską lokalność (w moim miasteczku w Andaluzji) albo wybór mniej znanego i mniej kulturowo/historycznie nacechowanego regionu Hiszpanii…
http://altronapoleone.home.blog
Pomysł dobry, wykonanie nieco mnie zmęczyło. Konkretnie środek. Skrót byłby wskazany, bo się lekuchno rozmywa…A szkoda.
Wyborne są momenty, kiedy Aldona/Donka ulega rozpadowi. Historia wciągnęła mnie od samego początku, ale zakończenie ciut rozczarowało. Przekonuje mnie, ale nie mam poczucia pełni po lekturze, a szkoda, bo motyw legendy i życie Donki są przednie.
brak korków na ulicach uznawała za główną zaletą pracy wieczorem.
Miotała się między snem a jawą; coś zawsze się jej śniło, ale budziła się co chwilę, jakby ciało nie pozwalało
jejdoczekać do końca snu.
tym razem się przyjmie, zakiełkuje i zostanie dośniony do końca.
Albo poszedłbym do końca w ogrodniczą metaforę i skończył zdanie czymś w stylu “przyjmie się, zakiełkuje i sprawi, że rano Donka będzie kwitnąca”, albo wywaliłbym z tego, co jest “zakiełkuje”. Takie stanie w rozkroku pomiędzy wygląda niezgrabnie.
tak jakby pochodziły z różnych światów, a tędy tylko przechodziły.
Zakrawa to o powtórzenie. Może: wywodziły się z innych światów?
jej przystanek był następny na trasie.
Kobieta skierowała się w stronę kamienicy, w której mieściła się jej szkoła językowa.
Zaimkozaaaa
Donka poczuła, że znowu odpływa w myślotok,
porwana przez falę myśli, ale Maria uszczypnęła ją w rękę,
Powtarzasz dopiero co wprowadzoną informację.
dusza rodzi się raz, ale nie w jednym ciele, tylko w ich nieskończonej ilości,
Liczbie – ciała są jak najbardziej policzalne.
Pieniła się. Lepiła
sięod potu.
Przybywam, po tym jak Naz nie mogła się nachwalić tego opka. ;)
Całkiem mi się podobało. Twoja wizja światów alternatywnych jawi mi się jako coś ulotnego, nieokiełznanego, nie do końca zrozumiałego i przez to niebezpiecznego. Tak Maria jak i Piotr próbują bohaterce co nieco wyjaśnić, ale mam wrażenie, że tylko nakręcali jej zagubienie – a razem z nim moje. Zaczęłaś bardzo dobrze. Elementy strumienia świadomości nie męczyły, za to świetnie uwiarygodniały paranoiczny charakter przemyśleń Donki. Natomiast z zakończenia wiele nie zrozumiałem. Za dużo chyba tych przeskoków było i Donka trafiła nie tam, gdzie powinna?
Całość nasuwa mi skojarzenia ze studium nad przypadkiem osoby cierpiącej na osobowość mnogą. Interesująca koncepcja. Pozdrawiam!
Jeden z ciekawszych pomysłów wśród opowiadań nadesłanych na ten konkurs. Ale nie rozumiem, w jaki sposób wykorzystałaś temat konkursu. Chyba za mało zostało wyjaśnione, pomimo przegadanego stylu opowiadania. Chociaż ten strumień świadomości spodobał mi się, ponieważ dobrze napisany oddał obłęd i zagubienie bohaterki. Choć pomysł wplatania fragmentów kursywą zbytnio przypomina styl Kinga…
Opowiadanie rozwija się powoli, ale na koniec jest dobrze. Ciekawy obrót akcji.
Skoro brakuje Ci jednego punkta, to myślę, że mogę zagłosować :)
Pozdrawiam!
https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/
MrBrightside
zaimkoza, byłoza, czasem nawet udaje mi się trafić combo. Kalki z angielskiego o których wcześniej nie wiedziałam, które dopiero tu zostały mi wytknięte i teraz już staram się tego pilnować ;)
W zakończeniu Donka wymieniła się z Aldoną – tą zwielokrotnioną, posumowaną z innych wariantów, przez co Aldona utknęła w ciele Donki, bo jak nie ma wszystkich kawałków, to nie może ruszyć dalej.
Donka jest za to sama, ale w odrobinę innym świecie.
Osobowość mnoga jak najbardziej tu pasuje.
Pietrek
Legenda jest w przytoczonej legendzie i legendą jest Aldona, jako ten nadmiernie zwielokrotniony byt, który ciekawi i straszy samą swoją możliwością.
I dzięki dzięki ;))
I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/
To zrozumiałem, ale w jakim sensie i dla kogo jest tą legendą?
https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/
– No tak. – Zawahał się. – No prawie. Całość się rozgałęziła, tak, ale nie tylko wymiana jest możliwa. Co, jeżeli przemieszczając się pomiędzy ścieżkami, nie wymieniasz się, ale łączysz się w jedno, podwójne? Dwa zestawy wspomnień, dwie wersje zdarzeń? Podwojona zawartość duszy w ciele. Tamten facet, który cię gonił, był taki. Dwojak. Może trojak? Trzy warianty, połączone przed czasem, to rzadkość, ale są też tacy, co nasłuchali się opowieści, legend – uśmiechnął się krzywo – o wyższych wielokrotnościach. I też by tak chcieli, być jak ty.
– Ja? – zapytała skonsternowana Donka. – Ale co?
Donka, właściwie Aldona dla innych połączonych przed czasem?
I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/
Czyli oni tworzą jakąś społeczność?
https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/
– Skąd to wszystko wiesz? – zapytała.
– Legendy – wzruszył ramionami. – No i potrafimy się rozpoznawać. – Maria wspominała to samo, pomyślała Donka. Powinna ich skonfrontować. Piotr mówił dalej. – Czasami się rozmawia, bo tylko inni rozumieją, jak to jest, kiedy jest się sobą w nierównych częściach.
Społeczność to może za dużo powiedziane, ale rozmawiają ze sobą, bo jak znajdą kogoś z podobnym doświadczeniem, to jest to jakieś potwierdzenie, że nie zwariowali.
I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/
Takie to dość naciągane…
https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/
Spodobał mi się pomysł i spodobało wykonanie. Z jednej strony rzecz wydaje się przegadana, ale to pozór. Gdy zaczynałem się zastanawiać, co można by wyciąć, okazało się, że właściwie każde zdanie, każde słowo siedzi na swoim miejscu i warczy: nie rusz! To rozmycie, roztrzepanie narracji znakomicie pasuje do fabuły, do pomysłu na świat i Donkę. Muszę przyznać, że czytało mi się znakomicie, mimo tego nadmiaru informacji, płynących z alternatywnych wersji, mimo podkreślania i powtarzania zmęczenia bohaterki, mimo wkradajacej się tu i ówdzie oniryczności. Oj, zaczynam bardzo lubić Twój styl, ten sposób pisania, w którym, mimo pozornego nadmiaru słów, każde z nich niesie coś istotnego, ma znaczenie.
Ale mam wrażenie, że choć całą historię miałaś wymyśloną i opracowaną w najdrobniejszych szczegółach, to dane mi było poznać jedynie ułamek, wycinek, jakby jedną z wielu możliwych wersji, składających się na pełny obraz fabuły. Może to zamierzony efekt, bo pasuje do pomysłu, ale nie podoba mi się, bo ja lubię, gdy wszystko jest jasne. A tutaj nie wszystko zrozumiałem, zakończenie wydało mi się nagłe, pośpieszne i mało satysfakcjonujące. Jakby zabrakło dalszego ciągu.
Ale nie mogę powiedzieć, że lektura nie sprawiła mi przyjemności. Bo cholernie dobrze piszesz!
Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!
No i proszę, jakie się tu perełki pochowały w konkursie! Trzeba jednak przeczytać wszystko. Tylko coraz trudniej wybrać swoją szóstkę…
Pomysł, jak pomysł, bo kto nigdy nie czuł się przez chwilę jak Donka? Ale za to jakie wykonanie – niby strumień świadomości rozpadającej się w chaosie, a jak się to dobrze czytało. No i finał, taki jak lubię, zaskakujący i zapraszający czytelnika do samodzielnego wyboru.
thargone, bardzo dziękuję za pierwsze pół komentarza, co do drugiego – chciałam doprowadzić historię do tego momentu, ale też wiem, jak mogłaby się potoczyć dalej/inaczej, więc może stąd wrażenie urwania… Inna sprawa – lubię zostawiać zakończenia otwarte na interpretację, chyba nawet za bardzo.
cobold, się powtórzę: ;D
dziękuję!
I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/
Przejrzałam jeszcze raz. Jakoś łatwiej było poskładać te puzzle, ale być może dlatego, że już z grubsza znałam obrazek. A może zmiany poszły w dobrym kierunku. A może to w różnych rzeczywistościach było. ;-p
Babska logika rządzi!
dzięki, że dałaś tekstowi jeszcze jedną szansę ;), choć szkoda, że nie wywarł większego/lepszego wrażenia.
I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/
Nie no, wrażenie jest lepsze. Tylko nie jestem do końca pewna, z czego ta lepszość wynika.
Babska logika rządzi!
Czytało się całkiem nieźle. Jeśli chodzi o strumienie myśli bohaterki, mam mieszane uczucia. Na początku naprawdę mnie zaciekawiły. Później niestety zaczęły męczyć, trochę tak jak samą bohaterkę. Szczególnie pod koniec chciałem mieć je jak najszybciej za sobą.
Zabrakło mi przedstawienia prawdziwej historii, bo – umówmy się – w tekście położyłaś nacisk typowo na opisanie pomysłu na „wielokrotność”, a losy Donki są bardziej otoczką.
Ale sam pomysł jest interesujący. Zagubienie bohaterki też udało się dobrze oddać i to jest na pewno dużym plusem tekstu.
Zabrakło mi przedstawienia prawdziwej historii, bo – umówmy się – w tekście położyłaś nacisk typowo na opisanie pomysłu na „wielokrotność”, a losy Donki są bardziej otoczką.
Biję się w piersi, bo tu nie trzeba się umawiać – poniósł mnie pomysł.
Miło, że znalazłeś jakieś plusy ;)
I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/
W sumie fajny pomysł, ale moim zdaniem przegadany ten tekst momentami. Brakuje tutaj jakiejś historii, bo koncept jest, jak najbardziej, ale jak dla mnie niewykorzystany. Wykonanie stoi na przyzwoitym poziomie, większych potknięć raczej nie ma. Ogólnie opko ma potencjał, ale mnie w pełni nie przekonało.
Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!
Trochę przykro, że nie przekonało, ale dobrze, że przynajmiej krzywdy nie zrobiłam ;)
Dzięki za czytanie.
I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/
Bardzo dobre.
Jasne, zostaje mętlik w głowie. Ale jaki przyjemny! W dłuższym tekście mogłoby to zmęczyć, tu było w sam raz.
Napisane naprawdę dobrze. To nie jest styl dla każdego, co zresztą widać po komentarzach, ale znajdą się tacy, którzy docenią, więc uważaj, żeby tego nie stracić. Warto szukać złotego środka, ale trzeba uważać, by nie zgubić własnej drogi. Mnie ten strumień świadomości przypadł do gustu; niektóre fragmenty bardzo w moim guście. Zaimponowały (wzbudziły zazdrość) fragmenty, w których udało Ci się oddać rozdzielającą się (rozwarstwiającą?) rzeczywistość.
Na fabułę można by pomarudzić, ale przecież nie wszystkie opowiadania muszą być zrobione według schematu. Innymi słowy: potrafię zrozumieć, dlaczego niektórym tekst nie przypadł do gustu, jednak mnie bardzo się spodobał.
https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/
fun, bardzo dziękuję za miłe słowa ;)
I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/
Tajemniczy wielbiciel polecił mi to opowiadanie, więc przybieżam i czytam ;)
…
…
No dobra, już ;)
Fajne. Counta akurat ten swoisty strumień świadomości bohaterki jak najbardziej przypasował, podobnie jak opisywanie pozornie nieistotnych wydarzeń. W ten sposób budujesz klimat i wiarygodność świata, kupuję te. Wyszło tak… klaustrofobicznie. Dusze mieszały się w ciele Donki, wspomnienia wirowały i te wtrącenia kursywą prawidłowo to uwydatniały.
Wiarygodne postacie Donki i Piotra – szczególnie ten gość, ze względu na swoją tajemniczość i zachowanie w zakończeniu (hehe, Count lubi, gdy zaczyna zalatywać szaleństwem ;D) przypadł mi do gustu.
Umiejętnie stopniowałaś napięcie. Początek zdawał się jeszcze normalny, później już równia pochyła ku obłędowi. Końcówka może trochę zbyt niejasna, ale pozostawia możliwości interpretacyjne i jest zarazem dość gorzka. Czyli ujdzie.
Co mi zgrzytało? Zbytnia “zaściankowość” tekstu. Gdy piszesz o niezliczonej ilości rzeczywistości, miriadach Wszechświatów, miło byłoby odczuć ten bezmiar. To trudne, szczególnie że musisz to połączyć z “ciasnotą” wewnątrz Donki, ale myślę, że jak najbardziej w Twoim zasięgu ;)
Tytuł – nie wyróżnia się niestety, choć do treści oczywiście pasuje. Mogłaś to nazwać na przykład: “Zaduszona przez dusze” od razu błyszczałoby jaśniej pośród konkursowych tekstów ;PP
Warsztat ładny, czytało się bez zgrzytów.
Heh, no i ten kubek, po którym można pisać kredą… Dobry gadżet ;D
Tyle ode mnie, trzymaj się.
"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."
Trochę niezręcznie odpisywać mi na takie długie komentarze krótkim dziękuję, a nie mogę stukać przymiotników przed dziękowaniem w nieskończoność ;)
Z tą niezliczoną ilością rzeczywistości jest ten problem, że różnice są niewielkie i trzeba odpłynąć naprawdę daleko, by zauważyć wyraźną różnicę.
Cieszę się, że tekst przypadł do gustu ;)
I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/