- Opowiadanie: MPJ 78 - Miecz Imperium

Miecz Imperium

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Naz, cobold

Oceny

Miecz Imperium

 Miecz to pozbawiony uczuć metal. Miecz to honor wojownika. Temu, kto go straci, nie będzie zapomniane. Miecz to symbol władzy nad życiem i śmiercią. Choć wykuto miliardy mieczy, tylko nieliczne przeszły do legendy. Co sprawiło, iż różniły się one od innych? Jak powstaje legendarny miecz?

 

***

Legendarny miecz rodzi się z rudy, zwykłej szarej, nieodróżnialnej od tej, z której powstaną inne przedmioty.

 

– Bello, słoneczko, musisz jechać do tego nudziarza? – Patrzyłem na swą ukochaną oczami skrzywdzonego szczeniaczka.

– Misiu, przecież wiesz. Jeśli uda mi się dopiąć układ z Czancymi, dostanę w nagrodę kontrakt na budowę pięćdziesięciu statków wydobywczych dla ich cywilizacji.

– Wiem, wiem. W stoczniach mojej rodziny powstają kadłuby do eskortowców wedle ich specyfikacji. Zarobimy na tym porządny grosz, tylko jakoś tak jest mi smutno. Pewnie to przez tę myśl o kolejnych nocach bez ciebie. Właśnie wtedy, gdy wreszcie kończę służbę i jest szansa byśmy mieli więcej czasu dla siebie.

– Ale z ciebie maruda. Fakt, za parę miesięcy zdejmiesz mundur, ja skończę te negocjacje i wszystko nadrobimy. – Bella uśmiechnęła się znacząco.

– Mam lepszy pomysł, nadróbmy to teraz.

– Jesteś szalony.

– Z miłości do ciebie.

– Powtarzasz to przez ostatnie pół wieku.

– Bo to prawda.

– Udowodnij. – Dziewczyna uśmiechnęła się znacząco.

Chwyciłem swą ukochaną i zaniosłem ją pod pokład jachtu kołyszącego się na wodach Jeziora Nenufarów.

 

***

Ciężki myśliwiec klasy „Łowca” wykorzystując pas asteroid, starał się niezauważenie zbliżyć do lekkiego krążownika. Dziesięcioosobowa załoga dała się ponieść atmosferze łowów. Na mostku panowała cisza. Byłem zadowolony z wyników szkolenia. Za jakieś pół godzinki powinniśmy zająć pozycję do ataku. Pozwoliłem sobie na chwilę relaksu. Skupiłem myśli na ostatnich listach, jakie otrzymałem od Belli. Negocjacje szły ciężko, plotkowano o równoległych rozmowach Czancych ze Złodziejami Dusz. Traktowałem to jako nudne zapełniacze serwisów informacyjnych. Co innego plotki o kopalniach w niektórych systemach należących do Czancych. Gdyby tak Belli udało się zorganizować dla nas koncesje na wydobycie platyny. Miałem wrażenie, że byłby to lepszy interes niż sprzedaż okrętów wojennych dla czterorękich.

Nagle rozległ się sygnał alarmu.

– Namierzyli nas? – Wyrwałem się z półletargu.

– Nie, panie poruczniku.

– Co się dzieje?

– Rozkaz z centrali. Wszyscy mają w trybie natychmiastowym zakończyć ćwiczenia i wracać do bazy. Wszystkie jednostki obowiązuje stan alarmu bojowego. Należy zdjąć ćwiczebne ograniczenia z systemów uzbrojenia.

– Skoro tak, to ruszajmy.

– Tak jest, panie poruczniku.

 

***

Ruda, z której powstanie legendarny miecz trafia do pieca, gdzie ogień zamienia ją w metal.

 

Czancy zawarli sojusz ze Złodziejami Dusz. Musieli się do tego przygotowywać od dawna. Pozorowali rozmowy, by móc zaatakować Imperium z zaskoczenia. Nie można jednak było powiedzieć, aby odnieśli większy sukces. W kilkunastu przygranicznych systemach rozgorzały walki. Nie był to jednak coś, z czym imperialna armia nie byłaby w stanie sobie poradzić. Nie ogłoszono nawet mobilizacji. Szybko jednak okazało się, iż mizerne sukcesy militarne Czancy nadrobili inaczej. Przed wybuchem wojny na ich terytorium przebywało kilkadziesiąt tysięcy obywateli Imperium, po jej wybuchu starano się ich schwytać i przekazywać Złodziejom Dusz.

Ja, Hakelber Anatidae, uważałem się za szczęściarza. Po pierwsze planowo zakończyłem służbę, po drugie wszystko wskazywało, iż Bella zginęła w czasie szturmu, gdy wysadzono imperialną ambasadę na centralnej planecie Czancych. Nie żebym był nieczułym potworem. Sprawdziłem dzień i godzinę, kiedy będzie wybudzana po klonowaniu i transferze pamięci. Kupiłem wielki bukiet jej ulubionych kwiatów oraz butelkę najlepszego wina, na jakie było mnie stać. Kwadrans przed czasem stawiłem się w klonarium. Towarzyszył mi android dźwigający wielki kufer z zestawem nowych kreacji, które powinny na Belli idealnie leżeć. Byłem pewien, iż dzięki temu zmniejszę ukochanej dyskomfort, z jakim wiązały się powtórne narodziny.

 

***

Procedura przebiegała standardowo. Personel wprowadził wózek z klonem, Bella była jedynie zarysem postaci w biomechanicznym kokonie oplecionym setkami przewodów i rurek. Zgodnie ze zwyczajem kapłanka Izis jednym ruchem uwolniła klona przecinając powłokę kokonu, po czym zaniosła inwokację do bogini. W tym czasie Bella zaczęła odzyskiwać świadomość. Nagle urządzenia skanujące aktywność mózgu rozjarzyły się alarmami.

– Natychmiast przerwać wybudzanie! – krzyk oficera kontrwywiadu zmroził wszystkich.

– Co się stało? – Hakelber był zdezorientowany.

– Ona musiała żywcem zostać schwytana przez Czancych i przekazana Złodziejom Dusz – rzekł ktoś z obsługi.

– Przecież ambasada została wysadzona! To jakaś pomyłka!

– Może nie była w ambasadzie? Może schwytano ją zanim ochrona wysadziła budynek? Skany nie kłamią. Bella musiała dostać dawkę „szarej krwi” i stała się częścią wspólnej świadomości naszych śmiertelnych wrogów.

– Zróbcie coś!

– Zostanie zahibernowana, DNA oraz kryształy pamięci przekazane zostaną do świątyni pamięci w centralnym systemie imperium.

 

Mój świat w jednej chwili się zawalił. Straciłem ukochaną. Na nic zdały się zapewnienia, że to musi być pomyłka, żądania sprawdzenia urządzeń oraz próby przekupstwa. Pozostała zemsta. Zaciągnąłem się więc na ochotnika do imperialnej floty.

 

***

Metal, z którego powstanie miecz po opuszczeniu pieca hutniczego, trafia na kowadło, gdzie nadaje mu się kształt.

 

Bitwa w systemie C473 była przegrana. To, co zostało z silnej grupy uderzeniowej imperialnej floty, usiłowało uciec kierując się do punktu skoku. Za okrętami zostawały stracone złudzenia i wraki. Mieli ukarać zdradzieckich Czancych, zamiast tego wpadli w pułapkę zastawioną przez połączone siły czterorękich i Złodziei Dusz. Nie trzeba było geniusza, by zauważyć, iż szanse na wydostanie się z tego systemu były minimalne. Znajdowali się bowiem między młotem w postaci ścigającej ich flotylli a kowadłem silnej eskadry Czancych dryfującej w pobliżu punktu skoku.

Komunikator w moim ciężkim myśliwcu zamigotał. Zdziwiłem się, bo zamiast zestawu rozkazów dostałem zaproszenie na łącze konferencyjne.

– Jakie dostaniemy rozkazy? – zapytałem, by nie tracić czasu.

– Tego aktualnie nie wiemy – odrzekł jeden z kapitanów.

– A kto dowodzi?

– To usiłujemy ustalić.

– Jak to?

– Admirał Carter zginął w pierwszej fazie naszego ataku. Zastąpił go kontradmirał Centauro, który zdążył wydać rozkaz odwrotu, ale chwilę później wraz ze swoją eskadrą liniowców przestał istnieć. Teraz o dowodzenie kłócą się tamci trzej. – Wskazał ręką na awatary kapitanów z pancerników.

– To co robimy?

– Większość uważa, że powinniśmy przebić się na pełnej prędkości.

– Czancy przy punkcie skoku może i nie są przesadnie liczni, ale mieli czas postawić pola minowe. Jeśli nie zwolnimy, to ich nie wykryjemy i będzie masakra.

– Jak zwolnimy, to dojdzie nas pościg i też będzie jatka.

– Nie panikujcie – rzucił jakiś komandor. – Ciężkie jednostki przebiją się przez pole minowe. Pozwalają im na to tarcze. Lżejsze ustawi się w szyku torowym za nimi i po problemie.

– To się nie sprawdzi – stwierdziłem. – Idąc linią za pancernikami, nie mamy szans na manewr. Eskadra Czancych wystrzela nas jak kaczki.

– Ewakuujemy załogi z lżejszych jednostek na cięższe.

– To może pomóc, ale mam lepszy pomysł…

 

Pojedyncze ciężkie myśliwce odrywały się od uciekającej floty i zawracały w stronę wroga. Skanery szpicy pościgu składającej się z siedmiu liniowców i kilkunastu jednostek eskorty, szybko ustaliły, iż są to wraki, uszkodzone, z wyłączonymi systemami bojowymi i podtrzymywania życia, skorupy porzucane bez załóg i amunicji. Choć nie poruszały się specjalnie szybko, to składowa prędkości uniemożliwiała celny ostrzał. Wymanewrowano je, by nie tracić czasu. Tym złomem powinny zająć się siły główne ciągnące jakieś pięć minut za szpicą. Nagle kilka myśliwców ożyło i zaatakowało liniowce z tyłu. Imperialne jednostki były zbyt słabo uzbrojone by zniszczyć potężne okręty, ale miały dość mocy by uszkodzić im napędy. Jednostki Czancych zaczęły hamować i odwracać się, chciały pozbyć się uciążliwego wroga. Sposób ataku wskazywał, iż myśliwce zostały zsieciowane i kontrolował je jeden człowiek. Zanim jednak zdążono go namierzyć i zniszczyć, przyspieszył i wbił wszystkie sterowane przez siebie jednostki w liniowiec prowadzący szpicę pościgu. Uciekająca imperialna flota mogła zwolnić i bezpiecznie dolecieć do punktu skoku.

 

***

Miecz nie staje się legendą sam. Jest wszak narzędziem, trafia w czyjeś ręce. Dopiero one zamieniają kawałek metalu w narzędzie chroniące lub odbierające życie, wykonujące egzekucje lub wynoszące do najwyższych godności.

 

Wybudzenie w wojskowym klonarium jest zawsze brutalne i bolesne. Podobno to ma skłaniać żołnierzy do tego, by unikali bezsensownego ryzyka. Świadomość odzyskałem w momencie przecięcia powłoki kokonu. Dzięki temu zapamiętałem zarówno ból upadku jak i koszmar wykrztuszenia z płuc płynu, który dotychczas dostarczał memu ciału tlen. Przy tym wszystkim szybki lodowaty prysznic zmywający z ciała resztki kokonu i jego zbędnej już zawartości to ledwie drobny dyskomfort. Wózek, piżama i wieloosobowa sala. Tak powinno być, ale zamiast tego trafiam do jedynki. Co się stało? Czyżby mnie też dorwali Czancy?

– Poruczniku Anatidae, czy pan mnie rozpoznaje? – Człowieka, który to mówi, kojarzę jako jednego z patriarchów siódmego rodu.

– Tak, ekscelencjo.

– Zostawcie nas samych. – Krótki rozkaz sprawia, że personel opuszcza pomieszczenie. Mój rozmówca wyjmuje niewielkie czarne pudełko i stawia na stoliku.

– Czemu zawdzięczam takie środki bezpieczeństwa? – Wskazuję na zagłuszacz. – Czyżby mnie też potraktowano „szarą krwią”? Chcecie negocjować?

– Żarty się pana trzymają, poruczniku. Po prostu cenię sobie dyskrecję gdy składam propozycje.

– Zamieniam się w słuch.

– Mój czas jest cenny, więc będę się streszczał. Musimy ukarać Czancych, ale niestety, nie możemy tego zrobić jako Imperium.

– Coś wiem o tym. Byłem we flocie, której to karanie, delikatnie rzecz ujmując, nie wyszło.

– Tam nam nie wyszło, ale w dwóch innych systemach zniszczyliśmy wszystko, od eskadr floty przez stacje orbitalne, miasta, po maleńkie wioski i osady. Nie przeżył ani jeden czteroręki. Problem w tym, iż część naszych sojuszników nie akceptuje takich metod.

– Imperium nie może, ale jakby ktoś to robił prywatnie…

– Wiedziałem, że jest pan bystry i się zrozumiemy.

– Problemem będą środki, na taką kampanię.

– Środki się znajdą, choć z uwagi na konieczność zachowania dyskrecji nie będą dostępne od razu.

– O jakiej perspektywie czasu mówimy?

– Dziesiątki lat.

– Jestem do usług.

 

***

Miecz, nawet gdy trafi w odpowiednie ręce, musi dokonać czegoś spektakularnego, by zasłużyć na legendę.

 

„Złamane serce” – mój okręt – wyszedł z tunelu nadprzestrzennego niemal godzinę świetlną od wylotu. Normalnie nie wykonywano czegoś takiego, ponieważ zużywało się w ten sposób ogromne ilości energii i paliwa. Sytuacja jednak zmuszała do rozwiązań niestandardowych. Kilka innych jednostek, w tym półeskadra eskortowców wysłanych do systemu 7706 przepadło bez wieści. Zarządziłem natychmiast uruchomienie pełnego maskowania. To była najpotężniejsza broń jaką dysponowałem. No cóż, tak naprawdę przyleciałem tu przerobioną starą korwetą. Zdjęto z niej część pancerza oraz uzbrojenia zaczepnego, dostosowując ją do nowych zadań. Zmniejszono w ten sposób siłę ognia tej jednostki tak, iż była porównywalna do dwóch ciężkich myśliwców. Za to dano nowy potężny reaktor, świetne urządzenia maskujące i skanery, zwiększono zabierany zapas paliwa, samobieżnych min i boi zwiadowczych. Tak zmodyfikowana idealnie nadawała się do pełnienia funkcji raidera wnikającego głęboko w terytorium wroga. Teraz kilkakrotnie zmieniała kurs i prędkość, by zmylić kogoś kto chciałby sprawdzić, co wywołało anomalię nadprzestrzenną i towarzyszącą jej falę grawitacyjną.

– Jaka sytuacja? – spytałem.

– Godzinę świetlną stąd dwa lekkie krążowniki Czancych pilnują wylotu z tunelu nadprzestrzennego. Wewnątrz systemu jest ich inny duży statek. Na razie jest za daleko, byśmy mogli zidentyfikować jego klasę.

– Dystans?

– Szacujemy, że około trzydziestu siedmiu godzin świetlnych od naszej obecnej pozycji.

– Jakieś nasze jednostki?

– Brak.

– Kurs na niezidentyfikowany statek. Pełne maskowanie. Używać wyłącznie pasywnych skanerów. Jeśli znajdziecie jakiekolwiek ślady naszych jednostek meldujcie.

– Tak jest.

Trzy standardowe doby później przeglądałem zebrane dane. Dwie godziny od wylotu tunelu znajdowało się wrakowisko imperialnych jednostek. Dlaczego kolejne statki podążały właśnie tam? Co je niszczyło? Przecież te dwa lekkie krążowniki przy punkcie skoku nie dałyby rady wykończyć pięciu eskortowców. Nie zrobił tego też okręt Czancych, do którego się teraz podkradali. Była to bowiem jednostka wydobywcza pozyskująca i przerabiająca co cenniejsze surowce. Co czteroręcy ukryli w tym układzie? Musiało to być coś na tyle silnie uzbrojonego, że niszczyło imperialne okręty zanim zdążyły wystrzelić choćby część posiadanej amunicji. Świadczyły o tym meldunki z sond, które znalazły we wrakach niemal pełne magazyny torped.

– Panie kapitanie, jedna z pozostawionych sond zwiadowczych wychwyciła sygnał imperialnej szalupy ratunkowej dryfującej we wrakowisku.

– Zignorować. Kontynuujemy podejście do wyznaczonego celu.

– Kapitanie jeśli nasi tam są…

– To pułapka. – Byłem tego pewien.

– Skąd pan wie?

– Szalupy mają jedynie podstawowe systemy nawigacyjne. Nie wykryłyby naszego wejścia do tego układu, co innego okręty Czancych. Wiedzą, że weszliśmy, ale nie potrafią nas namierzyć. Próbują sobie ułatwić sprawę i ściągnąć nas tam gdzie mogliby nas namierzyć i dopaść.

– Obiekt w zasięgu ognia.

– Nie strzelać bez rozkazu. Kontynuować podejście, aż znajdziemy się pod nim w pozycji do abordażu.

– A nie jest on dla nas za duży? – wyraził swoje wątpliwości jeden z wachtowych. – Tam na pokładach będzie pewnie z pół tysiąca czterorękich, a nas jest ledwie trzydziestu.

– Wykonać!

– Tak jest.

Kolejną dobę wisieliśmy przyklejeni do podbrzusza ogromnego statku wroga, patrząc, jak ciągną w jego stronę setki automatycznych barek zwożących surowce. Kilkakrotnie wysłałem grupy w kombinezonach stealth na kadłub olbrzyma. Moi ludzie podpięli się do jego nadajników oraz wewnętrznej sieci informatycznej. To było proste, znałem schematy tego statku, w końcu powstał on w stoczni należącej do Belli. Cywilna jednostka nie szyfrowała danych w wewnętrznym obiegu. Dostałem pełen dostęp do informacji o złożach jakie Czancy skatalogowali w systemie, o wypełnieniu ładowni surowcami, o tym że w układzie oprócz pary krążowników są też pancernik i liniowiec. Jeszcze bardziej interesujące było to, iż wszystkie wrogie jednostki mają znaczne kłopoty z obsadą. Wielu Czancych wyemigrowało bowiem do systemów opanowanych przez „Złodziei dusz”. Wszystko to sprawiło, iż zrodził się plan.

 

Alarmy na jednostce wydobywczej wyły, informując o rozszczelnieniu reaktora i wycieku trujących substancji. Prawie cała załoga opuściła już olbrzyma w szalupach ratunkowych. Jedynie na mostku zostało kilku oficerów bezskutecznie próbujących zdalnie opanować sytuację. Nikogo nie zdziwiło, iż wkrótce utracono z nimi jakikolwiek kontakt.

Imperialna szalupa ratunkowa we wrakowisku odebrała bliski sygnał okrętu spieszącego na ratunek. W punkt, z którego go nadano, natychmiast trafiła pełna salwa pancernika Czancych. Ostrzał zniszczył jednak tylko jedną z sond wysłanych przez „Złamane serce”. Zdradził za to pozycje czatującego okrętu. Wszystkie sprawne torpedy z wraków imperialnych okrętów, jakie znajdowały się w pobliżu, aktywowały się na komendę i uderzyły w pancernik. Czancy będąc w maskowaniu nie mogli używać tarcz energetycznych. Mimo solidnego pancerza ich okręt nie wytrzymał tego ataku. Setki szalup ratunkowych odrywały się od ginącego olbrzyma. Krążowniki na pełnej prędkości poleciały na pomoc rozbitkom. Okręt wydobywczy powoli ruszył w stronę punktu skoku.

– Szefie, rozumiem abordaż i wystrzelanie tych czterorękich tu na mostku, ale po co porywamy tą krypę, zamiast ją po prostu wysadzić?

– Bo ma ładownie pełne skandu, lantanu i ceru. Jak dowieziemy ją do domu, to będzie i na ekstra wypłaty, i na powiększenie mojej floty. – Kopniakiem usunąłem ciało kapitana Czancych z postrzelanego fotela.

– To czemu wiejemy tak wolno?

– Bo gdzieś tu jest jeszcze liniowiec.

– O wilku mowa – rzekł łącznościowiec. – Mamy sygnał. Pytają, co robimy.

– Wyślij mu automatyczną odpowiedź z komputera pokładowego, „Awaria, procedura numer pięćdziesiąt sześć, utrata załogi, powrót do pierwszego bezpiecznego portu”.

– Tak jest.

– Zobaczymy ile to da nam czasu? – Nie miałem złudzeń, że wkrótce Czancy zauważą, iż jednostka wydobywcza leci w stronę punktu skoku prowadzącego do Imperium.

– Standardową godzinkę później znów aktywowała się łączność.

– Kapitanie liniowiec nakazuje nam zmianę kursu.

– Poślijmy mu tą sama odpowiedź co poprzednio. Niech Czancy myślą, że odpowiada im komputer.

– Szefie może jednak przyspieszymy?

– Nie. Gdybyśmy przyspieszyli, to połapią się, że awaria reaktora była wirtualna.

– Liniowiec na szóstej dwa stopnie w górę od naszego kursu. Dystans osiem minut i szesnaście sekund świetlnych. – Meldowano z mostka „Złamanego Serca”.

– Prędkość?

– Zero trzy świetlnej.

– Niech celowniczy wyliczy, kiedy zacznie on hamowanie przed abordażem i wtedy wyrzucamy wszystkie samobieżne miny jakimi dysponuje nasza korweta.

– Tak jest.

 

Układ 7706 opuszczałem niespiesznie. Za mną pozostawały wraki pancernika i liniowca Czancych oraz dwa ich zdezorientowane krążowniki. Pokładowy komputer nie potrafił znaleźć żadnego innego starcia, w którym imperialna korweta zniszczyłaby samodzielnie jednostki tylekroć od niej potężniejsze.

 

***

Każda legenda potrzebuje tych, którzy ją rozgłoszą. Bez nich miecze dokonujące nawet najbardziej spektakularnych czynów są zapominane.

 

– Chciałbym powitać w naszym studiu mojego gościa, admirała Hakelbera Anatidae.

– Witam serdecznie panią redaktor i wszystkich widzów.

– Admirale od ponad pięćdziesięciu lat słynie pan ze spektakularnych akcji przeciwko Czancym, jednak dotąd unikał pan zaproszeń do naszych programów. Co się zmieniło?

– Postanowiłem wyjaśnić szereg nieporozumień i plotek jakie narosły wokół mnie i tego, co robię.

– Czy w tym celu sponsorował pan również holodramę „Skradziona miłość”?

– Mój udział w tym projekcie jest znacznie przesadzony. Po prostu parę lat temu Patrycy Silex, jeden z najlepszych scenarzystów imperium, szukając natchnienia do nowego dzieła trafił na historię o mnie i Belli. – Pochyliłem głowę, ponieważ to wspomnienie sprawiało mu ból. – Zainteresowała go, więc chciał poznać ją u źródła. Jestem w ciągłym ruchu, nieco pomogłem mu więc przybyć na spotkania. – No cóż, lepiej użyć takich oględnych sformułowań, niż przyznać się, że za stworzenie scenariusza podarowałem Silexowi luksusowy jacht gwiezdny. – Pomogłem też w czasie produkcji udostępniając nieodpłatnie posiadane przeze mnie nieruchomości, które były z nami związane.

– Podobno, premiera odbyła się  dokładnie w setną rocznicę pierwszej randki Pana i Belli?

– Nie potwierdzam, nie zaprzeczam. – Delikatnie znacząco się uśmiecham.

– Nie uzyskam od pana więc informacji, czy to marketingowa legenda, czy prawda? – Dziennikarce świeca się oczy.

– Powiedzmy, że tak mogło być. Któż by to pamiętał po tylu latach. – Kolejne drobne kłamstwo. Lepiej jednak by nie wiedziano, że cały cykl produkcyjny holodramy podporządkowano premierze dokładnie w ten dzień, choć kosztowało mnie ekstra.

– Nasi widzowie chcieliby wiedzieć, jaki pan jest naprawdę. Holodrama pokazuje dwa oblicza romantycznego kochanka i odważnego do szaleństwa żołnierza, który przy pomocy niewielkiej korwety niszczy potężne pancerniki oraz minimalnymi siłami zdobywa całe systemy należące do wroga.

– Myślę, że jeden i drugi jest prawdziwy. Oczywiście należy brać poprawkę na to, że oglądalność ma swoje prawa i pominięto mało spektakularną ciężką codzienną pracę.

– Wielu zastanawia się nad tajemnicą sukcesów Hakelbera Anatidae. Od dnia zdrady Czancy stracili szesnaście z dwudziestu trzech posiadanych systemów. Pańska prywatna flota zdobyła ich aż dwanaście.

– To prawda, ale należy docenić wysiłek imperialnej armii i floty. Zdobyły one systemy na strategicznych kierunkach o wysokim stopniu zamieszkania. Ja podbijałem systemy drugorzędne, gdzie były głównie niewielkie kolonie górnicze.

– Jest pan bardzo skromny. System C osiemset pięćdziesiąt sześć należał do najludniejszych jakie zamieszkiwali Czancy. Po jego zdobyciu niektórzy zaczęli nazywać pana piekielnym rzeźnikiem.

– Właśnie z takimi pomówieniami chcę walczyć. System, o którym mówimy niewątpliwie kiedyś był ludny. Trzeba jednak pamiętać, iż zanim pojawiły się tam moje okręty, z sześciu miliardów mieszkańców półtora miliarda opuściło go udając się do światów „Złodziei dusz”. Ponadto po kilku moich rajdach rozpętała się tam wojna domowa. Buntowników krwawo spacyfikowali sami czteroręcy. Ostatecznie podbiłem system, w którym było około dwustu siedemdziesięciu milionów mieszkańców.

– Podobno sprowadził pan tam apokalipsę?

– Wszystko odbywało się zgodnie z Kodeksem Wojennym Imperium. Przystałem nawet na pokojową inicjatywę Awallachan i umożliwiłem im ewakuację z systemu C osiemset pięćdziesiąt sześć ponad dwustu milionów cywili Czancych.

– W „Skradzionej miłości” pański awatar wahał się przed podjęciem takiej decyzji, a jak było naprawdę?

– Czancy mogli być skażeni „szarą krwią”, ale odmawiali testów na jej obecność, dopiero Ellena Montenegro, awallachańska arcykapłanka, doprowadziła do kompromisu.

– Rozumiem, a jak panu podoba się przydomek „Miecz Imperium”?

– Dobrze oddaje naturę tego co robię i kim jestem.

 

***

Po sukcesie „Skradzionej miłości” znalazło się wielu chętnych do eksploatowania historii Hakelbera. Przez wiek niemal co rok powstawały mniej lub bardziej udane holodramy, holograficzne komedie, seriale, a także gry od przygodowych, przez strategiczne, po strzelanki. „Miecz Imperium” stawał się coraz bardziej znany i rozpoznawalny. Ułatwiało to werbunek do mojej prywatnej floty. Imperium dociskało, padały kolejne systemy Czancych. Wreszcie poprowadziłem uderzenie na ich ostatni układ, macierzystą planetę. Część broniącej go floty, spróbowała szarży na moje okręty. Zniszczyliśmy ją bez większych strat. Reszta wraz z eskadrą Złodziei Dusz utrudniała mi zadanie, ale ostatecznie udało się zmusić ich do ucieczki. Kosztowało to nadspodziewanie dużo paliwa, czasu i krwi, jakbym walczył z kimś kto mnie perfekcyjnie zna. Wiele wyjaśniła pożegnalna wiadomość jaką nam przesłali przed skokiem. Tamtą eskadrą dowodziła Bella.

Zniszczyliśmy wszelkie stacje bojowe jakie chroniły rodzinną planetę czterorękich. To nie była walka tylko egzekucja. Holowaliśmy tysiące wielotonowych asteroid z pasa Kuipera tego systemu i zrzuciliśmy z orbity, aż zniszczyliśmy na powierzchni wszystkich i wszystko. Na mostku panowała cisza.

– Przygotować wysłanie wiadomości do wszystkich jednostek.

– Tak jest.

– Dziś możemy być z siebie dumni, zakończyliśmy opowieść o zdradzie, bólu, krzywdzie i stracie. Pomściliśmy nasze siostry i braci wydanych Złodziejom Dusz. Przywróciliśmy sprawiedliwość, zabezpieczyliśmy Imperium przed zdradami. Nie myśleliśmy o sobie, wszelkie zdobyte systemy przekazaliśmy Imperium. Nasze czyny przejdą do historii. Wszyscy, którzy kroczyliście ze mną na tej drodze otrzymacie nadania na Afrodycie w systemie siedem tysięcy siedemset sześć. – W głośnikach dało się słyszeć okrzyki radości.

– Na cześć naszego admirała Hakelbera Anatidae, legendarnego „Miecza Imperium” trzykrotne hura! Hura! Hura! – Padła komenda na mostku.

 

Wstałem salutując. Gdzieś tam tliła się myśl, że legendarny miecz to stal i dusza. W mojej ciągle tlił się ból straty i żal. Wytępiłem Czancych, ale Belli i tak nie odzyskałem.  Może jednak kiedyś się uda?

Koniec

Komentarze

Sagi “Jestem legendą” odcinek kolejny, czyli coś w rodzaju mieszanki “Honoru Harrington” z lekką domieszką harlequina. Czyta się w miarę płynnie, ale sztampowe to niestety do bólu.

Moje uwagi:

– “statków pięćdziesięciu statków wydobywczych” – powtórzenie;

– “tylko jakość tak jest mi smutno” – literówka: jakoś;

– “Nie był to jednak coś” – literówka: było;

– “kierując się na punkt skoku” – “do punktu”;

– “Sposób ataku wskazywał, iż myśliwce bowiem zostały zsieciowane” – niepotrzebne “bowiem”;

– “resztki kokunu” – literówka: kokonu;

-“się pan trzymają” – literówka: pana;

– “Jaka sytuacja? – Spytałem” – ponieważ pytanie jest czynnością “gębową”, to “spytałem” powinno być małą – tak mi się wydaje; i raczej “jak sytuacja”;

– “krążowniki Czancych pilnuj wylotu” – literówka: pilnują;

– “namierzyć dopaść” – brak “i”;

– “skandu, latanu i ceru” – literówka: lantanu;

– “kapitana Chancych” – literówka: Czancych;

– “dwa stopnie w górę od naszej pozycji” – w kosmosie nie ma góry i dołu, może “od płaszczyzny ekliptyki” albo innej dowolnie wybranej płaszczyzny;

– “imperialna korwet zniszczyłaby” – literówka: korweta;

– “premiera była dokładnie” – raczej “odbyła się”;

– “po strzelnianki” – literówka: strzelanki.

I jeszcze imię głównego bohatera: Hakelber. Nic nie poradzę, ale od razu widzę mordkę sympatycznego psiaka Huckleberry’ego z kreskówki ;).

 

Moje wrażenia – czytało się bez bólu, ale za godzinę zapomnę o czym.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Poprawki naniesione.

 

Co do imienia głównego bohatera, faktycznie zainspirowała mnie postać bohatera kreskówki.  :D

 

A co do zarzutu harlekinowości. No cóż ja to raczej widziałem jako lekką parodię czegoś w rodzaju typowego mordobicia z lat 90. No wiesz, bohaterowi zabili psa, w odwecie wybija pół miasta. Tu zaś stracił dziewczynę więc wytępił niemal do nogi całą mniej więcej rozumną rasę.

 

Tak wiem w konkursie padała sugestia apokaliptyczności ale pisanie tego z punktu widzenia Czancych mi nie szło. Nota bene ochrzciłem ich tak na cześć Chucka ze “Strażnika Teksasu”, bo to on się specjalizował w masowym wybijaniu wszystkich “złych” pod często błahymi pretekstami. 

 

Lekka space opera bez specjalnych pretensji. Trochę miałbym zarzut, że podchodzisz do wydarzeń skrótowo, zostawiając co ciekawsze momenty militarne. To sprawiło, że tekst w wielu miejscach był dla mnie skrótowcem czegoś ciekawszego. Szkoda.

Wykonanie typowe dla Ciebie. Popraw z początku tę kropkę po znaku zapytania, bo bije w oczy ;)

Podsumowując: jak u Starucha – lekki tekst, ale dla mnie za lekki. Zabrakło pazura i czegoś mocniejszego, by wbił się w pamięć.

Aha, no i sam tytuł oraz wstawki z wykuwaniem nasunęły mi dwa skojarzenia :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Co sprawiło, iż różniły się one od innych?.

“?.” to celowe?

 

Ciężki myśliwiec klasy „Łowca” wykorzystując pas asteroid(+,) starał się niezauważenie zbliżyć do lekkiego krążownika.

Miałem wrażenie, że byłby to lepszy interes niż sprzedaż okrętów wojennych dla czterorękich?

Nie wiesz, czy miałeś wrażenie?

 

– Może nie była w ambasadzie? Może schwytano ją zanim ochrona wysadziła budynek? Skany nie kłamią. Bella musiała dostać dawkę „szarej krwi” i stała się częścią wspólnej świadomości naszych śmiertelnych wrogów.

– Zróbcie coś.

Podoba mi się spokój i opanowanie bohatera. Dzień, jak co dzień.

 

Mój świat w jednej chwili się zawalił. Straciłem ukochaną. Na nic zdały się zapewnienia, że to musi być pomyłka, żądania sprawdzenia urządzeń, oraz próby przekupstwa. Pozostała zemsta. Zaciągnąłem się więc na ochotnika do imperialnej floty.

Szybko poszło.

Komunikator w moim ciężkim myśliwcu zamigotał. Zdziwiłem się, zamiast zestawu rozkazów dostał zaproszenie na łącze konferencyjne.

Zdziwiłeś się, że kto dostał? Myśliwiec?

– Jakie dostaniemy rozkazy? – Zapytałem, by nie tracić czasu.

– Jakie dostaniemy rozkazy? – zapytałem, by nie tracić czasu.

 

Sporo bolączek. Nie wypisywałem wszystkich. Pomysł jest, niestety typowy. Jako parodia, całkiem w porządku. Bohater chaotyczny dobry. :p Przerost manewrów floty nad fabułą. Ogólnie nie jest źle, ale jest nad czym pracować.

 

Choć przeczytałam wszystkie opowiadania, których bohaterem jest Hakelber Anatidae, dziś niewiele z nich pamiętam i Miecz Imperium potraktowałam jak całkiem samodzielne opowiadanie. Spośród wielu podobnych, ta historia nie wyróżnia się niczym szczególnym i niczym nie zaskakuje. Podejrzewam, że w pamięci też jej nie zachowam.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

Co spra­wi­ło, iż róż­ni­ły się one od in­nych?. –> Po pytajniku nie stawiamy kropki.

 

– Ale z cie­bie ma­ru­da. Fakt, za parę mie­się­cy zdej­miesz mun­dur, ja skoń­czę te ne­go­cja­cje i wszyst­ko nad­ro­bi­my – Bella uśmiech­nę­ła się zna­czą­co. –> Brak kropki po wypowiedzi.

 

Chwy­ci­łem swą uko­cha­ną i za­nió­słem ją pod po­kład jach­tu ko­ły­szą­ce­go się na wo­dach Je­zio­ra Ne­nu­fa­rów. –> Chwy­ci­łem swą uko­cha­ną i za­nio­słem pod po­kład jach­tu, ko­ły­szą­ce­go się na wo­dach Je­zio­ra Ne­nu­fa­rów.

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi.

 

Ne­go­cja­cje szły cięż­ko, plot­ko­wa­no o rów­no­le­głych ne­go­cja­cjach ze Zło­dzie­ja­mi Dusz. –> Brzmi to fatalnie.

Proponuję: Ne­go­cja­cje były trudne, plot­ko­wa­no o rów­no­le­głych rozmowach ze Zło­dzie­ja­mi Dusz.

 

Mia­łem wra­że­nie, że byłby to lep­szy in­te­res niż sprze­daż okrę­tów wo­jen­nych dla czte­ro­rę­kich? –> …sprze­daż okrę­tów wo­jen­nych dla czwo­ro­rę­kich?

Ten błąd występuje w opowiadaniu wielokrotnie.

 

Ja, Ha­kel­ber Ana­ti­dae uwa­ża­łem się za szczę­ścia­rza. Po pierw­sze pla­no­wo za­koń­czy­łem służ­bę, po dru­gie wszyst­ko wska­zy­wa­ło, iż Bella zgi­nę­ła w cza­sie sztur­mu… –> Wobec deklarowanych wcześniej uczuć do Belli, dość osobliwe brzmi to wyznanie poczucia szczęścia.

 

kierując się do punkt skoku. –> Literówka.

 

kil­ku­na­stu jed­no­stek eskor­ty, szyb­ko usta­li­ły, iż są to jed­nost­ki uszko­dzo­ne… –> Czy to celowe powtórzenie?

 

wbił wszyst­kie ste­ro­wa­ne przez sie­bie jed­nost­ki w li­niow­ca pro­wa­dzą­ce­go szpi­cę po­ści­gu. –> …wbił wszyst­kie ste­ro­wa­ne przez sie­bie jed­nost­ki w li­niow­iec pro­wa­dzą­cy szpi­cę po­ści­gu.

 

– Zo­staw­cie nas sa­mych. – Krót­ki roz­kaz opróż­nia pokój… –> Czy dobrze rozumiem, że pokój został opróżniony rozkazem i nic w nim nie zostało, stał się pusty?

 

„Awa­ria, pro­ce­du­ra numer pięć­dzie­siąt sześć, utra­ta za­ło­gi, po­wrót do pierw­sze­go bez­piecz­ne­go portu” –> Brak kropki na końcu zdania.

 

– Po­ślij­my mu tą sama od­po­wiedź co po­przed­nio. –> – Po­ślij­my mu tę samą od­po­wiedź, co po­przed­nio.

 

Mel­do­wa­no ze most­ka „Zła­ma­ne­go Serca” –> Mel­do­wa­no z most­ka „Zła­ma­ne­go Serca”.

 

– Po­dob­no, pre­mie­ra od­by­ła się  do­kład­nie w setną rocz­ni­cę pierw­szej rand­ki Pana i Belli? –> …pierw­szej rand­ki pana i Belli?

Formy grzecznościowe piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

– Wszyst­ko od­by­wał się zgod­nie z Ko­dek­sem Wo­jen­nym Im­pe­rium. –> Literówka.

 

– Ro­zu­miem, a jak panu po­do­ba się przy­do­mek „Miecz Im­pe­rium”. –> To jest pytanie, więc nie kropka powinna je kończyć, a pytajnik.

 

Część bro­nią­cej go floty, spró­bo­wa­ła szar­ży na moje okrę­ty. Znisz­czy­li­śmy je bez więk­szych strat. –> Zniszczyli własne okręty?

Piszesz o flocie, więc pewnie miało być:  Znisz­czy­li­śmy bez więk­szych strat.

 

Wiele wy­ja­śnił po­że­gnal­na wia­do­mość… –> Literówka.

 

le­gen­dar­ne­go „Mie­cza Im­pe­rium” , trzy­krot­ne hura! –> Zbędna spacja przed przecinkiem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Poprawki naniesione. 

 

NoWhereMan fakt wychodzi krótko, ale w zasadzie tak to opowiadanie wygląda po cięciach inaczej nie wyrobiłbym, się w 30 000 znaków. Ok teraz sprawdziłem że może być ich maks 60 000 ale moja skleroza itd. kapujesz, rozumiesz, wiesz.

 

ac niestety jakoś te elementy, które miały bawić nie zaskoczyły.

 

regulatorzy deklaracja że Hakelber czół się szczęściarzem bo liczył, że Bella nie żyje miała być zabawna.  W naszym świecie to tragedia, a w jego, to drobiazg.  Rachu ciachu sklonują, więć kwiatki pod pachę, winiacz w rękę, za nim człapie android z kufrem ciuchów i wbijamy na “powtórne narodziny”

 

 

 

 

MPJ, domyśliłam się, że to swoisty rodzaj humoru, ale nic nie poradzę, że jak dla mnie, zbyt dowcipnie to nie wypadło.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Lekkie opowiadanko, ale niezbyt do mnie przemówiło. Rzeczywiście, wkradła się sztampowość, klimat opowiadania też nie mój, więc powstrzymam się od opinii na ten temat.

To z minusów.

Plusy, rzecz jasna, również się pojawiły. :) Opowiadanie czyta się bardzo szybko i całkiem płynnie, wszystkie informacje przekazujesz czytelnie, tak że nigdy nie poczułam “zagubienia”. ;)

Myślę, że gdybym była w grupie odbiorczej, zdecydowanie bardziej doceniłabym Twój tekst. Pozdrawiam! :)

 

 

„‬Człowiek, który potrafi druzgotać iluzje jest zarazem bestią i powodzią. Iluzje są tym dla duszy, czym atmosfera dla planety." - V. Woolf

Całkiem przyjemna lektura. Tak jak wspominali inni – lekka, w sumie niezbyt wymagająca, zasadniczo też nie wnosząca nic nowego do tematu, raczej typowy przedstawiciel. Można było uczynić tekst nieco ciekawszym i nadać mu więcej charakteru, albo bardziej skupiając się na pomyśle admirała-celebryty budującego swój własny mit w telewizji, albo może poprowadzić akcję bardziej na hmmm, prywatny poziom starcia admirała z dawną ukochaną, będącą teraz częścią zbiorowej świadomości wroga? Coś w tym stylu. Tak to dostaliśmy wszystkiego po troszku. Widać zaczerpnięcia z innych dzieł i złożenie tego w swoją całość – w całym tekście czuję echo książek Campbella, motyw zapisów pamięci i wtłaczania ich w ciała klonów jak z Dukaja czy Modyfikowanego Węgla (i pewnie masy innych rzeczy których w ręce nie miałem). Ale ogólnie wszystko złożone dość zgrabnie. Tekst jednak jest dość krótki i świat przedstawiony pokazuje dość schematycznie, w związku z czym trochę ciężko było ogarnąć całą sytuację polityczną doprowadzającą do wybuchu wojny. Wiem, że zasadniczo nie jest to bardzo ważne dla samego testu, ale jak już zacząłeś o tym wspominać, to chciałbym widzieć to nieco jaśniej.

Podsumowując: tekst przełomowy czy odkrywczy nie jest, ale stanowi przyzwoite opowiadanko rozrywkowe. Czytałem go podczas jazdy pociągiem – zdecydowanie uprzyjemnił mi podróż, więcej nie wymagam.

 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Spodobało mi się porównanie bohatera do miecza, reszta już mniej.

Fabuła sztampowa – zemsta za utraconą ukochaną, wycięcie wrogów w pień, idealny wojownik. Ziew. Do tego w dużym stopniu koncentrujesz się na naparzankach, które mnie nie bawią.

Bohaterowie płascy – ona piękna i kochana, on dzielny, romantyczny i świetny żołnierz. Chyba gdzieś już spotkałam taką parę… Penelopa i Odyseusz? Jagienka i Zbyszko z Bogdańca? Co drugie stadło by się nadało…

Legenda mocno zaakcentowana, chociaż Ty również praktycznie utożsamiasz legendarność ze sławą.

W sprawie wykonania – tradycyjnie. Przecinki szaleją, trochę literówek też masz.

Kupiłem wielki bukiet jej ulubionych kwiatów oraz butelkę najlepszego wina, na jakie było mnie stać.

To współwłaściciel wielkich stoczni musi sobie odmawiać dobrego wina?

Babska logika rządzi!

Wiesz jak jest, w kosmosie łatwiej o wielkie stocznie robiące statki kosmiczne, niż o dobre wino ;)

Ale tam jest napisane “na jakie mnie było stać” , a nie “jakie było dostępne w kosmosie”, więc jednak wychodzi na to, że facet pożałował kasy pamięci ukochanej, dla której zrobił tę całą kosmiczną naparzankę. Inna sprawa, że najdroższe nie znaczy najlepsze, więc może lepiej z tego wątku finansowego po prostu w ogóle zrezygnować.

http://altronapoleone.home.blog

Przeczytałam opowiadanie. Kwalifikuje się do konkursu.

 

Uwagi:

 

Dodaj wycentrowane gwiazdki pomiędzy scenami.

Bardzo mało didaskaliów.

Bello, słoneczko(+,) musisz jechać do tego nudziarza?

dostanę w nagrodę, kontrakt na budowę

Za jakieś pół godzinki, powinniśmy

Miałem wrażenie, że byłby to lepszy interes niż sprzedaż okrętów wojennych dla czterorękich?(+.) Nagle rozległ się sygnał alarmu. ← drugie zdanie dałabym od nowego akapitu.

– Nie(+,) panie poruczniku.

Nie można jednak było powiedzieć(+,) aby odnieśli większy sukces.

Ja, Hakelber Anatidae(+,) uważałem się za szczęściarza.

Zgodnie ze zwyczajem kapłanka Izis, jednym ruchem

– Ona musiała żywcem zostać schwytana przez Czancych i przekazana „Złodziejom Dusz – rzekł ktoś z obsługi. ← sprawdź w całym tekście, jak zapisujesz Złodziei Dusz i Miecz Imperium. Powinieneś zapisywać zawsze tak samo – na mój gust bez cudzysłowów.

żądania sprawdzenia urządzeń, oraz próby przekupstwa.

między młotem w postaci ścigającej ich flotylli, a kowadłem

Czancy, przy punkcie skoku

ale miały dość mocy(+,) by uszkodzić im napędy.

wykonujące egzekucje, lub wynoszące do najwyższych godności.

żołnierzy do tego(+,) by unikali

– Tak(+,) ekscelencjo.

– Czemu zawdzięczam takie środki bezpieczeństwa?. – Wskazuję na zagłuszacz.

Żarty się pana trzymają(+,) poruczniku.

Miecz(+,) nawet gdy trafi w odpowiednie ręce(+,) musi dokonać czegoś spektakularnego, by zasłużyć na legendę.

No cóż(+,) tak naprawdę

Teraz kilkakrotnie zmieniała kurs i prędkość(+,) by zmylić kogoś

Wiedzą, że weszliśmy(+,) ale nie potrafią nas namierzyć.

– A nie jest on dla nas za duży? – Wwyraził swoje wątpliwości jeden z wachtowych.

Alarmy na jednostce wydobywczej wyły(+,) informując o

to będzie i na ekstra wypłaty(+,) i na powiększenie mojej floty.

Mamy sygnał pytający co robimy. ← jak sygnał może pytać? :P

Meldowano z mostka „Złamanego Serca”(+.) 

Chciałbym powitać w naszym studiu, mojego gościa

 

 

Opinia o fabule po zakończeniu konkursu.

Życzę powodzenia ;)

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Drakina zaraz pożałował. Ja was nie rozumiem. Facet robił co mógł, starał się nawet kopsnął do klonarium żeby być przy powtórnych narodzinach ukochanej a wy macie pretensję do tego, że wino było za tanie. Tak serio ilu facetów pamięta o urodzinach swoich partnerek. Tak serio bez przypomnienia w telefonie i pół miesiąca sugerowania że to za chwilę?

Tak na marginesie jak wy kobiety to robicie że te wasze urodziny są zawsze wtedy kiedy jest ważny mecz? Jakiś spisek?

;)

 

Prawie codziennie jest jakiś ważny mecz?

Babska logika rządzi!

Finklo, takie życie ;)

 

Naz wskazane poprawki naniosłem 

Heloł, kontroluję teksty przed stworzeniem listy zakwalifikowanych i mi się jeszcze tutaj wkradła taka kosmetyka:

 

– Udowodnij(+.) – Dziewczyna uśmiechnęła się znacząco.

zmniejszę ukochanej dyskomfort(+,) z jakim wiązały się powtórne narodziny.

„Złamane serce”, – mój okręt – wyszedł z tunelu ← może taki zapis będzie czytelniejszy

Zdjęto z niej część pancerza, oraz uzbrojenia zaczepnego, (brakuje czasownika, zmieniając ją, udoskonalając ją…? sam wiesz najlepiej, o co ci tu chodziło ;) do tego stopnia, że siła ognia tej jednostki była porównywalna do dwóch ciężkich myśliwców.

Kolejną dobę wisieliśmy przyklejeni do podbrzusza ogromnego statku wroga(+,) patrząc, jak ciągną w jego stronę setki automatycznych sond zwożących surowce. ← zastanów się nad zmianą słowa podbrzusze (fajnie brzmi, ale czy statek je ma?) i nad zmianą sond (czy sondy zwożą surowce?)

Prawie cała załoga już opuściła już olbrzyma

Wszystkie sprawne torpedy z wraków imperialnych okrętów(+,) jakie znajdowały się w pobliżu(+,) aktywowały się na komendę

– Chciałbym powitać w naszym studiu mojego gościa, admirała Hakelbera Anatidae,.

dopiero Ellena Montenegro, awallachańska arcykapłanka(+,) doprowadziła do kompromisu.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

 

Wskazane poprawki naniosłem. 

 

:)

Poszedłeś autorze na skróty, o czym nawet wspominasz w którymś z komentarzy, nie chciało Ci się pogłówkować nad skomplikowaną fabułą, twistami i zwrotami akcji, nad charakterystyką postaci, głębszym rysem psychologicznym i postanowiłeś napisać sztampową space operę, w której akcja toczy się jak po sznurku od punktu A do punktu B, protagonista wykonuje swoją misję gładko jak po maśle i bez żadnych problemów, a napędza go oczywiście ZEMSTA za ukochaną.

Nie znam pozostałych opowiadań z Twojego świata, ale skoro budujesz jakieś własne uniwersum, to najwyższa pora pogłębić, skomplikować, ubarwić, nadać głębi, zagmatwać i przedstawić ten Twój świat czytelnikowi. Wprowadzenie dwóch obcych ras (dlaczego nazwa Złodzieje Dusz pisana jest w cudzysłowie?), w tym jednej ze zbiorową świadomością, ziemskie Imperium i uproszczone do kilkuzdaniowych opisów kosmiczne strzelanki na wzór Honor Harrington, prowadzone wśród jakichś tam gwiazd, to dziś za mało nawet w przygodowej, lekkiej space operze. Chyba że to pastisz. Ale czy pisałbyś cały cykl opowiadań i tworzył swój wszechświat dla jaj?

Masz tutaj moment, w którym przy odrobinie chęci, wyobraźni i dobrej woli mogłeś stworzyć ciekawy motyw. Mam na myśli fragment, gdy na polu kolejnej bitwy przeciwnikiem admirała jest Bella wcielona w szeregi Złodziei Dusz. Nie wykorzystałeś tego. Podobnie jak wielu innych rzuconych mimochodem wątków, które mają potencjał. Przez całą historię ślizgasz się powierzchownie, akcja śmiga do przodu przez pusty, nieopisany świat, brak fascynujących opisów zjawisk kosmicznych, innych światów, innych ras, brak wszystkiego (a wiem, że potrafisz i stać Ciebie na więcej, bo czasami zwolnisz na chwilę i rzucisz interesującym obrazem. Za rzadko!). Zamiast tego mamy sztampowego admirała wykańczającego wrogów niczym jakiś Lobo, w imię miłości do utraconej kobiety, która staje się niczym Lyanna z powieści Martina częścią zbiorowej świadomości. Protagonista przyjmuje zlecenie na kilkudziesięcioletnią nieoficjalną misję od Imperium. Misja jest tajna ze względu na sojuszników, którym takie działanie może się nie podobać. Ale na koniec admirał jako bohater show telewizyjnego trąbi o tym, co robi na całą Galaktykę, zresztą Galaktyka od dawna wie, czym nasz bohater się zajmuje. I w tej niby w prywatnej wojence prowadzonej na własny rachunek niszczy niemal całą cywilizację.

Nie wierzę w okręty, które nie potrafią wykryć podlatujący pod ich burtę statek wroga, nie wierzę w zniszczenie i podbicie kilkunastu układów przez nieoficjalną i skromną flotę jednego faceta. Ale co najgorsze nie wierzę w ten świat i bohatera. Zupełnie mnie nie obchodzi jego los, jego zemsta, jego legenda. I nie dodają mu głębi nawet jakieś patetyczne wstawki o mieczach.

 

Do strony technicznej nie będę się czepiał. Ona również jest potraktowana powierzchownie, bez fajerwerków i sięgania po szerszy wachlarz literackich chwytów. Snujesz (a raczej gnasz do przodu) prostą opowieść, napisaną prostym językiem, w której bohater mówi o sobie nieraz w trzeciej osobie, a niektóre dialogi brzmią po prostu nienaturalnie. Już na początku czytam:

 

​– Misiu, przecież wiesz. Jeśli uda mi się dopiąć układ z Czancymi, dostanę w nagrodę kontrakt na budowę pięćdziesięciu statków wydobywczych dla ich cywilizacji.

 

I zastanawiam się jak chrzęści to dostarczanie statków dla cywilizacji, i domyślam się, że dopięcie układu to podpisanie kontraktu na te statki, czyli nic w nagrodę.

 

Podsumowując. Liczę na więcej. W wolnej chwili zerknę do jakiegoś innego tekstu o admirale. Jeśli okaże się, że jest podobnie sztampowo, to nie ma co się dalej zagłębiać. A przecież potrafisz nieźle pisać tylko to opowiadanie wygląda trochę, jak napisane na odpier…l

 

Ps. Czy nie napisałem nieco za ostro? W każdym razie miało zdopingować i zmoblilizować.

Po przeczytaniu spalić monitor.

mr.maras część kwestii o jakich wspominasz wynika niejako z mojej wizji tworzenia się legendy.  Legendarni rewolwerowcy dzikiego zachodu, czy ktoś pamiętał o takich drobiazgach jak to, że zdarzało im się strzelać w plecy ;)

Źli Indianie, biedni osadnicy i legendarna amerykańska kawaleria. Ktoś pamięta że Indianie bronili swojej ziemi?

 

Co do Hakelbera, no cóż pewnie o nim to i owo jeszcze napiszę. Zresztą w innych opowiadaniach nie jest on aż tak pomnikowy. Raczej ciutkę szalony ;)

 

 

Nie przepadam za gatunkiem space opera. Nie czuję tych obszarów science fiction. Dla mnie są dzieła pokroju “Incepcji” czy “Matrixa”.

Mało pomysłowa czy oryginalna ta fabuła. Taka sobie historyjka, która miała miejsce "dawno, dawno temu w odległej galaktyce"… W zasadzie to nic z niej nie wynika. Kolejna opowieść o zemście. Pomysł na legendę też wrażenia nie zrobił. 

Albo coś przegapiłem, albo zdradziłeś za mało szczegółów dotyczących przedstawionego świata. Przez to trochę się zgubiłem.

Na moją opinię składają się dwa czynniki – brak zamiłowania do gatunku i średnia jakość opowiadania. Podsumowując, odchodzę niezadowolony.

Niemniej jednak – pozdrawiam!

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Zaiste lekkie opowiadano, ale to niekoniecznie minus – czasami człowiek ma ochotę przeczytać coś dla czystej rozrywki, aczkolwiek delikatne przesłanie pojawia się na koniec. Błędy i literówki zostały wyeliminowane, więc nic nie zakłócało spokojnej lektury.

Spodobały mi się fragmenty o wykuwaniu miecza i analogia do bohatera. Ostatni akapit zrobił świetne wrażenie i pozostawił dobry smaczek.

Minus – szkoda, że finałowa bitwa nie została trochę dokładniej opisana. Stopniowe odkrywanie kart i położenie akcentu na starcie z Bellą mogłoby wzbogacić opowiadanie.

Reasumując, jestem usatysfakcjonowany z lektury. =)

Przejrzałem komentarze ledwie pobieżnie, ale wygląda na to, że większość się zgadza – jest to trochę zmarnowana szansa. Szansa na fajną, wciągającą space-operę. Bo niby wszystko jest – świat, fabuła, konflikt, ciekawy bohater, całe mnóstwo nawalanki, ale skrótowość i pobiezność dokumentnie położyła ten tekst. I to na całej linii – świat opisujesz tylko na tyle, na ile jest to niezbędne do zarysowania ram konfliktu, kosmiczne bitwy, choć taktycznie zaplanowane i przemyślane bez zarzutu (pomyślałaś nawet o takich pierdołach, jak brak szyfrowania danych w wewnętrznym obiegu cywilnej jednostki, co ułatwiło zhakowanie systemu statku), opisane sucho, bez należnego dramatyzmu, jak jakieś sprawozdanie. W dialogach w zasadzie brak didaskaliów opisujących emocje bohaterów, przez co właściwie tylko Hakelber jest "jakis". Reszta to jeno przsźroczyści statyści, wyglaszający niezbędne kwestie.

Przedstawiłeś zaledwie szkic potencjalnie bardzo dobrego tekstu, szkic kompletnie pozbawiony tego, co w space-operze najlepsze. Zatem niestety, zadowolony z lektury nie jestem. 

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Lekka lektura i tyle. Nie czytałam innych opowiadań o przygodach admirała, ale jeżeli są tak samo przyjemne… no nie, ja chcę space operowego mięcha ;)

Militarna space opera to nie jest teren na którym czuję się dobrze, ale pomysł z (logicznie!) porozrzucanymi cytatami dotyczącymi “legendarnego miecza” nadał temu tekstowi całkiem intrygujący charakter. Nie znam innych opowieści z Twojego świata, nie wiem na ile to opowiadanie jest samodzielne, ale stosunek złożoności świata do jego czytelności wypada również satysfakcjonująco. Uważam natomiast, że nie wykorzystałeś szansy na mocne, wzruszające zakończenie – scenę walki z flotą Czancych dowodzoną przez Bellę. Fragment ten sprowadziłeś do bezpłciowego sprawozdania, a mogłeś tutaj zbudować naprawdę świetny finał z konfrontacją bohaterów, mocnym dialogiem i twistem.

Przyznaje uczciwie że z jednej strony limit znaków z drugiej opis starcia Hakelber kontra Bella w opowiadaniu “Sprowadzić zespół” miał wpływ na to, że nie stworzyłem w nim epickiej  walki finałowej.

 

W limit nie wierzę.

I nie chodzi o epikę, tylko lirykę tego momentu ;)

Żeby były ciary i dławienie w gardle.

Nowa Fantastyka