– Nadszedł już czas – powiedziała kobieta.
Alfred odsunął wieko malutkiej drewnianej trumienki. Niegdyś piękne i delikatne ciało zgniło, leżąc przez długi czas. Trudno było szukać niewinnie spiętych w kucyk włosów. Odór uniósł się w powietrzu, przyprawiając o mdłości obecnych w pomieszczeniu. Nic ich nie mogło odwieść od ekshumacji dziecka.
– Tak, nadszedł już czas – przytaknął mężczyzna. – Obyś wróciła do nas, Tesso. Tęsknimy za tobą.
Opieka nad kilkulatką kosztowała małżeństwo Gabfly masę wyrzeczeń. Nic im nie zwróci czasu, pieniędzy, jakie wydali na leczenie córki. Nie potrafili im pomóc najbardziej znani magiczni uzdrowiciele. Niestety, raczkująca medycyna oparta na biologii nie radziła sobie z tak beznadziejnym przypadkiem. Wszyscy lekarze byli bezradni. Objawy z każdym rokiem się nasilały. Dziecko coraz częściej się dławiło, kaszel przybierał na sile. Płacz w domu zdawał się nie kończyć. Prawdziwy żal.
Państwo Gabfly nie potrafili się pogodzić ze stratą. Pragnęli jeszcze raz usłyszeć wspaniałe słowa z ust małej Tessy, wspaniałe „mama” i „tata”. Za wszelką cenę.
Ojciec wyjął gnijące zwłoki. Położył je na stole obok tajemniczego urządzenia. Popatrzył na dzieło, nad którym ostatnio pracował, poświęcając mu niezliczone noce. Jako konstruktor zrezygnował ze wszystkich projektów, aby móc jak najszybciej dokończyć lalkę. Lalkę z mosiężnego materiału, przykrytą delikatną skórą, a końskie włosie imitowało prawdziwą fryzure. Zabawka straszyła martwymi ślepiami, a trybiki ukryte w urządzeniu czekały na ożywienie. To wszystko miało się poruszać dzięki małemu silnikowi parowemu. Odrobina rozgrzanego węgla wprawiła w ruch skomplikowane mechanizmy, jednak w zabawce nadal brakowało najważniejszego: pierwiastka życia.
– Zacznijmy, oby się udało – odparł Alfred głosem pełnym troski i delikatnego przerażenia.
Priscilla skinęła głową. Niemal nie wytrzymała. Dotknęła główki martwej córki. Druga dłoń powędrowała w stronę mechanicznego ciała. Szepnęła pod nosem niezrozumiałe formuły. Jej głos z każdym słowem stawał się coraz głośniejszy.
Wokół dłoni kobiety pojawiała się ciemna maź.
– Al kare du es mort! – krzyknęła.
Rzuciła nekromanckie zaklęcie. Priscilla, chociaż należała do najlepszych adeptek sztuk akademii magicznej, to ostatnimi czasy zwróciła się w kierunku mających złą sławę, chociaż jeszcze legalnych praktyk. Wysysanie życia, animacja martwych, te rzeczy budziły odrazę wśród zwykłych ludzi. W zasadzie największym problemem przy ożywianiu ciała okazywał się martwy mózg niezdolny do utrzymania świadomości w sensownym kształcie. Priscilla wpadła na pomysł, aby umieścić umysł w bardziej stabilnym mechanicznym środowisku.
Kobieta ledwo trzymała się na nogach. Mąż natychmiast ją złapał. Oboje zamarli. Czekali na efekt zaklęcia. W największym skupieniu obserwowali lalkę wielkości dziecka. Ta po chwili zaczęła iskrzyć. Dotychczas spokojne mechanizmy zaczęły pracować jak szalone.
– My, my… Naprawdę tego dokonaliśmy – powiedziała matka.
– Tak, znów jesteśmy razem. – Ojcu pociekły łzy. Razem obserwowali. Czekali na najmniejszy ruch. Jak delikatnie mechaniczne palce zaczęły się zginać. Jak oczy ze szklanych kul zaczęły wodzić we wszystkie strony. W końcu usłyszeli pierwsze słowa z jej robocich ust.
– Mama, tata.
Natychmiast przytulili córeczkę.
– Uratowaliśmy cię, już wszystko będzie dobrze. Stęskniłaś się za nami? – zapytał ojciec.
– Tak. W pustce jest strasznie.
– Och, tak cię kocham! – Mamusia przygarnęła dziecko. – Jutro pójdziemy na spacer do parku. Zobaczysz, jak wspaniale jest żyć.
– Też cię kocham – odpowiedziała lalka metaliczną, lekko odrażającą barwą głosu. Wcześniej miała niewinne brzmienie. Jej wzrok powędrował w kierunku martwego ciała.
– To ja? – zapytała.
– Tak, ale teraz jesteś wyjątkowa. Już nigdy nie będziesz chorować – powiedział uśmiechnięty. – Stęskniłaś się pewnie za lalkami, które zostawiłaś? – zapytał. Dziecko kiwnęło głową. Zdawało się być radosne. – Wróciłaś do nas, nie po to aby leżeć w łóżku, ale być szczęśliwa.
Tak minął najpiękniejszy dzień w rodzinie Gabfly. Mieszkali oni w stolicy królestwa Trentu, gdzie od kilkunastu lat panowała królowa wraz z Izbą Lordów i Czarodziei. Dzisiaj w mieście pełnym fabryk było nadzwyczaj spokojnie.
***
Wspólnie siedzieli przy stole, jak dawniej. Aromat pieczonych warzyw unosił się w powietrzu, pobudzając apetyt. Wprawdzie jedzenie nie należało do najbogatszych, to delektowano się każdym kęsem. Niewysoki mężczyzna o czarnych, krótkich włosach obierał powoli jajko ze skorupki. Jadł powoli. Zagryzał czarnym chlebem.
Kobieta odgarnęła na bok głowy jasną burzę loków i zaparzyła herbatę. Następnie poczęstowała nią męża. Zamieszała łyżką. Pociągnęła orzeźwiający łyk wyjątkowo ciemnego i gorzkiego napoju.
Śniadanie smakowało wybornie, mimo że pozostawało skromne. Rodzina ostatnio nie mogła sobie pozwolić nawet na kawałek luksusowego mięsa.
– A dla mnie? – zapytała dziewczynka. Wprawiła tym w niemałą konsternację rodziców. Patrzyli na siebie, czekając na jakiekolwiek słowa partnera.
– Córeczko kochana – zaczęła mama.
– Już nie musisz jeść. Jesteś wyjątkowa. – dokończył ojciec.
– Ale ja chcę! – krzyknęła tak głośno, jak mogła, chociaż jej głos przypominał przytłumiony pisk. – Biegać też nie mogę!? – Tupała nieznośnie małymi mechanicznymi nóżkami. Silnik napędzający jej ciało pracował na najwyższych obrotach. Działo się coś niepokojącego. Wkrótce z jej głowy zaczął wydobywać się dym. Tessa przestała się poruszać. Matka zamarła.
Alfred wstał. Szczęśliwie niedaleko miał narzędzia. Wiedział, że jego dzieło nie należało do doskonałych, nie znał do końca ograniczeń konstrukcji. Wziął lalkę na kolana. Powoli rozkręcał, stopniowo dobierając się do mechanicznego serca. Poprawił przewody w jej wnętrzu, a z czasem zamarłe szklane kule zaczęły wędrować w kierunku taty.
– Jesteś niezwykła, skarbie. Zrobiliśmy wiele, aby cię uratować – mówił spokojnie. – Wiemy, że nie jesteś doskonała. Wielu rzeczy jeszcze nie potrafisz. Pozwól, że coś ci obiecam.
Myślami wrócił do wczorajszej sceny w miejscowym parku, gdzie Tessa chciała jak inne dzieci biegać między drzewami. Niestety, co najwyżej dreptała, z trudem łapiąc równowagę. To w najlepszym wypadku, bo zazwyczaj każda próba szybszego chodu skutkowała upadkiem. Szczęśliwie rodzice zadbali o trwałość konstrukcji lalki. Jej mosiężny szkielet dawał poczucie, że dziewczynka nie zabije się podczas karkołomnych prób chodzenia.
– Obiecuję, że ulepszę cię tak, abyś mogła bez trudu biegać. – Tatuś cały czas trzymał dziecko na kolanach.
– Naprawdę? – W końcu na twarzy Tessy zagościł uśmiech.
– Jesteś dla nas największym skarbem. Zrobimy dla ciebie wszystko – powiedziała wzruszona matka.
Przy stole zrobiło się spokojniej, ale wtedy domowników zaskoczyło pukanie do drzwi. Dziś państwo Gabfly mieli się spotkać z mecenasem techniki w związku z nowymi projektami. Brakowało im pieniędzy. Nieudane leczenie dziecka oraz późniejsza konstrukcja lalki nie dość, że pochłonęły całe oszczędności, to jeszcze wpędziły rodzinę w długi.
To tłumaczyło, dlaczego Priscilla ubrała się w odświętną zieloną suknię. Alfred raczej nie różnił się strojem od typowego robotnika, chociaż założył w miarę zadbaną marynarkę i ozdobił koszulę czarną muchą.
Rodzice uznali, że dziecko nie powinno brać udziału w sprawach dorosłych. Zostało odprowadzone do pokoju.
Do salonu wkroczył pan Fink z charakterystycznie zakręconym wąsem. Modnie ubrany gentelman powiesił na wieszaku gustowny cylinder.
– Witam, pani Gabfly, to dla mnie zaszczyt być u was. – Priscilla podała rękę do pocałunku. Następnie mecenas przywitał się z Alfredem. Obaj wymienili przyjazny uścisk.
– Może herbaty? – zapytała gospodyni.
– Nie sposób odmówić wspaniałej damie.
Usiedli do stołu, gdzie panowała nadzwyczaj przyjazna atmosfera.
– My tutaj spokojnie rozmawiamy. Wiecie, że uwielbiam z wami spędzać czas, jednak nie mam całego dnia. – przypomniał Fink. – Alfredzie, że tak pozwolę się spytać. Ma pan jakieś ciekawe konstrukcje do pokazania?
Wynalazca wyciągnął niezwykle rozbudowany szkic techniczny, z wizerunkiem wielkiej maszyny i położył go przed obliczem zainteresowanego. Niestety, nie dało się połapać w poplątanej wizji wynalazcy pełnej niepotrzebnych dopisków i skomplikowanych matematycznych wzorów.
– To rozbudowana maszyna licząca – zaczął tłumaczyć. – Umożliwia ona zaplanowanie obliczeń, a następnie ich wykonanie z dokładnością do kilkunastu cyfr po przecinku, nie wspominając jeszcze o funkcjach trygonometrycznych…
Fink nie sprawiał wrażenia podekscytowanego futurystycznym liczydłem. Kolejne nudno przedstawione możliwości maszyny w tym nie pomagały. W pewnym momencie nie wytrzymał. Przerwał delikatnie.
– Alfredzie pozwól, że zapytam. Czy przygotowałeś prototyp?
– Niestety nie. – Pokręcił zrezygnowany głową.
– Szanuję, twoje umiejętności, przyjacielu, jednak trudno mi oceniać przydatność wynalazku na podstawie ambitnych planów. To się nie kalkuluje. Ja tu nie widzę pieniędzy.
– Panie Fink! – odezwała się Priscilla. – Proszę nam zaufać. Mąż wielokrotnie udowadniał swoją wartość. Prosimy. – Kobieta z desperacją szukała tchu, jakichkolwiek słów. – Mamy problemy, mamy długi w banku. Błagam! Proszę zrobić ten jedyny raz wyjątek!
Mecenas jednak pozostawał głuchy na rozpaczliwy głos adeptki magii.
– Rozumiem złą sytuację, jednak nie mogę ryzykować. Tu nie ma potencjału. Ta maszyna nie działa samodzielnie, więc nie rozwiązuje to problemu zatrudnienia rachmistrza. Nic nie oszczędzamy, a ta szafa licząca jest wielka. Cena jej potencjalnej sprzedaży będzie ogromna.
Fink dodatkowo przeliczył, że ostatnio wraz z poprawą nauczania arytmetyki w szkołach cena komputerów-osób, które zajmowały się fachowo liczeniem znacząco spadła. Za kilka pensów bez problemu dało się wynająć wykwalifikowanego specjalistę na dzień. Według prawideł rynku nijak się nie kalkulowało.
– Ale, ale – Alfred się zająknął. – To docelowo ma większe możliwości. Proszę pomyśleć, jaki istnieje w tym potencjał.
– Przyjacielu, wybacz. Zupełnie tego nie widzę. Nie mogę inwestować w każdy projekt na ładne oczy. Może pomyślimy o innym rozwiązaniu?
Jakkolwiek małżeństwo chciało jeszcze delikatnie wrócić do tematu maszyny liczącej, to mecenas pozostawał głuchy na ich argumenty. Sytuacja zrobiła się dość nieprzyjemna. Z sąsiedniego pokoju dobiegał cichy tupot. Tessa w pewnym momencie weszła do pokoju, przerywając nerwową konwersację. Teraz to na niej skupiono cały wzrok.
– Tato! Kiedy mnie ulepszysz? – zapytała.
– Nie teraz kochanie! Mamy ważną rozmowę – odezwała się mamusia i odprowadziła niesforne dziecko za drzwi. – Panie Fink wybaczy nam pan zachowanie małej.
Mecenas był oszołomiony, zgubił pewność. Głos mu się załamał.
– To mała Tessa? – zapytał. Pamiętał, jak uczestniczył w jej pogrzebie. Widział niewielką trumienkę wraz z delikatnym ciałem. Absolutnie przygnębiające przeżycie. Z bezradnością patrzył na dramat rodziców i ich znajomych.
– W zasadzie tak – odparł Alfred. Obserwował mężczyznę, który nadal nie dowierzał. – Znaczy zbudowaliśmy jej nowe ciało i z pomocą mojej małżonki przywróciliśmy ją do życia.
– Nekromancja połączona z techniką? – zapytał, nadal nie wierząc w mechaniczną lalkę, która na chwilę mignęła mu przed oczami.
– No tak, ale to nic nielegalnego – odparła zadowolona.
– Znaczy, znaczy, oczywiście nie. Najwyżej coś niemile widzianego. Chwileczkę, uporządkujmy fakty. – Fink gubił się w słowach, gestykulował. – Naprawdę przywróciliście córkę do życia, tak?
– Tak – odparł krótko Alfred.
– Niesamowite, chylę czoła. Nie sądziłem, że to możliwe. – Fink złapał się za głowę. Wrócił myślami do mechanicznej dziewczynki, która zapadła w pamięć. Musiał w umyśle poukładać pewne rzeczy. – Czy to znaczy, że potraficie przywrócić do życia każdą osobę? – zapytał.
– Jeżeli dostalibyśmy namacalny kawałek ciała zmarłego, to byłoby to możliwe. Zaklęcie jest trudne, jednak każdy uzdolniony czarodziej mógłby się go z łatwością nauczyć – potwierdziła nekromantka.
– Nad czym my się zastanawiamy? – Mecenas wstał. – Przecież to jest kolejna rewolucja, rewolucja życia! Ludzie zrobią wszystko, aby przywrócić zmarłych. Na pewno za to zapłacą, mam rację? – Spojrzał na rodziców, którzy wpadli w długi, aby wyleczyć dziecko. Ich determinacja była tak wielka, że posunęli się do zrobienia niemożliwego. W całym królestwie codziennie ginęli ludzie, codziennie odbywały się pogrzeby, codziennie na cmentarzach odbywały się tragedie. Teraz mogłoby się wydawać, że za odpowiednią zapłatą dałoby się wymazać z życia te okropne przeżycia.
– Faktycznie! – Priscilla doznała olśnienia. – Musimy dla dobra wszystkich podzielić się naszym odkryciem!
– Chwileczkę, to tylko prototyp. Tessa żyje zaledwie kilka dni w nowym ciele, a już występują problemy. – Myślami wrócił do dzisiejszego napadu złości córki. – Nie wiem, czy powinniśmy ryzykować życiem innych.
– Przecież oni i tak nie żyją! Możemy dać innym radość – zauważyła błyskotliwie małżonka. – Kochanie, potrzebujemy pieniędzy. Wiesz, że w każdej chwili mogą nam zabrać mieszkanie. – Ostatnio rodzina pozostawała bez pracy, ponieważ wszystko poświęcili największemu skarbowi. Wspólnie zaciągnęli kredyt na specjalistyczną terapię. Do tego dochodziły opłaty za czynsz, jedzenie, opłaty za korzystanie z dużego mieszkania. Ostatnio nie mieli nawet na wygodne życie, nie wspominając a wspólnym wyjściu do teatru.
– Rozumiem, jednak w naszej lalce jest jeszcze dużo do poprawy. Nie chciałbym oferować czegoś, z czego nie jestem zadowolony. Nie wiem, czy ludzie są gotowi.
– Alfredzie mój przyjacielu. – Fink poklepał po plecach wspaniałego wynalazcę. – Kojarzysz pana McCornmicka? – zapytał.
– Nie. Dlaczego pytasz?
– Widzisz, bo praktycznie nikt nie kojarzy pana McCornmicka, a on był pierwszym, który stworzył maszynę parową, jednak jego osiągnięcia w zasadzie nikt nie pamięta. Całkowicie niezasłużenie. – Westchnął. – To on stworzył wspaniałą konstrukcję, którą dopracowywał przez lata. Tylko co z tego. Skoro niejaki Bates w tym samym czasie znalazł inwestora i zalał rynek paskudnymi, zawodnymi urządzeniami, tak że nikt już nie pamiętał o niezwykłym innowatorze. – Fink popatrzył Alfredowi głęboko w oczy. – Możemy siedzieć tutaj przez kolejny rok i poprawiać lalkę, tylko w każdej chwili ktoś mógłby nas ubiec. Nie chcesz zostać kimś zapomnianym, prawda? – Również los dla starego wynalazcy nie okazał się łaskawy. Pan McCornmick nie potrafił znieść, że świat nie docenił jego wspaniałego odkrycia. Popadł w alkoholizm, stoczył się na samo dno. Od lat nikt go nie widział, w tym sam pan Fink.
– Masz rację, nie powinniśmy czekać. Zawsze możemy poprawić konstrukcję w trakcie. – Alfred patrzył tylko, jak pozostali kiwali głowami.
– To jutro zaczynamy? – zachęcał starszy mecenas.
Wszyscy zgodzili się i wystarczyło dopiąć jedynie techniczne szczegóły. Małżeństwo miało zająć się przez najbliższy tydzień budową jak największej ilości lalek dla potencjalnych klientów. Pan Fink miał zadbać o odpowiedni rozgłos w mieście oraz przyszykować lokal do sprzedaży niezwykłej usługi.
Ustalili jeszcze równy podział zysków na trzech wspólników. Stawiało to rodzinę w uprzywilejowanej sytuacji, jednak Fink uznał to za uczciwe rozwiązanie.
Biznes mógł ruszyć pełną parą. Rewolucja życia miała niebawem nastąpić.
***
Plotki szybko zaczęły się rozchodzić po mieście. Wielu z mieszkańców nie chciało wierzyć, że ktoś dokonał rzeczy niemożliwej. To, że ktoś przywracał zmarłych za opłatą, brzmiało absolutnie nieprawdopodobnie.
“Śmierć zabrała bliskich? Weź po kawałku każdego z nich, a powstaną z martwych!”
“Do każdej lalki dorzucamy węgiel na rozgrzanie!”
Taki napis zawisł na jednej kamienicy przy ruchliwej ulicy. Usługę reklamowały uśmiechnięte kukiełki, spoglądające zza szyby sklepu, w każdej niemal konfiguracji od mężczyzny, przez kobietę, po wizerunki starców, na modelach dzieci skończywszy. Niektórzy reagowali z obrzydzeniem. Wiele osób zatrzymywało się przy sklepie, nie mogąc uwierzyć w takie cuda.
Nawet opłata w wysokości dziesięciu szylingów nie mogła odstraszyć potencjalnych nabywców. Wprawdzie to około trzymiesięczny dochód przeciętnej rodziny, jednak czy to była wygórowana cena za przedłużenie życia? Za powrót najbliższej osoby?
W przeddzień wielkiego otwarcia zanotowano liczne przypadki rozkopywania grobów na cmentarzach. Grabarze zgłaszali sprawę na policję, jednak zgodnie z prawem zwłoki należały do bliskich. Funkcjonariusze nic nie mogli zrobić. Zainteresowanie wydawało się ogromne. Najwytrwalsi czekali z trupem bliskiej osoby całą noc.
Rankiem, przy otwarciu, zjawił się ogromny tłum. Śmierdziało. Cuchnęło trupim odorem na całej ulicy. Dochodziło do bójek o lepsze miejsce w kolejce. Nikogo zdawało się nie brakować. Kochające wnuki trzymały ciała dziadków. Ktoś miał w portfelu włos kochanka, licząc na cud zmartwychwstania. Nawet znalazło się miejsce dla matki z poronionym płodem. Nie brakowało też osoby ze świeżo poderżniętym gardłem. Wszyscy pragnęli tego samego, każdy miał do tego powód. Trudno oceniać, kto najbardziej potrzebował pomocy.
Fink uchylił drzwi. Tłum wdarł się do środka.
– Wchodzimy po kolei! – krzyknął mężczyzna. Za nim stało dwóch osiłków, którzy umięśnionymi barami zatrzymali napór ludzi. – Państwo tutaj wchodzą pierwsi! – wskazał na młodych, trzymających zwłoki starszej pani, którzy weszli do lokalu, skupiając na sobie nienawistne spojrzenia pozostałych klientów.
– Czy babcia wróci do życia? – zapytali, nie mogąc do końca w to uwierzyć. Czuli się zagubieni w pomieszczeniu, gdzie czekała na nich para nieznajomych i wielki stół, przypominający ten operacyjny ze szpitala.
– Jak najbardziej za minimum dziesięć szylingów – uśmiechnął się Pan Fink. – Tylko tyle, a wasza babcia znów poczuje zew życia. – Wziął ze stanowiska model dziewczynki. – Będzie chodzić, będzie się uśmiechać, nie będziecie żałować. – Dał młodym do zapoznania mechaniczny prototyp. – Natomiast za dwanaście szylingów babcia może być w modelu dorosłego.
Klienci okazali się nieco zmieszani. Cicho wymieniali sprzeczne opinie na temat usługi. Za taką kwotę mogli pojechać w daleką podróż.
– Nie da się opuścić ceny za model dorosłego? To nasze wszystkie pieniądze. – Pokazali oszczędności, jakie mieli. Te ledwo przekraczały cenę za najtańszy model.
– Widzicie, jaką mamy kolejkę? – Za szybą czekał tłum, który wyjątkowo się niecierpliwił. – Krótka sprawa, płacicie, czy wychodzicie? – zapytał Fink.
– Przywróćcie wpierw babcię, a zapłacimy – odparł chłopak.
Położyli rozkładające się zwłoki na stole. Obok czekał model niewinnej mechanicznej lalki. Wyglądała tak, jakby bawiły się nią małe dziewczynki. Alfred nie czuł się komfortowo, chociaż z drugiej strony jego żona nie mogła się doczekać wykonania rytuału pokonania śmierci raz jeszcze. Dodatkowo mobilizowała ją myśl godnego zarobku.
Klientom zza szyby rysował się wspaniały widok na nekromancki rytuał. Fink zadbał, aby lokal był doskonale widoczny z ulicy. Następni w kolejce w całej okazałości oglądali cud przywrócenia zmarłego.
– Babcia zawsze mi mówiła, że była niewinną dziewczynką. Będzie więc miała takie ciało jakie ty wybrałeś. Ty się będziesz tłumaczył – podsumowała rozżalona kobieta.
Rytuał przebiegł bez zakłóceń. Wielu nie potrafiło uwierzyć w prawdziwy cud. Podekscytowani ludzie dotykali szyby, aby być jak najbliżej.
Imitacje rąk lalki zaczęły delikatnie się poruszać, a głowa podniosła się z zimnego blatu. Krzyk niedowierzania rozniósł się po całym mieście.
– Co się stało? Czy to grób? Tam było z pewnością wygodniej! – odezwała się kukiełka. Bez gadania para wręczyła pieniądze, nie mogąc skończyć z litanią podziękowań.
– Następny! – Kolejka była ogromna. Z każdą osobą lalkarze nabierali wprawę. Część petentów wygonili, bo nie mieli odpowiedniego ciała albo – co gorsza – pieniędzy. Niektórzy błagali na kolanach, aby bliska sercu osoba wróciła. Płacz miejscami dla Alfreda i Priscilli był nie do zniesienia. Niemniej Fink pozostał nieugięty, nie dawał on nikomu rabatu na piękne oczy. Na zainteresowanie biznes nie narzekał, a i tak zamknęli sklep w godzinach wczesnopopołudniowych.
– Przykro nam, zapraszamy za tydzień! Nie mamy już lalek, dziękujemy za zainteresowanie! – oznajmił Fink. Ochroniarze opanowali rozgoryczone towarzystwo, które chciało wtargnąć do sklepu. Na koniec mecenas wywiesił odpowiednią tabliczkę, zasłonił okna wystawowe.
– Świetna robota. Naprawdę jestem pod wielkim wrażeniem! – Fink otarł pot z czoła. To był wyjątkowo wyczerpujący dzień. Również jego wspólnicy mieli dość. Chcieli usiąść, zaczerpnąć tchu. Adwokat zaczął liczyć pieniądze, a następnie rozdysponował je zgodnie z udziałami.
– Aż tyle? – Priscilla zdawała się nie dowierzać. Zdała sobie sprawę, że jeszcze jeden taki dzień pracy pozwoliłby spokojnie spłacić wszelkie długi.
– Zastanawiam się, czy jakoś nie moglibyśmy usprawnić naszego biznesu. Wydaje mi się, że oferujemy nasz produkt za zbyt wysoką cenę – wspomniał Fink.
– Tylko nijak jesteśmy w stanie coś zmienić. Mechanizm lalki jest niezwykle zaawansowany. Dotyczy to ruszania rękami, a zwłaszcza nogami – tłumaczył wynalazca. Miał rację. Ten mechanizm mimo wielu prób nadal powodował problemy, a odpowiednie złączenie umysłu lalki z kończynami wymagało wiele pracy.
Jedyne co się udało odwzorować, to narząd mowy, jednak ten wyglądał wyjątkowo sztucznie. Kukiełka poruszała tylko żuchwą, a nie jak człowiek wieloma mięśniami twarzy. Jedynie po wypowiadanych słowach odczytywano emocje. Cóż do doskonałości projektu brakowało wiele.
– Zastanawiam się, czy jeśli zrezygnowalibyśmy z poruszania kończynami u lalek, to czy nie wyprodukowalibyśmy ich więcej i taniej? – zapytał Fink.
– Że jak? Tylko co to wtedy za ludzie? – odezwał się agresywnie Alfred. Myśl o byciu nieruchomym go przeraziła.
– Jakie to ma znaczenie? – odparła Priscilla. – W ten sposób możemy pomóc większej liczbie ludzi, prawda? Pamiętasz tę kobietę, co groziła, że się zabije, jak nie uratujemy jej męża?
– Pamiętam – zająknął się wynalazca. Do głowy wtargnęły mu wspomnienia z wczorajszego dnia. W pewnym momencie młoda kobieta przyłożyła pistolet do głowy. Krzyczała wniebogłosy, że się zabije, bo bez partnera nie potrafiła żyć. Zrobiło się niebezpiecznie, jednak udało się opanować sytuację. Niestety dziewczyna nie miała dość pieniędzy na kurację. Nie wiedział też czy później kobieta nie zrobiła sobie krzywdy.
– Tak się zastanawiam – kobieta przerwała chwilę ciszy. – Czy naszym obowiązkiem nie byłoby wskrzeszenie wszystkich tych, co niegdyś umarli? Czy wtedy świat nie stałby się piękniejszym miejscem?
– Dokładnie, a im bardziej obniżymy koszty, tym szybciej osiągniemy cel. – Przytaknął głową gentleman z wąsem. – Nie oszukujmy się, nie pracujemy za darmo.
Alfred nie zareagował. Nie należał do przebojowych osób.
Dręczyło go dziwne uczucie. Jakkolwiek nie patrzeć, chciał aby jak najwięcej ludzi wróciło do życia. Nikt nie chciał przegrać ze śmiercią. Każdy się jej bał od prostego robotnika, po najpotężniejszych tego globu.
Alfred zastanawiał się, gdzie leżała granica ożywiania zmarłych. Kiedy przywracał córkę czuł, że robił najpiękniejszą rzecz na świecie. Nie mógł tego samego powiedzieć o przywracaniu ludzi do statycznych lalek, jednak każda nawet najwspanialsza idea musiała się finansować. Realizacja utopijnych wizji niosła ze sobą pewne kompromisy.
– Dobrze, chyba musimy tak zrobić – odparł po chwili, jednak nie miał pełnego przekonania do swoich słów.
***
Kolejny tydzień minął na produkcji coraz większej liczby lalek. Tym razem praca pochłonęła małżeństwo bez granic. Tworzyli kolejne sztuki mechanicznych powłok. Do pomocy zatrudniono tymczasowo kilku robotników.
Fink wprowadził kolejne usprawnienia. Mecenas słusznie zaobserwował, że sklep nie potrzebował różnych modeli z wizerunkami dzieci, dorosłych i starców obu płci. W rozrachunku i tak najszybciej sprzedał się typ najtańszy, kierowany na zmarłe dzieci. Przez to zredukowano liczbę dostępnych modeli do dwóch na męski i damski. Lalka była wielkości dziecka, chociaż miała rysy dorosłej osoby. To wszystko zrobiono w imię redukcji kosztów produkcji.
– Precz z lalkami! Precz z nekromancją! – skandował hasła. Manifestujący przechodzili ulicami miasta. Na wielu transparentach widniały hasła, aby powrócić do ogólnie przyjętej białej magii.
– Niedobrze. – Priscilla popatrzyła na protestujących, którzy gęsto zebrali się pod sklepem. Ilość nie robiła na niej wrażenia, jednak rozpoznała, że poza grabarzami większość manifestujących miała powiązanie ze szpitalami magicznymi. Nekromantka widziała, że demonstrujący nosili spiczaste czapki i tradycyjne białe szaty. Zazwyczaj magowie ubierali się tak, gdy leczyli pacjentów, bo zazwyczaj nie dało się ich odróżnić na ulicy od zwykłych ludzi.
– Wręcz przeciwnie – stwierdził Fink. Z uśmiechem obserwował jak manifestacja stała przed sklepem. – Robią nam tylko darmową reklamę. Teraz nie potrzebujemy nikogo do promocji.
– Tak myślisz? Magowie mają przedstawicieli w Izbie Lordów! W każdej chwili mogą nas zamknąć!
– Nie przejmuj się, na razie nic nam nie zrobią. – Zakazanie działalności tylko z uwagi na prośbę czarodziei byłoby precedensem. Fakt, że magowie tworzyli silną frakcję w Izbie, jednak sami nie mogli nic zrobić. Musieliby dogadać się z arystokracją lub kapitalistami, dlatego taka legislacja nie zostałaby wprowadzona z dnia na dzień.
– Nie znasz ich! Jak się na coś uprą, to dopną swego za wszelką cenę! – drążyła Priscilla.
– Dobrze chyba powinniśmy zyskać jakieś wsparcie. Pomyślę nad tym. – Fink stracił nieco entuzjazmu. W jego głosie wdarła się zauważalna nerwowość.
– Tak właściwie to dlaczego protestują? – zapytał zdziwiony Alfred.
– Jak to dlaczego? – odparła nekromantka. – Przeszkadzamy im w biznesie! To oni prowadzą większość placówek leczniczych, szpitali.
– No tak grabarze, też nie znaleźli się tu przypadkiem – skwitował wynalazca.
Zapowiadała się spokojna noc. Lalkarze po ciężkiej pracy udali się na zasłużony odpoczynek do domów, bo w tym dniu zbudowali kilkadziesiąt gotowych do sprzedaży kukiełek.
Dwie zakapturzone postacie podeszły pod zakład.
– To co, zaczynamy? – zapytała filigranowa kobieta starsza wiekiem. Nosiła na szyi tajemniczy złoty medalion.
– Tak – odparł zdawkowo młodszy mężczyzna. Uważnie popatrzył czy w okolicy nie było niepotrzebnych gapiów. Następnie zaczął mówić w niezrozumiałym języku. Dotknął witryny sklepowej. Ta w mgnieniu oka zaczęła się rozpadać na niezliczone kawałki szkła. Trzask słyszano w najbliższej okolicy. Droga do zakładu stała przed czarodziejami otworem. Oboje weszli do środka.
Mag przenosił wszystkie kukiełki w jedno miejsce. Trwało to dość długo. Czarodziejka mu w tym pomogła, używając zaklęcia telekinezy. W ten sposób drobna kobieta siłą umysłu kontrolowała ciężkie lalki. Gdy położyli wszystkie martwe mechanizmy w jedno miejsce, mężczyzna rozsypał niebieski proch wokół nich.
Następnie kobieta zaczęła inkantacje. Jej naszyjnik zyskał błękitną poświatę. W całym zakładzie pojawiło się oślepiające światło. Kilkadziesiąt lalek było pod kontrolą jednej czarodziejki. Kobieta siłą woli wyprowadziła ze sklepu wszystkie kukiełki.
– Idźcie! Atakujcie! – wydała rozkaz. Marionetki posłuchały. Wybiegły na ulice miasta. Starały się zbliżyć do zaskoczonych przechodniów, nawet w nocy nie brakowało przypadkowych ludzi na głównych alejach miasta. W większości ludzie uciekali w panice przed z pozoru groźnymi lalkami. Telekineza czarodziejki posiadała ograniczenia, zwłaszcza gdy dotyczyło to grupowej wersji zaklęcia.
Część przechodniów była zaskoczona widokiem zbliżających się maszyn. Ci, którzy stali oszołomieni zostali zaatakowani. Wyglądało to groźnie. Lalki starały się okładać przypadkowych ludzi swoimi kończynami. Robiły to nieudolnie. Ich ręce nie chciały się odpowiednio zginać po ostatnich zmianach. Wyglądało to tak, jakby małe dziecko klepało dorosłego. To jednak wystarczyło, aby rozpętać panikę.
Ludzie krzyczeli. Nikt nie wiedział co się wydarzyło. Całe zamieszanie trwało godzinę, zanim czarodziejka w zakładzie niemal padła z wycieńczenia. Ostatecznie nikt nie ucierpiał, jednak w stolicy Trentu zaczęły szerzyć się plotki o groźnych lalkach.
***
Fink obudził się w doskonałym nastroju, jednak po przejrzeniu najnowszej gazety wpadł w szał. Zgniótł ją w papierową kulkę.
– Co!? Kto za to odpowiada! – krzyknął. Jak najszybciej pobiegł do zakładu, po drodze budząc małżeństwo Gabfly wczesnym rankiem.
– Mówiłam, że czarodzieje nie cofną się przed niczym. To na pewno ich sprawka! – mówiła wściekła Priscilla. Upewniła się w tym przekonaniu, gdy trafiła na miejsce. Nikt bez pomocy magii nie wybiłby tak dobrze całej witryny sklepowej.
Mecenas wybiegł, nie mógł uwierzyć, że ktoś zdemolował lokal. Witryna to nie wszystko, również wnętrze pozostawiało wiele do życzenia. Zakład wyglądał, jak po wybuchu bomby.
– Zapłacą za to! – Fink uderzył pięścią w stolik.
– Raczej my zapłacimy – ocenił Alfred z kwaśną miną.
– Zamknij się!
– Spokojnie, spokojnie. Zawsze mogło być gorzej – oceniła Priscilla. Okazało się, że nie wszystkie lalki wybiegły ze sklepu. Nekromantka zlokalizowała trzy nietknięte kukły. Niestety wczorajsza praca lalkarzy poszła na marne, a za cztery dni sklep miał być ponownie otwarty.
Pod sklepem zaczęli zbierać się ludzie, którzy wiedzieli o wczorajszym zajściu. Szukali winnych.
– Precz z waszą magią i technologią! – krzyczała grupa.
Fink poczuł się zobowiązany do załagodzenia sytuacji.
– Nie widzicie, że zostaliśmy zaatakowani? – pytał Fink. Pokazywał szkody w zakładzie. To nie pomogło.
– To wasza technologia jest niebezpieczna! Nie macie nad nią kontroli! – odezwała się osoba z protestu. Fink zdał sobie sprawę, że nie przekona tych ludzi racjonalnymi argumentami.
– Macie rację, nasza technologia nie jest idealna… Tylko, że wiele urządzeń nie jest doskonałych, prawda? Jak mamy dokonywać postępu, kiedy nie będziemy próbować rozwijać techniki. – Mecenas wziął jedną z lalek, która przetrwała atak. – To jest nowy model. Tylko popatrzcie na te kończyny. – Mężczyzna poruszył palcem wiotkiej nogi, które nie mogły utrzymać ciężaru maszyny. – Nasza nowa generacja lalek nie będzie potrafiła się poruszać, więc stanie się bezpieczna dla wszystkich! A co najważniejsze będzie dostępna za połowę dotychczasowej ceny! Czy to nie jest to, czego oczekujecie? – Musiał odetchnąć. Podczas przemowy dał z siebie wszystko.
Garstka protestujących popatrzyła się wzajemnie na siebie. Sytuacja została opanowana, skoro kolejne lalki nie potrafiły chodzić, to nie stanowiły żadnego zagrożenia dla postronnych. Ludzie rozeszli się do domów.
Wkrótce przybyła policja, która zaleciła zamknięcie lokalu ze względu na bezpieczeństwo lalkarzy. Fink odmówił, bo chciał za wszelką cenę otworzyć sklep za cztery dni, tak jak obiecał klientom. Wiedział, że jeśli teraz wycofa się z biznesu, to mógł do niego nie wrócić.
Problemem stało się odnowienie zakładu, który przypominał obecnie ruinę. Sytuacja była tak dramatyczna, że Fink, który stronił od pracy fizycznej, zaczął malować ściany sklepu. Ubytki w podłodze zatuszowano dywanami, a meble gentelman przyniósł z własnego domu. Nowym wejściem stała się rozbita witryna sklepowa. Lokal wyglądał okropnie, jednak był funkcjonalny. Mecenas, aby załagodzić sytuację, przygotował nowy baner reklamowy.
“Twoi bezpieczni ożywieni bliscy, nie chodzą, nie biją!”
“Teraz dostępni za pół ceny!”
Państwo Gabfly pracowali bez wytchnienia, aby nadrobić straty. Składali lalki niemal bez przerwy. Alfred i Priscilla mieli dość po drugim dniu, a musieli wytrzymać po szesnaście godzin pracy przez cztery dni. Ten tydzień okazał się niezwykle wyczerpujący.
Dzisiaj miał nastąpić dzień prawdy. Fink poprosił o wsparcie policji przy ponownym otwarciu sklepu, bo mogło zrobić się gorąco. Po drugiej stronie ulicy czekali protestujący przeciwko plugawej nekromancji. Demonstranci skandowali swoje hasła, jednak zwolennicy białej magii byli w mniejszości. Policja starała się załagodzić sytuację. Nie obyło się bez incydentów.
Ludzi bardziej interesowało ożywianie zmarłych. Nowa cena przekonała klientów do usługi wskrzeszenia. Nawet dyskusyjny wygląd sklepu im nie przeszkadzał. Co chwilę zakład sprzedawał nowe lalki, potwierdzające cud ożywienia. Klienci wychodzili szczęśliwi. Zmarli, którzy wrócili do życia, zazwyczaj wyglądali na zagubionych. Mogli jedynie poruszać mechaniczną głową i wypowiadać słowa z paskudnym piskiem mechanicznych ust. Martwych nikt nie przepraszał, najważniejsze, że biznes się kręcił.
– Jesteśmy uratowani! Podwoiliśmy nasz przychód. Doskonała robota mości panie i panowie! – przemówił triumfalnie Fink. Mecenas był cały spocony po męczącym tygodniu, jednak uśmiech nie schodził mu z twarzy. Dzisiaj sklep był otwarty niemal cały dzień, zanim asortyment nie został wyprzedany.
– Kochanie, wiesz, co to oznacza? Nie mamy długów! – Dawno mąż nie widział tak szczęśliwej Priscilli.
– Teraz powinniśmy odsapnąć. – Alfred miał dość. Przez ostatni tydzień pracował wyjątkowo ciężko. Najpierw składanie lalek, następnie asysta w sklepie przez cały dzień. Zwłaszcza to ostatnie i kontakt z ludźmi sprawiał, że nie miał energii.
– Ha ha ha! – zaśmiał się Fink. – To dopiero początek! Myślę, że celujemy w wielki biznes z placówkami w całym kraju i fabrykami produkującymi niezliczone ilości lalek!
Alfred poczuł się nieswojo.
– Znaczy…
– Spokojnie, jak rozhulamy interes, to później będziemy mieli czas na wszystko. To niestety może potrwać. Nikt nie mówił, że będzie łatwo! – mówił Fink. Poklepał wynalazcę po plecach.
Żona Alfreda wyglądała na pogrążoną w marzeniach. Priscilla zawsze chciała udać się w niezwykłą podróż, najlepiej dookoła świata. Kto wie, może wraz z nowoczesną technologią mogłaby tego dokonać, nawet w osiemdziesiąt dni.
Do sklepu rozległo się donośne pukanie.
– A wybaczcie, że nie wspomniałem. Dzisiaj miał zjawić się u nas przedstawiciel ratusza. – Otworzył drzwi i przywitał się z wysokim mężczyzną w gustownym fraku.
– Panie George, wybaczy pan wygląd lokalu, ale jesteśmy świeżo po zamknięciu. – Fink miał na myśli niezliczone odciski zabłoconych butów na posadzce sklepu. Dodatkowo pozostałości po mechanicznych częściach nie sprzyjały atmosferze poważnego spotkania.
– Panie Fink, jest już dość późno. Przejdźmy do rzeczy – stwierdził przybysz.
– Jak najbardziej. Może usiądziemy. – Zaproponował mecenas. W kąciku sklepu znajdowała się poczekalnia dla klientów. Nic wielkiego – sofa, mały drewniany stoliczek z gazetami.
– Więc na czym miał polegać interes? Przyznam, że do tej pory nie mogę uwierzyć w wasze możliwości – odpowiedział przedstawiciel miasta.
– Sprawa jest prosta. – Fink błyskawicznie zabrał głos. – Na cmentarzu miejskim leży wiele wspaniałych osobistości. Dzięki naszym umiejętnościom, możemy przywrócić do życia prawdziwe legendy. Proszę sobie wyobrazić jakim zainteresowaniem cieszyłaby się wystawa żywych postaci historycznych!
– A ile możemy się nauczyć od zmarłych! – wtrąciła Priscillla.
O ile łatwiej poznalibyśmy historię, gdybyśmy wskrzesili najpotężniejszych władców. Czy gdyby wróciły najwspanialsze umysły, nie byłoby lepiej dla ludzkości? Teraz i tak martwi leżeli bezczynnie w grobach…
– Rozumiem, że chcecie zakląć je w te, jak to powiedzieć… – George nie potrafił dobrze określić mechanicznej powłoki, na którą patrzył z lekką nieufnością.
– Najłatwiej nazwać je lalkami. Po prostu! – przyznał Fink.
– Zrobicie to za darmo? Wiem, że chcecie coś w zamian? – zapytał.
– Chcemy otrzymać całodobową ochronę zakładu. Ostatnio mają miejsce protesty, ostatnio doszło do zamachu na nasz lokal. Przyzna Pan, że razem możemy zrobić coś wielkiego!
– Jak najbardziej! Brzmi sensownie!
Alfred siedział nieco poddenerwowany. Coś go gryzło. Dwóch gentelmenów dopinało formalne szczegóły. Obaj szykowali się do uścisku dłoni. W pewnym momencie nieśmiały mężczyzna wstał.
– Czy to na pewno etyczne? – zapytał. Wszyscy popatrzyli na niego ze zdziwieniem. – Tak wskrzeszamy, ale z reguły decyduje o tym najbliższa rodzina. Tutaj jest inaczej, prawda? Skąd wiemy, że zmarli chcą wrócić?
– To nonsens! Uważasz, że brak życia jest lepszy od życia! – Szykowała się małżeńska sprzeczka, jednak Fink błyskawicznie zareagował. Rozdzielił dwójkę, która chciała skoczyć sobie do gardeł.
– Uspokójcie się, pokłócicie się później!
– Ze swojej strony nadmienię, że istnieją prywatne groby, które są własnością obywateli. Niemniej pragnę zauważyć, że wybitne postacie otrzymały pochówek od miasta. Tutaj pod względem prawnym wszystko się zgadza.
Umowa została podpisana. Alfred nie miał nic do gadania. W jej ramach mieli wskrzesić kilka ważnych postaci, które od kilkuset lat leżały w katakumbach pod ratuszem.
Nie wszyscy z takiego układu byli zadowoleni.
***
Alfred chodził codziennie do warsztatu, jakby pracował w fabryce przy najbardziej rutynowych czynnościach. Miał wrażenie, że we własnym przedsięwzięciu harował za karę, jednak miał ustalone zobowiązania. Nie umiał przebić się z własnym zdaniem. Był w mniejszości.
Dzisiaj lalkarze podążali w kierunku nowo zbudowanego czerwonego ratusza. Swój wyrazisty kolor zawdzięczał specjalnie palonej cegle. Na miejskim rynku górowała kamienna kolumna wystawiona na tysiąclecie urodzin króla Cedrika Szlachetnego. Według legendy, to on dał początek zorganizowanej państwowości na tych ziemiach. Postawny mężczyzna władczym wzrokiem przyglądał się miastu, które rozrosło się do rozmiarów ogromnej metropolii, dochodząc do dwóch milionów mieszkańców. Gdyby Cedrik mógł przejść się po wąskich uliczkach miasta, to nie potrafiłby uwierzyć jak wiele się zmieniło.
Niebawem fantastyczny akt ożywienia miał się dokonać. Dostrzegli wielką kopułę. To dach pięknej świątyni. Do wnętrza prowadziło wejście między kolumnami. Weszli do mauzoleum.
– Witajcie! Wszystko przygotowaliśmy. – przywitał ich George. – Zejdziemy do katakumb. Zapraszam. – Pokazał im drogę, która prowadziła po wyjątkowo stromych schodach.
– Przepraszam, myślałam, że Cedrik spoczywa w jednej z sal. – zdziwiła się pięknie wyszykowana Priscilla.
– Tam tylko jest odnowiony sarkofag dla turystów – zaśmiał się George. – Mało kto wie, że prawdziwe ciało spoczywa w podziemiach. Chodźmy.
Zeszli bardzo wąskim przejściem do katakumb. Czas odcisnął swoje piętno na kamiennych stropach. Któż nie leżał w grocie? Nie brakowało całej dynastii władców, która niepodzielnie rządziła kilka stuleci w zamierzchłych czasach, zasłużeni uczeni, nawet znalazło się miejsce dla kilku wybitnych arcymagów.
Lalkarze wodzili po napisach na sarkofagach. Napisy na nich były ledwo czytelne.
– Cedric, dobrze widzę, to tutaj? – zapytał Fink.
– Tak. Rozumiem, że zaczynamy? – odparł George.
– Potrzebujemy, tylko jakieś części ciała – wtórowała nekromantka.
Bohaterowie odsunęli płytę nagrobną, aby dostać się do szczątków w grobie. Z trudem tego dokonali. Kurzyło się niesamowicie. Ich oczom ukazała się sterta kości, która nie układała się w prawdziwy szkielet. Dość powiedzieć, że kość udowa leżała obok czaszki.
– Co za brak szacunku – wspomniał cichutko Alfred. To smutne, że na górze ludzie zachwycali się odrestaurowanym marmurowym grobem. Wyrzeźbiona sylwetka z długą brodą, a wraz z nią zdobiona szlachetnymi kamieniami korona. Natomiast tutaj grób ogołocono ze wszystkiego, co miało jakąkolwiek wartość.
Wynalazca stworzył specjalnie dla legendarnego władcy lepszą wersję lalki, która potrafiła poruszać rękami. Początkowo mecenas był niechętny usprawnieniom, jednak nalegania Alfreda na królewską wersję zdały się go przekonać.
Należało zacząć rytuał.
– Nie… – próbował coś powiedzieć, jednak przenikliwy, nieco groźny wzrok Finka sprowadził go do pionu.
– To niezwykłe. Jesteśmy świadkami historycznej chwili. – George nie miał okazji widzieć cudu wskrzeszenia. Odrobina magii potrafiła wprawić laików w zdumienie. Należało tylko czekać na pierwsze oznaki życia. Jak po raz pierwszy od wieków legenda poruszy dłonią? Jakie wygłosi pierwsze od milenium słowa?
– Co? Co? Wy diabli!
Silnik zaczął pracować. Skrzyp zębatek słychać było w całym pomieszczeniu. Lalka z trudem podniosła rękę.
– On rusza ręką! Nadal nie potrafię w to uwierzyć. Interesy z panem to prawdziwa przyjemność. Naprawdę!
– Wszystko dla dobra miasta! Jesteśmy otwarci na dalszą współpracę. – Panowie uścisnęli dłonie, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu.
– Co to za ciało!? Wy przeklęci! – król starał się mówić głośno, jednak jego metaliczny krzyk nie budził szacunku.
– Proszę się uspokoić, to szok przy poznawaniu nowego ciała. Z czasem przemija. Zdecydowaliśmy, że lepiej będzie, jak szlachetny król wróci do życia – Priscilla wygłosiła dość standardową formułę przy przywracaniu z martwych. Niektórzy po ożywieniu mówili agresywne rzeczy, na szczęście byli dość ograniczeni, aby w szoku nie zrobić nikomu krzywdy.
– Moi słudzy was zabiją za to!
Władca był bezradny, nikt go nie słuchał… Fink z Georgem tylko śmiali się pod nosem.
– Dla dobra monarchii przywróciliśmy króla do życia. Wierzę, że wspólnie możemy zrobić wiele dobrego – mówiła.
– A ja nie chcę dobra, tylko spokoju! – powiedział, jednak decyzja o jego żywocie zapadła wcześniej, dlatego w tej sprawie nie miał nic do gadania. Mimo że niegdyś znaczył więcej, teraz był zaledwie cieniem dawnej potęgi.
Alfred nie chciał być świadkiem tej sceny. Musiał wyjść, zaczerpnąć powietrza. Pocieszał się, że wyszedł z długów i miał względny spokój w kwestii finansowej.
Wynalazca mógł sobie nawet pozwolić, aby kupić coś dla siebie. Jego stare ciuchy nie świadczyły o jego wysokim statusie. Niestety nic nie mógł znaleźć dla siebie. Żadna nowa marynarka nie leżała tak dobrze, jak stara znoszona. W sklepach nie czuł się tak dobrze, jak jego żona. Zawsze wolał bardziej praktyczne rzeczy, tylko nie za bardzo chciał coś kupić, kiedy posiadał sprawne narzędzia. A może dręczyło go coś innego? Czuł się paskudnie.
Alfred nie potrafił się odnaleźć. Ciągła praca w pogoni za pieniędzmi mu nie leżała. Mijał trzeci tydzień ciągłego składania lalek, a on ciągle skręcał te same zębatki, ciągle łączył te same mechanizmy. Tym razem w sklepie oczekiwali rekordowej liczby klientów. O ich przedsięwzięciu pisały gazety.
Jeszcze nigdy nie widziano takich tłumów w muzeum. Legendarny Cedrik powrócił do życia w nowej formie. Teraz każdy mógł popatrzeć na jakby żywego władcę zaklętego w mechanicznej lalce. Przyznam, że gdy usłyszałem od szlachetnego króla, abym się wychędożył, to poczułem niezwykłą satysfakcję. Takie przeżycie było warte każdej ceny. Dodatkowo pracownicy muzeum rzucali nowe tropy na historyczny rys wybitnej postaci. Rada miejska, wraz z właścicielami unikalnego zakładu lalkarskiego, ma w planach wskrzeszenie kolejnych wielkich tego świata.
Wynalazca czytał, nie do końca wiedząc, czy cieszyć się z sukcesu, czy zapłakać. Miał wrażenie, że moralna granica ożywiania została przekroczona. Przewrócił dziennik na kolejną stronę.
Wrogi Cesarz zwiększył cła nałożone na nasze państwo. Izba Lordów i Czarodziei po błyskawicznej sesji parlamentu nałożyła embargo z powodu tej zniewagi. Nasz minister spraw zagranicznych wyrzucił dyplomatów sąsiedniego państwa. Statki ze wschodnich krain będą musiały opływać cały kontynent, co odbije się na cenach egzotycznych dóbr, takich jak kawa, czekolada, herbata, przyprawy. Sytuacja pozostaje napięta.
– Ładnie wyglądasz – stwierdził nieśmiało Alfred. Odłożył nieciekawą lekturę. Kreacja Priscilli robiła wrażenie, a zwłaszcza biały kapelusz z piórami. Wyglądała uroczo.
– Dziękuję – powiedziała z wymuszoną uprzejmością.
– Czuję się wyczerpany. Prosiłem Finka o chwilę odpoczynku, szczęśliwie się zgodził w kolejnym tygodniu. Myślę, że zbyt dużo pracujemy, a za mało spędzamy czasu ze sobą… – żalił się, chociaż jego żona cierpliwie słuchała, to pozostała niewzruszona.
– Mnie naprawdę to wszystko pochłonęło. Cieszy mnie, że robię tyle dobrego. To dla mnie najważniejsze! Wiesz, słyszałam, że nasi historycy przesłuchali Cedrika. Tyle rzeczy okazało się błędnych… – mówiła z pasją. – Zdajesz sobie sprawę, że on wcale nie założył miasta, tylko je najechał i wybił niemal wszystkich mieszkańców. Teraz tęgie głowy się zastanawiają, czy nie zmienić mu przydomka na Cerdrika Brutalnego.
– Właśnie to mnie martwi, ja zupełnie nie czuję tego dobra – przerwał Alfred. Wziął głęboki oddech. – Nie wiem, czy my powinniśmy decydować o życiu i śmierci.
– A kto? – natychmiast odezwała się Priscilla, jej rozmówca tylko milczał. – Czy lepiej, aby ludzie dalej leżeli w grobach?
– Nie wiem…
– Widzisz, sam sobie odpowiedziałeś! Czy sam, jako prawdziwy wynalazca, nie mówiłeś, że postęp naukowy jest najważniejszy? – mówiła z ironią w głosie. Przytoczyła jego dawne słowa, chociaż teraz by nigdy takich nie wypowiedział. Zamilkł. Jego żona patrzyła z politowaniem.
– Priscillo kochana, czy nie zapomniałaś o czymś naprawdę ważnym w życiu? – wypowiedział z trudem słowa, chociaż nie wiedział, czy dalsza rozmowa miała sens. Ich priorytety w życiu się różniły.
Do pracowni wszedł Fink. Nie miał tęgiej miny. Towarzyszył mu bogaty jegomość oraz drugi mężczyzna ubrany w purpurowe szaty. Jego sędziwy wygląd oraz długa broda wskazywały, że był ważnym czarodziejem.
– Alfredzie, Priscillo, przestańcie pracować. Plany się zmieniły…
– Co się stało? – zapytała nekromantka.
– Od czego tu zacząć – odparł mężczyzna we wspaniałym fraku, pod nią miał czarną gustowną kamizelkę. – Nazywam się James Moore. Jestem przedstawicielem Ministerstwa Wojny. Wasze odkrycie spowodowało niemałe poruszenie w Izbie Lordów i Czarodziei. Jestem pod wrażeniem, bo wieści o przywróceniu Cedrika do życia obiegły cały kraj. Wszystkie gazety pisały o przełomie w nauce.
– Jako arcymag piątego kręgu nie sądziłem, że nekromancja ma taki nieokiełzany potencjał. – Starzec delikatnie pieścił brodę, która sięgała mu do pasa. – Nie sądziłem, że posłuży do czegoś więcej niż do animacji okropnych abominacji. – Miał tu na myśli bezmyślne szkielety, zombie. Bezwładne masy niegodne prawdziwego czarodzieja.
– W imieniu Najwyższej Rady Królestwa przejmujemy ten zakład oraz go odpowiednio wesprzemy. Wasze odkrycie, jest dla królestwa niezwykle cenne.
– Tak… To miłe słowa, tylko co robi tu arcymag? – zadała pytanie Priscilla. Kobieta uważnie przyglądała się mistrzowi magii. Z reguły osoby parające się białą magią nie przepadały za nekromancją, zwłaszcza te zasiadające na wysokich stanowiskach.
– Z przyjemnością potwierdzam słowa szanownego Jamesa. Po owocnych negocjacjach kuratelę nad projektem przejmuje Akademia Magiczna. Dodatkowo magowie otrzymają na wyłączność wskrzeszanie zmarłych, a to oznacza, że muzeum legend z Cedrikiem na czele trafi pod opiekę czarodziei. Wierzę, szanowna damo, że razem osiągniemy naprawdę wiele w arkanach wiedzy tajemnej. – Nekromantka nie mogła uwierzyć w ten spokojny ton arcymaga. Dawna adeptka akademii otrzymała nobilitację od jednego z najpotężniejszych czarodziei na świecie. Po chwili wytchnienia Priscilla zdała sobie sprawę, że wszystko układało się w całość. Czarodzieje załatwili lukratywny kontrakt z ministerstwem. Samo muzeum, gdzie zostaną wskrzeszone najwspanialsze osobistości tego świata, stanowiło prawdziwą żyłę złota.
Pewne rzeczy nabrały rozpędu, o lalkach pisały największe gazety, a protesty oraz inne formy nacisków przeciwko nowemu zjawisku nie przyniosły rezultatów. Czarodzieje obawiali się nekromancji, która wsparta przez przemysł lalkarski mogła zaszkodzić szpitalom prowadzonym przez adeptów magii. Wniosek nasuwał się jeden: czy nie lepiej było przejąć nad wrogiem pełnej kontroli?
– Przepraszam, że tak zapytam – wtrącił Alfred. – Jaki właściwie jest plan, co powinniśmy robić?
– Jako priorytet – odezwał się James – chcemy poprawić wydolność kończyn, aby lalki mogły zacząć biegać, lepiej łapać przedmioty. Pan Fink zapewniał, że będzie pan tym zainteresowany.
Nie czuł się dobrze, tworząc kukiełki, które potrafiły tylko mówić. Od samego początku istnienia pomysłu chciał ulepszać lalki, aby zapewnić jak najlepsze warunki potencjalnym zmarłym. Niestety, jego poglądy się zmieniły. Alfred nie chciał decydować o życiu innych, miał dosyć pracy jako lalkarz. Niemniej jego wrodzona ciekawość kazała mu zapytać.
– Jaki jest cel tych usprawnień?
– Ciekawość pana zżera, prawda? Jak panu powiem, nie będzie już odwrotu. – Alfred się odsunął. Popatrzył uważnie na odznakę pracownika Ministerstwa Wojny. Do czego korona mogłaby wykorzystać usprawnione lalki?
– Potrzebujecie żołnierzy, tak? – odparł drżącym głosem.
– Jak każda armia! – James zaśmiał się pod nosem. Alfred złapał się za głowę. Pewnie Korona liczyła na budowę nowego wojska w oparciu o ożywionych. Cóż, pewnie by usłyszał słodką historię o tym, że żołnierze na cmentarzach wojennych w zasadzie nie skończyli służby. A najlepiej, aby ją dokończyli, jak głosiła żołnierska przysięga.
– Nie, nie, to za wiele…
– Powiem, że płacimy godziwie. Poza tym Panie Alfredzie mam wrażenie, że wie pan nieco za dużo. Proszę się jeszcze zastanowić. – spokojnie mówił pracownik Korony. Alfred widział po oczach, że nikt nie zamierzał go wesprzeć.
– Nie! Nie! Istnieje jeszcze coś… honor! – krzyknął.
Ci, którzy go słuchali, westchnęli.
– Drzwi są tam. – Wskazał Fink.
– Oczywiście! – pospiesznie nałożył starą marynarkę. Kierował się do wyjścia, jednak zrobił krok w kierunku swojej ukochanej. O ile mógł ją jeszcze tak nazwać.
– Naprawdę myślisz, że czynisz dobro? – zapytał.
– Wynoś się z mojego życia! Poradzę sobie bez ciebie!
Czego Alfred mógł oczekiwać? Gdy w grę wchodziły ogromne kwoty, każda przyjaźń, miłość musiała ustąpić.
Odszedł. Trzasnął drzwiami. Był wieczór. Zimne, jesienne powietrze przyniosło mu jedynie chwilową ulgę. Potem czuł mocne ukłucie żalu, straty. Spacerował ulicami. Mijał kolejne kamienice. Szedł znaną sobie tylko drogą. Długo nie mógł uporządkować myśli. Jak życie mogło runąć? Jak najpiękniejsza idea mogła zmienić się w koszmar?
Intuicja prowadziła go w kierunku własnego mieszkania. Niestety dom nie należał do niego, a jego związek należał już do przeszłości. Musiał uporządkować kilka spraw. Powoli wchodził po masywnych schodach. Uchylił drzwi. Delikatne światło prześwitywało przez okna. W domu nie znalazł żywego ducha.
– Tato, kiedy mnie ulepszysz?
Alfreda doszedł ledwo słyszalny głos. Serce zaczęło mu walić jak opętane. Czuł niespotykany żal. Spojrzał w kąt. Tam czekała na niego córeczka, rzucona w kąt jak niechciana zabawka. Ostatnio nie mieli na nią zbyt wiele czasu. Wszak biznes miał pierwszeństwo. Widział jak jej silnik parowy ledwo pracował. Paliwo było w nim na wykończeniu.
Tatuś otworzył lalkę i dorzucił węgla. Z otworów lalki wydostawała się para. Tessa zyskała siłę. Mogła krzyknąć.
– Obiecałeś!
– Tak wiem… – Łzy zaczęły mu napływać do oczu. – Chciałbym cię przeprosić.
Lalka patrzyła martwymi oczami.
– Tatusiu, co się stało? – Ojciec objął mechaniczne ciało. Zębatki delikatnie poruszały rączki dziecka.
– Przywróciliśmy cię dlatego, że bez ciebie nie mogliśmy żyć. – Myślami wracał do chwil, jak Priscilla nie mogła spać przez pierwszy miesiąc, jak przechodziła najgorsze męki. Nie potrafiła poradzić sobie ze śmiercią dziecka. Obiecała sobie, że zrobi wszystko, aby kochana córeczka do niej wróciła. Pokusiła się nawet o dokonanie niemożliwego. To wszystko z czystego egoizmu.
To wszystko się różniło jedynie skalą. Nikt nie robił tego dla zmarłego, a dla siebie. Jak inaczej można było wytłumaczyć wskrzeszanie władców w imię nauki. Czy podwyższenie ceł i konieczność pływania drogą morską dookoła kontynentu? Czy to wystarczający powód, by mącić spokój tysięcy żołnierzy na cmentarzu wojennym?
– Tatusiu. Mam prośbę – odparła Tessa. Gdyby mogła, to by zapłakała, jednak ten dar był jej obcy.
– Tak, kochana?
– Ja tęsknię. Ja tęsknię za pustką…
– Ja żałuje tego, co się stało – Alfred ledwo wypowiadał słowa, ciężko mu było zdobyć odrobinę tchu. – Jak jest w pustce? – zapytał.
– Jest spokojniej niż tutaj, chcę tam wrócić. Proszę, tato.
– Pamiętaj tylko, że cię kocham. – Popatrzył jeszcze raz na mechaniczne oczy, pogłaskał ją po główce. Podjął decyzje.
– Tatusiu ja ciebie też kocham.
Ręce Alfreda zatrzymały się na szyi lalki. Zawahał się, jednak Tessa kiwnęła głową. Silnym szarpnięciem tatuś rozerwał kukiełkę. Trzask zębatek rozniósł się po pomieszczeniu. Wynalazca jeszcze raz popatrzył na oderwaną główkę lalki. W umyśle pojawiły mu się niezliczone wspomnienia. Po tym akcie poczuł pustkę. Zapłakał.
– Przyjdę do ciebie. Obiecuję. Nie chcę żyć w świecie, który zostawiłem. – Alfred ostatni raz popatrzył na szczątki lalki. Mógł odejść na zawsze z tego świata.
Nie powinien robić tego tutaj, to byłoby zbyt niebezpieczne. Z chwilą śmierci straciłby kontrolę nad ciałem, a nie chciał zostać zakuty w mechaniczny posąg. Chciał świętego spokoju, a nie czuł, że spisany testament mógł go przed tym uratować. Musiał zniknąć całkowicie.
Niedaleko od rodzinnego domu znajdował się kamienny most. Pomyślał, że śmierć w rzece płynącej przez miasto nie brzmiała najgorzej. Najważniejsze, że raczej nikt nie zabijałby się o to, aby wydobyć zwłoki z zanieczyszczonej wody.
Usiadł na kamiennej balustradzie. Popatrzył ostatni raz na piękną panoramę miasta. Słońce powoli zachodziło, topiło się wśród spokojnych fal rzeki. Alfred bał się, jak w przyszłości jego odkrycie zmieni nie tylko miasto, ale cały świat. Nie chciał brać za nie odpowiedzialności. Wolał zostać zapomniany na wieki. Nie chciał tak, jak Cedrik powrócić do świata żywych, jako żywa atrakcja dla gapiów.
– Niech pan tego nie robi! – krzyknął przechodzący mężczyzna. – Każde życie jest wartościowe! – Biegł ile sił, aby uratować samobójcę.
– Nie każde! – Alfred zeskoczył. Poczuł ulgę. Nie czuł już strachu. Spadał w kierunku tafli wody. Błagał jedynie myślach, by nie zostać legendą. Wiedział, że to los najgorszy ze wszystkich możliwych.