Wyglądały solidnie, ale bestie były niestrudzone i zawzięte – zarówno we wcześniejszym pościgu, jak i w upartych próbach przedostania się do komnaty, dającej schronienie przerażonym ofiarom.
Od samego początku powtarzasz, że bohaterki schroniły się w komnacie, więc podkreślanie tego po raz enty nie ma większego sensu. Usuwanie takich fragmentów czyści tekst i upraszcza zdanie; sam się ostatnio łapię na wywalaniu takich kwiatków, gdy czytam coś napisanego w twórczym szale. ;)
Z upływem lat uświadomiła sobie z żalem, że tak naprawdę, w tym, kim była i za kogo uważali ją inni, nic się właściwie nie zmieniło.
“W tym, kim była, nic się nie zmieniło”? Dziwnie to brzmi. Pomijając konstrukcję, dlaczego dziewczyna jest “tym”? Chyba, że ma to uzasadnienie fabularne – czytam dalej.
Wciąż szli przed siebie wśród białych ściana z nadzieją na odnalezienie wyjścia.
+gdzieś zgubiłeś “się”, ale czytałem ten fragment na telefonie i teraz tego nie znajdę.
Kewell nie miał pojęcia[+,] o czym mówiła Tara ale na dźwięk słowa “Patriarchowie” w jego pamięci otworzyła się kolejna szuflada.
Czemu kolejna? Nie było żadnej pierwszej ani poprzedniej.
Warta, by wyrwać ją z tego gówna, jakim oblepiają ulice w tej dzielnicy i zabrać ze sobą do zamku!
Kto oblepia? Przy takiej konstrukcji powinno być “gówna oblepiającego ulice”.
Mówiła z żalem, jakim napełniają złamane obietnice i zawiedzione nadzieje.
Brakuje mi tu dookreślenia kogo/co napełniają – człowieka, serce, etc.
Tylko przez chwilę zastanawiał się nad tym, co powiedziała, ale zaraz na powrót
Cały poprzedni akapit rozmyśla nad tym, co powiedziała, więc nad czym innym mógł się zastanawiać?
Cokolwiek, najlepiej to, co chciała usłyszeć, byle tylko odwrócić jej uwagę i [+ją] zdekoncentrować.
rozpraszające mroczne cienie zalegające komnatę.
A nie: zalegające w komnacie?
Kewelll schował miecz.
Kewelllllllllllll
Sądząc po wzroście, niektóre były dużo młodsze od Edaine, a najstarsze prawdopodobnie w zbliżonym do niej wieku.
Sięgnął po jedną z pochodni i oświetlił wnętrze najbliższego z ciasnych pokoi. Dzieci były wychudzone i odziane w podarte łachmany. Wpatrywały się w Kewella z przerażeniem, oczami wielkimi jak klamra jego pasa i kuliły po kątach do siebie. Był pewien, że dzieje im się tutaj jakaś krzywda i wiedział, że nie może ich tak zostawić.
Trochę zbyt często używasz “być”.
Ty jesteś rozwiązaniem i zarazem odpowiedzią.
A nie pytaniem i odpowiedzią? Rozwiązanie i odpowiedź to przecież z grubsza to samo. “Zarazem” nie idzie w parze z synonimami.
Znajdziemy nową Edainę
Przez całe opowiadanie to imię się nie odmieniało.
Ech, ja chyba nie rozumiem fantasy, :< Mam kilka zarzutów. Historia jest bardzo w stylu D&D, do tego stopnia, że nie jestem w stanie powiedzieć, co tam się działo po kolei aż do zamordowania dziewczynek. Bohaterowie po prostu chodzili po korytarzach i komnatach, rozwalali kolejne potwory, które różniły się wyłącznie podobieństwem a to do ryby, a to do kota, a to do świni. Ja rozumiem, że rzecz się dzieje w labiryncie, ale od dobrej historii oczekuję jakichś punktów odniesienia – tutaj niestety wszystko mi się zlało w jeden wielki tunelowo-komnatowy ciąg.
Główny bohater-terminator to również nie jest coś, za czym przepadam. Mógł być na tyle dobry, że radził sobie z potworami – no ok. Tylko po co to wszystko opisywać? Z każdego starcia wychodził bez szwanku, oprócz tego jednego, który rozorał mu bok. Męczyły mnie pojedynki, bo nie wprowadzały napięcia, a miały jedynie podkreślić, że główny bohater jest obrońcą dziewczynek – co dałoby radę wykonać IMO zwięźlej. Co do postaci żeńskich – Elaine wypadła w moich oczach wiarygodnie. Jeśli chodzi o Tarę, nie rozumiem, dlaczego nagle zaczęła się przystawiać do Kewella.
Finałjest zdecydowanie najmocniejszym elementem tekstu. Świetny pomysł na dzieci i ich umiejętności. Podobała mi się też Elaine opowiadająca legendy. Napisane bardzo w porządku, choć doczepiłbym się do nadżywania “być”, jak i przymiotników – nieco mniejsze ich stężenie zrobiłoby opowiadaniu wiele dobrego. Klikałbym, gdyby ktoś mnie bezczelnie nie uprzedził. ;_;
Pozdrawiam!