Nie wiem, co mnie obudziło. Miałem wrażenie, jakby samochodem wstrząsnęło. Pomyślałem, że mogła to być jakaś nierówność, dziura lub wybrzuszenie. Jechałem jednak wyjątkowo gładką drogą.
A może potrąciłem jakieś zwierzę? Żaden ptak nie wpadł na szybę. Gdyby tak się stało, zostałby ślad. Choć z drugiej strony, mimo że nie padał deszcz, wciąż miarowo pracowały wycieraczki i mogły usunąć każdą nieczystość. Gumy piór irytująco popiskiwały, ocierając się o suchą powierzchnię. Może to one mnie uratowały?
Jeśli wjechałem na zwierzę, to musiało być małe. Nie pocieszałem się. Po prostu nie potrząsnęło autem ze zbyt dużą siłą. Było to raczej lekkie szarpnięcie, jakby ktoś szturchnął moje ramię. Spojrzałem w prawo, ale miejsce pasażera było puste. Sprawdziłem też tylną kanapę, wykorzystując lusterko wsteczne. Nic. W samochodzie siedziałem sam.
Przez moment rozważałem, czy może przejechałem linię rozdzielającą pasy ruchu i to wprawiło samochód w lekkie drżenie. Droga była dość szeroka, ale niestety żadne znaki poziome nie były na niej namalowane.
Albo było tak, że nie wpadłem za głęboko w sen i poczucie obowiązku przywołało mnie do porządku… Of our elaborate plans, the end. Widocznie nie bez powodu nastawiłem wcześniej głośno muzykę. Sięgnąłem po kubek. Nie był pusty, ale o czymś ciepłym do picia musiałem zapomnieć. Wypiłem łyk. Breja o nieokreślonym smaku na pewno nie była kawą. Ze wstrętem odstawiłem obrzydliwy płyn. Trochę mocowałem się z uchwytem, ale w końcu wcisnąłem plastikowe naczynie na miejsce.
Jechałem bardzo szybko. Prędkościomierz wskazywał, że przekroczyłem ledwie osiemdziesiątkę, więc trochę się uspokoiłem. Na krótko. Po chwili spojrzałem jeszcze raz na deskę rozdzielczą. Wartość podana była w milach. Dlaczego używałem tych jednostek? Pewnie coś musiało się przestawić, gdy wcześniej po omacku próbowałem na wyświetlaczu ustawiać jakieś parametry.
Chciałem zwolnić. Szaleństwem było jechanie z taką prędkością ciemną nocą. Musiałem mieć sporo szczęścia, że choć przysnąłem, to nie wypadłem z drogi i nie roztrzaskałem się o drzewo. Uświadomiłem sobie możliwe niebezpieczeństwa.
Trzeba było wcześniej zdrzemnąć się na pierwszym lepszym parkingu, a nie prowadzić w takim stanie. Teraz już jednak nie byłem śpiący. Ile mogła trwać ta drzemka? Czasami parę minut snu pozwala na otrzeźwienie. Podniosłem lekko nogę z pedału gazu i gdy samochód zaczął wytracać prędkość, poczułem nagle strach, że nie zdążę. Przyspieszyłem.
Przed sobą widziałem gładką, czarną drogę. Lekko wiła się w nieznane niczym wstęga. Żadnych wyróżnionych pasów, nierówności. Płynnie wprowadzałem samochód w zakręty. Dawało mi to nawet satysfakcję. Ride the snake, ride the snake… Słowa piosenki dziwnie pasowały do mojego stanu. Napięcie powoli ustępowało i poczułem się rozluźniony. Przestały boleć mnie plecy i nie musiałem już co chwila zmieniać pozycji. W pełni panowałem nad samochodem, jakby stawał się częścią mnie.
Byłem w pełni skoncentrowany na jeździe. Powoli zapominałem, gdzie jestem. Liczyła się tylko droga, nad którą zaczęła unosić się gęsta mgła. Nie przeszkadzała mi. Wręcz przeciwnie, powodowała, że czułem się coraz bardziej odprężony i oddaliłem od siebie wszelkie lęki.
Czyżbym znowu wpadał w otępienie? Jakąś ostatnią świadomą myślą wyrwałem się z tego hipnotycznego transu. Poruszyłem się, zmieniłem pozycję, klepnąłem w policzki. Ból wrócił w okolice lędźwi, a mgła ustąpiła.
Czego właściwie słuchałem? Radia, czy odtwarzałem jakąś listę z komórki? Spojrzałem na wyświetlacz, ale zobaczyłem tylko tytuł piosenki. Sięgnąłem ręką, by namacać pokrętła. Chciałem znaleźć inną stację, taką, w której będą gadać. Liczyłem na jakiś serwis z wiadomościami. Która właściwie była godzina? Druga szesnaście. Godzina nijaka, więc raczej żadnych informacji nie mogłem się spodziewać.
Nie znalazłem niczego, czym mógłbym zmienić stację lub wybrać inne źródło muzyki. No cóż, zostawiłem to, co leciało.
Już wcześniej miałem poczucie, że piosenka jest zapętlona. Jednak emocje były tak silne, że nie zwracałem na to uwagi. Teraz, gdy trochę się opanowałem, nabrałem pewności, że kolejny raz usłyszałem słowa: so limitless and free. Jeszcze raz spróbowałem znaleźć coś innego lub po prostu wyłączyć radio. Mimo usilnych prób poniosłem porażkę.
Co mnie podkusiło, by wyruszyć w drogę samochodem, którego nie znałem? Problem z radiem nie był jedyny. Nie wiedziałem też, jak zmienić światła mijania na długie. Byłyby bezpieczniejsze. Droga była pusta, a jechałem dosyć szybko. Ciemnej nocy nie rozświetlał ani księżyc, ani żadna gwiazda. Niebo musiały przesłaniać gęste chmury.
Kilkanaście metrów przede mną z reflektorów padał wątły snop światła. Widziałem kawałek drogi i skrawki lasu po bokach, a w lusterkach czarną otchłań. Nie było żadnych znaków czy tablic wskazujących istnienie miejscowości wokół ani przede mną. Żadna inna droga nie krzyżowała się z moją.
Momentami miałem wrażenie, że coś czai się w lesie, ale gdy tylko kierowałem w tamtą stronę wzrok, zaraz pochłaniała to pędząca ciemność. Cienie, majaki i czasami coś większego szykującego się do skoku. C’mon baby, take a chance with us. Przyspieszyłem.
Chciałem czym prędzej stamtąd wyjechać. Na razie odczuwałem tylko lekkie ciśnienie pęcherza, ale wiedziałem, że w końcu będę musiał się zatrzymać. Nie wyobrażałem sobie, żebym mógł wejść w noc między drzewa.
Nie widziałem po drodze żadnych zabudowań ani stacji benzynowych. Co zrobię, gdy skończy się paliwo?
Zacząłem obmacywać kieszenie w poszukiwaniu komórki, by nastawić nawigację i zorientować się w położeniu. W ostateczności zadzwoniłbym po pomoc drogową. Smartfona jednak przy sobie nie znalazłem, a na myśl, żeby się zatrzymać i rozejrzeć po samochodzie, dodałem gazu. Cienie wokół poczuły się zawiedzione.
Trudno, wskaźniki pokazywały, że paliwa wystarczy jeszcze na kilkaset kilometrów. The west is the best. Dokąd właściwie jechałem? Driver, where you taken’ us? Walnąłem pięścią w wyświetlacz z tytułem piosenki.
– Zamknij się! – wrzasnąłem.
Nie pomogło.
Druga szesnaście. Co jeszcze tu nie działało? Miałem nadzieję, że przynajmniej hamulce były sprawne i gdy okażą się potrzebne, to mnie nie zawiodą.
Jechałem dokądś, czy przed czymś uciekałem? I może ważniejsze pytanie, na które nie znałem odpowiedzi: kim byłem?