– Panie Riboldi, proszę się jeszcze zastanowić…
Pan Riboldi złapał pielęgniarkę za przedramię, przyciągnął, a ta zesztywniała. Spojrzeli sobie krótko w oczy, po chwili mężczyzna zwolnił uścisk.
– Spisała się pani. – Riboldi otrzymał komunikat z implantu rozszerzonej rzeczywistości, że uwierzytelnienie biometryczne przebiegło pomyślnie.
Na łóżku obok nich drzemał czterolatek. Oddychał płytko, raczej szybko, choć liczne aparaty podłączone do jego ciała informowały, że wszystko z nim w porządku.
…liczba ofiar pozostaje nieznana – trajkotał podcast informacyjny interaktywnej ściany – lecz według wstępnych szacunków Narodów Zjednoczonych może ona sięgać nawet sześciu milionów…
– Czuję się zobowiązana znów pana poinformować, że odłączenie Matteo od systemów w jego aktualnym stanie niesie ze sobą olbrzymie ryzyko…
– Odnotowałem. Proszę się pospieszyć.
Kable z cichym syknięciem opuszczały ciało. Matteo obudził się i skrzywił, bo jego wzrok padł na lewitujący przy drzwiach model statku kosmicznego.
Riboldi tracił cierpliwość. Pielęgniarka pod płaszczykiem profesjonalizmu, próbowała grać na czas i oto drzwi do sali rozsunęły się.
– Pani doktor, całe szczęście! – pisnęła i pospiesznie wyszła.
Lekarka obrzuciła spojrzeniem pomieszczenie i zmarszczyła brwi.
– Enzo, cóż to za nonsens? Przecież niedługo ma kolejny wlew.
– Nie będzie już żadnych wlewów. – Enzo Riboldi skrzyżował ręce na piersi i z nieprzejednaną miną ani drgnął. – Zabieram go stąd.
…ostatnich wydarzeniach kolektyw został jednogłośnie uznany za organizację terrorystyczną przez wszystkie narody świata. Ponadto podjęto decyzję, by zgliszcza Nowego Jorku zachować jako pomnik-przestrogę dla…
– Enzo, zlituj się – warknęła lekarka. – Narażasz nasze dziecko…
– Narażam? Ja narażam!?
Mężczyzna pokręcił głową i aż przeszedł się po pokoju. Stanął przed ścianą z podcastem i wziął się pod boki.
Chłopiec w tym czasie usiadł na łóżku. Przyglądał się rodzicom.
– Porozmawiajmy. Po prostu powiedz, o co chodzi. Nie mam już siły.
Lekarka spojrzała na panel na swym metalowym ramieniu i skorzystała z uprawnień „Lenah Petterson-Riboldi, neuroimmunolog kliniczny”. Rzuciła okiem na krytyczne parametry Matteo, nie odbiegały od normy. Odetchnęła.
– Już prawie go wyleczyliśmy, Enzo…
– Rzygać mi się chce, gdy tak mówisz! Po świństwie, które mu przedwczoraj podałaś, znowu musieli go reanimować!
– Próbuję ratować nasze dziecko, by nie umarło od nadwrażliwości na tę całą tak zwaną magię! Ile razy mam przepraszać?
– Lenah, przeniosłaś go na intensywną terapię i wstawiłaś zestaw przeciwwstrząsowy do jego sali!
Lekarka westchnęła, nim odpowiedziała:
– Pewne rzeczy musi być ci trudno zrozumieć, wiem. Ale, na litość, nie sabotuj wszystkiego, gdy jesteśmy tak blisko przełomu.
– Byłaś blisko trzech przełomów tylko w zeszłym miesiącu.
– Został naprawdę krok, może dwa. – Zrobiła pauzę, zastanawiając się, ile może zdradzić. – Nasze badania są najbardziej obiecujące, więc i idą na nie największe pieniądze.
– Nic mnie to nie obchodzi! – huknął Riboldi. – Niech i wszyscy zachorują, mam to gdzieś. Nie pozwolę więcej eksperymentować na Matteo.
…absurdalne żądania lidera tych odmieńców są kompletnie nierealne po tym, czego się dopuścili. No bo niech sobie pani wyobrazi deregulację ich ewidencji, w sytuacji, gdy ten człowiek, jednoosobowo, anihilował całą metropo…
– Och, nie mogę już o tym słuchać! – Lenah także podniosła głos. Stuknęła kilka razy w terminal i podcast zamilkł. – Mam nadzieję, że wkrótce wszystkich ich zutylizują i wróci spokój.
Matteo zakrył oczy dłońmi i cicho pochlipywał. Jego mama sięgnęła po model statku, upchnięty dotąd pod drzwiami. Wręczyła go chłopcu, próbując utulić przy tym syna.
– Nie chcę tego! – wrzasnął Matteo, odrzucając zabawkę.
Przeleciała cały pokój i z impetem zatrzymała się na drzwiach, gubiąc kilka elementów. Lenah zaskoczyło, że jej syn dysponuje już aż taką siłą. Spojrzała na Enzo.
– Boi się statków kosmicznych – rzekł.
– Bo to zabawka ode mnie, prawda? Zawsze byłeś małostkowy. Specjalnie trzymałeś ją w kącie.
– Boi się ich, odkąd wsadziłaś go do rezonansu, mówiąc, że to statek kosmiczny, i dostał w nim zapaści.
Lenah spojrzała na chłopca, lecz ten nie patrzył na nią; bawił się palcami.
– Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?
– Próbowałem go uspokoić. Na intensywnej terapii nie ma postaci z kreskówek na ścianach, tylko wszędzie wrogo piszczące ustrojstwa. Do tego nie pozwolili mu tu zabrać Luco, bo jest za mało sterylny.
– Luco?…
– To jego ulubiony miś.
Lenah wstała. Z ręką przyłożoną do ust, odwróciła się od Enzo.
– Nie wiem, co się z tobą stało, Lenah. Nic nie wiesz o naszym synu. Dlatego go stąd zabieram. Jeśli nie ma dla niego ratunku, niech pozna chociaż trochę normalności.
– Jaka jest jego leukocytoza?
– Słucham?…
Lenah odwróciła się, a oczy jej lśniły.
– Jego podatność na infekcje atypowe w polu magicznym? Jaką ma aktywność polimerazy RNA w neutrofilach?
– Te dziwne terminy to nie jest nasz syn…
– To też jest nasz syn. A jeśli nie dowiem się, dlaczego ciało Matteo strzela z armaty do mrówki, niszcząc przy tym samo siebie, to on po prostu umrze.
– Po tym ostatnim wlewie mu się poprawiło. Nie miał duszności, nie bolało go. Po prostu chciałem, żeby to trwało…
– Po ataku w Nowym Jorku wszystko przyspieszyło – ciągnęła Lenah. – Zwiększyły się fundusze, zwiększyły naciski. Ciągle wzrasta liczba nowych rozpoznań. Okropnie dużo, głównie dzieci. Te potwory w jakiś sposób oddziałują na zdrowych ludzi i robią z nich kaleki!
Matteo nagle zaczął potrząsać ręką, jakby coś się do niej przykleiło. Jednocześnie rozbity model statku wierzgnął pod drzwiami, a gdy chłopiec się zamachnął, statek poszybował ku oknu, by rąbnąć w szybę.
Riboldowie spojrzeli po sobie, a ich syn zachichotał:
– Super!
– To jakaś nowa zabawka?
Lenah rozglądała się, ale pokój świecił sterylnością. Matteo tymczasem machnięciami rąk zrzucał sprzęt z wózka przeciwwstrząsowego, rozbawiony coraz bardziej.
– To niemożliwe… Odczulenie na pole magiczne powinno przywrócić homeostazę…
Enzo stanął pomiędzy synem a jego matką.
– To stawia wszystko na głowie. Wygląda na to, że nadwrażliwość to manifestacja jakiejś nieudanej transformacji w odmieńca!
– Jak to było? – mruknął Riboldi. – Wszystkich ich zutylizują?
Napięcie zrobiło się namacalne.
– Ktoś to widział?
Ampułki i strzykawki koziołkowały pod sufitem w akompaniamencie dziecięcego chichotu.
– Od dwóch dni stąd nie wychodzę. Niczego takiego nie potrafił jeszcze godzinę temu!
– Musisz go stąd zabrać, Enzo. Ukryć to, co wyprawia. Jeszcze dziś oficjalnie ogłoszę porażkę projektu.
– Chodź z nami.
– Nie, muszę zająć się dokumentacją… Jeśli wyjdzie, że moja metoda zamienia nadwrażliwych w przemienionych, to to się może skończyć wojną światową!
– I jeszcze to, kurwa, nazwą naszym nazwiskiem.