- Opowiadanie: darek71 - Trefna umowa

Trefna umowa

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Trefna umowa

W jeden z tych pięknych, letnich poranków, gdy promieniowanie UV osiągało zadowalającą wartość, Pewien Apacz siadł na kamieniu i napiął łuk. Indianin radził sobie w ten sposób z negatywnym napięciem dnia poprzedniego, przekazując je wiernemu orężowi. Na czerwonoskórego spłynął błogi spokój. Wtem dostrzegł, że dwóch mężczyzn w czarnym BMW dokumentowało ów proces za pomocą lustrzanki. Gdy zorientowali się, że odkryto ich obecność, ruszyli w niedookreśloną dal.

Wojownik opisał szczegółowo zdarzenie w notatce, którą przekazał bezpośredniemu przełożonemu – wodzowi plemienia. Pominął tylko dal, albowiem stopień jej niedookreślenia nie uległ żadnej zmianie.

 Wódz zwołał zebranie starszyzny w trybie pilnym i rzekł:

– Synu bogini wczorajszego grilla zebraliśmy się tu, aby przeanalizować twoją informację. – Choć sprawa należała do poważnych, twarz starca wolna była od jakichkolwiek emocji.

– Dziękuję, mędrcze. – W jego głosie czuć było ulgę, ale i lata konsumpcji umiejętnie przedestylowanej whisky.

– Co cię szczególnie zaniepokoiło? – zapytał lider plemienia, podekscytowany wyziewami, pochodzącymi z wnętrza organizmu Pewnego Apacza.

– Stan techniczny samochodu.

– Możesz jaśniej?

– BMW nosiło ślady wieloletniej eksploatacji. Uważam, że zasłużyłem sobie na ferrari i to tegoroczne.

– To obraza dla wojownika.

– Rzekłeś.

– Podążysz drogą zemsty?

– Jutro wyruszam na wojenną ścieżkę.

– Rada starszych aprobuje twoją decyzję.

– Dziękuję wam, światli mężowie. Idę pożegnać się z żoną. Szybka Decyzja nie lubi, kiedy odchodzę bez słowa.

Pewien Apacz udał się bez zwłoki do swojego wigwamu. Na progu czekała małżonka. Nie wyglądała na szczęśliwą.

 – Znowu mnie opuszczasz.

 – Czasami miłość do kobiety musi ustąpić przed obowiązkiem wyższego rzędu.

 – Na szczęście tylko czasami.

 – Wkrótce wrócę.

 Wpadli sobie w ramiona. Pozostali tak kilka kwadransów. I tylko niezłomna wiara wojownika w sensowność zamierzenia sprawiła, że opuścił dom.

 Nasz bohater należał do najlepszych i najbardziej wytrwałych tropicieli w swoim plemieniu. Po miesiącu dotarł do Starogrodu. Miasta, gdzie zło i występek panowały niepodzielnie, niczym chińskie towary w sklepach internetowych.

 – Amatorze cudzych sutków! 

 Zaciekawiony Indianin podążył w kierunku źródła wrzasków. Na placu miasteczka, pod szerokim, pomalowanym na różowo domem, zebrała się spora grupa gapiów. Po ukwieconym tarasie, pod spadzistym okapem dachu, przechadzała się piękna, czarnowłosa kobieta w kreacji od Gianniego Versace. Piękność energicznie wygrażała pięścią komuś stojącemu w tłumie.

 – Kim jest ta laseczka? – zapytał najbliższego z gapiów.

 – To Salma Pajek.

 – Nie znam. Opowiedz mi o niej.

 – Urodziła się w Rzepinie w województwie świętokrzyskim. Sławę i popularność przyniosła jej rola w telenoweli zatytułowanej „To chata wuja aczkolwiek się buja". U szczytu kariery w Polsce przeniosła się do Los Angeles, gdzie przez półtora roku doskonaliła swój angielski oraz przechodziła standardowe operacje plastyczne z wymianą twarzy i kręgosłupa moralnego włącznie. Jej pierwszy film na jankeskiej ziemi nosił tytuł: „My sweet cake”. Następnie wystąpiła w nagrodzonym na festiwalu w Maskacie (Oman) obrazie pod tytułem „Lord Vader loves doing grocery in Biedronka” oraz serialach „Rhinoceros Street, South of Main” (pilot) i „Strażak Jim sam robi bam”. Dzięki współpracy z Robertem Chudym stała się gwiazdą pierwszej wielkości. Sukces przyniósł Salmie thriller w reżyserii Chudego „Ślepa kuchnia i naprawdę ciasne wejście na strych” (nowela Roberta Chudego). Kolejne obrazy: „Płonące sadło”, „My, wy, oni i trochę stryjek Gienek”, „Wszyscy jesteśmy emulgatorami”, „Ekstrakcji” (głośnym horrorze dentystycznym), „Pail of Fools” zarobiły ogromne pieniądze. To tyle.

– Musi wystarczyć – odparł sarkastycznie wojownik.

Nagle jego uwagę przykuło kolejne źródło hałasu.

– Proszę cię, Salmo! – krzyknął mężczyzna w nienagannie skrojonym garniturze innej wiodącej firmy. – Nie wywołuj skandalu! Załatwmy to jak ludzie cywilizowani.

 – Męska, szowinistyczna kreaturo! Precz z mego życia! – wrzasnęła zmysłowa piękność i skryła się w głębi domu.

 – Hej, Hiacyncie – zawołał Indianin, idąc w kierunku osobnika w nienagannie skrojonym garniturze. – Co się dzieje?

 – Witaj, Pewny Apaczu – odparł mężczyzna – ciągle to samo. Człowiek urabia sobie ręce po łokcie. Nie dosypia. Nie ma nawet czasu na usunięcie włosów z uszu. Wystarczy jedna noc spędzona poza domem i straszna tragedia.

 – Ładna była przynajmniej? – zapytał Pewien Apacz.

 – Kto?

 – Ta, z którą spałeś.

 – Żadne takie. Byłem w kinie na „Casablance”.

 – Zdradziłeś ją z bileterką?

 – Jesteś stuknięty.

 – Co teraz? Będziesz błagał o przebaczenie?

– Prędzej przygarnę pod swój dach zażywnego nosorożca z przerostem ego – skrzywił się Hiacynt. – Nie wrócę do kobiety, która uważa mnie za wyłączną własność.

 – Wskaż mi kobietę, która nie uważa mężczyzny za własność!

 – Lepiej chodźmy stąd.

 – Dokąd proponujesz?

– Może do "Podstępnego Ewolucjonisty". Mają tam najlepsze koktajle owocowe w całym mieście.

 Czerwonoskóry przyjął z radością pomysł Hiacynta.

 – Co cię sprowadza do Starogrodu, Pewny Apaczu?

 – Zemsta.

 – To pewnie trochę tu zabawisz?

 – Nie inaczej.

 – Jak ci się podoba nasze miasto?

 – Z wiarygodnego źródła wiem, że panują tu niepodzielnie zło i występek.

 – Duża przesada. Tym razem narrator się pomylił. Starogród, to bez mała, stolica świata. Prawie dwadzieścia milionów mieszkańców. Nie licząc przyjezdnych, ich zwierząt domowych i pasożytów, które ze sobą wożą! Estetyczna zabudowa, wszystkie ulice utwardzone, morski port, wielka liczba hurtowni, cztery młyny napędzane siłą wściekle krzepkich, arizońskich chomików, tartaki i cegielnie.

– Imponujące. Ale mnie potrzebni są tylko dwaj kolesie z BMW.

– Rozumiem.

– Gówno rozumiesz. No, gdzie ten bar, daleko jeszcze?

– Za rogiem. O, już jesteśmy na miejscu.

– Witam i pięknie się kłaniam! – Hiacynt wyszczerzył zęby do przedstawicielki personelu, która właśnie zamiatała schody. – Czy ktoś już pani mówił, że ma urodę modelki?

– Wielu.

– Być może i wielu, ale tylko ja mogę pani załatwić pracę na wybiegu.

– Jak?

– Jestem Hiacynt Marcinków najlepszy projektant mody w tym kraju.

– I co z tego?

– Droczy się pani ze mną? – zapytał wyraźnie zdziwiony stylista.

– Nie. Zamawiają panowie coś?

– Dwa duże koktajle malinowo-poziomkowe – zadysponował Pewien Apacz. – Nie jesteś taki sławny jak myślałeś.

 Hiacynt nie zamierzał tracić rezonu. Wykrzywił twarz w uśmiechu i rzucił beztrosko:

 – Bez wątpienia wychowała się wśród amiszów. Oni nie oglądają telewizji.

 Zajęli miejsca przy stole.

 – Co zamierzasz teraz robić? – zapytał wojownik.

 – Znajdę inną sponsorkę.

 – Trudno nie będzie. Głupich i bogatych bab nie brakuje.

 – Złośliwy się zrobiłeś Indiańcu.

 – Czytałem, że to immanentna cecha ludzi inteligentnych.

 – Pozujesz na inteligenta?

 – To nie jest żadna poza. Zawodowy naciągaczu.

 – O smok!

 – Gdzie?

 Tymczasem gad zionął ogniem. Płomienie błyskawicznie ogarnęły przyjaciół. Zdawało się, że w księdze życia wojownika, nie będzie już okazji, by dopisać kolejne linijki. Nic bardziej mylnego.

– Rachunki trzeba regulować – oświadczył jowialny jegomość w różowym surducie. – Należy się pięćdziesiąt pięć tysięcy trzysta trzydzieści złotych i dwadzieścia groszy.

– Gdybym miał kasę, to nie urządziłbym hucpy z czarnym BMW – mruknął czerwonoskóry.

– Proponuję dogodny system ratalny.

– W tej chwili jestem spłukany. Mogę co najwyżej oddać krew.

– Skoro tak, to musi się pan wyprowadzić z apartamentu utrzymanego w niezrównanym stylu art deco. Który skutecznie chroni przed humorami żony i córki nastolatki…

– A także zgubnymi konsekwencjami wpływu czasu na cerę mężczyzny w średnim wieku. Znam umowę. Przeczytałem ją przed podpisaniem.

– A drobny druk?

– Drobiazgi mi nie leżą. Domyślam się jednak, że było tam napisane o skutkach pogwałcenia zapisów wspomnianego już dokumentu.

– Otóż to. W związku z tym, że nie wywiązałeś się z zobowiązań tracisz dostęp do azylu międzywymiarowego. Daję ci tydzień na uregulowanie długu.

 – Nie mam wyjścia. Przynajmniej wasi smutni agencji przestaną za mną jeździć.

 Pewien Apacz przekonał się na własnej skórze, że przed tymi panami nie było ucieczki. Oprócz kilku smoków dysponowali hordami wilkołaków i wampirów. Szybko zebrał gotówkę i powrócił do rodziny. Od tej pory wojownik uważnie czytał wszystkie umowy bez względu na rozmiar czcionki.

Koniec

Komentarze

smileylaugh

Gratuluję! Wena spisała się na medal!…

dum spiro spero

Dziękuję w jej imieniu i własnym.

smiley

Mimo drobnych potknięć

i córki nastolatki…

– oraz

czyta się lekko, łatwo i przyjemnie… Więc zasłużyła w pełni na uznanie…

yes

dum spiro spero

Wydarzenia będące udziałem Pewnego Apacza nieustannie zaskakują, a ich absurdalność powoduje chęć czytania kolejnych, zwłaszcza że można dzięki nim poznać pewne prawdy życiowe, jak ta o konieczności dokładnego czytania wszelkich umów. ;)

 

Gdy zo­rien­to­wa­li się, że od­kry­to ich obec­ność  ru­szy­li w nie­do­okre­ślo­ną dal. → Jedna spacja wystarczy, ale przydałby się przecinek.

Proponuję: Gdy zo­rien­to­wa­li się, że od­kry­to ich obec­ność, ru­szy­li w nie­do­okre­ślo­ną dal.

 

w kre­acji od Gian­ni’ego Ver­sa­ce. → …w kre­acji od Gian­niego Ver­sa­ce.

 

– Witaj, Pewny Apa­czu – od­parł męż­czy­zna – Cią­gle to samo.– Witaj, Pewny Apa­czu – od­parł męż­czy­zna – cią­gle to samo.

 

Czło­wiek ura­bia się po łok­cie. → Czło­wiek ura­bia sobie ręce po łok­cie.

Urabiać ręce po łokcie/ Urabiać sobie ręce po łokcie to związek frazeologiczny, będący formą ustabilizowaną, utrwaloną zwyczajowo, której nie korygujemy, nie dostosowujemy do współczesnych norm językowych ani nie adaptujemy do aktualnych potrzeb piszącego/ mówiącego.

 

za­py­tał wy­raź­nie zdzi­wio­ny sty­li­sta.|→ Czemy służy pionowa kreska po kropce?

 

– Bez wąt­pie­nia wy­cho­wa­ła się wśród Ami­szów. – Bez wąt­pie­nia wy­cho­wa­ła się wśród ami­szów.

 

nie urzą­dził­bym hucpy z czar­nym bmw… → …nie urzą­dził­bym hucpy z czar­nym BMW

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

surprise

nie urządziłbym hucpy z czarnym bmw… → …nie urządziłbym hucpy z czarnym BMW

To prawda.

 funkcje, osiągi i luksus Audi i BMW, aby zdecydować,  » (z sieci)

I tu mnie dopadł stuporek…

Ukochany bolid Szefa, Audi ’2001… → Ukochany bolid Szefa, audi ’2001

Nazwę pojazdu piszemy małą literą.

(To z wibratorka…)

surpriseblush

 

dum spiro spero

Istotnie, Fascynatorze, nazwę pojazdu piszemy małą literą, ale zważ, że BMW to akronim, czyli skrót utworzony z pierwszych liter nazwy koncernu motoryzacyjnego – Bayerische Motoren Werke i w tym przypadku używamy wielkich liter, tak jak wtedy, gdy mowa o PKP, PKO, SMS czy PESEL.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

 Też się włączam do dyskusji. Nazwy firm, marek i typów wyrobów przemysłowych pisze się wielką literą, natomiast nazwy samych tych wyrobów – małą, ponieważ są to wyrazy pospolite. Jeśli słowo typu Ferrari/ferrari poprzedzone jest wyrazem, który wskazuje na to, że mamy do czynienia z nazwą marki czy firmy – piszemy je wielką literą, np. Jechał samochodem marki Ferrari 410 Super America; Pracował w FerrariJeśli słowo typu Ferrari/ferrari występuje jako nazwa wyrobu, jego konkretnego egzemplarza – pisze się je małą literą, np. Jechał ferrari; Kupił ferrari.

Reg – ta pionowa kreska, to kreska na miarę moich możliwości.

Darku, imponujące są Twoje możliwości – od razu widać, że na wiele Cię stać!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

smiley

Dzięki, miło wiedzieć, że połowa netu też błądzi. A może i większość…heh

BMW wszak poparłem, jednak nadal uważam (uparty diabełek), że dodanie rocznika

(Audi’2001) podnosi konkretny wyrób do rangi typu – autorowi wolno…

Generalnie – część językoznawców uważa, że przyjęcie tej zasady to nie był dobry pomysł,

wbrew intuicji językowej. Jednak dopóki obowiązuje…

wink

dum spiro spero

Ano właśnie, Fascynatorze, dopóki obowiązuje…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Miło, że przynajmniej użyczyłem miejsca dla Waszej merytorycznej dyskusji.

laugh

Heh, zabijamy czas oczekując na c.d.

dum spiro spero

Cześć.

Ech, dawno nie miałem styczności z przygodami Pewnego Apacza, tak więc z przyjemnością i bez rozczarowania zapoznałem się z nową historią czerwonoskórego miłośnika whisky.

Drobne druczki warto czytać, sam się niegdyś przekonałem na swej bladej skórze. 

Pozdrawiam.

Sądziłem, że Pewien Apacz zyska w oczach czytelników, jeśli popełni jakiś prozaiczny błąd. W końcu nie należy do stajni Marvela. Pozdrawiam. 

Słusznie.

Lubię Pewnego Apacza, jak wszyscy. Przeczytałem z przyjemnością, tym większą, że przez nie przeczytanie małych literek stał się bardziej prawdziwy. :)

Prawdziwa, słowiańska dusza.

Cześć.

Kiedyś Indianie łapali dzikie mustangi pasące się na prerii. Może jak samochody staną się inteligentne, to tak jak kiedyś uciekły konie Hiszpanom i się rozmnożyły, tak i auta będą hasać na wolności. To by Apaczom ułatwiło sprawę.

Pozdrawiam. Feniks 103.

audaces fortuna iuvat

Nowa Fantastyka