- Opowiadanie: Reinee - Pan do Likerotte

Pan do Likerotte

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Pan do Likerotte

 

Życzę miłej lektury.

 

 

 

Pan do Likerotte

 

Gdy kobieta lekkich obyczajów staje się za stara, by ktokolwiek chciał wydać na nią choćby miedziaka, jej jedynym atutem pozostają oczy. Oczy, które wiele widziały i nauczyły się oceniać ludzi. Wzrok Madame Esien nie miał sobie równych, nowy gość szybko został zakwalifikowany jako „podejrzany” z tendencją do „kłopotliwy”. Dziewczynki w salonie oderwały się natychmiast od plotkowania i piłowania paznokci, gdy postawny mężczyzna przestąpił próg lokalu, uśmiechały się zalotnie, wypinały piersi. Nieznajomy, ale bogato ubrany, musiał mieć pieniądze. Silny i Złapacz wpuścili go bez problemu, powołał się na jakieś znajomości. Wszyscy dali się nabrać, ale nie Madame Esien. Za wiele w życiu widziała. Potencjalny klient miał na sobie purpurowy kaftan ze złotymi zdobieniami, na ramionach, wedle najnowszej mody, zarzuconą krótką pelerynkę. Idealnie pasował do tego miejsca, wytwornego, pełnego dzieł sztuki i pięknych kobiet. I to właśnie było podejrzane, bo im klient bogatszy, im bardziej wpływowy, tym lepsze przebranie żebraka zakłada, tym bardziej postrzępiony płaszcz skrywa jego oblicze, gdy ukrywając się przed wzrokiem tłumu przekrada się ulicami do Dzielnicy Czerwonych Zasłon. Radny Masiach usmarował raz ciuchy łajnem dla lepszego efektu, ale poświęcenie niewiele mu dało, bo Madame nie wpuściła go do swojego lokalu. A ten mężczyzna zbyt starał się pokazać swoje bogactwo, zbyt mu zależało, by wpuścić go do środka, traktować poważnie. Wchodząc rozejrzał się tylko uważnie, ale jego wzrok nie zatrzymał się na żadnej z wpatrzonych w niego dziewczynek. Te idiotki liczyły, że w końcu przyszedł ktoś, kto się nie wstydzi, kto jest zdolny dać duży napiwek, bo żona nie zajrzy mu potem do sakiewki. Madame zacisnęła zęby, komu przekaże swoją funkcję w przyszłości, skoro wszystkie jej pracownice są takie łatwowierne? Ale tym będzie się zamartwiać później, teraz ma inny kłopot. Kłopot, który właśnie stanął przed ladą jej niewielkiego barku i mruknął przywitanie.

 

– Witam w Jaskini Skarbów – odpowiedziała mu bez entuzjazmu i zaciągnęła się długą fajką. – Czym mogę służyć?

 

– Szukam Likerotte.

 

W ciszy, jaka zapadł a po jego wejściu, wszystkie dziewczynki usłyszały te słowa. Młodsze westchnęły teraz, zawiedzione. Nie zadowolą kogoś, kto przyszedł do Likerotte. Bardziej doświadczone uśmiechnęły się pobłażliwie. Mężczyzna przychodzi tu po raz pierwszy i pyta o Likerotte? Madame go do niej nie wpuści.

 

– Pięć tysięcy koron, płatne z góry, każda kolejna godzina cztery tysiące – odparła Madame i wychyliła się. – Koniczynko, zaprowadź pana do Likerotte – krzyknęła do jednej z dziewczyn.

 

Drobna brunetka, zdziwiona, jak większość jej koleżanek, wstała z kanapy i podeszła do klienta odliczającego złoto z pękatej sakiewki. Gdy skończył zaprowadziła kręconymi schodami na górę. Madame poczekała chwilę, paląc fajkę, potem skinęła tylko ręką, a z ciemnego kąta wyłonił się niewidzialny dotąd osiłek o łysej czaszce.

 

– Tak, Mademe?

 

– Polecisz teraz do straży miejskiej, mają tu być za pięć minut. Ten facet nie chce od Likerotte miłości. Domyślam się, o co mu chodzi.

 

Łysy skinął głową i już miał rzucić się do wyjścia, gdy z odmętów jego umysłu wypłynęła myśl.

 

– Madame… – zaczął niepewnie. – Nie powinienem najpierw pójść połamać mu rąk?

 

Burdelmama wypuściła z uszminkowanych ust kłąb dymu.

 

– Likerotte sobie poradzi. No, leć już po tych strażników, ktoś będzie musiał zabrać ciało.

 

 

 

*

 

 

 

Koniczynka zapukała do drzwi na najwyższym piętrze, mężczyzna obok niej czekał cierpliwie.

 

– Słucham? – Głos dobiegający ze środka był kobiecy i namiętny, pozwalał wyobrazić sobie, jak wygląda jego posiadaczka.

 

– Pan do ciebie, Likerotte.

 

– Niech wejdzie.

 

Dziewczyna ukłoniła się i szybko zbiegła na dół, mężczyzna odczekał chwilę i otworzył drzwi. Wszedł do przestronnej sypialni oświetlonej dziesiątkami świec. Z okien, z obowiązkowo czerwonymi firanami, rozciągał się widok na całą dzielnice rozpusty. Stał tutaj duży stół, ale zupełnie pusty, nie licząc niewielkiej poduszki. W rogu czekała balia, wokół niej mnóstwo olejków i perfum. Ale najważniejsze było wielkie, masywne łoże z baldachimem. Tam, w morzu puchatych poduch, na krwistoczerwonym prześcieradle leżała najpiękniejsza kobieta świata. Delikatna twarz bez jednego piegu czy pieprzyka, sarnie, błękitne oczy pod grzywką koloru zboża, usta w idealnym odcieniu różu. Piersi niemal wylewały jej się z jedwabnej halki, miała boskie krągłości, jędrne, bez grama zbędnego tłuszczu. Leżała wyprężona, na widok mężczyzny westchnęła i uśmiechnęła się. Ten spojrzał na nią bez entuzjazmu i zamknął drzwi.

 

– Witaj, piękny przybyszu. – Zatrzepotała girlandą rzęs. – Jak się zwiesz?

 

– Tessi – przedstawił się, podszedł do łoża i usiadł obok kobiety. – Zegathe, Likerotte.

 

Dziewczyna otworzyła szerzej oczy i usiadła, zaciekawiona.

 

– Smocze powitanie. – Pokiwała głową. – Znasz mój sekret.

 

– Jeden z twoich stałych klientów to mój przyjaciel, on mi powiedział. Spokojnie, tylko mi, ufam mu.

 

– Kapitan Asen – odparła Likerotte po chwili zastanowienia. – Straszny z niego gaduła. Ale lubię go i ciebie pewnie też polubię. Tak, jestem smokiem – powiedziała, jakby nie było w tym nic niezwykłego, przy czym położyła dłonie na biuście, a ten natychmiast się skurczył – i mogę przybrać dowolną ludzką postać. To dlatego jestem najlepsza. Jaką mnie chcesz, Tessi, blondynkę, brunetkę, z dużymi piersiami, małymi, szczupłą, puszystą?

 

Mężczyzna zdjął białą rękawiczkę i przyłożył palce do twarzy Likerotte, pogłaskał delikatnie, na co mruknęła zadowolona. W następnej chwili złapał ją za włosy.

 

– Bez głowy.

 

Uderzenie jej delikatnej, wypielęgnowanej dłoni przerzuciło go przez cały pokój, zatrzymał się na ścianie i upadł na pusty stół, który nawet się nie zatrząsł. Widać nie takie rzeczy już wytrzymywał. Tessi zasapał z bólu i zaczął się powoli podnosić. Likerotte wstała, zeszła z łóżka, włosy miała teraz krótkie, oczy całkiem żółte z pionowymi źrenicami, usta nienaturalnie szerokie, uśmiechnęła się ukazując zaostrzone zęby. Wylatywał spomiędzy nich dym.

 

– Łowca smoków, co? – zachichotała, krzyżując ręce pod biustem. – Dobra, dobra Madame Esien, wpuściła cię, bo wie, jak kocham was rozszarpywać. Więcej jestem warta żywa, więc nie chodzi ci pewnie o złoto…

 

Tessi sturlał się z blatu i wstał, zmierzył Likerotte wzrokiem, a ta klasnęła, robiąc teatralnie zdziwioną minę.

 

– Wiem, wiem! – Ucieszyła się. – Oczywiście! Nie możesz znieść tego, jak nisko upadała twoja żałosna rasa, zgadłam? Że najlepsi z was, wasze autorytety, wasi przywódcy są gotowi oddać wszystko za jedną noc ze mną! Z potworem, jak lubicie nas nazywać! Jesteś jakimś obrońcą moralności, odnowicielem zasad? Bo ja dla ciebie jestem pewnie symbolem upadku twojego gatunku, czyż nie?

 

Tessi stał spokojnie, pozwolił jej skończyć przemowę. Na jego twarzy objawiła się w końcu jakaś emocja. Smutek.

 

– Tak – odparł i skoczył na nią. Szybciej, niż mogłaby się spodziewać.

 

Zaskoczył ją. Zamiast uderzyć wypluła w jego kierunku kulę ognia, która wybuchła milionami iskier, rozsypały się po pomieszczeniu podpalając je natychmiast. Ze ściany ognia wystrzeliła jednak ręka, która złapała Likerotte za gardło i ponownie rzuciła ją na łóżko. Smoczyca jęknęła z bólu, zdziwiona, że mężczyzna przeżył, ale po chwili zrozumiała. Na Tessim wciąż tliły się płomienie, zjadały jego kosztowny strój, ale nie zwracał na to uwagi. Zamiast skóry miał srebrne łuski. Spojrzenia dwóch smoków spotkały się.

 

– Ty też…? – wysapała Likerotte czując, jak za chwilę pęknie jej krtań. – Więc… Dlaczego?

 

Czerwone oczy Tessiego zapłonęły. Ogień na jego ubraniach, ogień trawiący sypialnie, wszystkie płomienie nabrały nagle intensywności, zamykając ich w kręgu pożaru. W budynku słychać już było krzyki.

 

– Smoki – odparł Tessi, zaciskając mocniej palce – się nie kurwią!

 

Chrupnął kręgosłup i najdroższa prostytutka świata stała się nieruchomą, bardzo brzydką lalką. W następnej chwili otworzyły się kopnięte drzwi, smok rzucił szybkie spojrzenie w kierunku wpadających do środka strażników. Zeskoczył z łóżka, podbiegł do najbliższego okna i dał przez nie susa, wybijając szybę. Strażnicy już pędzili do niego, manewrując między płomieniami, ale widząc nieprzemyślaną ucieczkę zatrzymali się. Nie mógł przeżyć takiego skoku. Nagle pozostałe szyby popękały obsypując ich szkłem, oni sami upadli, a płomienie niemal zgasły. Tak potężny był podmuch spowodowany uderzeniem smoczych skrzydeł. Mężczyźni podnieśli się i podeszli do okien, jak zahipnotyzowani obserwując wielką, odlatującą bestię. Smok Tesselenatio uśmiechnął się do siebie, czując na sobie te spojrzenia. Spojrzenia całego, wielkiego miasta pod nim. Właśnie tak ludzie powinni ich widzieć, jako majestatycznych władców nieba i ognia.

Koniec

Komentarze

     Gdyby to poszerzyć i rozwinąć motywację bohaterów – smoków oraz opis świata, mógłby to być ciekawy tekst. Na razie jest to dopracowany zarys. Ale, jak na debiut,  nieżle.       Pozdrówko.

     Sorry, tekst nie jest debiutem.

Pamiętaj – imiesłowy to dzieło szatana!   Czasem zlepiasz kilka zdań w jedno.   Dziewczynki w salonie oderwały się natychmiast od plotkowania i piłowania paznokci, gdy postawny mężczyzna przestąpił próg lokalu, uśmiechały się zalotnie, wypinały piersi. Nieznajomy, ale bogato ubrany, musiał mieć pieniądze.     Może tak: Gdy postawny mężczyzna przestąpił próg lokalu, dziewczynki przestały plotkować, uśmiechnęły się zalotnie i wypięły piersi. Nieznajomy był bogato ubrany, zapewne miał pieniądze.    Idealnie pasował do tego miejsca, wytwornego, pełnego dzieł sztuki i pięknych kobiet. W takim wytwornym miejscu pracują idiotki? Może były po prostu mało doświadczone?   Poczekała aż skończy i zaprowadziła kręconymi schodami na górę. Madame poczekała chwilę, paląc fajkę, potem skinęła tylko ręką, a z ciemnego kąta wyłonił się niewidzialny dotąd osiłek o łysej czaszce.     stanął przed przed ladą jej niewielkiego barku i wymruczał przywitanie. Wymruczał?    Głos ze środka był kobiecy i namiętny – głos dobiegający ze środka…   Wszedł do przestronnej sypialni oświetlonej dziesiątkami świec, z okien, z obowiązkowo czerwonymi firanami, rozciągał się widok na całą dzielnice rozpusty.  To są dwa zdania. Może tak: Wszedł do przestronnej sypialni, oświetlonej dziesiątkami świec. Z okien, przysłoniętych do połowy czerwonymi firanami, rozciągał się widok na całą dzielnicę rozpusty.   Stał tutaj duży stół, ale zupełnie pusty, nie licząc niewielkiej poduszki, w rogu czekała balia, wokół niej mnóstwo olejków i perfum. Znaczy ta poduszka leżała na stole, tak?   Piersi niemal wylewały jej się z jedwabnej halki, miała boskie krągłości, jędrne, bez grama zbędnego tłuszczu. He, he, he, rozbawiło mnie to zdanie. Nie można mieć krągłości bez tłuszczu:) Nawet bardzo jędrne krągłości to tłuszcz:) Ok, rozumiem o co chodzi. Po prostu miała dokładnie tyle tłuszczu ile trzeba i tam gdzie trzeba;)   – Tessi – przedstawił się podchodząc do łoża i siadając obok niej. – Zegathe, Likerotte. Lepiej będzie: przedstawił się, podszedł do łoża i usiadł obok kobiety.   Spokojnie, tylko mi, ufam mu. – Nie jestem pewna, ale ja bym użyła mnie.    powiedziała, jakby nie było w tym nic niezwykłego, przy czym położyła dłonie na biuście, a ten natychmiast się skurczył – Naprawdę chcesz zmniejszać biusty bohaterkom swoich opowiadań? Odważny krok.   Łapiąc głęboki oddech Tessi sturlał się z blatu i wstał, zmierzył Likerotte wzrokiem, a ta klasnęła, robiąc teatralnie zdziwioną minę. Powinny być dwa zdania. Po co mu te powietrze? Tessi sturlał się z blatu, wstał i zmierzył Likerotte wzrokiem.   Tessi, stojąc spokojnie, pozwolił jej skończyć przemowę, na jego twarzy objawiła się w końcu jakaś emocja. Tessi stał spokojnie, dopóki nie skończyła swojej przemowy. Na jego twarzy malował się smutek.   Zaskoczona, zamiast uderzyć wypluła w jego kierunku kulę ognia, która wybuchła milionami iskier, rozsypały się po pomieszczeniu podpalając je natychmiast. Zaskoczył ją. Zamiast uderzyć wypluła kulę ognia. Milion iskier rozsypał się po pokoju, podpalając zasłony, dywan i pościel.   – Smoki – odparł Tessi, zaciskając mocniej palce – się nie kurwią! Ha, to jest puenta!!!    

Smutna kobieta z ogórkiem.

Dobrze się czytało, pomimo kilku drobnych pomyłek.   Sam pomysł raczej nie nowatorski, zmiennokształtne smoki nie takie hece już wyprawiały, ale to nie szkodzi. Zakończenie mi się podobało, dodam.

Dzięki za komentarze, wiele dla mnie znaczą, zwłaszcza, że jest to tekst powstały po długiej przerwie w pisaniu czegokolwiek. RogerRedeye Wydaję mi się, że opis świata zepsułby lekkość utworu. Nie miałbym też za dużo do napisania. Istnieją smoki, są zmiennokształtne, chyba tyle :)  A motywacja bohaterów… Tessiego jest jasna, zaś Likerotte pozostaje w strefie domysłów i tak jest moim zdaniem najlepiej. Może lubi sex, może łatwe pieniądze (a wiadomo nie od dziś, że smoki lubią złoto), może sex za pieniądze. A może dziwka to dziwka i nie ważne, czy człowiek, czy smok. Tak czy inaczej komentarz skłonił mnie do przemyślenia kontynuacji przygód Tessiego, obrońcy smoczej epickości. Ale raczej nie :D   Virginia Bardzo liczyłem na coś takiego, wielkie dzięki za poświęcenie czasu! Nie miałem niestety nikogo, kto oceniłby ten tekst i podpowiedział to i owo, więc bardzo doceniam sugestie i chętnie zedytuję w tekście co nieco.

Ech, nawet wśród smoków znajdą się tacy, którzy lepiej wiedzą, jak inni powinni żyć. Podobało mi się.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka