Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Kolos
I
Furgonetka zatrzymała się przed parterowym, pokrytym białą łuszczącą się farbą budynkiem. Dalej było ogrodzenie i zamknięta na kłódkę brama. Za nimi – w niecce pomiędzy dwoma wysokimi wzniesieniami – rozpościerał się las stalowych kikutów. Ostatnie opary porannej mgły spowijały masywne, niegdyś przyzwyczajone do międzygwiezdnych zrywów dysze atomowych silników, teraz rdzewiejące na wielkich prowadnicach lub zatopione w betonowych piedestałach. Zza wzniesienia wylazło wreszcie słońce – kałuże w koleinach upstrzyły się jadowitymi kolorami oleistych plam, a cienie rozlały ku zachodowi.
Pirx, wcześniej podczas podróży zmorzony snem, wyskoczył z kabiny pojazdu. Chuchnął kilka razy w dłonie, a potem parokrotnie klepnął się w uda. Poprawił jesionkę; zdecydowanie nie docenił chłodu poranka.
Z wnętrza furgonetki wyszło trzech inżynierów oraz urzędnik Kompanii Południowej. Technicy jak ćmy przy lampie skupili się wokół otwartego termosu z kawą. Ich szef natomiast stanął obok zapatrzonego w cmentarzysko rakiet Pirxa.
Pilot, zapaliwszy papierosa, szukał wzrokiem celu przyjazdu. Kolos I powinien był wyraźnie górować nad pozostałymi zgromadzonymi statkami kosmicznymi. 36 000 ton masy spoczynkowej, niegdyś nowoczesny reaktor uranowo-wodny, a przede wszystkim pierwszy stosunkowo stabilny model wspomagającej zarządzanie rakietą inteligencji pokładowej. Kolos przez pewien okres stanowił podstawę ganimedejskiego transportu surowców, później jednak – jak każde narzędzie – uległ awarii. Wypadek stanowił dość głośne wydarzenie ze względu na ogromne koszty, jakie pochłonęło usunięcie jego konsekwencji. Usterki okazały się być na tyle poważne, że remont stał się nieopłacalny; doświadczenia natomiast wykorzystano przy budowie kolejnych rakiet tej klasy. Pierwowzór zaś wylądował na składowisku jako potencjalne źródło części zamiennych.
– Szuka pan Kolosa? – zapytał Buchanan, zastępca dyrektora Kompanii do spraw międzygwiezdnych frachtowców.
– Tak – odparł Pirx.
– Stąd nie widać. – Uprzedzając skądinąd zasadne pytanie szybko dodał: – W zeszłym roku doszło do katastrofy. Rakieta przewróciła się. Komisja ekspercka z towarzystwa ubezpieczeniowego orzekła, że doszło do błędów w konserwacji postumentu i lin stabilizacyjnych. Niedawno zakończyło się postępowanie, więc tak naprawdę dopiero teraz będziemy mogli ocenić, czy możliwy jest demontaż wszystkich interesujących części. Pechowy ten statek.
Z budynku wyszedł kierownik biura składowiska z pękiem kluczy w dłoni.
II
Zza zakrętu wyłaniała się bulwiasta, wbita przerażającą siłą upadku w ziemię rakieta, częściowo osłonięta brezentowymi płachtami. Teraz już takich nie budowano. Pirx z pewnym rozżaleniem dostrzegł pofałdowane i powgniatane poszycie oraz pokaźne pęknięcie mniej więcej w połowie długości statku, które niewątpliwie wskazywało na wystąpienie poważnych uszkodzeń tytanowego szkieletu. Kolosa nie dało się już podnieść; przy ewentualnej próbie pękłby jak patyk.
Niedaleko wcześniej widział hałdę porozbijanych i odrapanych samochodów. W jego głowie na myśl o losie tych dwóch przedmiotów użytku – ale jakże różnych – pojawił się pewien dysonans. Popatrzył w górę, szukając źródła nieznośnego brzęczenia.
Unoszący się za pomocą odrzutowego silnika robot konserwacyjny, jak ptak w paszczy krokodyla, pracował przy położonej najwyżej, na wysokości około szóstego piętra, dyszy układu napędowego rakiety. Dostrzegłszy przybyszów, wstrzymał pracę i powrócił na ziemię. Pokryty był jaskrawopomarańczową emalią. Na jego obudowie zainstalowano kilkadziesiąt podajników z narzędziami.
– Skoczek na E6 – wypowiedział mechanicznym głosem, wylądowawszy obok furgonetki.
Pirx spojrzał na Buchanana.
– Centralny komputer Kolosa wciąż jest aktywny. Ułatwia to nam prace diagnostyczne. Konserwator pewnie nawiązał z nim kontakt.
Wysiedli.
– Holo 4R melduje wykonanie 16% napraw w obrębie dyszy numer trzy. Ze względu na przepisy BHP na czas inspekcji – trajkotał elektroniczny głos – praca zostanie przerwana.
– Trzeba będzie przede wszystkim przygotować wręgi w osłonach pokładu nawigacyjnego do demontażu – zaczął wyliczać zastępca dyrektora, ignorując robota. – Kolos VI zaliczył kraksę i wymaga napraw. Zabierzemy również elektronikę, część instalacji chłodzących, a inżynierowie zbadają, czy możliwe jest wyciągnięcie całego stosu. Utrzymywanie reszty jest nieekonomiczne, więc Kompania sprzeda wrak na żyletki.
Pirx nic nie odpowiedział. Popatrzył na robota, który zamarł w postawie spoczynkowej, podłączywszy się do stacji dokującej. Konserwator gapił się swoimi bezmyślnymi szklanymi oczami w stronę delegacji.
– Wieża na D4. Szach.
III
– Witamy na pokładzie Kolosa I.
Wnętrze rakiety było podobne do starych rycin, przedstawiających iluzje przestrzenne. Główny pion komunikacyjny składał się teraz z wielu zestawów klatek schodowych. Zasadnicza owinięta była dookoła szybu, ale ze względu na poziomie ułożenie statku stała się bezużyteczna. Kolejne wyrastały co jakiś czas w zupełnie obcej wizualnie relacji, tworząc ułudę chodzenia po ścianach; grawitacja była jednak nieubłagana. W rzeczywistości prowadziły do śluz wiodących na poszczególne poziomy, jawiących się jako dziury w suficie.
– Antonow – powiedział Buchanan. – Zacznij analizę obudowy stosu pod kątem przecieków. Smith, agregaty chłodzące…
Pirx zostawił pracowników Kompanii i ruszył metalowym trapem na mostek. Nieczęsto trafia się okazja, by zwiedzić jedną z tych rakiet, które tworzyły historię. Pokład przypominał wnętrze dawnych statków. Ściany i pulpity obłożone były malowanym na brązowo drewnem lub okładziną imitującą drewno. Obudowy zegarów i wyświetlaczy wykonane były z cyny, podobnie pokrętła i koła do ręcznego opuszczania grodzi hermetycznych.
– Pion na C6. – Z komunikatora pilotów popłynął elektronicznie generowany głos.
– Dlaczego do porozumiewania się z robotem konserwacyjnym nie używasz cyfrowego przesyłu danych? – rzucił w przestrzeń Pirx.
– Odnośny moduł został zdemontowany – rzeczowo odparł komputer. – Wobec czego możliwe jest prowadzenie jedynie komunikacji głosowej.
Pirx zastanowił się nad swoistą upiornością całej sytuacji. Rozmontowywany byt przecież słyszał w rozmowach techników, podzespół po podzespole tracił kolejne zdolności. Nie był w stanie zdać sobie sprawy z tego, że operacja doprowadzi do jego efektywnego unicestwienia. Nikt nie implementował maszynom instynktu samozachowawczego. Program diagnostyczny służył jedynie minimalizowaniu uszkodzeń. Komputer pokładowy Kolosa posiadał natomiast moduł nauki i obsługiwał skomplikowane algorytmy wykorzystywania nabytych zasobów. W pewnym sensie miał pamięć. Prawie jakby istniał.
– Opowiedz o wypadku podczas ostatniej podróży ganimedejskiej. W skrócie – dodał – nie mam zbyt wiele czasu.
– Jak wykazały późniejsze analizy, ładunki kontenerowe nie były w prawidłowy sposób zabezpieczone. – Miarowy głos popłynął z głośnika. – Doprowadziło to do wystąpienia podczas wchodzenia na orbitę Ganimedesa istotnych przeciążeń, mogących zagrozić integralności statku. W powyższej sytuacji pilot por. Tom Milton podjął błędną decyzję o kontynuowaniu procedury lądowania, wobec czego stało się koniecznością odsunięcie go od wykonywania czynności. Odseparowawszy czynnik ludzki, wyprowadziłem Kolosa na orbitę zewnętrzną Jowisza.
O tym nie było mowy w oficjalnych raportach, stwierdził Pirx. To Miltonowi przypisano niezbyt trafną, przynajmniej w kontekście ekonomicznym, decyzję. O ryzyku związanym z próbą ewentualnego lądowania można było przeczytać między wierszami – o ile miało się odpowiednie doświadczenie. Koszty ściągnięcia statku, zaburzenia w transporcie wynikłe z krążenia takiej bezwładnej kupy złomu po orbicie, pokaźne opóźnienia w zdaniu ładunku, nie wspominając o konieczności wycofania Kolosa z użycia – te czynniki na kilka lat podkopały bilans finansowy Kompanii.
– Ile wynosiła szansa na prawidłowe lądowanie?
– 53%.
– A na ucieczkę na orbitę?
– 68%.
– Stosunkowo niewielka różnica. W obu przypadkach powinno było się udać.
– Z perspektywy Kolosa to bardzo dużo.
Gdzieś z głębi statku dotarł zwielokrotniony echem zgrzyt stali oraz głuchy odgłos upadku. Potem dołączyły krzyki. Pilot pospiesznym krokiem ruszył w tamtym kierunku.
Na miejscu okazało się, że doszło do zerwania jednej z klatek schodowych. Buchanan siedział oparty o ścianę, technik starał się usztywnić jego rękę – paskudnie złamaną. Pozostali dwaj, oświetlając zakamarki lampami halogenowymi, oglądali feralne schody.
– I co?
– Nity – powiedział inżynier. – Wygląda na to, że ktoś usunął nity przytwierdzające konstrukcję do podłoża.
– Może były wadliwe i puściły? – rzucił drugi.
– Może… Ale to raczej mało prawdopodobne. Trzeba powiadomić zarządcę. Może po składowisku grasują jacyś złomiarze.
– Wracamy, pan Buchanan potrzebuje pomocy lekarza.
– Kolos I żegna.
IV
Po powrocie do kosmodromu Pirx udał się do swojego pokoju w hotelu pilotów. Wziął gorący prysznic i wypił mocną kawę. Próbował wczytać się w specyfikację ładunku, który miał w przyszłym tygodniu przewieźć na Marsa, ale nie mógł się oderwać myślami od wypadku na Kolosie.
Czym tak właściwie kierował się komputer pokładowy kwestionując decyzję pilota. Ekonomią? Ganimedes to pustkowie, prawdopodobnie straty wynikłe z katastrofy na powierzchni byłyby niższe, niż gdyby rakieta rozpadła się na orbicie, wypuszczając chmurę radioaktywnego paliwa. Życiem załogi? Kapsuły ratunkowe. Jedyne, co pozostaje, to te kilka punktów procentowych na korzyść przetrwania samego statku. Kolos nauczył się, że człowiek może podjąć błędną – lub po prostu niekorzystną – decyzję. Czyżby teraz zaczął interpretować takie błędy w kontekście priorytetu własnego przetrwania?
Pirx zadzwonił do Buchanana.
– Czy przed poprzednim wypadkiem, gdy rakieta przewróciła się – zaczął – planowaliście dokonać jakiegoś poważniejszego demontażu?
– Co? – zastępca dyrektora najwyraźniej dopiero się obudził. – Tak. Chcieliśmy zabrać dyski pamięci do archiwizacji.
– Czy w jakikolwiek sposób ogłosiliście to wobec niego?
– Wobec kogo?
– Kolosa.
– Nie mam pojęcia, co to za pytanie. Czekaj chwilę…
Roboty technicznie nie grywają w szachy, przemknęło Pirxowi przez myśl, one nie służą do rozrywki. Komputer pokładowy musiał zainfekować i przejąć konserwatora. Pewnie dzięki niemu uszkodził postument, powodując poprzedni wypadek i odsuwając w czasie zagładę, a teraz…
W tle słychać było zdenerwowany głos i głośne przekleństwa.
– Szlag by trafił tę kupę złomu! – ryknął w słuchawkę Buchanan. – Jadę na składowisko.
Pirx również wybiegł z pokoju.
V
Z daleka dochodziło głośne i przeciągłe wycie syren alarmowych. Po nadawanym sygnale Pirx poznał, że doszło do skażenia radioaktywnego. W okolicy składowiska pojawiły się już pierwsze jednostki służb ratunkowych. Na miejscu byli przedstawiciele Kompanii, a wśród nich Buchanan.
– To Kolos? – spytał Pirx.
– Tak – odparł zastępca dyrektora. – Doszło do gwałtownego wycieku z reaktora jądrowego. Cała niecka – westchnął – została skażona.
W powietrzu unosiły się ogromne śmigłowce, z których zrzucano na Kolosa kwas borny. Pirx zastanowił się, czy powinien podzielić się z Buchananem wnioskami, do których doszedł. W tej sytuacji – skoro przez najbliższe sto lat i tak nikt nie podejdzie do Kolosa – uznał to jednak za bezprzedmiotowe.
Przecież całe to zdarzenie nie mogło być niczym więcej jak przypadkiem, statystycznie niemożliwym błędem, wskutek którego maszyna zawalczyła o własne przetrwanie.
fin
Atmosfera jest, choć z "jesionką", w którą ubrany jest Pirx to lekka przesada. No i co on tam właściwie robił? Tak się pętał w oczekiwaniu na załadunek? Strasznie szybciutko załatwił się z tą zagadką (?), zdaje się, że jego niegenialna genialność wzrosła jeszcze od czasów, kiedy pisał o nim Lem ;) "Nieczęsto trafia się okazja, by zwiedzić jeden z tych statków, które tworzyły historię. Pokład przypominał wnętrze dawnych statków."
Stary, dobry Pirx. Uwielbiam gościa. Mnie się podobało. :)
Niemal świetne. Jest jednak kilka nieścisłości logicznych. Stos atomowy na zwykłym złomowisku? Możliwość buszowania złomiarzy i wyjęcia przez nich nitów? No i czemu kompania nie ubezpieczyła statku?
Komisja ekspercka z towarzystwa ubezpieczeniowego orzekła ; )
Co do złomiarzy – pytanie, czy to rzeczywiście złomiarze spowodowali wypadek Buchanana. Cóż, być może tę kwestię trzeba będzie bardziej wyjaśnić. Ale to wieczorem.
I po co to było?
O, a ja się dopatrzyłam, że coś skiepściłam ze swoim postem (pewnie użyłam niedozwolonych znaczków), te zacytowane przeze mnie dwa zdania powtarzają niepotrzebnie słowo "statek", myślę, że dobrze byłoby to poprawić.
Trochę zbyt łatwa zagadka. Pirx zdecydowanie powinien podzielić się wątpliwościami – przecież ciągle buduje się rakiety tej klasy. Czy nie lepiej, żeby konserwator podawał pełniejsze opisy ruchów? Całkiem możliwe, że na D4 można było pójść dwoma wieżami.
Babska logika rządzi!
Świetne opowiadanie. Wychowałem się na Lemie i od razu rozpoznałem klimat. Jednak przydałoby się więcej archaicznych (z naszej perspektywy) wtrąceń, żeby iluzja była pełniejsza: co tam robi komputer zamiast kalkulatora??? :) Faktycznie, oryginalne opowiadania były dłuższe, ale cóż, Lem nie żyje. Mam tylko jedno poważne zastrzeżenie – opko za bardzo przypomina mi "Terminusa". Ale to w sumie może być jego zaletą, skoro tekst jest fanfikiem. Syf.ie, świetna robota.
Pirx był jedną z pierwszych fantastycznych rzeczy, którą czytałam. Twoja opowieść ma ten klimat, tę tajemnicę. Podobało mi się.
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
Nie twiedzę, że złomiarze cos tam podwędzili, ale, że Twoi bohaterowie dopuszczają taką możliwość ;)
Syfie 1. Wyrzuć bliskie powtórzenia (np. "stanowił") 2. Zdecyduj, czy statek kosmiczny był międzygwiezdny, czy międzyplanetarny. To wielka różnica. 3. Pozostawienie stosu atomowego bez opieki jest możliwe jedynie w humoresce. Jeżeli ten tekst ma w założeniu być humoreską, to w porządku. Statki międzyplanetarne wożące towary na pewno nie będą miały kształtu smukłych pocisków, mogących się przewracać. Powinieneś, moim zdaniem, zrewidować opis kształtu kosmolotu. 5. Opowiadaniu brakuje dramatyzmu. Moim zdaniem, to takie literackie "szachy". (nomen-omen). 6. Motyw obrony sztucznej inteligencji przed zagładą jest częsty w fantastyce naukowej. Niezależnie od mego marudzenia, tekst czyta się dobrze. Pozdrawiam.
No proszę, Pirx prawie jak żywy ;-) Przeczytałem z przyjemnością.
Total recognition is cliché; total surprise is alienating.
To drugi fanfik dotyczący pilota pirxa. Ja napisałem fanfik pt. "Konsternacja". Ale mój tekst to typowa humoreska.
Niestety… Przykro mi…
Niestety… Przykro mi… bywa ; ) ryszardzie, co do stosu – myślę, że pozostawiono sztuczną inteligencję w stanie aktywnym również po to, by kontrolowała możliwość wejścia na pokład i niejako opiekowała się całym statkiem. W każdym razie dzięki za komentarze.
I po co to było?
Fajne :)
Przynoszę radość :)
a wg mnie bomba. :) …i to mimo, że nie lubię sf :) ale SI się usamodzielniło trochę jak w pierwszym filmie resident evil :D pzdr. m.
Nieznoszę fanfików. Dlaczego właściwie zrobiłeś z tego fanfik, skoro z powodzeniem można było zamienić imię "Pirx" na jakiekolwiek inne i przedstawić jak całkowicie własną historię? No pojąć nie mogę. Fakt, że tekst jest fanfikiem boli mnie tym bardziej, że opowiadanie jest świetne i przez to mam obecnie dylemat, co o nim myśleć.
Cóż – chyba przymknąć oko na to, że pojawia się imię Pirx : )
I po co to było?
. 36 000 ton masy spoczynkowej, – zdanie zacząłeś od liczby… Bohater zbyt łatwo nabiera podejrzeń co do natury wypadków uniemożliwiających prace przy Kolosie. Prawdziwy Pirx był bardzo sceptyczny wobec maszyn, długo szukał racjonalnych, zgodnych z przedstawianą logiką ich działania wyjaśnień zanim przyjmował zaskakująco "ludzką" hipotezę rozwiązania. Zarówno odpadnięcie od skały Aniela jak i stary robot "przechowujący" duchy zmarłych na Terminusie przedstawione były w sposób powoli budujący wątpliwości – tutaj rach, ciach, leci finał. Nie po Lemowemu, chociaż klimat złapałeś rzeczywiście, fanfikowski :)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)